Gdy Mark był dzieckiem, mama opowiadała mu, że anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię. Gdy dorósł, zwątpił w te słowa. Kiedy jednak znalazł się na samym dnie, ponownie w nie uwierzył.
Mark Smart był życiowym nieudacznikiem, który nigdzie nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Los postawił jednak na jego drodze niezwykłą dziewczynę - Macy. Uczucie, którym ją obdarzył różniło się od jego dotychczasowych związków: "to tak jakby porównać Święto Pracy z Bożym Narodzeniem". Gwiazdka nie może jednak trwać wiecznie, a miłość Marka i Macy napotka na niespodziewane przeszkody. Czy mroczne wydarzenia z przeszłości muszą rozdzielić ich na zawsze?
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2011-11-07
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 296
Tytuł oryginału: Finding Noel
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Bartosz Gostkowski
Macy i Noel utraciły matkę w bardzo młodym wieku, ojciec narkoman oddał je do adopcji, podczas której zostały rozdzielone. Noel trafiła do bogatej, prawniczej rodziny, natomiast jej siosta musiała znosić wieloletnie bicie i upokarzania, aż nie wybrała życia na ulicy i nie poznała swojego anioła stróża. Mark z kolei chciał studiować i wyrwać się z rodzinnego domu, uciec od trudnych relacji z ojcem, jednak jego marzenia natrafiły na wiele przeszkód i musiał ułożyć sobie życie zupełnie inaczej, niż tego pragnął. W pewną śniężną noc losy Macy i Marka zostają ze sobą zplecione, kiedy jego samochód psuje się tuż obok kawiarni, w której pracuje Macy.
Książki Richarda Paula Evansa nie są wymagające. Pokuszę się o opinię, że jest on "cieńszym" Sparksem. Podczas kiedy ten drugi autor się rozpisuje, pierwszy zawiera na stronach najważniejsze informacje. To książki składające się z dialogów i krótkich wprowadzeń do otaczającej bohaterów rzeczywistości, do tego dochodzą wręcz filozoficze refleksje o życiu, które mają wycisnąć z oczu czytelnika łzy, i w pewnych sutuacjach rzeczywiście się im udaje.
Nadal jednak są to proste i krótkie historie, brak rozbudowanych opisów przybliża nam bohaterów w tak nikłym stopniu (chociaż przedstawione są nam ich losy w całości), że nie jesteśmy w stanie ich poznać. Oczywiście historia musi być dramatyczna, bohaterowie muszą znajdować się na życiowym rozwidleniu, czy w ślepej uliczce.
Sama historia jest bardzo szybka, przyjemna do czytania, chociaż smutna. Osobiście mnie nie urzekła, wszystko działo się za szybko, deklaracje bohaterów były dla mnie zbyt pochopne, pozbawione realizmu (chociaż zdaję sobie sprawę, że czasem popełniamy w życiu szalone, natychmiastowe decyzje, to jednak w tym wypadku wypadły one moim zdaniem nierealnie). Miałam wrażenie, że przeżycia Marka, a tym bardziej Macy są spłycone, przedstawione w bardzo surowy sposób, bez żadnych emocji. Polecam na leniwe niedzielne popołudnia, ale nie jest to książka do której się wraca.
Poszukiwania siostry z ukochaną osobą nabierają kolorowych barw i zmierzają we właściwym kierunku. Jednak nie wszystko układa się dobrze dla Macy.
Książka idealna do przeczytania w czasie Adwentu lub w samo Boże Narodzenie.
Cytat z książki:,, Zaczynać na początku, kończyć gdy rzecz ma się ku końcowi to najlepsza rada, jaką dam przyjacielowi."
„Są takie opowieści, świąteczne opowieści, które trzyma się zamknięte w pudełkach razem z bombkami i lampkami na choinkę i które wyjmuje się każdego roku, by się nimi cieszyć. Sądzę, że moja historia jest właśnie z nich.”
„Szukając Noel” to ciepła i wzruszająca historia z klimatem jaki może stworzyć jedynie Richard Paul Evans. Znajdziemy w niej z jednej strony przeciwności i problemy, jakim muszą sprostać bohaterowie, z drugiej natomiast otrzymamy pewne rozwiązania i podpowiedzi, aby łatwiej nam było podołać życiowym trudnościom. Jak i w innych powieściach, tak i tutaj autor odwołuje się do skrótowych zapisków z pamiętnika głównego bohatera, które stanowią motto i pewnego rodzaju wskazówkę postępowania. Czy je wykorzystamy zależy jedynie od nas samych…
Mark Smart w jednym z najtrudniejszych momentów swojego życia poznaje Macy – dziewczynę z przydrożnego baru, która bezinteresownie wyciąga do niego pomocną dłoń, bo „…anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię.”
Jak się okazuje życie tej młodej, dwudziestoletniej dziewczyny obfitowało w różne nieszczęścia i trudności. Po śmierci matki Macy wraz z siostrą pozostawały pod opieką uzależnionego od narkotyków ojca. Wkrótce potem obie zostały rozdzielone i trafiły do rodzin zastępczych. Trzyletnia wówczas Noel znalazła kochającą rodzinę, która ofiarowała jej wszystko co najlepsze, ale siedmioletnia Macy nie miała tyle szczęścia. Trafiła do Państwa Hummelów, którzy bardzo źle ją traktowali, bili i wykorzystywali. Przez cały czas zastanawiałam się dlaczego takiej rodzinie w ogóle zezwolono na adopcję i nadal nie mieści mi się to w głowie. Kiedy dziewczyna podrosła uciekła z domu chcąc w ten sposób uwolnić się od koszmaru. Zanim odnalazła szczęśliwą przystań u Joette wiele jeszcze musiała wycierpieć. Teraz próbuje za wszelką cenę odnaleźć swoją ukochaną siostrę, ale „…zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu”.
Mark również boryka się z osobistymi problemami – ze śmiercią matki – najlepszej przyjaciółki, tłumioną przez lata nienawiścią do ojca, samotnością, przerwaniem studiów, rozczarowaniem w miłości. Te wszystkie trudności piętrzą się niczym ogromna góra, z którą bohater nie może sobie poradzić. Przypadkowe spotkanie z Macy to najlepsza rzecz, jaka mu się w życiu przydarzyła.
„Myślisz, że to ona cię uratowała. I tak było. Ale uratowała cię właśnie po to, żebyś ty mógł teraz uratować ją.”
Ta mądra i intrygująca historia skierowana jest do każdego z nas. Każdy bowiem odnajdzie w niej cząstkę samego siebie. Emocje towarzyszące trudnym tematom podjętym przez autora kontrastują z pewnym spokojem. Po zakończonej lekturze czujemy się wzmocnieni, silniejsi, pewniejsi siebie i pozytywnie zastawieni do świata. Takich lektur potrzeba nam więcej! ?
IN
Kiedy kończyłam czytać ostatnią książkę znów stanęłam przed dylematem pod tytułem "Która książka następna?". I nagle mnie olśniło. Otóż siedząc opatulona kocem z książką w ręku i kubkiem gorącej czekolady w drugiej dłoni pomyślałam: "Muszę wyglądać podobnie jak ta laska z okładki książki Evansa". Zaraz po przeczytaniu ostatnich linijek "Misery" zaczęłam szukać owego tytułu. Postanowiłam, że skoro aura jest raczej mroźna, za oknem pruszy śnieg, to książka z kobietą w czapce i szaliku popijającą coś (najwyraźniej ciepłego) jest jak najbardziej na miejscu. Tym bardziej, że "Szukając Noel" przeleżała u mnie całą wiosnę i lato. Najwidoczniej czekała na swój moment i to był ten najwłaściwszy...
Tak rozpoczęła się moja przygoda z historią Marka - mężczyzny, który pewnego dnia traci sens życia. Na dodatek psuje mu się samochód i wtedy na jego drodze staje... Macy. Kobieta, która go zafascynowała od pierwszych chwil. Brzmi zwyczajnie i banalnie? Bo tak jest z tym, że kobieta ma pewne tajemnice przed Markiem. To co łączy tych dwoje to również żal do swych rodziców. Macy jest adoptowana i teraz szuka swojej siostry Noel, z którą została rozdzielona w młodym wieku. Mark natomiast cierpi po stracie matki i obwinia o jej odejście ojca. W calej tej historii pojawia się również Joette - przyjaciółka Macy, któa też skrywa pewną tajemnicę. Jak potoczą się te poplątane ścieżki bohaterów książki? Jakie tajemnice skrywa Joette i Macy? Czy Mark pogodzi się z ojcem? Odpowiedź na te pytania w książce.
Moim zdaniem opowieść ta może wydać się banalna, cukierkowa (wręcz przesłodzona momentami). Jednak nie zgodzę się z niektórymi opiniami tutaj, że jest przewidywalna. Można o niej powiedzieć wszystko ale przewidywalność postawiłabym na ostatnim miejscu. W moim przypadku przynajmniej kilka sytuacji nie poszło według mojej myśli.
Muszę jednak wspomnieć, że mimo, iż książkę uważam za dobrą, ciepłą i fajną to jednak ta cukierkowość i przesłodzenie może przyprawić tutaj o mdłości. Nie żeby, nie lubiła romantycznych opowieści (wręcz przeciwnie), jednak tutaj było tego o wiele za dużo w niektórych miejscach. Szczególnie przesłodzone wydały mi się przemyślenia Marka. Cała historia jest tutaj przedstawiona z jego punktu widzenia - to on opowiada nam wszystkie wydarzenia. Momentami Mark jawił mi się przed oczami niczym plastikowy Ken, rzucający banałami w sposób tak niemęski, że to się zaczynało robić sztuczne i straszne zarazem. Za to moją sympatię wzbudziła tutaj Joette - kobieta, którą uważam za wyjątkowo silną jak na sytuację, w jakiej się znalazła.
Jest to druga książka Evansa po "Stokrotkach w śniegu" jaką przeczytałam. Ta jest niezła (stąd pięć gwiazdek), lecz gdybym miała porównywać: poprzednia przypadła mi bardziej do gustu.
Warto się z nią jednak zapoznać - szczególnie w czasie Świąt Bożego Narodzenia bądź tuż przed (tak jak ja to zrobiłam). Fajnie przeczytać czasem taką nieco odrealnioną historię, ale za to klimatyczną. Oderwać się od codzienności, pomarzyć o romantycznych uczuciach. Dodatkowo: książka jest kopalnią różnych ciekawych, sformułowań i cytatów dotyczących życia i świata.
Po odejściu żony Alex zostaje sam, z pustym kontem i raną w sercu. Pragnie poznać bratnią duszę – kogoś, kto zrozumie, jak bardzo jest samotny i...
Co może zrobić człowiek, który wszystko stracił? Alan postanowił wybrać się na wędrówkę, bez szczególnego planu i celu. Nie wiedział...