Wzruszająca i przywołująca wspomnienia opowieść ze Śląska.
"Piękna historia o przyjaźni, sile rodzinnych więzi i szacunku do drugiego człowieka ponad podziałami" - poleca Magdalena Majcher.
Zima roku 1980. Baśka i Marylka są pielęgniarkami, pracują w szpitalu w Katowicach. Barbara ma męża milicjanta, eleganckie M-3. Chętnie chodzi do kina, spotyka się z koleżankami. Uważa się za nowoczesną kobietę. Marylka ma typową, dużą i zżytą ze sobą śląską rodzinę. Jej mąż pracuje w kopalni Wujek i działa w Solidarności. Gdy wybuchają strajki, te dwie zwykłe, a jednocześnie silne i niezależne kobiety stają przed życiowymi dylematami. Jak ochronić bliskich? Jak znaleźć w tym wirze historii i codzienności miejsce na miłość i bliskość?
"Sztuczny miód" to świetnie napisana i poruszająca opowieść o tym, jak żyło się u schyłku PRL-u, gdy czasy były niepewne i czuło się wiszące w powietrzu napięcie, ale ludzie nie skąpili sobie życzliwości.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2024-01-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼 𝗱𝘄ó𝗰𝗵 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝗮𝗰𝗵 𝗺𝘂𝗿𝘂
Solidarność i stan wojenny wprowadzony w Polsce 13 grudnia 1981 roku zacierają się już w pamięci ludzi, podobnie jak druga wojna światowa, czy inne wydarzenia historyczne. Jestem zatem wdzięczna autorce, że w swojej najnowszej książce sięgnęła właśnie po ten temat i postanowiła odświeżyć wspomnienia, bo ponad czterdzieści lat, to szmat czasu i wiele faktów z tamtych lat już zatarło się w ludzkiej pamięci. Opowiedziana historia nie była w stanie mną wstrząsnąć, bo ja to przeżyłam, jestem jej naocznym świadkiem, wciąż tamte lata są we mnie żywe. Byłam wtedy młodą kobietą, która niedawno wyszła za mąż, oczekującą narodzin swojego pierwszego dziecka, miałam swoje marzenia i oczekiwania. Moi rodzice natomiast należeli do Solidarności. Pamiętam doskonale, jakim szokiem było dla mnie mijanie biura Solidarności z powybijanymi szybami, rano 14 grudnia 1981 roku, gdy jechałam do pracy, a potem jak traktowano moich rodziców, dając im odczuć, jak bardzo źle postąpili, stając po stronie Solidarności. Pamiętam też naszą wielką radość i łzy, gdy w końcu pozwolono Janowi Pawłowi II na pielgrzymkę do Polski, w czasie gdy dyktatura komunistyczna wolałaby go nie wpuszczać do kraju, doskonale bowiem zdawali sobie sprawę, co ta wizyta może oznaczać dla uciemiężonego narodu. Przeczuwali, że Papież wleje w serca Polaków nadzieję na lepsze jutro i sprawi, że opór narodu wzrośnie. Słynne słowa Jana Pawła II w homilii wygłoszonej pierwszego dnia w katedrze warszawskiej: 𝑊𝑟𝑎𝑧 𝑧𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑚𝑖 𝑚𝑜𝑖𝑚𝑖 𝑟𝑜𝑑𝑎𝑘𝑎𝑚𝑖, 𝑧𝑤ł𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑎 𝑧 𝑡𝑦𝑚𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑜𝑙𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑢𝑗ą 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑧𝑎𝑤𝑜𝑑𝑢, 𝑢𝑝𝑜𝑘𝑜𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑝𝑜𝑧𝑏𝑎𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑘𝑟𝑧𝑦𝑤𝑑𝑦, 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑝𝑡𝑎𝑛𝑒𝑗 𝑔𝑜𝑑𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎, 𝑠𝑡𝑎𝑗ę 𝑝𝑜𝑑 𝑘𝑟𝑧𝑦ż𝑒𝑚, w której zanegował koncepcje propagandowe władz, na zawsze zapisały się w historii naszego kraju. Sztuczny miód to ważna i poruszająca powieść o niepewnych czasach u schyłku PRL-u, przedstawiająca sytuację robotników na Śląsku tuż przed 13 grudnia 1981 r., zanim w Polsce został wprowadzony stan wojenny, a władzę w kraju przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON).
Sabina Waszut doskonale zobrazowała sytuację na Śląsku rok przed wprowadzeniem stanu wojennego, oddała głos dwóm bohaterkom Basi Uniszewskiej i Marylce Wieczorek. Obie pracują w katowickim szpitalu jako pielęgniarki, z tym że jedna z nich jest żoną milicjanta, a druga żoną górnika działającego w Solidarności, pracującego w kopalni Wujek.
Obie kobiety łączy zawód, lecz dzieli status materialny. Basia żyje na zadowalającym poziomie, którego wielu jej zazdrości. Ma eleganckie M-3, chodzi do kina, spotyka się z koleżankami, uważa się za nowoczesną kobietę, natomiast Marylka ma typową dużą zżytą śląską rodzinę.
Marylka Wieczorek nie lubiła rozmawiać o polityce, nie rozumiała jej, a nawet lękała, chociaż wszyscy wokół o niej rozmawiali, uważając się za specjalistów. Wpisała się wraz z mężem do NSZZ „Solidarność”, choć złe przeczucia jej nie opuszczały. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑔ł𝑢𝑝𝑖𝑒𝑐 𝑚ó𝑔ł 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć, ż𝑒 𝑤𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗, 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑒𝑘 𝑖 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑐𝑧𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑘𝑢𝑟𝑧ą 𝑡𝑦𝑐ℎ, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑧𝑎 𝑠𝑡𝑒𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢.
Basia, gdy w kraju zaczynało wrzeć, w oczach znajomych widziała dezaprobatę, w pracy musi udawać, że nie słyszy szeptów za jej plecami. Koleżanki i koledzy nie rozumieli, że Albert nie jest z tych, którzy używają pałek na robotników, że w MO wykonuje zupełnie inną pracę. Jednak sam fakt, że był milicjantem, wystarczył, by spoglądano na nią spode łba.
Gdy Marylka martwi się, z czego ugotuje rodzinie obiad, przedłużająca się nieobecność męża w domu powoduje, że Basi zaczyna imponować adoracja ze strony kolegi z pracy, znanego bawidamka i flirciarza, pod jego wpływem, wbrew mężowi zapisuje się do Solidarności.
W kraju coraz bardziej wrze, górnicza brać zapowiedziała, że nie pozwoli się gnębić i jak trzeba, będą walczyć. Ich żony chciały zachodniego dobrobytu, ale nie kosztem przelanej krwi ich mężów. Życie i zdrowie było dla nich najważniejsze. Żadne patriotyczne zrywy nie były warte poświęcenia życia kogokolwiek. W niekończących się kolejkach ludziom puszczały nerwy i kłócili się o byle co. 𝑊 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑎𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧ł𝑜 ż𝑦ć, ż𝑒 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎 𝑠𝑡𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤𝑟𝑜𝑔𝑖𝑒𝑚 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑗 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑦, 𝑎 𝑘𝑎w𝑎ł𝑒𝑘 ż𝑦𝑙𝑎𝑠𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑖ę𝑠𝑎 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑝𝑎𝑐𝑧𝑘𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑘𝑖𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦 𝑠𝑡𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑖ż 𝑤𝑧𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑎 ż𝑦𝑐𝑧𝑙𝑖𝑤𝑜ść 𝑖 𝑠𝑜𝑙𝑖𝑑𝑎𝑟𝑛𝑜ść?
Nadchodzi jednak dzień, gdy wybuchną strajki i obie kobiety będą zmuszone dokonać wyborów najtrudniejszych w swoim życiu. Chciałyby chronić siebie i swoich bliskich, ale machina niepokojów już ruszyła, więc cokolwiek zrobią i tak nie będzie miało to znaczenia. Z perspektywy dwóch przerażonych kobiet świat jawi się zupełnie inaczej. W ogóle nie interesowały się polityką, chciały tylko normalnie żyć, nie liczyło się dla nich, kto ma rację.
W opisanych przez autorkę czasach Polacy opuszczali kraj w każdy możliwy sposób i za granicą prosili o azyl, a w Karlinie odkryto złoże ropy, które dawało nadzieję na bogactwo narodowe. To czasy, gdy w niewielkim Karlinie na Pomorzu w niebo wzbił się słup naftowego ognia. Płomienie szalały, a media okrzyknęły PRL nowym Kuwejtem.
To był także czas, gdy 𝑚𝑖𝑙𝑖𝑐𝑗𝑎 𝑧 𝑟𝑜𝑘𝑢 𝑛𝑎 𝑟𝑜𝑘 𝑐𝑖𝑒𝑠𝑧𝑦ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜𝑟𝑎𝑧 𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧ą 𝑠ł𝑎𝑤ą. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜c𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑎𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑚𝑢𝑛𝑑𝑢𝑟𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ ż𝑎𝑟𝑡𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖. Ludzie żyli z dnia na dzień, ważne było to, co dzisiaj, i ewentualnie najbliższa przyszłość, historii znać nie musieli. Czasy, w jakich przyszło im żyć, nie były łatwe, ale zanosiło się na to, że nadchodzą gorsze niż te, do których przywykli.
Wtedy ludzie myśleli, że 𝑤ł𝑎𝑑𝑧𝑎 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑑𝑑𝑎ć, 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑐𝑎ł𝑦 𝑛𝑎𝑟ó𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑐ℎ𝑐𝑒. Nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo się mylą i jak blisko jest już to, co władza, zamierzała zrobić ze zbuntowanym narodem. To kobiety w swej mądrości czuły, że tam w Warszawie tak po prostu nie ugną się pod żądaniem ludu. Był to czas, gdy młodzież musiała dokonywać wyborów, których nawet dorośli dokonywać nie potrafili. Strajki, wiece, slogany i odezwy, gazety i ulotki a między tym wszystkim syn Marylki i córka Barbary. Obie czuły jednakowy lęk o swoje dzieci. Poglądy podzieliły Polaków, rodziny domowników […] 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑙𝑖𝑛𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑏𝑖𝑒𝑔𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑡𝑒𝑛 𝑘𝑟𝑎𝑗, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑟𝑜𝑑z𝑖𝑛𝑦. 𝑍𝑎𝑟𝑎𝑧 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑐𝑦 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑤𝑝𝑎𝑑𝑛ą. Gdy czasy stają się trudne, to rodzina jest bardzo ważna. Obie kobiety to wiedzą i czują. 𝑁𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖𝑑𝑧ę 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢 […] 𝑁𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖𝑑𝑧ę 𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑐ℎ, 𝑝𝑜 𝑜𝑏𝑢 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑎𝑐ℎ 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑢𝑟𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑛𝑎𝑚 𝑤𝑦𝑏𝑢𝑑𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖.
Marylka miała z rodziną wyjechać w góry, a patrzy za odchodzącym mężem, który wraz z innymi górnikami idzie do kopalni strajkować, bo nie mógł postąpić inaczej. […] 𝑏𝑜 Ś𝑙ą𝑧𝑎𝑘 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑏𝑦ć 𝑝𝑜𝑟𝑧ą𝑑𝑛𝑦𝑚 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑚𝑎: 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑒 𝑠𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒. Marylka czuła się przegrana, zniszczona jak kraj, w którym żyła. Albert otrzymał rozkazy i niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy nie musi je wykonać. 𝐷𝑜𝑏𝑟𝑧𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑖ą 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦. 𝐵𝑎𝑠𝑖𝑎 𝑤𝑖𝑒, ż𝑒 𝑜𝑏𝑜𝑗ę𝑡𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑠𝑖ę 𝑠𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦 𝑖 𝑗𝑎𝑘 𝑑ł𝑢𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑤𝑎, 𝑜𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒𝑠𝑖𝑒 𝑧𝑒 𝑧𝑔𝑙𝑖𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦.
Dwie kobiety ratując rannych z kopalni Wujek, patrzą na siebie bezradnie i blade jak ściana. 𝑃𝑎𝑡𝑟𝑧𝑦ł𝑦 𝑛𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎𝑗ą𝑐 𝑠𝑖ę 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑚 𝑙ę𝑘𝑜𝑚, 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑠𝑎𝑚𝑦𝑚, 𝑐ℎ𝑜ć 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒 𝑤𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑖𝑐ℎ 𝑚ęż𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑠𝑡𝑎𝑙𝑖 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑎𝑐ℎ 𝑘𝑜𝑝𝑎𝑙𝑛𝑖𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑢𝑟𝑢, 𝑐ℎ𝑜ć 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑚ó𝑤𝑖ł𝑎 𝑜 𝑛𝑖𝑐ℎ ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎. Jeden został postrzelony, drugi został trafiony kamieniem w głowę. To wszystko nie stało się przecież dziś, ani nawet wczoraj, dlaczego tego nie powstrzymali? Obie wiedziały, że […] 𝑏𝑙𝑖𝑧𝑛𝑦 𝑝𝑜 𝑑𝑧𝑖ś 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑙𝑜𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘𝑢𝑙𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑔𝑜𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦, 𝑟𝑎𝑛𝑎 𝑝𝑜 𝑘𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗ą𝑡𝑟𝑧𝑦ł𝑎 𝑧𝑎 𝑑𝑤𝑎d𝑧𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑡𝑟𝑧𝑦𝑑𝑧𝑖𝑒ś𝑐𝑖 𝑙𝑎𝑡.
To wszystko o czym pisze Sabina Waszut, jest mi doskonale znane. Akcja 𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑖𝑜𝑑𝑢 została rozpisana przez autorkę na przestrzeni jednego roku. Zaczyna się w grudniu 1980 roku, a kończy na 13 grudniu 1981 r., który niechlubnie zapisał się na kartach naszego kraju.
Emocje związane z tamtymi zdarzeniami dawno się zatarły, ale pozostała pamięć o ofiarach kul, wystrzelonych przez rodaka, bo o tych, którzy stali po drugiej stronie pamiętać raczej nikt nie chce, chociaż niejednokrotnie byli to uczciwi i dobrzy ludzie. Niestety znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie, a te zdarzenia już na zawsze położyły się cieniem na ich dalszym życiu. I byli także tacy, którzy sprzedali swoich braci jak Judasz. Udawali dobrych i przyzwoitych, po wszystkim ukryli się w cieniu historii, a potem wypłynęli w innym miejscu i w innym czasie, gdy zapomniano o tym, co zrobili.
𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑚𝑖ó𝑑 to nie tylko opowieść o górniku i milicjancie, ale przede wszystkim o ich żonach, które chciały żyć spokojnie i wychowywać swoje dzieci, a zostały wbrew sobie rzucone w odmęty historii. Historii, która wszystkich wciągnęła i zmieliła na drobne, bo byli w niej tylko małymi trybikami. Nie było wtedy szacunku ponad podziałami, polityka tak samo, jak dziś skutecznie dzieliła ludzi. Stawiała po przeciwnych stronach muru. Przecież lepiej rządzi się skłóconym narodem, który skacze sobie do oczu, bo za jego plecami rząd może wprowadzać, co chce i nikt tego nie widzi. Prosty lud jest tylko narzędziem w ręku rządzących do osiągnięcia ich celów.
𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑚𝑖ó𝑑 to piękna i prawdziwa historia upleciona z opowieści widzianych oczami tamtych ludzi. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑝𝑜𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚, ż𝑒 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑠𝑧𝑙𝑎𝑐ℎ𝑒𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑖 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑖ą 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦, 𝑎 𝑐𝑖 𝑧 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑟𝑢 ź𝑙𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑝𝑜𝑠𝑡ą𝑝𝑖ć 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑧𝑤𝑜𝑖𝑐𝑖𝑒 — napisała autorka w posłowiu. Napisała też, że nie chce zakłamywać historii, 𝑑𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑘𝑠𝑖ąż𝑐𝑒 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖ł 𝑠𝑖ę 𝑜𝑏𝑟𝑎𝑧 𝐽𝑎𝑛𝑎 𝑃𝑎𝑤ł𝑎 𝐼𝐼, 𝑡𝑎𝑘𝑖, 𝑗𝑎𝑘𝑖 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑜 𝑤ó𝑤𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑝𝑟𝑎𝑘𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑎ł𝑒 𝑠𝑝𝑜ł𝑒𝑐𝑧𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑜, 𝑏𝑒𝑧 𝑐ℎ𝑜ć𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑗𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑟𝑦𝑠𝑦, 𝑖 𝑐ℎ𝑜ć 𝑜𝑏𝑒𝑐𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑔𝑎𝑚𝑦 𝑚𝑟𝑜𝑘 𝑡𝑎𝑚𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑛𝑡𝑦𝑓𝑖𝑘𝑎𝑡𝑢, 𝑜 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑎𝑐ℎ 𝑑𝑙𝑎 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑒𝑗 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒ć. Wielka szkoda, że na koniec padły takie słowa, zupełnie niepotrzebnie.
Czasy PRL-u, byłam wtedy dzieckiem więc niewiele pamiętam, jednak lubię czytać o tych czasach, odwiedzać muzea w tym klimacie, szczególnie polecam muzeum śląskie w Katowicach. Basia i Marylka, pielęgniarki, przyjaciółki mieszkające w Katowicach. Basia ma męża milicjanta, piękne mieszkanie, często wychodzi do kina, kawiarni, czuje się nowoczesną kobietą. Marylka ma męża górnika działającego i popierającego Solidarność, jest typową Ślązaczką w pierwszej kolejności dbająca o rodzinę, na drugim miejscu stawia siebie. Gdy wybucha strajk w kopalni Wujek, a mężowie obu kobiet staja po przeciwnych stronach barykady, one też stają przed poważnymi dylematami. Sabina Waszut przenosi czytelnika do Katowic w latach 80, chwile przed wybuchem strajku w kopalni ,,Wujek". Poznajemy bohaterów o różnych poglądach na sytuację w kraju, największy problem ma Basia, nawet jakby chciała opowiedzieć się po stronie Solidarności, to wszyscy widza w niej żonę milicjanta, tego który bije i inwigiluje ludzi, wspiera rządzącą władzę. Nie jest to dla niej łatwa sytuacja, często czuje się wykluczona i odtrącona od towarzystwa, tym bardziej, że w ludziach zaczyna narastać bunt, a jej mąż te bunty tłumi. Dzięki autorce mogłam być w świecie, który znam tylko z opowieści mamy, jedzenie na kartki, brak produktów w sklepach, kolejki, jednak odnoszę wrażenie, że ludzie w tamtych czasach jakby byli sobie bardziej bliscy, życzliwsi. Książka po którą powinna sięgnąć młodzież, która myślę, że nie wiele wie o tamtych czasach, a przecież nie są one aż tak odległe i jest to historia dzięki której możemy teraz żyć w wolnym kraju. Powieść napisana prostym i przyjemnym dla czytelnika językiem, bohaterowie bardzo charakterystyczni, każdy z nich miał w sobie to coś, co przyciąga czytelnika. Jest to historia z typu tych nieodkładanych, całym sercem ją polecam, warto po nią sięgnąć. Liczę, że Pani Sabina przedstawi dalsze losy bohaterów i ich życie po przewrocie w Polsce.
Pierwszy tom przejmującej sagi o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Galicja, rok 1902. Niepiśmienny chłop Włodek Gajda słyszy w karczmie opowieść...
Górny Śląsk, kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Dla młodziutkiej Sophie jedyną odskocznią od domowych obowiązków i pracy w jadłodajni są...