Nawet najsilniejsi ludzie muszą mieć w życiu ostoję. Tam, gdzie bezduszny świat przetacza się nad człowieczymi losami z siłą huraganu, gdy spełnienie marzeń przychodzi nie w porę, gdy najłatwiej jest powiedzieć, że to już koniec, nie chcę w tym uczestniczyć, trzeba znaleźć kogoś, kto odegna upiory i pomoże nam się podnieść. Dwie kobiety, Laura i Antonina, dwie utracone nadzieje, nieprzyjazny świat i łzy, które potrafią przesłonić rzeczywistość.
W tym zamęcie jest też ciepły kąt, domowa kuchnia w magicznym miejscu, gdzie przy pierogach i gorącej herbacie to, co złe, znika, niczym śnieg po wiosennym deszczu. I choć nie można mieć wszystkiego, czasami wystarczy chwila, którą nieoczekiwanie zsyła nam przyjazny los.
Wanda Majer-Pietraszak po raz kolejny pokazuje, jak wielka siła kobiecej przyjaźni potrafi pokonać najtrudniejsze chwile. A że odważnym szczęście sprzyja, Laura i Antonina nie zostaną ze swoimi troskami tak zupełnie same. Bowiem Srebrny Widelec to miejsce, gdzie niejedno się może wydarzyć.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2017-05-17
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Dojrzała, wzięta aktorka Helena Horn po śmierci ukochanego męża odchodzi z teatru i wraz z przyjaciółką, zdziwaczałą starą suflerką, przenosi się...
Kiedy w życiu wszystko wywraca się do góry nogami, później może być już tylko... lepiej. Danuta, zdradzana przez męża, wybiera życie w pojedynkę. Ale...
Przeczytane:2017-05-21, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Recenzenckie, ***Sztuki teatralne, Humor przede wszystkim,
Wiele z Was na pewno poznało już powieści pani Wandy Majer-Pietraszak. Dla mnie było to pierwsze, bardzo udane spotkanie z autorką i jej ujmującą opowieścią. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza trafiłam do „Srebrnego widelca” – magicznego miejsca, gdzie spełniają się marzenia, ludzie są mili i uprzejmi, pełni empatii i chęci niesienia pomocy. To tutaj serwowane są domowe obiady – niby proza życia, moglibyśmy nawet powiedzieć, że nic szczególnego, a jednak… to niesamowite miejsce bardzo szybko urzekło mnie swoją przemiłą atmosferą.
Antonina – kiedyś aktorka, dzisiaj wspaniała organizatorka, gospodyni i właścicielka „Srebrnego widelca”. Ostatnia przedstawicielka swojego rodu, kobieta doświadczona przez życie, ale umiejąca zachować dystans do siebie i otoczenia. Antonina posiada szczególny dar zjednywania sobie ludzi i to przede wszystkim dzięki niej bywalcy „Srebrnego widelca” stają się prawdziwymi przyjaciółmi, a miejsce to posiada rodzinną, ciepłą atmosferę, która, niczym magnes, przyciąga następne osoby. Do pomocy przy obiadach Tosia zatrudnia Laurę – koleżankę z teatru, która w pewnym momencie swojego życia znalazła się na zakręcie, straciła bliską osobę, posadę i miłość. Są też Panie Brygida i Sabina oraz grono stałych klientów, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez smacznego obiadu i miłego towarzystwa…
Powieść pani Wandy stała się dla mnie swego rodzaju literacką sztuką. Czerpiąc ze środowiska aktorskiego autorka stworzyła wspaniałą historię, dzięki której siedząc w fotelu, poczułam się jak w teatrze. Przemili bohaterowie, o mocno zarysowanych sylwetkach dają się lubić, a ich wady wydają się być mało istotne w ogólnym odbiorze postaci. Codzienne problemy bohaterów przeplatają się z sielskim klimatem (może chwilami zbyt bajkowym), co czyni tę powieść przyjemną i odprężającą. Pomaga temu również spora dawka humoru, ciekawe dialogi, celne riposty i zaskakujące zdarzenia. Wprowadzenie wątków związanych z przeszłością rodziny i tytułowego srebrnego widelca pozwala na krótką wędrówkę w stronę rodzinnych korzeni. Powieść napisana lekkim stylem i prostym językiem, stylizowanym na połowę XX wieku ma w sobie sporo elegancji.
Jestem przekonana, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z autorką. Z radością sięgnę po wcześniejsze powieści pani Wandy i z ciekawością będę oczekiwała na kolejne historie. A Wam drodzy czytelnicy serdecznie polecam tę pogodną i przyjemną lekturę idealnie pasującą do wiosennego słońca, letniego wypoczynku, złotej jesieni i śnieżnej zimy. Ot, taka propozycja na cztery pory roku… Skorzystajcie z niej, bo warto.