Powieść niebezpiecznie naruszająca narodowe mity!
Koniec lat siedemdziesiątych XX wieku. Na warszawskim Muranowie mieszka rodzina Małeckich.
Wybór Karola Wojtyły na Ojca Świętego staje się momentem zwrotnym w życiu Renaty, która na co dzień pracuje w Bibliotece Narodowej. Jej uwielbienie papieża nie jest czysto religijne – z czasem nabiera miłosnego zabarwienia. Kobieta powoli zamyka się w swoim świecie i zatraca w wyimaginowanym uczuciu.
Gustaw, mąż Renaty, który jest projektantem w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, skrywa pewną tajemnicę. Gdy w trakcie odwiedzin w rodzinnym domu odnajduje wiszącą u sufitu matkę, obwinia siebie za śmierć Rozalii. Gustaw zaczyna przypominać sobie dziwne fragmenty dzieciństwa i szuka prawdziwej tożsamości.
Syn Małeckich studiuje historię, jednak jego pasją jest muzyka, dlatego razem z dziewczyną Elą przygotowuje się do konkursu wokalnego w Polskim Radiu. Paweł w trakcie przesłuchań nie radzi sobie z tremą i jego występ kończy się porażką. Aby wyciągnąć syna z marazmu, Gustaw załatwia mu pracę kaowca w Hucie Warszawa. Chłopak nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości – chorobliwa zazdrość i niska samoocena pchają do dramatycznych czynów.
Kuba Wojtaszczyk – rocznik '86, pisarz, kulturoznawca, absolwent Gender Studies UAM. Publikował m.in. w „G'rls Room”, „enter the ROOM”, „Czasie Kultury”, „Lampie”, portalu Kultura u Podstaw, antologii „Nowe Marzy” 10. Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania. Autor Portretu trumiennego (2014), Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć (2016) i Dlaczego nikt nie wspomina psów z Titanica? (2017). Tłumaczony na niemiecki, węgierski i ukraiński. Stypendysta Prezydent m. st. Warszawy, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego."
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2018-03-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Nowa powieść Kuby Wojtaszczyka była jedną z tych pozycji, na które czekałem najbardziej w tym roku. Po trzech poprzednich dobrych książkach, w których autor pokazał swój niezły warsztat, styl i gamę pomysłów, oczekiwałem zwielokrotnionej kumulacji każdego z tych elementów. Choć Wojtaszczyk potrafi naprawdę dobrze pisać, jego poprzednie dzieła nie zdawały się być dopracowane na tyle, na ile to było możliwe. Dlatego miałem nadzieję, że Słońce narodu będzie satysfakcjonującą kondensacją tego wszystkiego, co autor dotychczas pokazywał nam fragmentarycznie. Czy więc czekanie się opłaciło?
Słońce narodu to prezentacja dwóch (a w niektórych momentach trzech) pokoleń ludzi, którzy się ze sobą nie zgadzają. Stosunkowo niedawno skończyła się wojna, ładu wciąż brak, skąd więc czerpać nie tylko nadzieję na lepsze jutro, ale i siłę do wspierania zarówno samego siebie, jak i męża/żony oraz dziecka? Słońce narodu pokazuje rozdarcie, jakie poszerza się między pokoleniem, które przeżyło wojnę, a tym, które urodziło się w pozornie spokojnych latach. Paweł, syn Małeckich, próbuje się wybić, ale brak mu talentu. Nie ma wsparcia od rodziców, lecz nie potrzebuje go, bo Gustaw i Renata tak bardzo odbiegają od jego mentalności, że wszelka ich pomoc i tak zakończyłaby się fiaskiem. Oni sami nie mogą pogodzić się z duchami własnej przeszłości. Szczególnie Gustaw, który majaczy na jawie, podupada na zdrowiu, błądzi we własnym umyśle, szukając odpowiedzi na pytania, których nikt nie może (albo nie chce) mu udzielić. Renata zatraca się natomiast we własnych obawach o świat i zadurza w obrazie Jana Pawła II w telewizorze. Zaniedbuje męża i syna. Pozostawia ich na pastwę groźnego świata i własnych zgubnych myśli.
Miała to być obrazoburcza powieść o kobiecie zakochanej w papieżu (przynajmniej takie wrażenie odniosłem, widząc reklamy tej książki), tymczasem podobnych elementów jest najmniej, a jeśli już się pojawiają, to gdzieś bardziej w tle, gdy na pierwszy plan wysuwa się historia Gustawa. I to właśnie ona zdaje się być trzonem powieści, niemniej jak najbardziej satysfakcjonującym.
Konflikt pokoleniowy to motyw stary jak świat, Wojtaszczykowi udało się go jednak opowiedzieć na nowo. Choć na znanym fundamencie, to jednak ze znakomitym wnętrzem — szczegółowym i dopracowanym.
To chyba dobry moment na zdradzenie, że tak — nowa powieść Kuby Wojtaszczyka jest tym, na co czekałem. Jest kumulacją jego znakomitego warsztatu, stylu i genialnych pomysłów, które nie są przerysowane, ale rzeczywiste, ale przy tym zaskakujące i wciągające.
Cała recenzja: http://prawdziwiartysci.blogspot.com/2018/06/jak-pokochaam-papieza-recenzja-sonca.html
"Rodziny, nienawidzę was!" - krzyknął kiedyś André Gide. Książka Kuby Wojtaszczyka dowodzi, że ten okrzyk wciąż jest aktualny. Bartosz Żurawiecki „Portret...
Rok 1945. Po trochę jeszcze wojennej, a trochę powojennej Polsce wędruje należący do tajemniczego właściciela cyrk, a w nim galeria niezwykłych, zagadkowych...