Powieść Słońce narodu to historia rodziny Małeckich, Renaty, Gustaw i ich syna Pawła, mieszkańców warszawskiego Muranowa. Renata to bogobojna wielbicielka papieża, pracownica Biblioteki Narodowej. Gustaw, pracownik Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Ich małżeństwo dalekie jest od ideału, to raczej układ, wzajemny biznes, spokojna kontemplacja świata. Wydaje się, że wciąż przeciągają linę. Ona usiłuje pokazać mężowi świat, w którym papież jest duchowym przywódcą ludzi. On sam nie wie, kto miałby być dla niego autorytetem. Gdy Karol Wojtyła zostaje wybrany na papieża, w Renatę wstępuje nowy duch. Staje się rzeczywiście jak nowo narodzona, jak sugeruje jej imię.
Tymczasem Gustaw szuka w swoim życiu tego, co go ukształtowało. Bodźcem staje się śmierć matki bohatera. Ale za tym dramatem kryje się coś więcej, coś, co wykracza poza prywatność bohatera a wpisuje się w narodowe doznanie, traumatyczne przeżycie, oparte na celebracji i rozpamiętywaniu mitów, tragedii i porażek.
Nie inaczej jest z Pawłem. Niezadowolony z tego, co ma, rozżalony z powodu tego, czego nie dostał, mało krytyczny wobec siebie, niepoukładany, emocjonalnie ograniczony. A jednak w najtrudniejszych momentach okazuje ojcu miłość, tym bardziej wzruszającą, że nieoczekiwaną.
Wychowany w, zdawałoby się, ugruntowanej światopoglądowo rodzinie, nie jest niczego pewien. Tymczasowość to wszystko, co dostaje od życia i czego nie potrafi oraz nie chce zaakceptować. Jak dziecko obwinia innych o swoje niepowodzenia, podejmuje złe decyzje, odrzucając to, co otrzymuje niejako w formie rekompensaty od kapryśnego losu.
Choć fabuła została osadzona u schyłku lat siedemdziesiątych XX wieku, wydaje się, że bohaterowie powieści Wojtaszczyka, będący wszakże nośnikami tez i reprezentujący jakąś grupę społeczną prezentowanego świata literackiego, nadal należą do kolejnego już straconego pokolenia, bez jasnej przeszłości, bez oparcia w teraźniejszości i bez sprecyzowanych planów na przyszłość. Zasklepieni w niewyjaśnionych dramatach, podejrzliwi wobec teraźniejszości i rozżaleni na nieprzyznane przez los przywileje, miotają się, zupełnie tracąc kontrolę nad swoimi poczynaniami.
W tym świecie wszystko jest fałszywe, przerysowane, odpycha banałem zdarzeń. Handlarka mięsem przywodzi na myśl postać z międzywojennych pseudoromansów, robotnicy są niczym bohaterowie Poematu dla dorosłych Adama Ważyka, alkohol i papierosy zapełniają niewykonane gesty i niewypowiedziane słowa. Ludzie wydają się niepotrzebni, tak jak niepotrzebne są prototypy przygotowywane w Instytucie Wzornictwa, miejscu pracy Gustawa Małeckiego, gdzie pomimo świadomości bezsensu wykonywanej pracy nadal czuwa się nad nią, jakby od realizacji założeń cokolwiek zależało.
Sam Gustaw na zawsze pozostaje Gustawem. Nie dozna przemiany, choć w wielu wizjach i pozornym obłędzie, poszukując przeszłości, odnajdzie swoje korzenie, co paradoksalnie nie przyniesie mu ukojenia. Utrata matki będzie impulsem do odnalezienia Gustawowej tożsamości, choć spełni się powiedzenie, że czasami lepiej nie poszukiwać, bo można znaleźć nie to, czego się szukało. Rozczarowanie towarzyszy bohaterom powieści Słońce narodu w każdej chwili i jest tym bardziej bolesne, im mocniej wierzyli w powodzenie i zmianę losu. W tak, wydawałoby się, bezsensownej egzystencji Paweł podejmuje decyzję, która – choć inspirowana czynnikami zewnętrznymi – staje się jego walką o tożsamość, prawo do samostanowienia i ostatecznego uwolnienia się od matki.
Rok 1945. Po trochę jeszcze wojennej, a trochę powojennej Polsce wędruje należący do tajemniczego właściciela cyrk, a w nim galeria niezwykłych, zagadkowych...
"Rodziny, nienawidzę was!" - krzyknął kiedyś André Gide. Książka Kuby Wojtaszczyka dowodzi, że ten okrzyk wciąż jest aktualny. Bartosz Żurawiecki „Portret...