Początek lata w małym irlandzkim miasteczku. Emma O'Donovan, piękna i nieustraszona osiemnastolatka, idzie z przyjaciółkami na imprezę. Są na niej wszyscy, a ich oczy są zwrócone na nią.
Następnego dnia rano rodzice znajdują ją nieprzytomną na progu domu. Krwawi, jest brudna i zdezorientowana. Co gorsza, nie pamięta, co stało się poprzedniego wieczoru. Wie tylko tyle, że nikt nie odpowiada na jej esemesy. W szkole ludzie odwracają się od niej i szepczą za jej plecami. Nic nie pamięta z imprezy, ale ktoś wstawił na Facebooka jej zdjęcia. Zdjęcia, których nigdy nie zapomni.
Teraz w oczach wszystkich jest łatwa. Jest niczym. Zdjęcia idą w świat. Rozpoczyna się dochodzenie, które prowadzi do podziałów w społeczności. Pojawiają się media, ludzie opowiadają się po różnych stronach, nagle każdy ma o niej coś do powiedzenia. Mocna historia o tym, jak strasznym, piętnującym i zawstydzającym doświadczeniem jest gwałt.
Brytyjski bestseller i książka roku 2015 w Irlandii. „Złamała mi serce” Red Magazine „Mocna, odważna… i brutalna” Bookseller
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2017-01-11
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 344
Tytuł oryginału: Ask for it
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Mocna i poruszająca historia.
Wielu autorów pisze proste i błahe historie, które maja jedną wadę - szybko się o nich zapomina. Historia opisana przez Louise O'Neill to zupełnie coś innego. Bookseller określił tę książkę jako ,,mocna, odważna... i brutalna" i ja się w pełni z tym zgadzam. Te trzy przymiotniki idealnie opisują tę książkę. ,,Sama się prosiła" to lektura dla odważnych czytelników, dla takich, którzy nie boją się stawić czoła szokującej prawdzie i dla takich, którzy nie boją się zapamiętać tej przerażającej historii. Bo jedno jest pewne - ta książka pozostanie w waszych myślach na długo.
,,W życiu nie chodzi o to, żeby przekrzyczeć burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu."
Emma O'Donovan jest piękną, młodą i popularną dziewczyną. Ma wielu znajomych. Lecz pewnego dnia wszyscy się od niej odwracają. Rodzice Emmy znajdują ją na progu jej domu. Dziewczyna nic nie pamięta. Aż do czasu, gdy w Internecie pojawiają się jej zdjęcia. Zdjęcia z imprezy. Zdjęcia, które zmieniają jej życie na zawsze...
,,Czy można chcieć, żeby wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało takie same?"
,,Sama się prosiła" to odważna książka dla odważnych czytelników. Louise O'Neill należy do autorów, którzy nie boją się trudnych tematów i umieją o nich pisać. ,,Sama się prosiła" to idealnie napisana książka o gwałcie, potrzebie akceptacji i odrzuceniu. To bardzo bolesna, miejscami przerażająca i szokująca opowieść o młodej dziewczynie, której zawala się świat. Emma obwinia o wszystko siebie, o kłopoty w rodzinie, o zrujnowanie życia osobom, które jej to życie odebrali. Gdy do sieci trafiają przerażające zdjęcia, na których główną rolę odgrywa Emma, jej życie przestaje istnieć. Louise O'Neill napisała odważnie o głównej bohaterce. Jej portret psychologiczny został nakreślony starannie, dzięki czemu mamy szansę zrozumieć Emmę, jej uczucia i spróbować przeżyć te emocje, choć to niezaprzeczalnie trudna sprawa.
Bohaterowie powieści to postacie wykreowane bardzo precyzyjnie. Autorka postarała się, by główna bohaterka wyróżniała się na tle innych. Jej życie legło w gruzach, a my mamy szansę śledzić jej emocje, uczucia i posunięcia bardzo dokładnie. Podczas czytania całkowicie przepadamy i zagłębiamy się w mrok jaki ogarnia Emmę. Książka nie jest depresyjna, nie zrozumcie mnie źle. Po prostu to przerażająca i brutalna historia, która może wydarzyć się w realnym świecie. A najgorsze jest to, że takich historii, prawdziwych historii, jest niemało. Często słyszymy o brutalnych gwałtach, odważnych zdjęciach wrzucanych do sieci bez zgody właścicieli. Zdjęcie raz wrzucone do Internetu pozostaje w nim na zawsze. A taka osoba musi żyć z tym piętnem.
Autorka podkreśla, że zakończenie jej powieści może nie przypaść do gustu wszystkim czytelnikom. Bo nie takiego zakończenia się spodziewamy. Każdy oczekuje happy endu, a w ,,Sama się prosiła" nie ma pozytywnego zakończenia. Młodzi ludzie, którzy będą czytać tę książkę, powinni umieć odpowiednio je zinterpretować i wysunąć wnioski. Emma nie jest bohaterką, której postępowanie trzeba naśladować. Wręcz odwrotnie, powinniśmy wysunąć odpowiednie wnioski i uczyć się na jej błędach. To właśnie chciała przekazać autorka. Zmusić czytelnika do intensywniejszego myślenia i wyciągania wniosków z czyichś błędów.
,,To słowo jest jak bicz, który smaga mnie po policzkach. Wypełnia pokój, aż nic nie zostaje, a ja oddycham tym słowem (gwałt), słyszę wyłącznie to słowo (gwałt), czuję wyłącznie to słowo (gwałt) i smakuję wyłącznie to słowo (gwałt)."
Książkę Louise O'Neill czyta się bardzo szybko. Styl i język są na wysoki poziomie, a przez ich lekkość, nie mamy żadnych trudności ze zrozumieniem tego, co chciała przekazać nam autorka. ,,Sama się prosiła" to historia, która poruszy niejednego czytelnika. Podczas czytania doznajemy emocjonalnej burzy. Kieruje nami złość, strach, przerażenie, szok. Niedowierzamy, że takie rzeczy mogą się stać naprawdę, a jednak tak się dzieje. Z tyłu głowy zapala nam się lampka, że mimo iż ,,Sama się prosiła" to fikcja literacka, to ile razy słyszymy w telewizji, czy radiu o brutalnym gwałcie? Louise O'Neill pisze w taki sposób, by przyciągnąć uwagę czytelnika i zmusić go do myślenia. Niejednokrotnie przy pisaniu recenzji o książkach, które poruszają tematykę gwałtu, wspominam, że trzeba o tym mówić i pisać. Gwałt to coś okrutnego, bolesnego i brutalnego, a my powinniśmy być otwarci na takie tematy, nie bać się ich i być świadomi tego, że to dzieje się w rzeczywistości.
Książkę polecam wszystkim czytelnikom. Louise O'Neill pisze w sposób zrozumiały dla młodzieży i dla dorosłych. Dla młodzieży to przestroga przed tym, co może się zdarzyć, gdy puszczą nam hamulce na imprezie, gdy będziemy bardziej odważni, niż nam się wydaje. Dla dorosłych to historia, która łamie serca i zmusza do myślenia. ,,Sama się prosiła" to apel do wszystkich, by nie byli obojętni na trudne tematy, by dostrzegali zło, które czai się za rogiem. Książka Louise O'Neill to mocna, przerażająca i brutalna lektura, która wylewa na czytelnika kubeł zimnej wody. Jesteśmy w szoku po jej przeczytaniu. Takich książek, z mocną i odważną historią powinno być więcej.
Nie spodziewała się, że jej życie z dnia na dzień legnie w gruzach. Nie brała pod uwagę, że straci wsparcie przyjaciół i rodziny. Nie wiedziała, że niespodziewanie usunie się jej grunt spod nóg. Tymczasem niektórzy uważają, że sama się prosiła. Po której stronie leży prawda? Czy sprzyjające okoliczności wyzwalają w nas cechy, których istnienia nie spodziewaliśmy się? Czy zło tylko czeka by wychynąć na powierzchnię?
Powieść zaliczająca się do literatury młodzieżowej pozwala nam przenieść się do świata ludzi młodych, przypomnieć sobie, jak wyglądało nasze życie w tamtym okresie, nieco odmłodnieć, a także (bardzo często) dobrze się bawić. Ostatnie spotkania z książkami zaliczającymi się do tej kategorii nie przyniosły mi natomiast żadnych mocnych wrażeń, co więcej wiele razy zdarzyło mi się pomyśleć, że każda kolejna tego typu powieść podobna jest do poprzedniej, na ten sam temat, z podobnymi wzorcami zachowań i sylwetkami bohaterów. „Sama się prosiła” to lektura zaskakująca na każdym kroku. Zupełnie różna od swoich odpowiedniczek, mocna, bezpośrednia, łamiąca tabu. Zapadająca w pamięć. Krusząca serce.
Przeczytałabym ją jednym tchem, chętnie zapominając o własnym świecie, ale nie dałam rady. Autorka przygniotła mnie poruszaną problematyką, sprawiając, że ciężko było mi uporać się z uczuciami wypełniającymi moje wnętrze w trakcie czytania. Pozwoliła sobie na opisy brutalne, bardzo obrazowe i sugestywne. Przeniosła powieściowe sceny do mojej codzienności. Na każdym kroku odnosiłam wrażenie, że stałam się milczącym świadkiem toczących się wydarzeń. A niemożność zrobienia czegokolwiek niemalże fizycznie bolała.
„Moje ciało nie należy już do mnie. Wyryli na nim swoje imiona”.
Louise O’Neill bardzo sprawnie lawiruje między światami, stopniowo przenosząc nas ze świata niedojrzałych nastolatek do realiów, w których młode kobiety zbyt łatwo pozwalają się niszczyć. Korzystając z mocnych obrazów, żywych opisów, ludzkich doświadczeń zmusza nas do refleksji i wzięcia pod lupę podejmowanych przez nas decyzji. Wykreowany przez nią świat przypomina kubeł zimnej wody wylanej niespodziewanie na głowę- otumania, szokuje, irytuje, ale także zmusza nad do zatrzymania się i podjęcia działań.
To jedna z tych książek, które zaskakują na każdym kroku, sprawiając, że naprzemiennie czujemy się zaintrygowani ale także trudno nam uwierzyć, że powieściowe wydarzenia faktycznie miały miejsca. Wielokrotnie miałam problem ze zrozumieniem i zaakceptowaniem kierunku, w którym potoczyło się życie głównej bohaterki. Czułam się poruszona niesprawiedliwością, zachowaniem jej otoczenia, a przeżywałam tę historię tak bardzo, jakby dotyczyła kobiety mi bliskiej. I może po części tak było. Myślę, że każda z nas odnajdzie bowiem w sobie coś z Emmy.
„Właśnie tak się teraz czuję, jakby rak atakował całe moje ciało, a ja nie mogę zrobić nic, żeby go zatrzymać. Nie mam nad nim kontroli”.
Autorka wykreowała niezwykły świat, w którym bohaterzy zmuszają nas do zajęcia jasno określonego stanowiska. W książkowej codzienności nic nie jest czarne ani białe, niełatwo jest jednak doszukać się odcieni szarości. Prawda wychyla się nieśmiało z pierwszych kartek by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować nas z całym impetem. Szczerość, brutalność, bezpośredniość przypominają o okropieństwach, których kobiety powinny spodziewać się w dzisiejszych czasach. I na które powinny uważać. O’Neill pisze o tematach ważnych, niebanalnych, wciąż aktualnych. Gładko przechodzi od seksualnej napastliwości do problemów rodzinnych i samotności we dwoje.
Ta książka nie byłaby jednak tak dobra, gdyby autorce nie udało się stworzyć pełnokrwistych bohaterów. Niełatwo ich lubić, ciężko pogodzić się z podejmowanymi przez nich decyzjami, zwłaszcza, że zostajemy zmuszeni by postawić się na ich miejscu. Ale właśnie w taki sposób w tej powieści przejawia się prawdziwe życie. A w nim zazwyczaj jest pod górkę.
„W życiu nie chodzi o to, żeby przekrzyczeć burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.”
Wiek nastoletni ma to do siebie, że młodym ludziom niejednokrotnie wyłącza się logiczne myślenie. Pragną poczuć niezależność, pokazując jacy to są dorośli, co najczęściej kończy się niezbyt dobrze, a najczęściej wręcz tragicznie...
Twarz na okładce jest ładna. Nie widać jej w pełni, raptem jedno oko, usta, nos; piegi na policzku, luźny kosmyk włosów ciągnący się do dolnej wargi. Ale to ładna twarz. Czysta. Jest jednak w tej ładnej twarzy coś nieprzyjemnego. Jakaś desperacja kryjąca się w oczach, jakaś niechęć istnienia w rozwartych – być może wypuszczających właśnie ciężki oddech – ustach. Monochromatyczna kolorystyka grafiki przywołuje na myśl tragedię, może depresję; jakieś zamknięcie w czterech ścianach własnego umysłu. W zestawieniu z ilustracją z tylnej części okładki – maleńkim człowiekiem między wielkimi budynkami – rzecz robi jeszcze większe wrażenie. Czy ta wielka, smutna twarz z frontu należy do tej małej ludzkiej kropki z drugiej strony książki? Bez lektury nie do końca wiadomo, co oznacza ta konfrontacja detalu i planu ogólnego. Po lekturze zestawienie po prostu boli.
Emma uwielbia przebywać w centrum zainteresowania. Wzmacnia ją każdy przejaw chłopięcej sympatii oraz zazdrosne spojrzenie ze strony jakiejkolwiek dziewczyny. Główna bohaterka pragnie pokazać wszystkim, że nie jest grzeczną i nudną osobą, ale lubi zabawę oraz dreszczyk adrenaliny. Kiedy po jednej z imprez budzi się zakrwawiona, brudna oraz zdezorientowana, nie ma jeszcze zbyt dużego pojęcia, jak mocno zmieni się jej życie w najbliższych dniach. Nagle wszyscy zaczynają ją wyśmiewać, unikać i pokazywać palcami. Emma zaczyna rozumieć, co zaszło, kiedy na portalu społecznościowym odkrywa zdjęcia ze sobą w roli głównej...
"Sama się prosiła", przedstawia obraz zadufanej i zbyt pewnej siebie dziewczyny, której zależy jedynie na dobrym wyglądzie oraz uwielbieniu ze strony płci przeciwnej. Emma uważa się za najpiękniejszą, przez co niejednokrotnie wyśmiewa inne koleżanki - zazdrość w ich oczach popycha ją do wielu nierozsądnych czynów. Jakimś cudem ma przyjaciółki, które traktuje jak popychadła, na co one godzą się bez większych sprzeciwów. Zachowanie Emmy po całym incydencie jest wręcz niewyobrażalnie dziwne. Jedyną osobą, na której wsparcie może liczyć, jest jej brat - rodzice najchętniej zamietliby niewygodną prawdę pod dywan.
„Czy można chcieć, żeby wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało takie same?”
Osobiście uważam, że tytuł powinien być nieco mniej wymowny, ponieważ od samego początku wiadomo, co przydarzy się głównej bohaterce. Wolałabym dojść do prawdy małymi kroczkami, a nie dostawać ją już w momencie patrzenia na okładkę. Szczerze przyznam, że zawsze niesamowicie denerwują mnie teksty, iż dziewczyna "sama prosiła się" o zrobienie jej krzywdy. Wychodzę z założenia, iż nawet gdyby dziewczyna błagała na kolanach o coś, to w tym momencie powinna zadziałać męska duma - skoro kobieta znajduje się pod wpływem środków odurzających, nie myśli racjonalnie, zatem nie wolno jej dotknąć. Niestety w takich chwilach często mężczyznom brakuje rozumu i korzystają z "łatwego łupu" - wiedzcie, że tym samym pokazujecie, że w ani jednym procencie nie macie prawa czuć się lepsi od tych dziewczyn.
Niedawno miałam okazję przeczytać „13 powodów” Jaya Ashera - książkę o takiej samej tematyce. Muszę przyznać, że warsztatowo Asher bije na głowę Louise O'Neill, jednak, o dziwo, „Sama się prosiła” to powieść, którą czytałam o wiele szybciej. Podejrzewam, że jest to zasługa narracji. Owszem, początkowo natłok różnorodnych postaci gubił mnie, jednakże gdy nabrałam lepszego rozeznania, miałam wrażenie, iż Emma siedzi obok mnie i opowiada wszelkie wydarzenia, w jakich uczestniczyła. Główne bohaterki obu książek irytowały mnie równie mocno, ale między nimi istnieje jedna kolosalna różnica - przed traumatycznym przeżyciem Hannah z powieści Ashera była sympatyczną i cichą dziewczyną, z kolei Emma ani jedną swoją cechą nie udowodniła, że można ją polubić.
Pisarze coraz częściej sięgają po tak trudną tematykę, więc książka nie wyróżniałaby się niczym szczególnym na tle tego typu podobnych, gdyby nie zakończenie, które rozwaliło mnie na łopatki. Niestety w negatywnym sensie... Wiecie jaki morał z tej opowieści może wynieść dziewczyna, którą spotkało coś tak strasznego? Nie warto walczyć o sprawiedliwość. Trzeba siedzieć cicho, nie wychylać się i liczyć na to, że kiedyś rany się zabliźnią. Nie wolno liczyć na wsparcie najbliższych, bo oni tylko czekają na to, aby wycofać wszelakie oskarżenia po to, by ich życie w końcu wróciło na wcześniejsze tory. W końcu chłopcy z dobrych domów nie robią złych rzeczy, a jeśli ktokolwiek posądzi ich o to - na pewno myli się, ponieważ chce zniszczyć czyjeś życie. Poza tym prawo nigdy nie stoi po stronie ofiar, więc bezsensowne jest oczekiwanie na pomoc. Z pewnością nie liczyłam na typowy happy end rodem z romansu, ale oczekiwałam przynajmniej małego promyka nadziei...
„To słowo jest jak bicz, który smaga mnie po policzkach. Wypełnia pokój, aż nic nie zostaje, a ja oddycham tym słowem (gwałt), słyszę wyłącznie to słowo (gwałt), czuję wyłącznie to słowo (gwałt) i smakuję wyłącznie to słowo (gwałt).”
Naprawdę nie tak dawno sama byłam nastolatką, ale czytając takie historie, a także oglądając telewizję, wydaje mi się, że od tego momentu minęły lata świetlne. Należąc do grona młodzieży, obracałam się w różnych kręgach - niejednokrotnie popełniałam błędy i robiłam głupoty, ale nigdy nie spotykały mnie takie sytuacje (na szczęście!). Dlaczego? Podejrzewam, że powód jest jeden - miałam szacunek do samej siebie. Jeżeli czegoś nie chciałam, to wołami by mnie do tego nie zmuszono. Życie pisze różne scenariusze, ale warto mieć otwarty i rozsądny umysł, aby wiedzieć, kiedy należy odpuścić.
Pokolenie, które w swojej książce opisuje Louise O’Neill jest zupełnie inne od mojego. Lekkość z jaką bohaterki „Sama się prosiła” opowiadają o seksie, ich materializm i umiłowanie marek, chęć odkrywania jak największej ilości ciała i zwrócenia uwagi nie jednego, a całej grupy chłopaków, to coś zupełnie mi obcego. Nie da się ukryć, że świat się zmienił. Społeczeństwa z każdego zakątka globu dążą do amerykanizacji, do wcielenia w życie obrazów, które widują w telewizji – postaw z programów z krainy marzeń, USA. Postaw, które często wcale nie są prawdziwe; które w świecie pojawiają się marginalnie, ale i tak są symbolem pewnej wolności, nawet wyzwolenia i pewności siebie. Ja ze swoim pierwszym razem czekałam długo (a i tak mam wrażenie, że za krótko), one przed osiemnastką odhaczają przynajmniej kilka stosunków z różnymi partnerami. I nie ma w tym nic złego. Nie podoba mi się to, nie pochwalam tego, ale nie ma w tym nic złego. O ile nie chodzi o pedofilię, o ile rozumieją ewentualne konsekwencje, o ile się zabezpieczają i naprawdę tego chcą – nie ma w tym nic złego. Zakodujmy to sobie wszyscy – nie ma w tym nic złego, że ludzie wcześniej stają się aktywni seksualnie, to nie czyni ich „szmatami”, „łatwymi” czy „puszczalskimi”. Bohaterka „Sama się prosiła” nie prosiła się o gwałt z powodu swojej seksualnej aktywności.
„Wszyscy są niewinni, dopóki nie udowodni im się winy. Ale nie ja. Ja jestem kłamczuchą, dopóki nie udowodnią, że mówię prawdę.”
Nie podobają mi się kuse sukienki i spódniczki u nastolatek (ale też kobiet po prostu), jakie widuję w weekendowe wieczory na ciałach większości imprezujących dziewczyn. Nie aprobuję widocznych majtek albo dekoltów, dzięki którym więcej widać niż nie widać. Sama nigdy nie pokazałabym się publicznie w czymś, w czym nie mogę się schylić nie pokazując przy tym każdego skrawka ciała. Sukienka Emmy, sądząc z jej opisu, z pewnością nie znalazłaby się w mojej szafie. Niemniej skromność i umiejętne dobieranie garderoby, tak by wyglądać seksownie, ale nie wulgarnie, to jedno, a „prowokowanie” i „dawanie przyzwolenia na gwałt” czy „proszenie się o gwałt” to drugie. To drugie, które tak naprawdę nie istnieje. Nie istnieje usprawiedliwienie gwałtu. Za krótka sukienka nie jest argumentem rozgrzeszającym gwałciciela. Podobno jesteśmy lepsi od zwierząt, bo mamy cywilizację i umiejętność hamowania popędów. Chyba najwyższa pora to udowodnić.
Książkę Louise O’Neill czyta się bardzo szybko. Styl i język są na wysoki poziomie, a przez ich lekkość, nie mamy żadnych trudności ze zrozumieniem tego, co chciała przekazać nam autorka. „Sama się prosiła” to historia, która poruszy niejednego czytelnika. Podczas czytania doznajemy emocjonalnej burzy. Kieruje nami złość, strach, przerażenie, szok. Niedowierzamy, że takie rzeczy mogą się stać naprawdę, a jednak tak się dzieje. Z tyłu głowy zapala nam się lampka, że mimo iż „Sama się prosiła” to fikcja literacka, to ile razy słyszymy w telewizji, czy radiu o brutalnym gwałcie? Louise O’Neill pisze w taki sposób, by przyciągnąć uwagę czytelnika i zmusić go do myślenia. Niejednokrotnie przy pisaniu recenzji o książkach, które poruszają tematykę gwałtu, wspominam, że trzeba o tym mówić i pisać. Gwałt to coś okrutnego, bolesnego i brutalnego, a my powinniśmy być otwarci na takie tematy, nie bać się ich i być świadomi tego, że to dzieje się w rzeczywistości.
I to nie tylko na płaszczyźnie usprawiedliwiania gwałtów nieskromnym ubraniem ofiary, ale również wykształceniem w sobie jakiegoś rodzaju empatii, współczucia, umiejętności wspierania pokrzywdzonych. Tym, co najbardziej przeraziło mnie w „Sama się prosiła” nie był wcale sam gwałt, ale to jak zareagowało na niego społeczeństwo. Zawistne, zazdrosne dzieciaki, które patrząc na poniżające zdjęcia Emmy zamieszczone w Internecie przez jej oprawców, nie widziały przestępstwa, wykorzystania czy cierpienia, ale dziwaczną sprawiedliwość losu, według której ktoś atrakcyjny i lubiany ma w życiu za dużo szczęścia, więc dobrze, gdy ktoś pokaże takiej osobie gdzie jej miejsce. Niech będzie, bohaterka tej historii jest egoistyczna, pusta i próżna. Czy to właśnie zagwarantowało jej popularność, uwagę i bycie lubianą? Nie, to zagwarantowali jej ludzie, którzy do niej lgnęli mimo wyraźnych skaz na charakterze. To ludzie ją stworzyli, to oni zrobili z niej królową, to oni uczynili ją próżną, a później… Emma jako ofiara została wykluczona ze społeczeństwa i obarczona odpowiedzialnością za zrujnowanie oskarżeniem życia swoim oprawcom, a nawet rodzinie. Czy to się dzieje? A może to niewiarygodna literacka fikcja?
Niestety nie. Wygodniej jest dać wiarę słowom kata, który wypiera się bestialstwa, niż ofiary – skażonej, naznaczonej. Po uwierzeniu katu łatwiej się na niego patrzy, przebywa z nim, rozmawia. Gdy uwierzyć ofierze – zbrukanej, zniszczonej, doświadczonej – tworzy się bariera. Brak współdzielenia doświadczeń, ich delikatny charakter, przerażające wizje wydarzeń sprawiają, że ciężko odnaleźć się w podobnej sytuacji. A ludzie nie lubią trudnych spraw. Ludzie tuszują trudne sprawy. Gwałt to trudna sprawa. O gwałcie lepiej nie mówić. Lepiej nie robić afery. Czy powiedziała „nie” wystarczająco głośno? Czy w ogóle powiedziała „nie”? Może to tylko błąd w komunikacji? Przecież nic wielkiego się nie stało. Lepiej zapomnieć. Ta sukienka przecież faktycznie była nieco za krótka, a ona uśmiechnęła się do niego raz czy dwa. Mógł opatrznie zrozumieć. Sama się prosiła, więc niech teraz nie wydziwia. Wypiła za dużo. Wzięła coś. Tańczyła i było jej widać majtki. Prowokowała.
Książkę polecam wszystkim czytelnikom. Louise O’Neill pisze w sposób zrozumiały dla młodzieży i dla dorosłych. Dla młodzieży to przestroga przed tym, co może się zdarzyć, gdy puszczą nam hamulce na imprezie, gdy będziemy bardziej odważni, niż nam się wydaje. Dla dorosłych to historia, która łamie serca i zmusza do myślenia. „Sama się prosiła” to apel do wszystkich, by nie byli obojętni na trudne tematy, by dostrzegali zło, które czai się za rogiem. Książka Louise O’Neill to mocna, przerażająca i brutalna lektura, która wylewa na czytelnika kubeł zimnej wody. Jesteśmy w szoku po jej przeczytaniu. Takich książek, z mocną i odważną historią powinno być więcej.
Niedobrze mi się robi, gdy myślę o historii Emmy z „Sama się prosiła”. Mam ochotę wrzeszczeć, gdy jakiś obwieś na ulicy gwiżdże na dziewczynę w mini, a gdy ta się odwraca, układa palce w kształt litery „V” i wystawia język. Rzygać mi się chce, gdy jakiś koleś w autobusie niby przypadkiem – bo ścisk – sunie palcem po moim pośladku. Krew mnie zalewa, gdy w telewizji informację o gwałcie wciska się między opowieść o papudze, co typuje wyniki meczów i newsa o największym hot-dogu w historii globu. I wszędzie tylko te: sama się prosiła, za krótka spódniczka, za ciemny makijaż, nogi za długie, biust za duży, zbyt obcisłe, wyzywające, to ten brak skromności, jej wina, nie można go winić, to tylko mężczyzna, na pewno prowokowała, uśmiechała się do niego przez cały wieczór, nie powiedziała „nie”, nie była święta, lubiła seks, ostro lubiła. Obrzydzacie mnie, ludzie.
Powinnam pisać o książce. Powinnam przeanalizować literacką warstwę „Sama się prosiła”, wiarygodność psychologiczną postaci, wyrazistość ich rysów na kolejnych stronach tej historii, język jakim ten dramat opisano. Powinnam, ale byłoby to zupełnie bez sensu. Powieść O’Neill nie jest dobra z powodu swojej wartości artystycznej, ale dlatego, że boli. Jasne, to zasługa całej gamy wyborów – uczynienia protagonistką naiwnej, pragnącej akceptacji i pochwał młodej, atrakcyjnej dziewczyny z konkretnego pokolenia; skupienia się na jej stosunku do własnego ciała i ukazania przemian relacji Emma-ciało Emmy przed i po gwałcie; prostoty opisów; nakreślenia kontekstu, otoczenia, świata przedstawionego i bohaterów tak, by wszyscy byli szarzy, dwuznaczni i by słowa „sama się prosiła” nie były z automatu odrzucane, a wprowadziły zamęt w myślach czytelnika – ale wszystkie te wybory miały doprowadzić do cierpienia odbiorcy. I udało się. Brawo, Louise O’Neill. Brawo, bo złamałaś mi serce.
To powieść o gwałcie, depresji, uzależnieniach, próżności prowadzającej donikąd, niszczycielskiej sile portali społecznościowych, plotkach, nieustannych imprezach w towarzystwie alkoholu, narkotyków oraz przygodnego seksu. Historia Emmy uświadamia, jak łatwo można zniszczyć swoje i czyjeś życie. Wystarczy jeden nieostrożny krok oraz chęć zaimponowania innym, aby wszystko obróciło się przeciwko nam. Po raz kolejny kieruję apel do młodzieży - błagam, bądźcie rozsądni, szanujcie zarówno siebie, jak i resztę osób w swoim otoczeniu. Dorosłe życie dopadnie Was wcześniej niż sądzicie, więc nie śpieszcie się do tego, co i tak Was nie ominie.
„Sama się prosiła” to kolejna książka o gwałcie, którą przeczytałam w ostatnim czasie. Poprzednia, „Co mnie zmieniło na zawsze”, również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ogromne, a jednak zupełnie inne. Poprzednio było bardziej subtelnie, kameralnie, cieplej. W poprzedniej książce najgorszy był gwałt i gwałciciel. Nagły pożar w pluszowym, miękkim, bezpiecznym świecie. W tej, tytuł ten należy do ludzi – rzekomych przyjaciół, rówieśników, rodziny, małych i dużych społeczności, telewizyjnych ekspertów, przedstawicieli prawa i porządku. A świat nigdy nie był z pluszu, tylko z markowych krótkich sukienek.
„Sama się prosiła” to książka i historia trudna, niejasna, irytująca i przerażająca. Niesympatyczną bohaterkę, którą od początku chce się potrząsnąć, spotyka tragedia i naprawdę trudno nie szepnąć w duchu, że może karma maczała w tym paluszki. I właśnie ten podszept powinien potwierdzić wszystko to, co napisałam wyżej – ludzie są okrutni, podli i egocentryczni. Wychowujemy się w zepsutym świecie i jesteśmy zepsuci. Pragniemy wolności, na którą nie jesteśmy przygotowani. Najwyraźniej nie dojrzeliśmy do krótkich sukienek, do szanowania granic drugiej osoby, do empatii, do prawdy. Nie jesteśmy cywilizowani i dopóki tego nie zrozumiemy, nie będziemy.
Zachęcam do lektury nie tylko młodzież!!!! Polecam :)
Wyobraź sobie, że zostałaś zaprojektowana, by być idealną.Wyobraź sobie, że twoje imię zawsze pisze się małą literą.Wyobraź sobie, że od zawsze mieszkasz...