Humorystyczna opowieść o utworzeniu rodziny patchworkowej z dwóch rodzin rozbitych. Kiedy Zosia i Janek decydują się na ślub, są dojrzałymi ludźmi po przejściach. Mają dorosłe dzieci, które żyją już własnym życiem, toteż rodzice są pewni, że ich związek nie spowoduje w układach rodzinnych większych zmian. Dokładają jednak starań, aby młodsze pokolenie było ze sobą w przyjacielskich stosunkach.Przynosi to niespodziewane efekty uboczne, w rezultacie których obydwoje zaczynają rozumieć, że duże dzieci to naprawdę duży kłopot...
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 2017-09-06
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
Język oryginału: polski
Ilustracje:Maksym Leki/Pracownia WV/stockcreations(shutterstock.com
Kiedy Zosia i Janek decydują się na ślub, są dojrzałymi ludźmi po przejściach. Mają dorosłe dzieci, które żyją już własnym życiem, toteż rodzice są pewni, że ich związek nie spowoduje w układach rodzinnych większych zmian. Dokładają jednak starań, aby młodsze pokolenie było ze sobą w przyjacielskich stosunkach. Przynosi to niespodziewane efekty uboczne, w rezultacie których obydwoje zaczynają rozumieć, że duże dzieci to naprawdę duży kłopot.
Małgorzata Kasprzyk w swojej powieści opisuje rodzinę patchworkową. Dla niektórych ludzi, którzy nigdy nie spotkali się z takim modelem rodziny, może to być dość abstrakcyjny, dziwny i trudny do zrozumienia układ w życiu. Czy to w normalnej rodzinie, czy to w takiej posklejanej zawsze pojawiają się jakieś problemy i konflikty. Tylko że w patchworkowej chyba jest to o wiele trudniejsze, ale gdy się tylko chce, można wypracować jakiś system, sposób na to, by wszystkim żyło się dobrze.
Autorka w bardzo interesujący sposób przedstawiła przyjacielskie relacje między byłymi małżonkami. Chyba każdy z nas ma w swoim otoczeniu taką parę, która po rozstaniu nie potrafi się porozumieć, na spokojnie rozmawiać. Sytuacja, w której rozwodzą się rodzice dla dzieci zawsze jest trudnym, a czasem nawet i traumatycznym przeżyciem bez względu na ich wiek.
"Czytała kiedyś o rodzinach patchworkowych, składających się z byłych małżonków, ich aktualnych partnerów i dzieci z poprzednich związków, lecz było to dla niej pojęcie abstrakcyjne. Do głowy by jej nawet nie przyszło, że takie osoby mogą łączyć jakieś więzi. Myślała, że to rodzina tylko z nazwy - przypadkowy zlepek ludzi, którzy niekiedy noszą to samo nazwisko. Teraz jednak skłonna była przyznać, że się myliła."
Autorka dotyka poważnych problemów i pokazuje jak sobie z nimi radzić, unikając przy tym moralizowania. Główna bohaterka zbyt analizuje, za dużo rozmyśla, zadręcza się, wyolbrzymia problemy. Czasem wystarczy sobie odpuścić, a wtedy wszystko wraca na właściwe tory, staje się prostsze i tak też w pewnym momencie zaczyna robić Zosia.
Na uwagę zasługuje dobra, przemyślana psychologiczna kreacja bohaterów. Sprawiają oni wrażenie realnych, są tacy jak my, z łatwością można wczuć się w ich położenie. Dzięki temu, iż mają swoje zalety i słabości nie trudno poczuć do nich sympatii.
Autorka posiada lekkie pióro, potrafi udanie budować napięcie, wszystko okrasza odrobiną dobrego humoru, serwując emocje, które wyzwalają w czytelniku wiele refleksji i przemyśleń.
"Rodzinne rewolucje" jak sama nazwa wskazuje to powieść o rodzinie i jej problemach. To również książka o barierach i ograniczeniach, które sami sobie tworzymy, o uprzedzeniach, utartych schematach, trudnych wyborach, przebaczeniu i miłości, o tym, co tak naprawdę liczy się w życiu. I wreszcie to lektura o nadziei na nowe życie, nowy etap. Bardzo udany debiut. Polecam!
Gdy dochodzi do rozwodu rodziców Dominiki i Czarka, dziewczyna nie ma zamiaru pod żadnym względem utrzymywać kontaktów z ojcem, który zdradził matkę. Po latach, kiedy rodzeństwo jest już dorosłe, to ich matka martwi się o swoją córkę, gdyż ta nie wykazuje żadnego zainteresowania płcią przeciwną. Starsza kobieta obawia się, że jej córka powinna pójść na terapię, ponieważ po rozwodzie rodziców ma uraz do mężczyzn. Gdy wraz z bratem zasugerowali jej pójście na terapię do specjalisty, dziewczyna delikatnie mówiąc się zirytowała ich zachowaniem i dobry nastrój z okazji jej urodzin prysł.
Jednak ten temat nie dawał dziewczynie spokoju. Kiedy przypadkiem natrafiła na pewien artykuł w gazecie, który nakierował ją na to, jakim typem osoby może być, to jej nastawienie do otoczenia się zmienia.
Bardzo fajna i lekka historia, pomimo pewnego problemu, który miał miejsce to czytało się ją tak przyjemnie. Wielokrotnie wywołała uśmiech na mojej twarzy, a w kilku momentach nawet się zaśmiałam z wypowiedzi bohaterów i z opisanych sytuacji.
Zdecydowanie, spokojnie mogę polecić wam tę książkę ?.
Bardzo fajna książka. Bardzo lekko się ją czyta, zaskakuje w pewnych momentach :) Polecam dla każdego
I pomyśleć, że rodzice mogą sprawiać swoim dzieciom tyle kłopotów. (s. 58)
Ano mogą, gdy na przykład wtrącają się w życie swoich dorosłych od dawna dzieci, które od dłuższego czasu żyją na własną rękę, mają swoje życie i ustalony światopogląd. To, że 30-letnia Dominika, główna bohaterka, jest zatwardziałą singielką specjalizującą się w sprawach rozwodowych, która nigdy nie była w żadnym związku, zdaniem jej matki Zosi jest co najmniej dziwne, o ile nie nienormalne – Nika jest specyficzna. Rady rodziców nie zawsze są po myśli dzieci, a gdy nawet ich posłuchają, to potem są pretensje. Tak było choćby w przypadku Jana i jego syna Artura. I tak źle, i tak niedobrze.
Rodzice nigdy nie są obiektywni wobec swoich dzieci. (s. 60)
To prawda, bo rodzice kierują się sercem i chcą dla swych pociech jak najlepiej, choć to podejrzliwość czasami gra pierwsze skrzypce. Tylko czasem skutki bywają wprost odwrotne i na linii dziecko – rodzic sytuacja jest napięta. Nawet do tego stopnia, że przez wile tygodni żadna ze stron się nie odzywa czy o istotnych sprawach dowiaduje się przez osoby trzecie. A że nikt nie chce ustąpić…
W związku nic nigdy nie gwarantuje sukcesu, ale są czynniki, które mogą zagwarantować klęskę. (s. 67)
Autorka prezentuje czytelnikowi kilka różnych związków i przyczyn rozpadu co niektórych z nich. Można się rozwieść w gniewie i nie odzywać do siebie przez kilkanaście lat, chowając w sobie urazę do poprzedniego partnera za wyrządzone przez niego krzywdy. Można rozwieść się niemalże w przyjaźni i być w dobrych relacjach, choć małżeństwo od dawna nie istnieje na papierze. W tej powieści nie ma przepisu na miłość i udany związek, za to jest kilka podpowiedzi, co może doprowadzić do rozpadu małżeństwa. I w tym wszystkim Nika musi dokładnie wszystko przemyśleć, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję na temat swojego związku. Podchodzi do wszystkich aspektów związku bardzo filozoficznie i racjonalnie. Nie zarzeka się z góry, tylko próbuje. I to mi się podoba.
Przecież nie są spokrewnieni. (s. 149)
Po raz pierwszy w książce spotkałam się z patchworkowym modelem rodziny, w którym dzieci nie mają kilka czy kilkanaście lat, ale kilkadziesiąt. I których do siebie ciągnie. Wprawdzie stali się przyszywanym rodzeństwem poprzez ślub swoich rodziców, lecz przecież nie są spokrewnieni i nic nie stoi na przeszkodzie, by byli razem. Rodzinka się powiększa w tempie ekspresowym – ewoluuje i przechodzi rewolucje osobowe. Autorka przedstawia skomplikowane relacje rodzinne z dużą łatwością i tak też się o nich czyta, choć początkowo można się pogubić w imionach i relacjach. Nowy starszy brat, przyszywane młodsze siostry, trzech dziadków, kolejna dziewczyna brata, koledzy z pracy i podwórka, sąsiadka z dzieckiem… Jest wesoło i zabawnie, ale bywa też niesympatycznie i nieciekawie.
Ty i ja to byłby związek podwyższonego ryzyka. (s. 100)
Akcja rozgrywa się w swoim tempie, narrator przedstawia najważniejsze wydarzenia, a o niektórych czytelnik dowiaduje się ze wspomnień czy refleksji bohaterów. Skróciłabym kilka opisów czy refleksji, a dała więcej wydarzeń z życia rodzinki i jej poszczególnych gałązek. Zakończenie moim zdaniem zabiło to, co najpiękniejsze w tej książce. Ostatni rozdział zupełnie zbędny, nic on nie wnosi, a to, co w nim najważniejsze, najlepiej by było dodać do przedostatniego rozdziału, a nawet wcale.
Wszystko sprowadza się do kwestii spotkania tego właściwego faceta… (s. 156)
Całość oceniam jako dobą, humorystyczną obyczajówkę, w której na pierwszy plan wychodzi siła rodziny i wzajemna pomoc jej członków. Skomplikowane relacje w patchworkowym modelu rodziny to samo życie, o czym wielokrotnie autorka upewni bohatera, pisząc zdania, które od dawna są pewną prawdą objawioną, mądrością życiową. Każda ewolucja niesie ze sobą rewolucję.
Jak dla mnie historia trochę zbyt cukierkowa,zero zaskoczenia,ale doceniam podjęcie przez autorkę tematu patchworkowych rodzin.
"Rozwód rodziców zawsze wywiera jakiś wpływ na dziecko".
Pojęcie rodziny patchworkowej do pewnego czasu, wywoływało na mojej twarzy uśmiech politowania. Nie wyobrażałam sobie bowiem, by po rozwodzie można było zrekonstruować nową rodzinę i być w tym układzie szczęśliwym. Jak się jednak okazuje, tradycyjny model nie zawsze spełnia swoją rolę, a w rodzinie patchworkowej może pojawić się wzajemne zrozumienie i miłość, często poprzedzone małą rewolucją, tak jak w tej powieści.
Małgorzata Kasprzyk to absolwentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Do tej pory pracowała jako lektor, tłumacz oraz urzędnik państwowy. Autorka lubi muzykę, kino i podróże, kocha zwierzęta, a w szczególności jednego niesfornego kota. "Rodzinne rewolucje" to jej debiut literacki.
Singielka Dominika jest trzydziestolatką, która nie narzeka na swoje życie. Dobra praca, ustabilizowana sytuacja finansowa i wolność to bowiem jej codzienność. Bohaterka pochodzi z rozbitej rodziny i nie utrzymuje kontaktów ze swoim ojcem. Gdy dowiaduje się, że jej mama postanawia wyjść ponownie za mąż za mężczyznę mającego dorosłego syna, cieszy się z tego faktu. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że decyzja ta wpłynie także bezpośrednio na jej życie.
Znam kilka osób po rozwodach, więc wiem, jak trudno jest ponownie otworzyć się na drugiego człowieka i podjąć decyzję o sformalizowaniu kolejnego związku. Małgorzata Kasprzyk podjęła się więc opisania dość trudnego i złożonego tematu, wymagającego posiadania dużych pokładów empatii i zrozumienia. To bowiem rozwód i związane z nim negatywne oddziaływanie na otoczenie, jest głównym tematem tej powieści. Tematem ukazanym w sposób nieco zdystansowany i optymistyczny, ale jednocześnie wyważony, co jest niezwykle istotne.
Główna bohaterka to przykład osoby, której wydaje się, że rozwód rodziców nie wpłynął na jej postrzeganie świata i budowanie relacji z innymi osobami. To jednak tylko pozory, gdyż jak pokazała autorka, brak jakiegokolwiek zaangażowania ze strony Dominiki wynika w dużej mierze właśnie z niełatwej przeszłości. Ta kreacja psychologiczna daje sporo do myślenia, uwypukla pewne zależności i wpływa na postrzeganie samej instytucji rozwodu oraz wpływu rozstania rodziców na dorosłe życie dzieci.
Muszę przyznać, że już praktycznie na samym początku, gdy poznałam wszystkich bohaterów przyszłej patchworkowej rodziny, domyśliłam się, jaki będzie zamysł autorki w kwestii losów Dominiki i Janka. To było dość przewidywalne, jednak zastosowane celowo po to, by ukazać, iż każdy przypadek jest inny i nie można niczego zbytnio uogólniać. Podobało mi się także to, że Małgorzata Kasprzyk zamieściła na końcu skrócone kalendarium wydarzeń następnego roku, dzięki czemu dowiedziałam się, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów.
Małgorzata Kasprzyk w "Rodzinnych rewolucjach", niczym Magda Gessler w "Kuchennych rewolucjach" ukazała, że nie ma jednego uniwersalnego przepisu na szczęście. Ilu bowiem ludzi i związków, tyle różnych strategii. To książka na jeden wieczór, która zapowiada ciekawą literacką karierę autorki.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl
Kiedy rodzice dziesięcioletniej Ewy giną w wypadku samochodowym, stałą opiekę nad dziewczynką przejmuje brat jej matki. Wujek Waldek traktuje siostrzenicę...
W ostatnich latach przed wybuchem drugiej wojny światowej profesor Alojzy Dyszkiewicz, rozczarowany swoim małżeństwem i brakiem uczuć ze strony kobiety...
Przeczytane:2024-02-01, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Dziś przychodzę do Was z ciekawą historią, która umiliła mi ostatnie dwa wieczory i bardzo pozytywnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się, że można tak lekko i niezwykle przyjemnie napisać o naprawdę trudnym wyzwaniu, jakim jest stworzenie patchworkowej rodziny, gdzie każdy z członków wnosi do niej olbrzymi bagaż nie zawsze dobrych i miłych doświadczeń. Autorka doskonale oddała emocje, obawy i oczekiwania, które towarzyszą tego typu wydarzeniom, ale podała je w naprawdę przyjemny sposób. Niejednokrotnie sprawiła, że uśmiałam się do łez, idealnie wbiła się w moje poczucie humoru, ale zdarzyły się również momenty, w których autentycznie się wzruszyłam.
Autorka na kanwie znanego przysłowia "Małe dzieci, mały kłopot. Duże dzieci, duży kłopot" zbudowała bardzo ciekawą i intrygująca historię, którą napisała ze sporą dawką humoru i udowodniła, że to przysłowie ma autentyczną rację bytu.
Historia dwóch rozbitych rodzin, które w pewnym momencie łączą się w całość, pokazuje, że po każdej burzy wychodzi słońce, a los doskonale wie, co robi, stawiając nam poszczególnych ludzi na drodze życia.
Główna bohaterka to trzydziestoletnia energiczna prawniczka z precyzyjnymi planami na przyszłość. Zajmuje się rozwodami i twierdzi, że mężczyzna jest jej do niczego niepotrzebny. W dniu urodzin jej matka i brat sugerują terapię, która ma jej pomóc przełamać rzekomą traumę po rozwodzie rodziców, i spojrzeć przychylniejszym okiem w stronę płci przeciwnej...
Okazuje się jednak, że propozycja ta zamiast u Dominiki zasiewa ziarenko niepewności u jej brata, który zaczyna się obawiać, że pójdzie w ślady ojca i nie będzie w stanie założyć rodziny i dochować wierności, w tym przekonaniu utwierdza go Zofia- matka tej dwójki, która sama ukrywa przed dziećmi (dorosłymi!) swój związek z Janem.
Jednak zbliżający się ślub Zofii i Jana zmusza nowożeńców do przysłowiowego wyłożenia kawy na ławę i powiedzenia o wszystkim niczego nieświadomej dziewczynie, która dowiaduje się o wszystkim jako ostatnia...
Tym samym poznaje Artura- syna Jana. Mężczyzna ma trudne chwile za sobą, i próbuje poskładać swoje życie do kupy. Zaprasza on Dominikę na krótki wyjazd, po którym już nic nie staje się tak oczywiste jak było jeszcze chwilę wcześniej...
Więcej z fabuły już nie zdradzę, ale napiszę, że po tym krótkim wyjeździe zaczyna się przysłowiowa jazda bez trzymanki. Emocje kotłują się na najwyższym poziomie, i nie sposób odłożyć książki bez poznania zakończenia.
Pomysł na fabułę, jak dla mnie jest strzałem w dziesiątkę. Myślę, że ta historia pokazuje, jak ważne jest, by być wiernym swoim własnym przekonaniom, ale także to żeby otworzyć się na drugiego człowieka. Jest to opowieść nie tylko o miłości, ale i o wybaczeniu, o trudnych relacjach rodzinnych, o głęboko skrywanym żalu i ukrytej tęsknocie skrytej za chłodem i cynizmem. Zmusza ona momentami do refleksji nad tym co jest niezwykle ulotne i chwilowe, pokazuje, jak ważne jest branie odpowiedzialności za swoje czyny i godzenie się z tym co daje los.
Akcja toczy się spokojnym rytmem, może spektakularnie z początku nie zaskakuje, ale wszystko zmienia się w połowie tej historii.
Bohaterowie są sympatyczni, nie sposób ich nie polubić, każdy z nich wiele wnosi do tej historii i nie ma tam nikogo zbędnego.
Trzecioosobowa narracja pozwala poznać ich myśli, zrozumieć targające nimi obawy, przez co staja się oni wyjątkowo bliscy czytelnikowi. Z każdym z nich można się utożsamić, odnaleźć cząstkę czegoś, co z nim łączy i przybliża.
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kasprzyk, i jest ono bardzo udane. Bardzo przypadł mi do gustu jej niezwykle przyjemny i ciepły styl. Książka porwała mnie w swoje ramiona i nie pozwalała się od siebie oderwać. Gdybym następnego nie była sama z synem w domu, przeczytałabym ją w jeden wieczór i noc. Teraz zostało mi nadrobienie innych książek :) bo jestem niezwykle zaintrygowana i ciekawa czy te pozostałe są równie przyjemne i otulające czytelnika niezwykłym ciepłem.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Lekka i bardzo przyjemna lektura, ale pokazująca jak ważne jest, by dać sobie i innym kolejną szansę.