Niektóre zdarzenia są tak wielkie, że ich echa nie cichną przez tysiąclecia
Niedokończona walka z Eldred kieruje Bena i jego drużynę z powrotem pod bramy Miasta. Wejście w paszczę lwa wydaje się jedynym sposobem, by raz na zawsze powstrzymać Protektorkę przed stworzeniem magicznej armii, która sprowadzi na świat zagładę. Do Miasta droga jednak daleka i najeżona niebezpieczeństwami, przy których żądni nagrody piraci to jedynie drobna niedogodność. Paradoksalnie, najbardziej niebezpieczne okażą się nie miecze, magiczne kule ognia czy eksplodujący nieumarli, ale...tajemnice. Tajemnice, za które niektórzy są gotowi zginąć. Lub zabić.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2022-09-02
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 567
Tytuł oryginału: Burning Tower
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
"Płonąca wieża" to już piąty tom serii A.C. Cobble'a o Beniaminie Ashwoodzie. Muszę przyznać, że każda kolejna część jest lepsza od poprzedniczki, i nie zawsze chodzi tu o fabułę, a o styl autora i wykonanie. W "Płonącej wieży" nasi bohaterowie kontynuują walkę z demonami oraz Protektorką. W tym celu muszą powrócić do Miasta, z którego poprzednim razem musieli uciekać w pośpiechu. Początek książki, pomimo akcji od samego początku, nie wciągnął mnie zbyt mocno. Może było to spowodowane przerwą między kolejnymi tomami, a może przestojem czytelniczym, z którym zmagałem się niedawno. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach obawiałem się, że książka nie będzie równie dobra, jak oczekiwałem, a oczekiwania wobec serii o Benku mam dosyć wygórowane. Z każdą kolejną stroną było jednak coraz lepiej, a przełomem dla mnie było pojawienie się nowej grupy postaci. Od tej pory czytanie było o wiele przyjemniejsze, a fabuła wciągająca. Podobał mi się również sentymentalny powrót do Miasta. Jesteśmy już blisko końca tej serii, zatem powrót do miejsca z pierwszego tomu był dla mnie satysfakcjonujący. Podobne odczucia miałem co do jednej z postaci, która nie pojawiała się w serii już od jakiegoś czasu, ale nie będę spoilerowal o kogo chodzi. Najlepszą częścią powieści jest jednak końcówka, czyli walka z demonami i wielka bitwa. Natłok wielkich bohaterów w bitwie sprawia, że od razu pomyślałem jak dobrze oglądałoby się to na wielkim ekranie. Niektóre momenty są po prostu epickie i patetyczne, ale całość opisana jest bardzo dobrze i brutalnie. Autor przemieszał te dwa style, tworząc mieszankę wybuchową. Sama końcówka jest wielce obiecująca, a cliffhanger jaki zaserwował nam A.C. Cobble bardzo mnie zaskoczył, ale i zadowolił. Nie spodziewałem się tego, ale cieszę się z takiego obrotu sprawy. Nie mogę się już doczekać "Ciężaru korony", która mam nadzieję, będzie świetnym zakończeniem tej bardzo dobrej serii. Zaczęło się od dobrej przygodówki, a tymczasem seria przekształciła się w bardzo dobry cykl fantasy.
Rozmach - z każdym kolejnym tomem powieściowego cyklu pt. „Beniamin Ashwood” obserwujemy coraz większy rozmach na polu okładki książki, rozwoju fabuły, czy też coraz pokaźniejszej liczby postaci, miejsc i wątków, jakie mają wpływ na całość tej fantastycznej serii. I nie inaczej jest w przypadku najnowszej, już piątej jej części - powieści „Płonąca wieża”, która ukazała się właśnie w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
Beniamin, Amelia, Rhys i Towaal - pokonawszy Eldred, podążają tropem zdradzieckiego Milo, który skradłszy potężny i niebezpieczny artefakt zmierza w stronę Miasta. Pogoń ta prowadzi ich przez potężną puszczę, w której kryje się ktoś, kto może okazać się dla naszej czwórki bohaterów wielkim zagrożeń, jak i bezcennym wsparciem. I tak też rozpoczyna się cała seria niezwykłych zdarzeń, które będzie znaczyć walka z demonami i ludźmi, spotkania ze starymi druhami, jak i też wielka, skomplikowana polityka...
Zmiany, zmiany, zmiany - można oto posłużyć się tym słynnym filmowym cytatem w odniesieniu do niniejszego dzieła A.C. Cobble, które z każdym kolejnym rozdziałem wydaje się mieć coraz większy wpływ na całość tej literackiej serii, o czym przekonują nas w szczególności ostatnie strony. Oczywiście jest to nadal to samo porywające, klimatyczne i oparte w głównej mierze na motywie drogi - fantasy, które z każdą częścią staje się z pewnością nieco mroczniejszym, ale i jednocześnie pozostaje niezmiennie intrygującym.
Fabularna relacja skupia się na losach wymienionej powyżej czwórki bohaterów, do których to dołączają nowe postacie, lub też do których powracają doskonale znani nam już uczestnicy zdarzeń z poprzednich tomów. Odwiedziny ukrytej w lesie krainy, niebezpieczna podróż do Miasta, burzliwe i dramatyczne wydarzenia w nim zachodzące, czy też droga ku postępującej armii demonów - to tylko kilka z wielu ważnych wątków, jakie składają się na tę jakże barwną, nieprzewidywalną i inteligentnie poprowadzoną relację. Jej finał zapowiada zaś sobą jeszcze więcej wrażeń i emocji, jakie to będą na nas czekać podczas lektury szóstego tomu.
Dojrzewają, zmieniają się, jak i też wciąż zaskakują nas bohaterowie tej historii, co widać najbardziej na przykładzie samego Bena, który jest już dorosłym, znacznie pewniejszym siebie i po woli godzącym się z przypisaną mu rolą przywódcy, mężczyzną. I choć tempo owego procesu jest iście imponującym, to niewątpliwie owa przemiana jest jak najbardziej korzystną dla odbioru tej opowieści. Poznamy tu także kilku innych, nowych bohaterów - na czele z młodą wojowniczką o imieniu Prem, czy też mistrza miecza Loydem, którzy także odegrają tu bardzo istotną rolę.
Wraz z postępem lektury poznajemy nowe krainy i miasta tego fantastycznego świata, ale też i powracamy do miejsc, gdzie de facto wszystko się zaczęło - m.in. Miasta. Tym samym też obserwującym zachodzące w nich zmiany, jesteśmy świadkami wielkich karier i nie mniejszych upadków, jak i też spoglądamy na przygotowania do wielkiej wojny pomiędzy Koalicją i Przymierzem. Tego obrazu dopełnia oczywiście magia, konfrontacje z demonami oraz coraz więcej odpowiedzi na zadawane od dawna pytania o to, skąd się one biorą.
Tradycyjnie już opowieść tę uatrakcyjniają klimatyczne ilustracje Leszka Wożniaka, które w piękny sposób obrazują nam bohaterów i kluczowe sceny z ich udziałem. Swoją wielką pracę wykonała tu także Dominika Repeczko, która raz jeszcze przełożyła tę opowieść na nasz język w iście znakomitym stylu. I wreszcie rzecz najważniejsza - logiczny pomysł autora na to, jak prowadzić tę opowieść w taki sposób, byśmy wciąż byli jej ciekawi i nią zafascynowani, mimo poznania już ponad trzech tysięcy stron historii o Beniaminie Ashwoodzie. Efekt? - nasza wspaniała rozrywka i wielkie emocje, które nie opuszczają nas do samego końca.
Powieść „Płonąca wieża”, to rzecz porywająca, interesująca i przede wszystkim świetnie wykonana. Tym samym jest to kolejna udana odsłona tego cyklu, która zaprasza nas sobą do spotkania z klimatyczną, wciąż nas zaskakującą i tętniącą akcją klasyczną historią fantasy, w której magia, szczęk miecza, ale też i ludzka poczciwość, decydują o losach tysięcy, a być może i milionów mieszkańców tego świata. Sięgnijcie po tę książkę i po cały niniejszy cykl A.C. Cobble – gorąco polecam!
Kiedy coraz więcej demonów wypełza na powierzchnię, Beniamin Ashwood i jego wierni towarzysze z pewnością przybędą na odsiecz! Nie zawiodą. Nie odmówią. Uratują świat, choćby mieli oddać życie, a "Płonąca wieża" to już piąty dowód na to, że Benek nie lęka się niczego.
Zacznijmy jednak od początku. Gdy Beniamin wyrusza z rodzinnych Widoków, nie spodziewa się, że czeka go podróż życia. Po wielu niebezpiecznych przygodach i zwiedzeniu kilku nowych krain, Benek wraca do Miasta. Razem z Amelią, zabójcą Rhysem i czarodziejką Towaal muszą powstrzymać Milo, który uciekł z najniebezpieczniejszym magicznym artefaktem znanym człowiekowi - ogniem wiwerny. Muszą go dopaść, nim przedmiot wpadnie w ręce Protektorki, czarodziejki rządzącej Sanktuarium oraz planującej objąć rządy w całym Alcott.
Po drodze przyjaciele staną twarzą w twarz z najbardziej utalentowanym wojownikiem wszech czasów. Zabierze on ich do swojej kryjówki, gdzie zderzą się z trudną rzeczywistością.
W międzyczasie przez szczelinę przechodzą coraz to większe ilości demonów. Czy oby na pewno są to same demony? Czy Benowi i reszcie uda się powstrzymać atak? Co z Protektorką i ogniem wiwerny?
"Płonąca wieża" to bezpośrednia kontynuacja "Pustego horyzontu", w której czytelnicy zostaną pochłonięci przez dynamiczną fabułę pełną walk z demonami, mrocznych, niebezpiecznych sekretów oraz poznawaniem nowych bohaterów. Beniamin z ekipą nadal krąży po Alcott w poszukiwaniu sojuszników, odwiedzając przy tym stare śmieci (Miasto, Biały Dwór, Venmor), a jednak autor zaskakuje, pokazując uliczki oraz miejsca, jakich wcześniej się nie zwiedzało.
W tej części akcja się zacieśnia. Poza wspomnianymi wcześniej potyczek z demonami pojawiają się również pomniejsze bitwy. Władanie mieczem czy rzucanie czarów staje się chlebem powszednim. "Płonąca wieża" zawiera dużo taktyki wojennej, którą autor opisał w sposób przystępny dla każdego, co jest ogromnym plusem. Sama nie do końca przepadam za tego typu opisami w książkach, ale tutaj wypadły lekko i nieskomplikowanie.
Największą zaletą "Płonącej wieży", jak i całego cyklu zresztą, jest zdecydowanie postać Benka. Porównując zachowanie i umiejętności Ashwooda z pierwszego tomu do tego z piątego, widać ogromny przeskok. Bohater z każdą kolejną przygodą ewidentnie dorasta, zmienia się ze zwykłego chłopaczka w odważnego mężczyznę, za którym niejeden skoczy w ogień. Logiczne myślenie, rozwinięte zdolności operowania mieczem, podążanie obraną ścieżką, niesienie pomocy - wszystko to sprawia, że Beniamina po prostu nie da się nie pokochać.
Akcja coraz bardziej nabiera tempa, dzięki czemu książkę czyta się naprawdę szybko. Lekki styl autora, wplątywanie zabawnych dialogów, odkrywanie nowych tajemnic, a do tego zwiedzanie i poznawanie nowych krajobrazów czy zaskakujące zakończenie sprawiają, że ma się ochotę od razu sięgać po szósty tom.
"Płonącą wieżę" zdecydowanie polecam, ale radzę wpierw poznać poprzednie cztery tomy. Historia urzeka, bawi i niewyobrażalnie wciąga. Autor stworzył sympatycznych, realistycznych bohaterów, u których wraz z przebytymi przygodami następują przemiany wewnętrzne. Dodatkowo pojawia się wiele walk, przez co czytelnicy śledzą akcję z zaangażowaniem. Idealna fantasy drogi, która spodoba się nawet najbardziej wymagającym. Beniamin Ashwood to idealny kompan do odprężenia się i wypicia kufla piwa w spokoju. :)
Nadchodzi epickie zakończenie podróży Beniamina Ashwooda i jego drużyny. Walka nieuchronnie zbliża się do ostatecznego rozstrzygnięcia. Wraz z kolejnymi...
Wielkie zwycięstwo, zniszczenie Szczeliny, okazało się ledwie wygraną bitwą. Na dodatek słono opłaconą - całe roje demonów pojawiają się teraz w każdym...
Przeczytane:2023-07-19, Ocena: 5, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
Świat jest pełen tajemnic. Tajemnic, które stworzyła sama Natura, tajemnic tworzonych przez wielkie organizacje i tajemnic, które kreują zwykli ludzie. Niekiedy mam poczucie, że tajemnica ciągnie tajemnicę. Czy tak powinno być? To pytanie wydaje mi się bardzo trudne i wielopoziomowe. Uczono nas, by być uczciwymi, by nie zatajać informacji i by nie kłamać. Zarazem to my sami decydujemy o sobie, więc mamy całkowite prawo decydować, co komu powiemy, co komu ujawnimy. Gdzie jest ta granica pomiędzy tym co konieczne, a tym, co w nas drzemie?
Beniamin wraz ze swoją drużyną podróżuje dalej i dalej jest gotowy zrobić wszystko co konieczne, by uratować Kontynent. Jednak trudy podróży nie sprawiły, że zapomniał, kim jest i jakie wartości wyznaje. Nadal stara się robić wszystko w zgodzie z własną moralnością i tak, by jak najmniejsza liczba istot cierpiała. W końcu chodzi o pokój, bezpieczeństwo i zwykłe szczęście. Czy jest ono możliwe w świecie magii i niekończących się zagrywek politycznych?
W momencie gdy to piszę, znam już całą serię o Beniaminie Ashwoodzie i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że była to niesamowita przygoda, o której będę pamiętać bardzo długo. Dlatego po tom piąty sięgnęłam już bez żadnego zawahania. Wiedziałam, czego oczekiwać po "Płonącej Wieży" i dokładnie to otrzymałam.
Tym bardziej że styl autora jest już dla mnie doskonale znany i określiłabym go jako wręcz tradycyjny. Przez te wszystkie tomy przywiązałam się mocno do słów autora i odnalazłam w nich spokój, radość i całą gamę intensywnych emocji. Wyróżnia się rozbudowaną strukturą, która wydaje się być dopracowana pod każdym względem. Zarazem posiada lekkość odbioru. W "Płonącej Wieży" było również wiele opisów przyrody i były one doskonale wyważone. Nadawały ten unikatowy dla cyklu klimat, ale też nie nudziły. Wydawałoby się, że za pomocą pędzla malowały całą fabułę przed oczami czytelnika.
Choć ten tom w kontekście wszystkich tomów wydawał mi się nudniejszy, niemniej potrzeby. Wydaje mi się, że podobnie oceniałam czwarty tom, choć też zlały mi się one już w jedność. Książka ujawniła koniec pewnego rozdziału, lecz nie poprzestając na tym, poszła krok dalej i pociągnęła kolejne wątki. Zgrabnie zaczęły się zgrywać motywy, które pozornie były odmienne, niepowiązane ze sobą. Dawało to intensywne odczucia, momentami miałam poczucie, że autor gra na emocjach czytelnika.
Tematycznie powieść ciągnie wątki z poprzednich części. Nadal w sposób rozbudowany i istotny rozważa istnienie granicy pomiędzy dobrem i złem. Zadaje pytanie, jak wiele złego można zrobić w imię dobra, w imię obrony przed większym złem. Jest to refleksja trudna i wielowymiarowa. Osadzona mocno w ludzkiej moralności i determinująca pewne działania. Nie można zapomnieć, że jest to spojrzenie człowieka, który jeszcze przed chwilą był zwykłym mieszkańcem malutkiej wioski. Jeszcze niedawno nie obchodziło go nic więcej niż bezpieczeństwo i problemy rodziny i mieszkańców. Tymczasem teraz musi podejmować decyzje, które mogą odbić się na całych społeczeństwach.
Bohaterowie i w tym tomie okazali się dopracowani i posiadający własne historie. Nie pojawiają się w przypadkowych miejscach bez konkretnego powodu. Da się ich spotkać w najróżniejszych momentach, ale właśnie dlatego że żyją własnym życiem i to za nim podążają. Ich własne cele prowadzą ich przez świat i sprawiają, że podejmują dane decyzje.
"Płonąca Wieża" jest udaną kontynuacją cyklu o Beniaminie Ashwoodzie, który w swoim czasie zawładnął moim czytelniczym sercem. To naprawdę jedna z lepszych serii fantasy, które czytałam. Ma swoje wady, ma jakieś niedopracowania, ale jednak to ta historia zapadła mi w pamięć i wyróżniła się pośród tych wszystkich innych, które czytam.