Życie Bena Ashwooda z osady Widoki miało swój rytm i porządek: warzenie 4 beczek piwa tygodniowo, wysłuchiwanie opowieści w gospodzie ,,Pod Baranim Rogiem" i doroczne walki na kije na Festynie z okazji Święta Wiosny. Nawet pojawienie się w okolicy krwiożerczego demona nie wprowadziło istotnych zmian w jego życiu. Co innego, pojawienie się Mistrza Mieczy i wyjątkowo poirytowanej czarodziejki. To wywróciło życie młodego Bena do góry nogami. I chociaż przygody, kiedy już jakaś rzeczywiście się zaczyna, wydają się znacznie bardziej przerażające niż w opowieściach, Ben postanowił wykorzystać swoją szansę i ruszyć na ich spotkanie. Przecież wróci, prawda? Wróci do swojego browaru, przyjaciół i ciepłego zapiecka.
Być może, gdyby Ben wiedział, gdzie zawiedzie go ciekawość i żądza przygód, strach nie pozwoliłby mu uczynić pierwszego kroku. Na szczęście nie wiedział.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2021-03-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 520
Tytuł oryginału: Benjamin Ashwood
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Jeśli mieszkacie, czy mieszkaliście w małym mieście lub na wsi, to na pewno znacie to poczucie, gdy pragnie zobaczyć się coś więcej. Gdy słucha się o wielkich miastach, o nieograniczonych możliwościach i wielu rozrywkach, chęć jest coraz większa. Niektórzy są stworzeni do mieszkania na wsi, inni wolą metropolie, lecz większość ludzi chce zobaczyć coś więcej, poznać coś więcej. Chodzi o czyste przekroczenie granic, by zobaczyć, że za nimi też coś jest – tak jak mówią opowieści i zdjęcia. Czym innym jest wiedza, że świat nie kończy się tam, gdzie zazwyczaj przebywamy i czym innym jest zobaczyć to na własne oczy.
Beniamin od dziecka mieszka w Widokach i tam planuje spędzić resztę swojego życia. Tam pracował przed śmiercią jego ojciec, tam on sam się wychowywał i teraz tam pracuje. Prosty plan na życie, któremu Ben jest wierny. Jednak każdy ma jakieś marzenia... Ben również w wyobraźni bierze udział w niezwykłych przygodach, staje się wojownikiem, podróżuje przez cudowne miasta i doznaje chwały. Nie spodziewał się, że życie przyniesie mu możliwość, by zawalczyć o spełnienie tych marzeń. Zaczyna się od demona, później przybywają nietypowi goście. Co dalej? Jakie szanse dostanie młody chłopak? I czy zdecyduje się je wykorzystać?
Odkąd tylko pierwszy raz usłyszałam o serii książek "Beniamin Ashwood", zapragnęłam je przeczytać i wgłębić się w świat fantastyki. Czułam, że to powieść dla mnie, że przyniesie ze sobą wszystko, co szanuję w literaturze fantastycznej. Dlatego byłam w siódmym niebie, kiedy okazało się, że już niedługo zostanie wydana po polsku. Doczekałam tego z olbrzymią niecierpliwością i teraz jestem świeżo po przeczytaniu książki. Jak moje odczucia? Czy warto było tak mocno się ekscytować?
Miałam wrażenie, że "Beniamin Ashwood" przyniesie ze sobą niesamowicie rozbudowany i oryginalny świat, który będzie zaskakiwał swoją niesztampowością i unikatową perspektywą. Tymczasem historia na razie idzie najbardziej typowym tropem – jest dokładnie tym, o czym mówi opis i nie ma miejsca tu na nietypowe rozwiązania i nowe motywy. Czuję się pod tym względem zawiedziona. Choć chcę podkreślić, że dla osób, które nie czytają obsesyjnie fantastyki, może to być coś całkowicie nowego. Dla mnie jest to pomysł jak wiele innych. Przyjemny w odbiorze, sprawiający wrażenie dobrego znajomego, ale w żaden sposób niezaskakujący.
Niemniej warto spojrzeć na całą historię z perspektywy lekkości pióra autora. Za pomocą barwnych opisów pozwolił mi poznać dokładnie świat i dać pole do popisu dla mojej wyobraźni. Tutaj jest już charakterystyczny styl autora i jego subtelny dowcip. To właśnie on sprawia, że książkę czyta się w bardzo szybkim tempie, zapominając o istnieniu codzienności. Sama historia może być dość schematyczna, lecz w żaden sposób nie wyklucza to możliwości zaangażowania w losy bohaterów.
Przeczytałam całą powieść bardzo szybko, jednak warto podkreślić, że sama fabuła jest dość powolna, co w tym przypadku wyjątkowo cenię. To nie ma być szybka opowiastka, która daje wyłącznie rozrywkę. Ma to być pełnowymiarowa opowieść, gdzie emocje będą grały główną rolę, a czytelnik będzie mógł utożsamić się z postaciami. A przynajmniej ja tak to odbieram i stąd wynika moje zadowolenia z wolnej akcji. Dla mnie to doskonałe wprowadzenie pozwalające na spokojne zapoznanie się z otoczeniem i przywiązanie się do nowego uniwersum. Dzięki temu można zrozumieć wiele rzeczy i mam nadzieję, że dać się ponieść akcji w kolejnych tomach. Też w tym przypadku wchodzi aspekt motywu drogi, który często pozornie wydaje się nudny, a tak naprawdę niesie ze sobą olbrzymi potencjał, który jest subtelny i schowany za kurtyną różnorodnych wydarzeń. Pewnego dnia zaskoczy czytelnika.
Tym bardziej że cały czas wierzę, że uniwersum zszokuje mnie. Nie nazwałabym jeszcze go wielowymiarowym i panoramicznym, jednak podświadomie czuję, że niedługo spokojnie bez zawahania będę mogła używać tak górnolotnych słów w kontekście "Beniamina Ashwooda". Widzę, jak pisarz budował fundamenty pod całość, by wszystko w przyszłości było spójne, logiczne i fascynujące. Na razie świat przedstawiony wydaje się wielki, ale tylko w słowach bohaterów.
Właśnie – co z samymi bohaterami? Tutaj mam ponownie mieszane uczucia, ponieważ część z nich uważam za naprawdę genialnie wykreowane postacie, gdzie dominuje wyrazisty charakter i poczucie, że przed czytelnikiem jest osoba z krwi i kości. Jednak jest też parę bohaterów, gdzie jednak brakuje tego dopracowania ich kreacji. Mimo wszystko najważniejsze jest, że sam Ben zdobył moje głębokie uznanie jako postać literacka i sympatię jako on sam. Uwielbiam fakt, że pisarz stworzył osobowość głęboką, pełną refleksji, swojej własne charakterystyki. Beniamin ma dużo zalet, ale ma też wady. Nie czuć w nim wyidealizowania. W ogóle to jest bardzo odczuwalny przy prawie wszystkich postaciach. Są ludźmi, więc nie mogą być idealni, nawet wtedy gdy ich dominującą stronę jest dobro. W tym miejscu chciałabym przywołać Renfro – kolejna postać, która zyskała moją olbrzymią sympatię. Renfro ma tyle irytujących, wstydliwych lub po prostu złych cech, że jest to wręcz niemożliwe, by go lubić – ale jednak. Potrafi swoje wady naprawić olbrzymimi pokładami pozytywnej energii i własną historią, która tłumaczy naprawdę wiele.
Zresztą jestem pod wielkim wrażeniem pewnych wątków związanych właśnie z personalnymi historiami. Pisarz postarał się ukazać, jak wiele do powiedzenia ma wychowanie człowieka, miejsce, w którym na co dzień przebywa, wpływ innych ludzi. To wszystko kształtuje jednostki i sprawia, że czasami nie są w stanie przejść pewnych barier, mimo że bardzo by chciały. Podążają utartą ścieżką i ich wybicie z niej jest prawie niemożliwe. Lecz Cobble nie ogranicza się wyłącznie to takiego rodzaju banału, gdyż pokazuje też drugą stronę – są też ludzie, którymi niezmiernie łatwo manipulować i wręcz modelować ich jak świeżą glinę. W "Beniaminie Ashwoodzie" jest różnorodna tematyka i wiele wątków, lecz to właśnie ten aspekt najbardziej mnie urzekł i pozwolił na głębszą refleksję.
Mimo że książka nie spełnia wszystkich moich oczekiwań, to jestem bardzo zadowolona, że cierpliwie czekałam i wreszcie ją przeczytałam. Ma wiele wad i niedociągnięć, lecz obiecuje też wiele w przyszłości. Może to trochę naiwne, że tak mocno oceniam powieść w kontekście tego, czego jeszcze wtedy nie było, jednak moje własne doświadczenie pokazuje mi, że lepiej zawieść się w przyszłości niż pozbawić się możliwości poznania wspaniałej historii.
Motyw drogi jest w fantastyce dość często spotykany i - mogłoby się wydawać - kompletnie oklepany, a mimo to zawsze chętnie sięgam po taką książkę. Dlaczego? Bo nieprzerwanie zostaję zaskoczona czymś nowym i bardzo, ale to bardzo lubię przeżywać podróż z głównym bohaterem. Liczę więc, że pierwsza część sześciotomowego cyklu A.C. Cobble'a, czyli "Beniamin Ashwood", całkowicie spełni moje oczekiwania.
Tytułowy Beniamin to dziewiętnastolatek mieszkający w małej osadzie Widoki i zajmujący się warzeniem piwa. Dostarcza alkohol do jedynego baru Pod Baranim Rogiem, gdzie czasem się nim raczy, i tak żyje z dnia na dzień. Pewnego razu jednak w Widokach pojawiają się plotki, a później podobno potwierdzone informacje, że w pobliżu szaleje demon. Bestia porywa zwierzęta hodowlane, siejąc postrach wśród ludzi. I nagle okazuje się, że demon faktycznie zadomowił się w okołowioskowym lesie, dlatego Ben w towarzystwie paru odważniejszych mieszkańców wyrusza rozprawić się z niechcianą kreaturą. Brak umiejętności oraz przekładanie sił ponad miarę doprowadza do śmierci dwóch osób i mocnego zranienia przyszywanego brata Bena, Brandona.
Czysty przypadek chce, że akurat wtedy do Widoków przybywa nietuzinkowa ekipa, która za godziwe pieniądze szybko rozprawia się z niechcianym demonem. Lady Toweel - czarodziejka, Lady Amelia - córka władcy - i jej służka, Meredith, Rhys - człowiek o nieznanym zarówno pochodzeniu jak i jego rzeczywistej roli w tym całym spędzie - oraz Saala - mistrz miecza. Wszyscy oni pochodzą z zupełnie innej kasty, obracają się w różnych towarzystwach, dlaczego więc spędzają razem czas? I jak ważne zadanie wypełniają, skoro los postanowił połączyć ich w jedną grupę?
W celach czysto zarobkowych oraz na prośbę przyszywanego ojca Ben wyrusza z nieznajomymi jako naoczny świadek odprowadzenia siostry, Meghan, do Miasta. Ojciec chce wiedzieć, czy córka bezpiecznie trafi do Sanktuarium, gdzie przez dwadzieścia lat będzie pobierać nauki i szkolić się na pełnoprawną czarodziejkę. I tak właśnie rozpoczyna się największa z przygód Beniamina.
"Beniamin Ashwood" to książka, którą mimo swojej obszerności połyka się dosłownie w jednym kawałku. Przez całą powieść autor idealnie dawkuje tempo narracji, jednego razu snując spokojną opowieść pełną uczuć i skorą do kontemplacji, by po paru stronach przerodzić historię w pełną napięcia, walk oraz emocji. Historia potrafi wciągnąć, a chwilami nawet mocno rozbawić. Na początku czytelnik nie ma pojęcia, w co tak naprawdę się pakuje, wyruszając z Benem w podróż, dopiero po czasie uświadamia sobie rzeczywisty główny wątek, co moim zdaniem było świetnym, rzadko spotykanym zabiegiem.
W fantastyce drogi często zdarza się, że podczas przeprawy w głównym bohaterze dochodzi do konkretnej przemiany - dojrzewa, mężnieje, staje się wcielonym złem, znakomicie posługuje się magią, etc. W każdym razie zmienia swoje myślenie/podejście do życia niemal o sto osiemdziesiąt stopni w porównaniu z samym początkiem książki. Ben, na szczęście, również należy do tego typu bohaterów, co ogromnie mnie ucieszyło. Interesujące było dochodzenie do obserwacji związanych ze zdobywaniem coraz większego doświadczenia i powolnym acz skutecznym kształtowaniem własnych poglądów dotyczących świata, możliwej wojny czy aktualnej władzy. Reszta bohaterów również zdobyła moją ogromną sympatię (chociaż wiadomo, jedni mniej, drudzy więcej). Autor idealnie skomponował ekipę, z którą Ben podążał przez cały kraj, ponieważ niemal każdy miał indywidualny, specyficzny charakter oraz własne zadanie do wykonania. Dodam jeszcze, że zmiana nie dokonała się wyłącznie w Benie, ale nie zdradzę, w kim dokładnie. Na to będziecie musieli sobie sami odpowiedzieć. :)
Zakończenie wypadło niesamowicie i trafił się spory twist fabularny, przez co już teraz czekam na kontynuację.
"Beniamin Ashwood" to książka, którą serdecznie polecam. Przyjemna, wciągająca i momentami zabawna przygoda spodoba się z pewnością niejednemu wybrednemu czytelnikowi. Historia jest ciekawa, choć nie zapiera dechu w piersiach ani nie wywołuje efektu "wow". Pierwszy tom skupia się raczej na dokładnym poznaniu bohaterów niż na tajemniczej intrydze przepełnionej zwrotami akcji (poza samym zakończeniem) i jest idealnym wprowadzeniem do kolejnych tomów. Nie wahajcie się sięgnąć. :)
Autorzy na polu współczesnej fantastyki silą się co rusz na nowe, pomysłowe, rewolucyjne ujęcie tematu i świeże spojrzenie na ten literacki gatunek. I nie ma w tym nic złego, gdyż podobnie jak świat, tak i literatura musi siłą rzeczy ewoluować, zmieniać się, rozwijać. Niemniej od czasu do czasu każdy z nas tęskni za klasycznym ujęciem powieściowej fantasy, z przygodą, quasi średniowiecznymi realiami, magią i miłością w roli głównej. I właśnie to wszystko funduje nam książka A. C. Cobble pt. "Beniamim Ashwood", którą mamy przyjemność poznać za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów!
Głównym bohaterem opowieści jest tytułowy Ben Ashwood - młody piwowar z małego, górskiego miasteczka Powidoki. Jego spokojne i dość monotonne życie zmieni się oto pewnego dnia wraz z przyjazdem grupy tajemniczych podróżnych - dwóch mistrzów miecza, posępnej czarodziejki i pary młodych dziewcząt. Na wskutek pewnego zbiegu okoliczności, Ben wyruszy z nimi w dalszą drogę wraz z przyszywaną siostrą, którą ma się opiekować wedle zaleceń jej ojca. Celem ów wyprawy jest zaś mityczne Miasto, słynące z bogactwa i znanej Szkoły Magii. Zanim jednak tam oni dotrą, przyjdzie przeżyć im po drodze moc niezwykłych przygód...
Powieść ta stanowi sobą klasyczne spojrzenie na literackie fantasy, gdzie to głównym motywem jest podróż grupy przyjaciół, których czeka po drodze moc niezwykłych zdarzeń z walką i konfrontacją z mroczną magią, na czele. To historia o wielkiej przygodzie, poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, dojrzewaniu z pierwszą miłością w tle, ale też i niezwykłym świecie rodem z baśni, w którym to jednak króluje przemoc, bezwzględna polityka mocarstw i magia. Całości efektu dopełnia czarny humor, którego reprezentantem jest przede wszystkim pewien dobroduszny miłośnik karczm, tawern i pięknych kobiet...
Jak na klasyczną powieść fantasy przystało, tak i klasycznie przedstawia się konstrukcja tej pozycji. Oto bowiem od pierwszych stron towarzyszymy głównemu bohaterowi - Benowi, u boku którego przychodzi nam spotkać tajemniczych podróżników, udać się z nimi w drogę, pokonywać liczne przeszkody, jak i wreszcie dotrzeć do celu wyprawy, gdzie to również będzie czekać bohaterów wiele zaskakujących przygód. I znalazło się tu miejsce zarówno na dynamiczne sceny akcji, spokojniejsze fragmenty poznawania bohaterów i tego świata, jak i wreszcie klimatyczne dysputy o tym, czym jest dobro, zło i jak cienka jest granica pomiędzy nimi. Tak..., za to właśnie kochamy fantasy.
Powieść ta zachwyca nas również całą grupą świetnie wykreowanych postaci - na czele z odważnym, poczciwym i uczącym się dorosłego życia, Benem; kolejno parą tajemniczych ale też i dobrodusznych mistrzów miecza w osobach Rhysa i Salli; czy też piękną i niezwykle sympatyczną córką władcy jednej z krain tego świata i zarazem towarzyszką wędrówki całej grupy - Amelią. To bardzo ciekawi, charakterni i niezwykle zróżnicowani bohaterowie, których poznawanie zapewnia nam wielką przyjemność, a i też nie rzadko zaskakuje.
Równie intrygująco jawi się świat tej opowieści - quasi średniowieczna kraina z magią, potwornymi demonami i bezwzględną polityką dwóch wojennych kolacji, na czele. Bardzo dobrym posunięciem autora jest to, że de facto poznajemy jego oblicze wraz z Benem, który po opuszczeniu małego miasteczka sam uczy się tego, jak on wygląda, jakie kierują nim zasady i jakim jest życie mieszkańców odległych krain. I nie da się ukryć, że najwięcej emocji budzą w nas właśnie malownicze opisy kolejnych niezwykłych miast, do których dociera nasza grupa wędrowców. Mam tu na myśli architekturę, obyczaje, ale też i chociażby ciemniejszą stronę życia w tych miejscach, która wiąże się m.in. z przestępczością.
Książka ta liczy sobie grubo ponad 500 stron, których lektura upływa nam jednak w iście błyskawicznym tempie. Dzieje się tak za sprawą barwnej fabuły, umiejętnie budowanego napięcia i ogromnej liczny przygód, jakie przychodzi uświadczyć tu Benowi i jego kompanom. Co więcej, każdy rozdział przyjmuje zaskakujący charakter, gdyż nie możemy być pewni tego, czy tym razem przyjdzie czas na walkę, spotkanie z magią i potworami, czy też rubaszne sceny humoru, których tu także nie brakuje. I to jest w tej powieści najwspanialsze - jej różnorodność i nieprzewidywalność tego, co nam za chwilę zaserwuje.
Jeśli kochacie klasyczne fantasy, to pokochacie także powieść "Beniamin Ashwood"! Nie może być inaczej, gdyż jej charakter, klimat, czy też wreszcie sama fabuła, porywają nas od pierwszych chwil, zapewniają wspaniałą rozrywkę i przekonują do tego, byśmy chcieli uczestniczyć w tym czytelniczym spotkaniu do samego końca. A ten wypełnia spektakularna akcja i zapowiedź dalszego ciągu relacji. Zatem w oczekiwaniu na drugi tom tej serii, polecam wam gorąco sięgnięcie po niniejszą powieść, która z pewnością was oczaruje i zachwyci w 100%!
Nie ma to jak klasycznie skonstruowana fantastyka z ciekawymi bohaterami i przygodą może miejscami nudnawą, ale też satysfakcjonującą. Trochę brakowało mi akcji z perspektywy dziewczyn w Sanktuarium, ale też to Ben jest głównym bohaterem i totalnie to akceptuję. Jeszcze nie czytałam tak ciekawych przygód gościa będącego piwowarem :P Cieszę się, że mamy tu klasyczną drogę do mistrzostwa pełną trudów, a nie od wejścia genialnego wojownika, który radzi sobie ze wszystkimi. Tylko kurde zakończenie strasznie nastawia na czytanie dalej, a nie wiem, kiedy będę mogła się zabrać za kolejny tom...
Ta powieść ma w sobie coś hipnotyzującego. To "coś", co sprawia, że pragniesz przeczytać całość błyskawicznie, jednak nie chcesz, by za szybko się skończyła. ? Mamy tu magię, demony, motyw drogi, polityczne intrygi oraz ciekawych bohaterów.
Jest to pierwsza część sześciotomowego cyklu, więc większość wątków jest dopiero rozpoczęta. Kto może wiedzieć do czego dojdzie? ? Czy możemy spodziewać się wojny, czy ataku demonów - a może obu tych wydarzeń ? Mam nadzieję, że szybko się tego dowiemy ?
Ta książka nie jest czymś odkrywczym, wszystko to już kiedyś było, jednak ta historia jest tak dobrze napisana, że nie mogłam się od niej oderwać. Wydaje mi się, że główną przyczyną fenomenu tej książki są bohaterowie, którzy po prostu są świetnie przedstawieni.
Mój ulubieniec to oczywiście tytułowy Ben - niezwykle sympatyczny, bystry chłopak, który jest trochę naiwny, ale też ma dobre, czyste serce. Na drugim miejscu stawiam zawadiakę Rhysa, ukrywającego wiele tajemnic, które pewnie zostaną ujawnione dopiero w kolejnych tomach (już nie mogę się tego doczekać) ?
Gorąco Wam polecam!!!
Czas uciekania się skończył. Nastał czas walki. Ben i Amelia wkrótce umrą. Jeszcze nie widzą jak. Z głodu, z zimna czy rozniesieni na mieczach ścigającej...
Po bitwie pod Arratem czarodziejki nie spoczną, dopóki nie dopadną Bena i jego towarzyszy. To, co przyjaciele wiedzą o magii i polityce Sanktuarium jest...