Książka Greene'a jest dla teorii strun tym, czym dzieło Stephena Hawkinga było dla czarnych dziur.
,,New York Times"
Brian Greene, wybitny specjalista od teorii strun, odkrywa przed nami, warstwa po warstwie, kolejne tajemnice i pokazuje jedenastowymiarowy Wszechświat, w którym tkanka przestrzeni sama się rozdziera i scala, a cała materia -- od najmniejszych kwarków po gigantyczne supernowe -- powstaje w wyniku drgań mikroskopijnie małych pętli energii. Piękno Wszechświata przybliża nam jedne z najbardziej skomplikowanych pojęć w historii nauki i sprawia, że stają się niezwykle atrakcyjne. Książka ta, jak żadna inna, pozwala nam zrozumieć, jak działa Wszechświat.
Międzynarodowy bestseller, który stał się inspiracją do nakręcenia specjalnego odcinka programu popularnonaukowego ,,Nova" i pokazał nam zupełnie nowe oblicze Wszechświata
"Pasjonująca podróż przez krainę wspaniałych widoków".
Los Angeles Times
,,Greene pisze potoczystym, poetyckim stylem. [...] Doskonale poradził
sobie z zadaniem przetłumaczenia abstrakcyjnych matematycznych idei
na język obrazów".
The Washington Post Book World
,,Metafory Greene'a są nierzadko równie celne, co piękne. [...] Piękno
Wszechświata to fascynująca książka".
Discovery Magazine
,,Teoria strun jest najciekawszą ideą, jaka pojawiła się w fzyce od czasu, gdy
Stephen Hawking zajrzał do czarnej dziury. [...] Greene wyjaśnia ją w sposób zrozumiały dla każdego".
San Francisco Chronicle
,,Niezwykle ważna książka. [...] Piękno Wszechświata przedstawia idee
i cele -- a także niektóre sylwetki -- twórców teorii strun przejrzyście
i z wdziękiem".
Scientific American
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2018-02-19
Kategoria: Popularnonaukowe
ISBN:
Liczba stron: 594
Tytuł oryginału: The Elegant Universe
Pamiętam, jakby to było dzisiaj, ostatni semestr fizyki (a było ich do kupy cztery). Po miesiącach zgłębiania mechaniki, optyki i innych klasycznych działów nadszedł czas na Prawdziwą Naukę. Taką, która budzi szacunek i wymaga pisania wielką literą. Na pierwszym wykładzie audytorium wręcz pękało w szwach, na etapie Riemanna wszyscy dziarsko robili notatki (w końcu nie na darmo przemaglowano nas na matematyce), potem jednak z każdym dniem entuzjazm wiądł, w oczach studentów coraz częściej pojawiał się wyraz dziwnego osłupienia, długopisy skrzypiały jakby mniej entuzjastycznie, a i wolnych miejsc na sali przybywało. Do ostatniego wykładu dotrwali tylko najtwardsi i tacy, którym wstyd było się przyznać, że z wywodów rozumieją głównie spójniki. Nie zniechęciło to wykładowcy do zapełniania tablicy nieprzebraną ilością upiornych równań. Zrozumienie tych dywagacji nie było jego zmartwieniem, lecz słuchaczy.
Na szczęście literatura popularnonaukowa rządzi się własnymi prawami. Wywód ma być przede wszystkich ciekawy i zrozumiały, a do tego wciągający. To wykładowca – w tej bowiem roli występuje autor – ma wziąć na siebie ciężar przedstawienia rzeczy w sposób atrakcyjny. Greene jak mało kto opanował tę sztukę. W każdym zdaniu, w każdym słowie, wyczuwa się, że autorowi zależy na zainteresowaniu czytelnika. Kocha fizykę i chce przekazać nam swój entuzjazm. Trzeba przyznać, że udało mu się to znakomicie. Jak tego dokonał? Co sprawiło, że ludzie – zamiast uciekać z krzykiem na widok książki o fizyce – sięgają po nią z własnej woli? Cóż takiego zrobił autor?
Przede wszystkim zrezygnował z podejścia matematycznego na rzecz opisu słownego, wykresów, ilustracji i analogii. Nie da się ukryć, że ujęcie jest to forma znacznie łatwiej przyswajalna dla laika. W tym momencie ktoś mógłby postawić zarzut, że pominięcie aparatu matematycznego spłyca zagadnienie. W pewnym sensie tak jest. Co więcej, Greene jest tego świadom, i dlatego specjalnie dla czytników, którym królowa nauk niestraszna, przygotował szereg przypisów pełnych wyższej matematyki. Na szczęście można je spokojnie pominąć bez straty dla zrozumienia całości wykładu. Decyzja należy do czytelnika.
Zawsze z wielką podejrzliwością podchodziłam do specjalistów twierdzących, że coś jest zbyt skomplikowane, by dało się wyjaśnić w prosty sposób. „Piękno wszechświata” utwierdza mnie w tym przekonaniu. Co może być trudniejsze niż fizyka kwantowa? A jednak Greene tłumaczy kolejne zagadnienia w sposób przejrzysty, zrozumiały i klarowny. Oczywiście takie podejście wymaga pewnych uproszczeń. Po przeczytaniu „Piękna wszechświata” nikt nie stanie się znawcą zagadnienia, nie o to jednak chodzi. Tak jak po przeczytaniu jednego opracowania historycznego nikt nie zostaje od razu ekspertem od epoki, tak po przeczytaniu jednej pozycji nie zgłębi całej fizyki kwantowej. Zrobi jednak pierwszy krok ku poznaniu nieznanego. Być może czytelnik Greene’a na tym zakończy swoją przygodę z fizyką, a być może sięgnie po kolejną, nieco trudniejszą pozycję. Tak czy siak, czego się dowie, to jego.
Swoją drogą uważam, że po książkę Greene’a powinni sięgnąć nie tylko amatorzy, lecz także fachowcy, szczególnie nauczyciele i wykładowcy na co dzień z nosem wetkniętym w tłuste akademickie podręczniki pełne wielopiętrowych wzorów. Czytajcie i uczcie się, jak zachęcić młodych do nauk ścisłych!
“Piękno wszechświata” to książka napisana zgodnie ze starą hitchcockowską zasadą (tą o wulkanie i napięciu). Zaczyna się naprawdę mocnym uderzeniem – teorią względności – a dalej robi się jeszcze ciekawiej. Ze strony na stronę omawiane zagadnienia stają się coraz bardziej złożone, analogie do tego, co znamy, stają się coraz bardziej odległe, a intuicja co i raz staje dęba, krzycząc: „To niemożliwe!”. Nie ma co ukrywać: z rozdziału na rozdział tempo czytania spada. Na początku po prostu połykałam kolejne strony, z czasem jednak musiałam zwolnić i nieco się skupić. Na szczęście ani razu nie musimy od razu rzucić się na głęboką wodę. Podróż z Greenem w głąb wszechświata przypomina raczej powolne zanurzenie się w oceanie – powoli, drobnymi kroczkami. Najpierw po kostki, potem po kolana, po pas i tak dalej… Czasami, szczególnie w ostatnich rozdziałach, trzeba ten czy ów akapit przeczytać powtórnie. Niekiedy trzeba nad tym czy innym zdaniem albo rysunkiem zatrzymać się i pomyśleć, ale o to przecież chodzi, by pokonywać kolejne etapy!
Lektura wciąga niczym najlepszy kryminał. Przyznam się, że zrobiłam coś, co prawie nigdy mi się nie zdarza: przeczytałam „Piękno wszechświata” dwa razy, raz za razem, od deski do deski. Za pierwszym razem tak bardzo chciałam dowiedzieć się, co będzie dalej (zważcie, że piszę o książce popularnonaukowej, a nie o kryminale czy sensacji!), że gnałam z lekturą do przodu. Jednak gdy dotarłam do końca, poczułam, że sporo mi umknęło. Stąd drugie czytanie – spokojniejsze i bardziej refleksyjne.
Coraz więcej osób narzeka na współczesną fantastykę. Że jest wtórna. Że jest płytka. Że nudna. Wiecie co? Macie rację! Porzućcie więc opowieści o elfach i krasnoludach, porzućcie floty kosmiczne i postapokaliptyczne wizje, i weźcie się za lekturę „Piękna wszechświata”. Greene udowadnia, że fizyka jest ciekawsza od fikcji. I fantastyczniejsza od fantastyki.
To książka o Wszechświecie; od jego początków, aż do końca - takiego, jakim go sobie obecnie wyobrażamy. A także o zdumiewającym zjawisku, które określamy...
Przestrzeń i czas tworzą podstawową strukturę kosmosu. A mimo to cały czas są jednymi z najbardziej tajemniczych pojęć. Czy przestrzeń jest bytem? Dlaczego...
Przeczytane:2018-09-28, Ocena: 5, Przeczytałam,
„Piękno wszechświata” Briana Greene’a czytałam przez kilka miesięcy – ale nie dlatego, że to wyjątkowo ciężka lektura – po prostu wiele zagadnień wymagało ode mnie głębszego zanurzenia się w temat i przemyśleń… Kiedy skończyłam, pierwszą moją myślą było stwierdzenie, że gdyby w ten sposób uczono w naszych szkołach fizyki, to byłby to ulubiony przedmiot każdego ucznia!
Brian Greene to amerykański fizyk i matematyk, który postawił sobie za cel przybliżenie teorii superstrun i ukrytych wymiarów ludziom, którzy z fizyką nie maja zbyt wiele wspólnego. Jest to zadanie bardzo trudne, bo aby wyjaśnić te zagadnienia, trzeba odwoływać się do innych teorii z dziedziny fizyki, a przyznam szczerze, że moja wiedza w tej dziedzinie jest dość uboga, a przy tym – jak się okazało po lekturze „Piękna wszechświata” – mocno nieaktualna. Ta książka to świetna okazja do tego, żeby swoją wiedzę zaktualizować, poszerzyć i nabrać ochoty na więcej! Bo nie wierzę, że ktoś, kto ją przeczyta, zdoła oprzeć się dalszym badaniom i poznawaniu teorii strun!
Gdybym miała opisać tę książkę tylko jednym słowem, powiedziałabym: fascynująca. Na szczęście mogę użyć tych słów znacznie więcej, bo muszę przyznać, że dawno już żadne dzieło naukowe nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Zresztą „naukowe” to nie jest właściwe określenie – bo Brian Greene posługuje się językiem zrozumiałym dla każdego, wyjaśnia skomplikowane teorie tak, że wydają się nam dziecinnie proste, a trudne matematyczne idee zilustrował przy pomocy tak sprytnych grafik, że same wchodzą do głowy! A do tego tematyka, jaką porusza autor, jest tak niezwykła, że kilka razy łapałam się na tym, że kręciłam głową z niedowierzaniem. Znajdziemy tutaj zarówno objaśnienia dotyczące teorii względności Einsteina, problem zakrzywienia czasu i przestrzeni (ten rozdział nieźle namieszał w moim umyśle!), teorię ukrytych wymiarów (tak!!!), refleksje nad istotą czarnych dziur (warto było kupić tę książkę choćby tylko dla tego jednego rozdziału!) oraz to, co pojawia się w tytule – czyli teorię strun, która jest tak niezwykła i fascynująca, że trudno w nią uwierzyć… A z drugiej strony – wyjaśnia ona niemal każde zjawisko, jakie zachodzi w naszym świecie i w przestrzeni kosmicznej…
Książka zawiera sporo ilustracji, tabelek i wykresów, które ułatwiają zrozumienie pojęć i zjawisk, które są w niej prezentowane. Najtrudniejsze kwestie zawarł autor w przypisach – i sam przyznał, że są to zagadnienia dla najbardziej dociekliwych i ciekawych (co nie znaczy, że nie są równie ciekawe, jak reszta – po prostu wymagają nieco większej wiedzy).
„Piękno wszechświata” bardzo mi się podobało – nie tylko ze względu na piękny, niemal poetycki język, jakim posługuje się autor. Przede wszystkim urzekło mnie to, że trzymając się ściśle faktów naukowych, posługuje się takimi analogiami i przenośniami, które pozwalają czytelnikowi intuicyjnie zrozumieć to, do czego uczeni doszli poprzez liczne doświadczenia, badania i dowody. Świetnie przemyślana jest także struktura książki – trudniejsze rozdziały są ułożone tak, że można je (jak sam autor nam to sugeruje) tylko pobieżnie przejrzeć, nie tracąc przy tym logiki całego wywodu. Niemniej nie polecam pobieżnego przeglądania, bo nawet te najtrudniejsze napisane są w sposób przystępny i w żadnych razie nie nudzą czytelnika!
Myślę, że książka spodoba się zarówno tym, którzy mają pewne przygotowanie z dziedziny nauk ścisłych, jak i osoby, które – tak jak ja – są humanistami, ale interesują się badaniami i teoriami, które opisują nasz świat i wszystko, co nas otacza. Chociaż lojalnie muszę wszystkich uprzedzić, że lektura tego dzieła sprawi, że będziecie szukać kolejnych tytułów odnoszących się do tych zagadnień, bo kto pozna teorie strun choćby tylko w zarysie – musi ulec jej urokowi i podążyć za nią, żeby dowiedzieć się jak najwięcej.
Kilka słów muszę poświęcić też szacie graficznej: książka jest bardzo elegancko i starannie wydana, zawiera wyraźne ilustracje, no i ta okładka... Kosmos po prostu :)
Podsumowując: „Piękno wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwanie teorii ostatecznej” autorstwa Briana Greene’a to intrygująca książka dla wszystkich ciekawych świata, zabierająca nas w podróż w czasie i przestrzeni, pozwalająca przemierzać wszechświat i poznawać jego nowe oblicze oraz zagłębiać się w fascynujący świat fizyki.