Pierwsza polska space opera wydana w USA z rekomendacjami Davida Webera, Nancy Kress, Mike'a Resnicka, Jacka Campbella, Kevina J. Andersona.
Długo oczekiwany prequel bestsellerowego cyklu ,,Pola dawno zapomnianych bitew".
Historia przodka Henryana Święckiego żyjącego w okresie wojny domowej.
O tym, że droga do gwiazd może być usłana cierniami, przekonuje się na własnej skórze Robert Bukowski, dowódca pierwszej wyprawy kolonizacyjnej, która w połowie XXI wieku wyrusza poza Układ Słoneczny.
Celem Mayflower jest znajdujący się w odległości 25,5 lat świetlnych system Centuriona, w którego ekosferze astrofizycy odkryli ziemiopodobną planetę.
Trwająca sto siedemdziesiąt lat podróż nie przebiega jednak tak gładko, jak zakładali jej organizatorzy. Poddawana kolejnym ciężkim próbom załoga będzie musiała nie tylko stawić czoło niespodziewanym przeciwnościom losu, ale także pokonać znacznie groźniejsze, wewnętrzne demony.
Żaden z szóstki astronautów nawet nie podejrzewa, że ich heroiczne zmagania będą tylko wstępem do znacznie gorszego koszmaru...
Napisana z rozmachem, ambitna, porywająca wyobraźnię space-opera. - Kevin Anderson, współautor cyklu ,,Diuna"
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2020-08-25
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 344
Język oryginału: polski
Sięgając po Bukowskiego, będąc po lekturze wszystkich tomów Pól zapomnianych bitew bałem się, że - mimo całej sympatii do Roberta Szmidta - tu nie uda mu się mnie wciągnąć. W końcu wszystko już zostało opowiedziane, wiadomo, jak się to wszystko skończy, więc prequele z założenia są niebezpieczne.
Ale mocno się pomyliłem. Książka była niezwykle wciągająca, lepsza od niektórych tomów Pól. Może nie była pełna rozmachu (może dlatego oceniłem tylko na 5), a narracja miała nierówne tempo, ale nie byłem w stanie się od niej oderwać. Kawał dobrej fantastyki!
Ale trochę mnie Robert jednak zdenerwował. Samym zakończeniem. Zresztą sprawdźcie sami - warto!
PREQUEL DAWNO ZAPOMNIANYCH BITEWPREQUEL DAWNO ZAPOMNIANYCH BITEW Seria „Pola dawno zapomnianych bitew” to książki, które z pośród rodzimych dzieł gatunku space opery odniosły największy sukces. I to sukces zagraniczny. Nic więc dziwnego, że ich autor postanowił w końcu powrócić do tego świata i tym razem opowiedzieć o wydarzeniach poprzedzających główny cykl. I wyszło mu to na naprawdę przyzwoitym poziomie.
Jest połowa XXI wieku, okres wojny domowej i czasy podboju kosmosu. Robert Bukowski, przodek Henryana Święckiego, to dowódca pierwszej wyprawy kolonizacyjnej, która wyrusza poza Układ Słoneczny w kierunku systemu Centuriona. Tam bowiem odkryta została planeta podobna do Ziemi. Załoga statku nie ma jednak pojęcia, jak problematyczna może to być wyprawa i z jakimi zagrożeniami przyjdzie jej się zmierzyć…
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2020/08/pola-dawno-zapomnianych-bitew-bukowski.html
NAPISANA Z ROZMACHEM, AMBITNA, PORYWAJĄCA WYOBRAŹNIĘ SPACE OPERA. Kevin J. Anderson. Wojna z Obcymi wkracza w decydującą fazę. Perspektywa rychłego zwycięstwa...
Nie powiem: Świeć Panie nad ich duszami...bo one same muszą teraz nieźle świecić Sue i Adam przyszli na swoją zmianę w tajnej bazie wojskowej. Są aniołami...
Przeczytane:2021-11-28, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2021 roku,
Robert J. Szmidt popełnił powieść „Per aspera ad astra”. Prequel cyklu Pola dawno zapomnianych bitew. Opowiadania jego autorstwa czytałam jeszcze w czasach, gdy pojawiły się w magazynach, takich jak: „Fantasy i science fiction”, czy „Fantastyka”. Jego pióro jest lekkie – zawsze takie było – a opisywany świat bardzo spójny.
Długo wyczekiwany prequel – przynajmniej w moim przypadku – zaspokoił wszystkie oczekiwania. Długo przyszło nam czekać na tę książkę, ale to czekanie bardzo się opłacało. Widać, że autor swobodnie porusza się w temacie podróży międzygwiezdnych.
Jesteśmy obserwatorami od samego początku; choć sama historia zaczyna się w środku, to dzięki dygresjom, czy wspomnieniom załogi dowiadujemy się również, co wydarzyło się na początku.
Została wysłana misja poza Układ Słoneczny, do Systemu Centuriona w celu jego zasiedlenia, gdyż zdobyto informacje, które mówiły, że jest niezwykle podobny do Ziemi. Udział w niej wzięli jedynie wybrańcy. Ludzie, jak czytelnik dowiaduje się na samym początku, którzy najlepiej przeszli wszystkie testy i byli tymi, których szukali naukowcy. Z biegiem czasu przekonujemy się jednak, że rzeczywistość nie jest tak prosta, jak się wydaje, testy były w dużej mierze ustawione, a czynnikiem decydującym nie były sprawność, czy kwalifikacje, ale gen. Dodatkowo nie wszyscy na statku są tak czyści, jak powinni. Pominę milczeniem, że każdy ma tajemnice, bo to oczywiste. Bez tego nie mogłoby być żadnego zawiązania akcji, żadnej misternej fabuły. Problem w tym, jak się wydaje, że tajemnice z czasem wymykają się bohaterom – i nie tylko im – spod kontroli. Ilość spisków przerasta pojęcie prostego czytelnika. Wydaje się, że wbrew temu, co twierdzi kapitan, pomiędzy załogą nie utworzyły się żadne więzi czy relacje, ale kontrakty, polegające na tym, kto od kogo wyciągnie jak najwięcej korzyści.
Kapitan, Robert Bukowski, dowódca Mayflower, jest jak chorągiewka na wietrze. Łatwo nim manipulować, wmawiać mu rozłażące się w szwach motywy własnego postępowania, a mimo to, nam uwierzy.
Ponadto chciałam dodać, że człowiek z okładki niepokojąco przypomina autora książki. Jeśli to jest kapitan Bukowski, a wszystko zdaje się na to wskazywać, mamy tu niepojące przeniesienie autora do opisywanego przez niego świata.
Doktor – ma jak się później okazuje – zapędy autorytarne, a jego działania nie są w żadnym stopniu spowodowane dobrem załogi, lecz własnym, szeroko rozumianym interesem.
Obie panie, które zaliczają się do szkieletowej załogi, wydaja się niestabilne emocjonalnie, oraz podatne na wszelkie zabiegi i manipulacje.
O zastępcy Kapitana trudno powiedzieć coś sensownego, oprócz tego, że jest i bywa bardzo bezpośredni w kontaktach, nawet w stosunku do przełożonego. Nie ma w nim za krzty charakteru.
Co innego Serge – czarnoskóry aspergerowiec – potrafi podnieść ciśnienie nie tylko załodze, ale również czytelnikom.
Na pokładzie oprócz podstawowej załogi znajdują się ich zastępcy i około kilku tysięcy Pielgrzymów, specjalistów w wielu dziedzinach, którzy wybudzani raz na jakiś czas, poddawani się wtedy testom, intensywnym ćwiczeniom oraz wtłaczana jest do ich głów specjalistyczna wiedza z różnych dziedzin.
Załodze w tej monotonni – harowaniu od rana do nocy bez chwili przerwy, czy dnia wolnego – zaczynają przeszkadzać liczne awarie, spiski i zdrady. Niekiedy roznoszone przez sama załogę, niekiedy wynikające ze zbiegu przypadków. Czasami, bo tak tez się zdarza, były działaniem celowym.
Niewielu astronautów dotarło do wyznaczonego celu i zasiedliło planetę. Co wcale nie oznaczało dla nich końca intryg, oraz skrytobójczych działań. Z opisów autora jasno wynika, że bez wątpienia był to zaledwie początek.
Tytuł – Per aspera ad astra – stało się tajemniczym hasłem, zapobiegającym wpadnięcie w jeszcze większe kłopoty, niż dotychczas.
Dobrze się bawiłam przy lekturze książki. Mimo sporej objętości przeczytanie jej zajęło mi zaledwie dwa dni. Styl autora był lekki, a na żadnej stronie nie wiało monotonnością i nudą. Z niektórymi bohaterami udało mi się nawet zżyć, choć nie z tymi, którzy akurat przeżyli.
Nie jest to ambitna space opera, ani fantastyka naukowa na wysokim poziomie – podobno takich nie ma – ale dostarczyła mi rozrywki na kilka ładnych godzin i nie żałuję ani przez minutę jej przeczytania.
Szmidt wyrobił sobie nazwisko w światku fantastyki, więc sięgając po każdą jego pozycję w sumie wiemy, czego możemy się spodziewać. Wartościowej, pełnokrwistej historii. I taka była.
Do przeczytania!