Co by się stało, gdybyśmy poprosili Boga o pomoc, a Bóg rzeczywiście by się pojawił? W najnowszej powieści Mitcha Alboma grupa rozbitków wyciąga z morza nieznajomego, który twierdzi, że jest Bogiem, i mówi, że może ich uratować tylko wtedy, gdy wszyscy w niego uwierzą. Dziesięć osób na tratwie ratunkowej walczy o przetrwanie na otwartym morzu po katastrofie jachtu. Brakuje im wody, jedzenia, a przede wszystkim nadziei, kiedy dostrzegają unoszącego się na falach mężczyznę. ,,Dzięki Bogu, znaleźliśmy cię" -- mówi jeden z rozbitków. ,,To ja jestem Bogiem" -- odpowiada nieznajomy. Tak zaczyna się najnowsza powieść Mitcha Alboma, autora bestsellera Pięć osób, które spotykamy w niebie. Czy ten dziwny cichy człowiek rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje? Co spowodowało eksplozję jachtu? Czy rozbitkowie tak naprawdę trafili już do nieba, czy wręcz przeciwnie - są w piekle? Odpowiedzi na te pytania stara się znaleźć Jarty LeFleur, główny inspektor wyspy Montserrat, na której rok później znaleziono pustą tratwę i notatnik jednego z rozbitków opisujący tę niesamowitą historię. Ta pełna nadziei i wiary opowieść zmusza do zastanowienia się nad naszymi najgłębszymi przekonaniami i pokazuje, że odpowiedzi na nasze modlitwy można znaleźć tam, gdzie ich się najmniej spodziewamy.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2022-06-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 280
Tytuł oryginału: The Stranger in the Lifeboat
?Wzruszający poryw fantazji, z którego płynie nauka, że dopiero w niebie dowiemy się, o co naprawdę chodzi w życiu? ? Harold S. Kushner Optymistyczna,...
Często miłość nadal łączy ludzi, mimo że życie ich rozdziela.Ile razy chcieliście złapać za telefon i zadzwonić do kogoś, za kim tęsknicie? Podzielić się...
Przeczytane:2022-07-19, Ocena: 6, Przeczytałam,
Jakże piękna była to opowieść. Rozdziały są bardzo krótkie i na zmianę przedstawiają wydarzenia, które opowiada nam sam bohater z jego perspektywy i te drugie, kiedy narrator streszcza nam co się działo dużo później. W słowach bohatera jest to opowieść, dialogi pojawiają się w momentach opowieści narratora i są krótkie i konkretne, nie posiadają dodatkowych opisów, tylko odpowiedzi na zadawane pytania. Druczek jest większy niż w innych książkach i luźniej osadzony. Postacie znane nam są z cech ogólnych, tylko tych, które będą przydatne w historii. Styl pisarski bardzo miły i ciepły, choć wydarzenia, które streszcza nam bohater nie zawsze bywają takie wspaniałe. Okazuje się bowiem, że amerykański jacht eksplodował i odnaleziono jedynie jedną tratwę. Poszukują ludzi z tego statku, gdyż w ich mniemaniu wszyscy zginęli. Jest to bardzo podejrzane, gdyż płynęły nim same ważne osobistości z wysokimi pozycjami społecznymi. W kolejnych stronach czytamy o tych ludziach z tratwy, gdyż ujrzeli jeszcze jedną postać, która twierdzi, że jest Bogiem. Jedni starają się myśleć pozytywnie, inni całkiem tracą zmysły, gdyż zaczyna brakować im jedzenia, a rekiny coraz częściej pływają w pobliżu. Nie są pewni nawet czy wciąż żyją, czy może trafili do nieba, gdzie faktycznie spotkali Boga. Znajdzie się tu osoba, która będzie spisywała te wszystkie wydarzenia. Kieruje swoje słowa do ukochanej, której czuje, że już nigdy nie zobaczy. Dużo później pewien inspektor będzie prowadził poszukiwania tych ludzi, gdyż losy, które mogły się potoczyć nie dają mu spokoju. Pusta tratwa i notatnik otwierają mu drogę do poznania tych wydarzeń, które będzie czytał z wytchnieniem. Jak sądzicie, czy ktokolwiek z nich mógł przetrwać? A jeśli tak, to gdzie się znajduje?
Książka pełna wiary w niemożliwe. Czyta się ją z przejęciem, jakby każda kolejna strona, która zostanie nieprzeczytana ważyła na losach naszych bohaterów. Chęć jej skończenia jest tak silna, jakbyśmy sami byli na tej tratwie i wierzyli, że dopiero na końcu książki ktoś nas odnajdzie. I najlepiej żywych, bo każdy tutaj pragnie przeżyć...