Pewnego dnia trzydziestopięcioletnia Beata po prostu musi wejść do sklepu po ogromną tabliczkę ulubionej czekolady. Nie zważa na kpiące spojrzenia innych ludzi, którzy zdają się sądzić, że dla osób z nadwagą takie przyjemności są wręcz zakazane. Beata jednak nie ma nic do stracenia, bo właśnie straciła wszystko, co miała – ulubioną pracę w bibliotece. Zrezygnowana wraca do domu, gdzie na szczęście czekają na nią kochający rodzice i zupełnie nowy lokator – pies, dzięki któremu już niebawem jej przewidywalne do tej pory życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.
Wydawnictwo: eSPe
Data wydania: 2021-11-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
„Miłość, pies i czekolada” to czwarta książka Małgorzaty Lis, która miałam przyjemność przeczytać i na pewno nie ostatnio, bo niedługo premiera kolejnej. Wszystkie zostały wydane przez wydawnictwo espe, w serii opowieści z wiary.
„Miłość, pies i czekolada” to oczywiście opowieść o miłości, choć z początku wcale nie jest to takie oczywiste. Główna bohaterka to 35 letnia Beata, uwielbiająca książki i czekoladę i z powodu tej drugiej namiętności mająca nieustanne wyrzuty sumienia i dużo nadprogramowych kilogramów. Oprócz kilogramów problemem bohaterki jest samotność czy mówiąc inaczej staropanieństwo oraz brak pracy. Za dużo jak na jedną romantyczkę.
Książka opowiedziana w lekki sposób, czyta się szybko i trudno ją odłożyć. Co nie oznacza, że autorka zrezygnowała z trudnych tematów, które zmuszają czytelnika do refleksji i na długo zapada w serce. Tym razem pisze o samotności, chorobie w rodzinie oraz o budowaniu relacji na prawdzie i zaufaniu. To niełatwe tematy, ale Małgorzata Lis pisze o nich w sposób niezwykle delikatny, wyważony, nie narzucając swojego światopoglądu czytelnikowi.
Bardzo ciekawym zabiegiem zastosowanym w tej powieści jest ukazania wydarzeń z dwóch perspektyw. Najpierw poznajemy kobiecy punkt widzenia, a później tę samą (czy na pewno) historię opowiada Rafał.
Ta powieść jest jak wiosenne słońce, które sprawia, że w sercu kiełkuje radość, nadzieja i nowe siły do podjęcia trudów codzienności.
Małgorzata Lis to autorka, z której twórczością spotykam się po raz pierwszy. Z wykształcenia nauczycielka historii i historyk sztuki. Oprócz czterech powieści opublikowanych przez Wydawnictwo eSPe, ma na swoim koncie również podręczniki do nauki historii.
Beata ma trzydzieści pięć lat, nadwagę, mieszka z rodzicami, jest singielką i właśnie z powodu redukcji etatów straciła ukochaną pracę w bibliotece. Zrezygnowana kobieta wraca do domu, a tam czeka na nią pewne pocieszenie w postaci adoptowanego przez jej tatę czworonoga. I chociaż piesek wnosi mnóstwo radości do rodzinnego domu, chociaż kobieta ma ogromne oparcie w rodzicach i przyjaciółce, wciąż czegoś jej brakuje. Czuje się samotna, do tego ma niskie poczucie wartości z powodu nadwagi. To wszystko zaczyna ją przytłaczać. Zanim zacznie szukać nowej pracy, kobieta wyjeżdża z rodzicami i psiakiem na wakacje. Tam ma zamiar odetchnąć, nabrać dystansu i naładować akumulatory. Los, a może Bóg ma dla niej inny plan. Stawia na jej drodze Rafała.
Przyznam, że trochę obawiałam się tej powieści. Od razu wiedziałam, że to będzie coś innego niż zazwyczaj czytam. I nie pomyliłam się dużo, to było coś innego, ale właśnie taka powieść była mi teraz bardzo potrzebna. Małgorzata Lis ma talent do pisania o trudnych sprawach w sposób niezwykle lekki, dzięki czemu tę książkę chce się czytać. Ba, płynie się przez nią. Chociaż, jak już wspomniałam, nie jest pozbawiona tematów ciężkiego kalibru. Mowa jest w książce o samotności w tłumie, o ułomnościach, które nie ułatwiają wyjścia ze swojej strefy komfortu, o braku akceptacji i w konsekwencji niemożności zaznania spokoju i radości z życia. Losy głównych bohaterów powieści są zagmatwane i zdecydowanie nie należą do najłatwiejszych. Chociaż z różnych powodów, oboje, Beata i Rafał, muszą mierzyć się z trudną codziennością, ale też z bolesną przeszłością. Ich losy śledzi się z ogromnym zaciekawieniem, kibicując im i nieustannie wierząc, że ich życiowe ścieżki, skrzyżowane w tak niespodziewanym momencie, znajdą swój wspólny i przede wszystkim szczęśliwy finał.
A nie jest to niestety takie oczywiste, bo oboje skrywają coś, co boją się ujawnić przed drugą osobą. Mimo że rozmawiają dużo, nie chcą zagłębiać się w przeszłość, która sprawia ból, boją się otworzyć, nie potrafią być ze sobą do końca szczerzy. Chyba nie są w stanie dopuścić do siebie faktu, że mogło się do nich uśmiechnąć szczęście. Po tym wszystkim, przez co przeszli i co nadal jest ich udziałem, wietrzą we wszystkim jakiś podstęp, szukają haczyków. Boją się odrzucenia, nie chcą znosić kolejnych upokorzeń. Brną w niedopowiedzenia, aż nadchodzi czas, że trzeba wyłożyć kawę na ławę, bo inaczej zaprzepaszczą życiową szansę. Ponieważ bohaterowie zostali przedstawieni w książce bardzo dobrze i świetnie można ich poznać, nie dziwi mnie wcale ich dystans i takie podejście do sprawy. Rafał to przystojny, wysportowany, odpowiedzialny i pracowity mężczyzna. W dodatku kocha zwierzęta. Nic dziwnego więc, że zakompleksiona Beata z nadwagą i niską samooceną nie chce wierzyć, że ktoś taki mógł zwrócić na nią uwagę. Od razu stwierdza, że nie pasują do siebie, no bo przecież jak taki facet mógłby chcieć budować z nią jakąś relację, a co dopiero związek. Z kolei Rafał, który do tej pory próbował zbudować coś trwałego z zupełnie innym rodzajem kobiet, nie wierzy, że ta inteligentna kobieta chciałaby z nim być. Samotna, z psem u boku, zupełnie inna od rozkrzyczanych i nachalnych kobiet, z którymi Rafał zadawał się do tej pory. Nie wierzy, że relacja z nią miałaby jakikolwiek sens, a jednak ciągnie go do niej i podświadomie wie, że udałoby im się znaleźć wspólny język. Kiedyś lubił flirtować, oglądać się za spódniczkami, uwielbiał, kiedy kobiety zachwycały się jego sportowymi osiągnięciami, podziwiały go, ale to się zmieniło, od czasu pewnego wyjątkowo ciężkiego zdarzenia w jego życiu. Teraz szuka już czegoś innego.
Ta powieść to powiew świeżości w gatunku. Czytałam już wiele obyczajówek, ale z taką jeszcze się nie spotkałam. W tej książce jest miłość, nie tylko między partnerami, ale też przyjacielska, rodzicielska, do zwierząt, a nawet do Boga. Są poruszone ciężkie, a jednak bliskie sercu tematy. Nie tylko poruszone, ale przewałkowane na wszystkie strony, dzięki czemu mają odpowiednio mocny wydźwięk, zapadają w pamięć i zostają w sercu. Książka jest nie tylko ciepła i poruszająca, ona czegoś uczy, przekazuje uniwersalne wartości i może pełnić rolę drogowskazu. Autorka nie moralizuje, lecz z właściwą sobie wrażliwością i wyczuciem pokazuje wszystko to, co istotne w życiu i to, czym w naszej codzienności powinniśmy się kierować. Uczy, że warto pomagać innym, a dawanie jest tak samo przyjemne, jak otrzymywanie. Pokazuje, jak wiele dają i jak wiele potrafią zmienić miłość i troska. Najważniejszym tematem poruszonym w powieści jest niepełnosprawność i różne sposoby radzenia sobie z nią. Problem dotyczy Asi, o której zbyt wiele nie napiszę, bo zbyt dużo mogłabym zdradzić, jedynie tyle, że jej postać została nakreślona niezwykle delikatnie, a jej wątek wzbudza ogromne emocje. No i może jeszcze to, że podoba mi się podejście autorki do tematu niepełnosprawności, o którym pisze między innymi tak: „Wszyscy jesteśmy niepełnosprawni, tylko po niektórych to widać”* Pokazuje tę kwestię od zupełnie innej strony. Nie boi się też pokazywać swojej wiary, co w tej książce widać. Jednak nie przekonuje czytelnika, nie narzuca mu niczego. I to się ceni.
Książka „Miłość, pies i czekolada” to niezwykła powieść. Spokojna, piękna, emocjonalna, dojrzała, pełna nadziei i wiary, dająca siłę i pokrzepiająca. Prawdziwa, mądra, pouczająca i wartościowa. Gorąco polecam!
*str. 150, „Miłość, pies i czekolada”
,,Miłość, pies i czekolada" to bardzo zgrabnie napisana obyczajówka. Autorka może pochwalić się dobrym stylem, zachęcającym do zagłębienia się w historię nawet te osoby, dla których nie jest to gatunek pierwszego wyboru - czyli na przykład dla mnie. 10/10? Nie, dlatego rozpiszę co jeszcze stanowiło dla mnie atut, a co mankament powieści.
Beata to bohaterka, z którą może utożsamiać się wiele kobiet. Ma swoje problemy, dziwactwa i wyobrażenia, jak każda z nas i musi mierzyć się z nimi na co dzień, możliwie nie obarczając nimi w stu procentach całej reszty świata, mającej swoje własne trudności. Ja miałam z tą postacią wiele wspólnego i to sprawiło, że autentycznie uśmiechałam się ze swego rodzaju współczuciem i zrozumieniem dla jej literackiej osoby. To duży plus dla powieści obyczajowej, w której zazwyczaj akcji jest niewiele, a która koncentruje się właśnie na autentyczności.
Jeśli już o tej ostatniej mowa - niestety, w tej książce nie uniknięto zabiegu, za pośrednictwem jakiego, mówiąc metaforycznie, dana postać potyka się o jeden wystający na chodniku ogromny kamień, okazujący się akurat tym konkretnym kamieniem pasującym do całej skomplikowanej układanki. To przenośnia, jak wspomniałam, bo nie chcę zdradzać szczegółów fabuły, ale głównej bohaterce przytrafia się przynajmniej naprawdę jeden niesamowicie absurdalny zbieg okoliczności, wpływający na całe życie jej i wszystkich osób w jej otoczeniu.
Sami bohaterowie są ciekawie rozpisani, wyraźnie różnią się osobowościami i przekonują do siebie. Nie ma krystalicznie czystych, ani zupełnie mrocznych charakterów, co jest niewątpliwym plusem. No i pieski. Jestem kociarą, ale relacje człowieka ze zwierzęciem zostały ujęte w książce naprawdę uroczo i prawdziwie.
Powieść rozczarowała mnie trochę pod koniec. Tak jak wcześniej nie zwróciłam uwagi na znajdujące się na niej uwagi, że jest to pozycja mocno związana z ideologią katolicką, tak dalej nie ma praktycznie strony, na której pewne poglądy nie byłyby powtarzane niby mantra. Ślub kościelny, łaska Boga, modlitwa - te motywy mi nie wadzą, ale w pewnym momencie tracimy gdzieś, moim zdaniem, bardzo ciekawie zapowiadający się wątek pracy w bibliotece, bo brakuje na niego miejsca.
Polecam. Ciekawy pomysł, życiowy i fajnie wprowadzający różne perspektywy spojrzeń na te same problemy. Pod koniec nudnawo, ale to i tak bardzo przyjemna lektura.
Książkom Małgorzaty Lis towarzyszę od debiutu autorki, a recenzje dotychczas wydanych znajdziecie na moim blogu. Dziś przyszedł czas na to, abym opowiedziała Wam o najświeższej jak dotąd publikacji, chociaż od jej ukazania się i mojej lektury upłynęło już nieco czasu.
Bohaterką powieści ,,Miłość, pies i czekolada" jest bibliotekarka Beata. 35-letnia kobieta właśnie straciła pracę i w ramach pocieszenia oddaje się swej wielkiej miłości do czekolady, co okupuje wciąż powiększającym się rozmiarem garderoby i jeszcze większym rozgoryczeniem co do swojej osoby. Kobieta wiedzie zwyczajne życie u boku rodziców, a pewnego dnia w jej życiu pojawia się Mufka.
Czy sunia i rodzinny wyjazd nad morze, który właściwie nie zwiastuje niczego szczególnego wpłyną w jakiś sposób na dotychczasowe życie kobiety? - Przekonacie się w trakcie lektury.
Małgorzata Lis kreuje swoją historię w bardzo niespieszny sposób, co niektórym czytelnikom może odrobinę przeszkadzać, w moim przypadku tak jednak nie było. Z zainteresowaniem śledziłam perypetie Beaty oraz jej życiowe rozterki i zastanawiałam się, co jeszcze szykuje dla niej los.
Książka ta, choć z pozoru może to tak wyglądać, nie jest typowym romansem, chociaż oczywiście tajemniczy mężczyzna, ze swą psią towarzyszką Fioną, również się tutaj pojawia.
Autorka poruszyła w swojej opowieści bardzo wiele różnych tematów. Wśród nich znajdziecie między innymi, samotność, niską samoocenę, problemy z nadwagą, czy alkoholem i wiele innych - spektrum zagadnień jest naprawdę szerokie.
Jest to powieść o poszukiwaniu szczęścia i swojego miejsca w życiu. Małgorzata Lis niejednokrotnie stawia swoich bohaterów przed trudnymi wyborami i wiedzie ich mocno wyboistymi ścieżkami przez co historia ta z pewnością nie stanowi trywialnego romansu.
Jeśli lubicie ciepłe historie o miłości, czekoladę oraz czworonogi to koniecznie sięgnijcie po tę subtelną opowieść. Poznajcie losy sympatycznej Beaty i wszystkich, którzy staną na jej drodze.
A mnie pozostaje życzyć Wam przyjemnej lektury i mieć nadzieję, że książka Wam się spodoba.
* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
https://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2022/05/miosc-jak-ciepy-deszcz.html
Miłość, pies i czekolada to kolejna propozycja z cyklu Opowieści z wiary wydana nakładem Wydawnictwa eSPe. Jej autorką jest Małgorzata Lis.
Beata ma ponad trzydzieści lat i marzy o prawdziwej miłości. Niestety kobieta ma sporą nadwagę a przez to niskie poczucie własnej wartości. Ratują ją tylko... słodycze, które nie poprawiają jej sytuacji. Żeby było tego mało kobieta traci pracę, którą uwielbia. By odetchnąć i nabrać dystansu do siebie i swojej sytuacji kobieta jedzie z rodzicami nad morze. Tam przypadkiem spotyka tajemniczego Rafała. Poznanie mężczyzny odmienia losy Beaty. Czy Beata spotka w końcu miłość swojego życia? Czy zaakceptuje siebie? Jaką rolę w jej życiu odegra Rafał?
Miłość, pies i czekolada to kolejna książka autorki, którą udało mi się przeczytać. I kolejna, która, poprzez ważne tematy jakie w sobie zawierała dała mi dużo do myślenia. Jednak to specjalność tej autorki.
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się lekką, może nieco przesłodzoną i naiwną historią, którą po przeczytaniu odłożymy na półce i nic nie wniesie w nasze życie. Zapewniam, to kompletna bzdura. Może okładka jest śliczna i słodka, ale w środku nie znajdziemy kolejnej łzawej historii a mnogość tematów przyprawi o zawrót głowy. W książce spotkamy się z pytaniami o samotność, akceptację swoich niedoskonałości, niepełnosprawności. Tak. To zdecydowanie najważniejsze tematy, które udało mi się wyłuskać w tracie czytania.
Miłość, pies i czekolada to książka, która uczy, że warto w drugim człowieku zobaczyć po prostu drugiego człowieka. Nie należy na niego spoglądać przez pryzmat wygładu czy jakiejś ułomności. Ważne jest to co reprezentuje a nie to jak się prezentuje. Miłość, pies i czekolada to książka pełna mądrości i prawdziwych wartości, które chociaż przez niektórych mogą zostać nazwane przestarzałymi są prawdziwym skarbem i warto o nie oprzeć swoje życie. Dodając do tego nieszablonową fabułę i przyjemny styl autorki muszę przyznać, że całość prezentuje się całkiem na interesująco.
Kiedy lekko ponad tydzień temu od Wydawnictwa Espe otrzymałam niniejszą powieść i propozycję, żeby jej recenzję opublikować trzynastego listopada... radość połączyła się z lekkim lękiem. Czy podołam? Doping ze strony Pani współpracującej ze mną zrobił swoje. Jest jedenasty, krótko przed południem a powieść przeczytana.
Trzydziestokilkuletnia Beata marzy o miłości, uwielbia książki i czekoladę. Ponadto spełnia się w zawodzie bibliotekarki. Do czasu kiedy wskutek redukcji etatów zostaje zwolniona. Pociechą po stracie pracy staje się jej ulubiona czekolada, rodzice, którzy nie pozostają obojętni na los jedynej córki, podobnie jak Ula, a nagle pojawiająca się suczka, Mufka, dopełnia dzieła. Szybko kradnie serce swoich właścicieli. Zanim Beata rozpoczyna poszukiwania nowego zatrudnienia, wyjeżdża na wakacje. Nad morzem, z psiakiem i rodzicami u boku ma nadzieję na oddech. Pan Bóg jednak ma dla niej inny plan, który ma na imię Rafał. Mężczyzna z trudną przeszłością, którą nie sposób wymazać, zwraca uwagę na Beatę. Kobietę tak inną niż wszystkie z jakimi przyszło mu próbować budować przyszłość.
Ich częste rozmowy podczas spacerów są szansą na zbudowanie dobrych, silnych fundamentów, na których można budować dalej. Niestety. Niejako zaprzepaszczają ją ze względu na brak szczerości. Strach przed odrzuceniem sprawia, iż brak im odwagi na szczere konwersacje na temat przeszłości. To wszystko odbija się na zaufaniu. Czy zmarnowane na początku szanse, naprawdę takie są i nie sposób już tego naprawić? A może dla chcącego rzeczywiście nic trudnego i para ma jeszcze szansę?
Jak zawsze u Pani Małgorzaty Lis na kartkach książki pojawia się Pan Bóg. Tym razem relacja między Nim a bohaterami nie jest taka jasna, ale myślę sobie, że przez to bardzo prawdziwa. Zarówno Beata jak i Rafał potrafią postawić kawę na ławę w rozmowie ze Stwórcą. Jeśli są zawiedzeni Jego działaniem, mówią Mu to. Nie szukają wtedy słów modlitwy, nie łapią za różaniec tylko prosto z mostu. Jak do Przyjaciela. Uważam, że to dobre przypomnienie, żeby nie traktować Pana Boga tylko i wyłącznie oficjalnie. ,,Luźna" relacja to piękna relacja. Żywa i przynosząca owoce.
Pod przykrywką uroczej okładki kryje się dojrzała historia. Pełna ciepła, miłości rodzicielskiej, partnerskiej czy tej do zwierząt. Tym razem bohaterowie to ludzie dojrzali, ponad trzydziestoletni, z życiowym bagażem, którego mniej lub bardziej się wstydzą. Poszukujący trwałości, ale też lękliwi.
Jest również poruszony bardzo ważny temat niepełnosprawności. Bardzo podoba mi się podejście autorki do tej kwestii. Mówi ona między innymi, że ,,wszyscy jesteśmy niepełnosprawni, tylko po niektórych to widać". Gdyby wszyscy szli tą ścieżką, myślę, iż już nikt nie patrzył na osobę poruszającą się przy pomocy wózka jak na kosmitę. Bo przecież ja też coś mam, to dlaczego Ty masz wzbudzać moją ciekawość.
Dla kogo jest ta powieść? Dla kobiet w każdym wieku. Tak sobie myślę, że każda odnajdzie w niniejszej opowieści wiarę, nadzieję oraz miłość a to jest istotne dla wszystkich niezależnie od wyznawanych wartości. To dobra historia, spokojna. Czytając czułam się maksymalnie rozluźniona bo wiedziałam, że nie znajdę tutaj żadnych erotycznych scen, których nie lubię.
Mogłabym tak jeszcze snuć opowieść o książce ,,Miłość, pies i czekolada", ale nie o to przecież chodzi. Mam nadzieję, że już za kilka dni piętnastego listopada, najnowsza historia Pani Lis znajdzie się w Państwa dłoniach i sami dopowiecie sobie to, czego zabrakło w recenzji. Bardzo zachęcam.
"Bo ludzie to nie puzzle. Nie muszą do siebie pasować. Miłość to coś więcej".
Otacza mnie miłość moich bliskich, pies to niedołączny towarzysz mojej codzienności, a czekolada to ta słodycz, którą mogłabym pochłaniać bez końca. Dlaczego o tym piszę? Otóż te trzy słowa składowe tytułu mogą zapowiadać przyjemną i lekką powieść, idealną na jesienno-zimowy relaks. Nie do końca jednak tak jest, gdyż wszystko to naznacza cień samotności, która w tej książce przybiera kilka różnych postaci.
Małgorzata Lis to nauczycielka historii i historyk sztuki, która od kilku lat nie pracuje zawodowo, prowadząc edukację domową. Autorka podręczników do nauki historii, zadebiutowała w 2019 r. powieścią pt. "Kocham cię mimo wszystko". Wraz z mężem i siedmiorgiem dzieci mieszka pod Warszawą.
Trzydziestopięcioletnia singielka Beata z powodu redukcji etatów właśnie straciła pracę w swojej ukochanej bibliotece. Pocieszeniem staje się dla bohaterki pewien psiak, którego do domu przyprowadza jej tata. Beata pomimo obecności rodziców i posiadania przyjaciółki, czuje się samotna, a jej poczucie wartości jest bardzo niskie z powodu widocznej nadwagi. Zaplanowany od dawna wyjazd nad morze przynosi jej odetchnięcie od ponurej rzeczywistości oraz nową znajomość pod postacią tajemniczego Rafała.
Książka Małgorzaty Lis okazała się prawdziwe odżywczym powiewem w moich literackich wędrówkach po wielu historiach ukazywanych na łamach powieści obyczajowych, jakie od dłuższego czasu królują na naszych księgarskich półkach. A to za sprawą delikatnie zaakcentowanego, ale odczuwalnego w trakcie lektury, wątku wiary, która dla nas katolików, winna być obecna w codziennym życiu. Autorka w poplątane losy Beaty i Rafała wplata bowiem istotne dla wyznawców wiary chrześcijańskiej, mądre myśli dotyczące wybaczenia, pomocy bliźniemu, istoty małżeństwa i wartości kościelnych sakramentów. W książce, wiara w Boga staje się nieodłączną częścią egzystencji bohaterów pokazując tym samym, że dzięki niej świat staje się bardziej uporządkowany i łatwiej nam pokonywać pewne trudności. To rzadko spotykana płaszczyzna, którą zgłębiałam z wielką ciekawością, obawiając się jednocześnie zbytniego przeładowania swoją formą. Na szczęście tak się nie stało.
Jak wskazuje sam tytuł książki, w jej fabule obecna jest miłość, ale dość zagmatwana i pełna niedomówień, jest pies, a nawet dwa cudowne psiaki, oraz oczywiście pyszna czekolada. Oprócz tego w powieści znajduje się także niezwykle ważny wątek niepełnosprawności spowodowanej mózgowym porażeniem dziecięcym zwanym MPD. Postać Asi, nakreślonej z prozatorską delikatnością, ale jednocześnie z zachowaniem realizmu sytuacyjnego, wzbudza szeroko zakrojone emocje. W szczególności te spowodowane własną ignorancją czytelnika dotyczącą wiedzy o tej chorobie. Przy okazji tej warstwy, autorka dorzuca w gratisie wątek wolontariatu, który znakomicie uzupełnia się z powyższym, pokazując w pełni z czym mierzyć muszą się osoby chore. Historia Asi pokazuje, że fizyczna niedoskonałość nie jest wcale najgorszym, co może spotkać drugiego człowieka. Gorszym jest bowiem odrzucenie i niepewność własnego losu. To smutna, ale jakże prawdziwa konkluzja.
"Miłość, pies i czekolada" to także opowieść o współczesnej samotności w tłumie spowodowanej różnymi czynnikami - niską samooceną, ułomnościami fizycznymi, a także zawodami miłosnymi, które potrafią zniechęcić do dalszych prób ułożenia sobie życia. Zarówno Beata, Rafał jak i Zosia mierzą się z tymi problemami, a czytelnik z wielkim zaangażowaniem śledzi ich perypetie, licząc na szczęśliwy finał. Jeśli chcecie się przekonać, czy właśnie takowy czeka na bohaterów, zajrzyjcie koniecznie do najnowszej powieści Małgorzaty Lis, okraszonej odczuwalną wiarą w Boga, która potrafi zdziałać cuda. Te mniejsze i te większe.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/
Czy pamiętacie Anię i Marcina z "Kocham cię mimo wszystko"? Po burzliwym roku walki o szczęście w końcu mogą się cieszyć z wymarzonego małżeństwa. Gdy...
Pięć pozornie zwyczajnych kobiet, korzystając z okazji, że brat jednej z nich zakupił właśnie starą chatę w górach, postanawia odciąć się od przedświątecznego...