Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2014-11-06
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 352
Christophe Maur- francuski pisarz młodego pokolenia, który debiutował w wieku trzynastu lat, piszący głownie dziecięcą literaturę fantasy - i stworzył cykl pt. Matt Hidalf i oto przed Pańastwem jego pierwsza część: Błyskawica widmo.
Opis głosi, że obok Matta Hidalfa nie można przejść obojętnie. I ja się z tym zgadzam. Problem z tym, że postać, jaka się wyłania z książki, nie do końca da się lubić. Zbyt oczywiste nawiązania do Harry’ego Potter Rowling, nie są tu też zaletą, ale wadą.
Zacznijmy od tego, że uwagę przyciąga już sam tytuł, wywołując przy tym konkretne skojarzenia. Jeśli, podobnie jak ja, myśleliście o ogromnej, niewidzialnej miotle, która poniesie głównego bohatera w dal, to srogo się zawiedziecie, jak ja. Rozwiązanie tytułowej zagadki, to znów nawiązanie do wcześniej wymienionej przeze mnie pozycji. Trudno nie pamiętać zaklęcia expecto patronum i pojawiającego się przy jego pomocy ochronnego patronusa. Podobieństw jest znacznie więcej; jest to szkoła magii, do której dzieci dostają się w wieku jedenastu lat. Są tam i opiekunowie, którzy zajmują się nowo przybyłymi uczniami oraz taki sam wachlarz niezwykłych nauczycieli – począwszy od dyrektorki, a zakończywszy na zwykłych nauczycielach. Są tam też łóżka z zasłonami oraz liczne zasady, które główny bohater, Matt Hidalf, łamie, nim jeszcze znajdzie się w murach szkolnych. Jest i tajemnica, której rozwikłanie może sprowadzić więcej szkody, niż pożytku.
Są i różnice; nie ma lekcji, lecz każdy zdobywa wiedze na własną rękę, korzystając z rad nauczycieli, kolegów i uczonych ksiąg, na samym początku należy w grupach rozwiązać przydzielone uczniom zadanie, nie ma czterech domów i odwiecznej rywalizacji między nimi, jest za to dyspozytorka łóżek, która sprawiedliwie je wydziela, drzewo, na którym wraz z postępami w nauce rosną magiczne gałęzie oraz oddziały wojowników składające się z absolwentów, broniących murów szkoły – najsłynniejszym wśród nich jest Luis Serra. Szkoła dla dziewcząt mieszcząca się niedaleko to również nowość, którą można znaleźć w tej książce.
Zarówno różnic, jak i podobieństw, jest znacznie więcej. Ja wymieniłam tylko niektóre z nich. Kto chce poznać wszystkie, niechaj przeczyta tę pozycję.
Biorąc pod uwagę plusy i minusy oraz podobieństwa i różnice, mogę stwierdzić, że jest to pozycja przeznaczona dla młodszych czytelników, dostosowana do ich młodego wieku. Brak tu krwawych porachunków, morderczych bitew, mrocznych, lub strasznych scen, w zamian dostajemy niesnaski rodzinne – chyba nie ma takiej osoby w rodzinie Hidalfów, która by szanowała pozostałych członków: dzieci skaczą sobie do oczu, zdradzają się i szantażują, żona działa przeciwko mężowi, a każdy próbuje każdego zdyskredytować, często z powodzeniem – niedojrzałe związki oraz Matta, który jest wszędzie i zarazem nigdzie, wplątując zarówno siebie, jak i kolegów w coraz gorsze kłopoty i nie bardzo wiedząc, jak ma z nich właściwie wybrnąć. Pomagają mu w tym koledzy i dużo mądrzejsze, jak się okazuje, siostry: Złota, Miedziana i Srebrna.
Skoro to pozycja przeznaczona dla dzieci, wiadomo, że statecznie wszystko kończy się w miarę pomyślnie, a kilka otwartych i ledwo zaznaczonych wątków wyraźnie sugeruje, co może nas czekać w następnym tomie.
Biorąc pod uwagę zamieszczony w książce fragment, może być znacznie ciekawiej, niż w części pierwszej. I tego sobie wszyscy życzymy. Oby!
Matt Hidalf od zawsze sprawiał problemy. Jeśli ktoś coś zbroił, można było w ciemno zakładać, że to on. Mimo swojego młodego wieku zdążył nagrabić sobie u samego króla i gościć na pierwszych stronach Proroka Królewskiego. Chłopiec jest znany z kombinowania, oszukiwania, kłamania, et cetera, et cetera. Tym razem chce się dostać do Akademii Elity. Z tym że nie uczył się w ogóle. A nawet uczniowie, którzy pół życia spędzają nad książkami, mają kłopoty z dostaniem się do Akademii. Jak więc Matt chce się tam dostać, skoro nie ma szans na oszukiwanie podczas egzaminu? Cóż, on potraktował to jako wyzwanie...
Dobra, zacznę od tego, że mimo, że mam 15 lat, ciągle lubię czytać książki dla dzieci. Nie żebym uważała się za nie wiadomo jak dorosłą, ale w każdym z nas siedzi dzieciak, nie? :) No więc właśnie. Sięgając po tę pozycję, nie spodziewałam się, że będę czerpała z czytania jej taką przyjemność. Jako, że ostatnimi czasy mam wrażenie, że leży na mnie spora odpowiedzialność za wszystko, co robię, wyjątkowo spodobał mi się ten powrót do beztroskich czasów. Z tą książką potrafiłam zapomnieć o swoich obowiązkach, o tym, że czeka mnie wybór liceum, o nauce, o wszystkim. Za każdym razem potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy, nieważne w jak złym humorze byłam. Główny bohater, tytułowy Matt Hidalf, zdaje się nie mieć problemów. Przez pryzmat tego, jak on je postrzega, nie wydają się być tak istotne. I to polubiłam najbardziej. Wiadomo, taka ma być właśnie książka dla dzieci, jednak nie we wszystkich można to znaleźć, czyni to w moich oczach lekturę wyjątkową.
Matt jest wyjątkowo bystrym chłopakiem. Na każdej stronie powieści zadziwiał mnie jego spryt, byłam pod wrażeniem jego pozornie błahych pomysłów. Był najzabawniejszą postacią, z jaką ostatnio miałam styczność, za co należy się ogromny plus.
Książka jest napisana w łatwy sposób, czyta się ją szybko, wiec, jak pisałam - jest świetna dla młodszych Czytelników. Literki są dość spore, więc choć książka ma około czterystu stron, nie dłuży się.
Sama historia też należy do plusów. Choć okładka może mylić, nie chodzi o błyskawicę jako taką, akcja nie będzie utrzymana też w jakimś mrocznym klimacie (bo to jedyne, co skojarzyło mi się, po zobaczeniu błyskawic na okładce). Nie jest też podobna do Harry'ego Pottera w takim stopniu, jak można było przypuszczać - jeden jedyny raz, kiedy pomyślałam, że może przypominać tę historię, to ten, kiedy czytałam opis z okładki. I moim zdaniem to dobrze, bo Harry Potter jest jeden i wszystkie powieści, które mają go zastąpić są zazwyczaj kiepskie, a ta do kiepskich na pewno nie należy.
Minusów znaleźć nie potrafiłam. Z każdą stroną utwierdzałam się w przekonaniu, że ta książka jest niesamowita. Z niecierpliwością czekam na część kolejną - po prostu muszę ją przeczytać. Kiedy skończyłam "Błyskawicę Widmo", czułam ogromny niedosyt, mam więc nadzieję, że kontynuacja będzie na takim samym poziomie.
Z racji tego, że zbliżają się święta, dodam tylko, że uważam tę książkę za idealny prezent dla chłopców w wieku 8-12 lat, choć dziewczyny też nie powinny narzekać. Ja sama planuję podłożyć tę książkę kuzynowi, kiedy podrośnie, i mam ogromną nadzieję, że spodoba mu się tak samo, jak mi. :)
Szkoła... przekleństwo każdego ucznia. Jednak zdarzają się szkoły, do których każdy marzy się dostać. Są wyjątkowe i niepowtarzalne, oferują więcej niż przeciętna szkoła. Matt też chce się dostać do takiej właśnie szkoły. Lecz nie tak normalnie. On, który ożenił króla z bezzębną wiedźmą, ma zdawać zwykły egzamin? O nie... To musi być inny sposób. Ale czy do końca uczciwy? Czy w ogóle Matt Hidalf kiedykolwiek był uczciwy? Otóż Matt chce się dostać do szkoły jako pierwszy uczeń, który popełnił oszustwo. Chłopak przygotowywał się do tego od trzech lat. Czy mu się uda? I co z tym wszystkim ma wspólnego sławna Błyskawica Widmo?
Muszę przyznać, że na początku byłam zafascynowana tą książką. Nie jestem w stanie powiedzieć, co mnie tak bardzo zachwyciło w niej. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że ta książka posiada w sobie magię. Jest najdziwniejszym połączeniem dwóch bardzo dobrych książek, z którym się spotkałam. Matt jest geniuszem, który wykorzystuje swoją wiedzę do niesienia zła. Bardzo mi to przypominało "Artemisa Fowla". Dziecko, które ma wybitne zdolności i wykorzystuje je do niecnych czynów...
"Dokładnie w tym momencie Matt sam musiał przyznać, że był wzruszony. Nie z powodu siostry, ale swojej własnej wspaniałomyślności."
Jednak z drugiej strony mamy całkiem inny świat, który wyjątkowo przypomina pewną szkołę magii, która zyskała sławę na całym świecie. Pewnie się domyślacie, o jaką szkołę chodzi. Jest to Hogwart z "Harry'ego Pottera". Od przeczytania całej serii nigdy się nie spotkałam z czymś podobnym. Były szkoły, uniwersytety, internaty... Lecz żadne nie sprawiło, że poczułam się, jakbym należała do tego świata. Tu po tak długim czasie poszukiwania przywiązałam się do tego magicznego miejsca.
Na początku miałam obiekcie, czy takie połączenie jest dobre dla tej powieści. W końcu to próba dorównania mistrzom. Jednak każda strona upewniała mnie, że autor jak najbardziej sobie z tym poradził. Uważam to za wyjątkowo trudny manewr, ponieważ trudno jest odwzorować rzeczywistość innej książki, a przy tym stworzyć własny świat, który jest niepowtarzalny.
Zapewne części z Was nie interesuje literatura dziecięca. W końcu wyrośliście z niej. To bardzo błędne myślenie. Gdy zaczęłam czytać historię, też tak myślałam, aż do momentu gdy się zgubiłam. Cała powieść jest nieprzewidywalna i wyjątkowo wciągająca. Myślimy, że rozwiązanie zagadki Błyskawicy Widmo jest banalne - do czasu... W pewnym momencie pojawiają się wątki, które wszystko komplikują i sprawiają, że ważne rzeczy stają się nic nie znaczącymi sprawami. Ta powieść po prostu uczy, jak żyć. Pozwala młodym osobom zrozumieć, na czym polega rodzina, miłość, przyjaźń. Natomiast tym starszym przypomina znaczenie tych tak dobrze znanych nam słów, ale niestety często bagatelizowanych.
Poza tym muszę zwrócić uwagę na bohaterów. Byli wyjątkowo głębocy i niesamowici. Po prostu nie da się nie pokochać rodzeństwa Hidalfów. A jest ich aż czworo - tytułowy Matt i trzy Julity. Tak, dobrze zrozumieliście. Wszystkie córki państwa Hidalfów maja na imię Julita - Złota Julita, Srebna Julita i najmądrzejsza Miedziana Julita. Na początku wydało mi się to głupie. Po co dawać wszystkim dziewczynom to samo imię? Jednak po jakimś czasie zrozumiałam, że jest to naturalne i idealnie współgra z fabułą powieści.
Jedyną rzeczą na jaką mogę ponarzekać, a ja jestem typowym Polakiem i lubię narzekać, jest zmienność "atmosfery". Niektóre wydarzenia są zabawne i typowo dziecinne, żeby od razu bez żadnego wstępu zmienić się na mroczne i wręcz przerażające. To było wyjątkowo irytujące. Nigdy nie mogłam być pewna, co na następnej stronie mnie spotka. Część osób pewnie zaliczy to jako plus, jednakże tutaj tego się nie da ocenić jednoznacznie.
Książkę polecam każdemu. I jak wcześnie pisałam wliczają się w to osoby dorosłe. Jest to fantastyczny sposób na odpoczynek, ale również małą refleksję zapisaną pod osłona magii i śmiechu.
Wojownicy właśnie odbudowali Labirynt Banitów, który ma chronić Akademię przed braćmi Estaff. Osoba z otoczenia wojowników powiedziała nam, że to odpowiedź...
Na polanie w lesie Elity ktoś zaatakował grupę adeptów. Magiczna łania, Błyskawica Widmo, zniknęła, a na Akademię Elity została rzucona Klątwa Cierni....