Dziesięć lat temu Emily miała wszystko. Dziś jej kariera leży w gruzach, a ukochany mąż zabiera z ich mieszkania ostatni karton i odchodzi do innej kobiety. Załamana Emily wyjeżdża na wyspę, na której jako dziecko spędzała beztroskie wakacje. Tu będzie mogła odpocząć, wyleczyć rany.
Ale wymarzony spokój nie trwa długo. Kim jest Jack, tajemniczy artysta, od którego ciotka każe jej się trzymać z daleka? I czemu historia z odnalezionego pamiętnika tak bardzo przypomina Emily jej własne życie?
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2012-02-13
Kategoria: Architektura, kultura, sztuka
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: The Violets of March
Miłość często bywa trudna i skomplikowana ale czy wobec tego można kochać kogoś nieustannie, aż do końca swojego istnienia?
"Miłość jest jak wiatr, nie widzisz jej, lecz ją czujesz..."
Z miłości jesteśmy w stanie zrobić wszystko, lecz nie zawsze podejmujemy właściwe decyzje. Później do końca życia nosimy w sercu ciężar, jakimi są konsekwencje dokonanych czynów...
Czy miłość zawsze jest piękna i kończy się upragnionym happy end'em?
- Żegnaj, Joelu - powiedziałam. Moje serce chciało ulec, ale mój umysł wiedział swoje. Joel musiał odejść. Wyglądał na zranionego. - Emily, ja... Szukał przebaczenia? Chciał spróbować jeszcze raz? Nie wiedziałam. Wyciągnęłam do niego rękę, by nie przedłużał niepotrzebnie tej chwili. - Żegnaj - powiedziałam, choć wiele mnie to kosztowało. Skinął z powagą i odwrócił się w stronę drzwi...
Emily jest pisarką, która chwilowo przechodzi zanik weny twórczej a jej mąż - Joel- właśnie wynosi z mieszkania ostatni karton ze swoimi rzeczami i wyprowadza się do innej.. nowej kobiety. Nie jest łatwo wziąć się w garść kiedy myślisz, że wszystko straciło sens. Coś się kończy, a coś się zaczyna.. I tak właśnie jest u Emily, która za radą swojej przyjaciółki Annabelli postanawia opuścić wielki, tętniący życiem Nowy Jork i wyjechać do cioci Bee na miesiąc. Jej kierunek to wyspa Banbridge, gdzie jako mała dziewczynka spędzała beztroskie wakacje. Tutaj odnajdzie ukojenie, pozbiera myśli i najważniejsze: Przez ten miesiąc musi odnaleźć siebie na nowo. Jednak spokojna aura nie trwa wiecznie, bo już pierwszego dnia po przyjeździe, Emily odkrywa w jednym z pokoi, czerwony, tajemniczy pamiętnik, który kryje w sobie wydarzenia z 1943 roku. Ciekawość daje za wygraną i każdego dnia zanurza się w jego historii. Co ciekawe, z każdą kolejną kartką ma dziwne przeczucie, że nie jest jej obcy. Plącze on historię Elliota i Esther, której niespełniona miłość może okazać się tragiczna.
„Wszystko mogło się jeszcze ułożyć, lecz nie mogliśmy się zgrać w czasie. Nigdy nie mogliśmy się zgrać w czasie.”
Czy uda się jej uchylić rąbek tajemnicy na temat tych ludzi i ich przeszłości, nawet jeśli jej ciotka Bee nie może wydusić z siebie ani słowa?Na wyspie Emily, poznaje przystojnego mężczyznę o imieniu Jack. Jednak ciotka surowo daje jej znać, żeby dziewczyna trzymała się od niego z daleka. Kim jest ten czarujący i zarazem tajemniczy mężczyzna? Dlaczego ciotka tak się zachowuje w stosunku do niego? Czy Emily pokona wszystkie bariery i rozwiąże skrywaną tajemnicę z przeszłości od pokoleń, którą zawiera pamiętnik?
Moje odczucia po tej lekturze:
Cała historia toczy się w pięknym miesiącu, gdy wszystko zaczyna budzić się do życia, czyli w marcu. Miałam taki pomysł, żeby codziennie czytać po jednym z rozdziałów, lecz zostałam tak wciągnięta, że pomysł prysł jeszcze szybciej niż się pojawił. Przyznam, że cieszę się, że okładka została poprawiona, gdyż ta powieść w pełni na to zasługiwała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie mam zastrzeżeń żadnych zastrzeżeń do książki.
Autorka Sarah Jio stworzyła świetną historię, gdzie miłość i rodzinne tajemnice sprzed wielu lat mogą mieć związek z przyszłym pokoleniem. "Marcowe fiołki" przeplatają miedzy sobą dwie historie o miłości; jedna dziejąca się w teraźniejszości, druga zaś rozgrywająca się w przeszłości, która ukazana jest za pomocą fragmentów z pamiętnika. Z pozoru może wydawać się Nam, że są to dwie różne sytuacje, jednak gdzieś na zakręcie, te dwie historie mają głębszy sens i są ze sobą połączone. Zakończenie w zupełności zaskakuje. Książka nie zostawia po sobie żadnej pustki, chcenia więcej - w zupełności zaspokoiła moją ciekawość.
Czytając tą książkę zaliczyłam kilka nieprzespanych nocy i w zupełności ich nie żałuję, bo czułam się jakbym to ja odkrywała ich przeszłość. I nie tylko, bo dzięki tej książce w pewien sposób odkryłam też siebie. Dostarczyła mi ona, dużej dawki emocji. Przeżywałam z bohaterami wszystko bardzo głęboko, nie odbyło się od wzruszeń.
Pomimo tego, że jest to moja pierwsza książka przeczytana tej autorki, to śmiało twierdzę, że Sarah Jio ma ogromny talent. Doskonale opisana historia, którą można odtworzyć w wyobraźni z każdym najmniejszym szczegółem i poczuć to w pewien sposób na swojej skórze... Zauroczyłam się w każdym miejscu opisanym na wyspie. Kamień sercowy, ogród Evelyn.. - Pokochałam tą powieść! Wciągająca i intrygująca akcja, dobrze skonstruowani bohaterowie, fabuła napisana prostym językiem - Teraz już wiem, dlaczego "Marcowe fiołki" zostały uznane książką roku według "Library's Journal". Zdecydowanie na to zasługują.
W tytule nie przypadkowo pojawia się słowo - fiołki. Nawet one mają swoje "małe" znaczenie. Jakie? Niech to pozostanie słodką zagadką, którą odkryjesz czytając.
„ W tym miejscu kończy się moja historia. Kochałam i utraciłam miłość, lecz przynajmniej dane mi było kochać.”
Sięgając po "Marcowe fiołki" nie sądziłam, że zostawi ona w moim sercu pewien ślad. Dzięki niej utwierdziłam się jeszcze bardziej w przekonaniu, że miłość nie zawsze bywa piękna i kolorowa jak bajki z Disneya ale jest nieobliczalna, skomplikowana i pomimo tego, że los splata nam różne figle, potrafimy kochać na zawsze.
"Marcowe fiołki" to książka o przeciwnościach losu, trudnych wyborach w życiu, odkrywaniu siebie na nowo, dawaniu sobie jeszcze jednej szansy i przede wszystkim o przyjaźni i miłości, którą na co dzień darzymy bliskie Nam osoby. Gorąco ją polecam, bo ta historia odmieni nie jedno serce.
"Marcowe fiołki" Sarah Jio to przepiękna opowieść o miłości, która nie dość, że przetrwała próbę czasu i przeróżne przeciwności losu, to na dodatek odmieniła losy wielu osób na przestrzeni kilkudziesięciu lat. To historia, która dogłębnie wzrusza i wzbudza tak wiele emocji, że nie sposób wyrazić ich słowami. To jedna z tych opowieści, które już na zawsze pozostają w sercach czytelników. Klimatyczna, ciepła, taka, którą pragnęłoby się przeżyć samemu. To powieść, do której jeszcze nie raz wrócę i którą już w tym momencie gorąco Wam polecam. Dawno nie dane mi było czytać tak cudownej opowieści o miłości, tak prawdziwej, że aż boli.
Historia rozpoczyna się niezbyt przyjemnie. Po wielu wspólnie spędzonych latach od Emily odchodzi jej mąż Joel. Zostawia ją dla innej kobiety. Nie zostało jej już nic. Po sukcesie swej pierwszej i jedynej powieści, cierpi na niemoc twórczą. Nie ma do opowiedzenia już żadnej historii. A teraz na dodatek została sama. Postanawia wyjechać z Nowego Jorku, odpocząć od tego wszystkiego, zaleczyć rany i być może odnaleźć coś, co nada sens jej dalszemu życiu. Wybór pada na wyspę Bainbridge, gdzie nadal mieszka jej cioteczna babka Bee, a na której w czasach dzieciństwa przeżywała szczęśliwe chwile. Nie ma pojęcia, że ta decyzja już na zawsze odmieni nie tylko jej życie, ale również wielu innych osób. W domu swej krewnej Emily odnajduje tajemniczy ni to pamiętnik, ni to dziennik w czerwonej oprawie, którą nadgryzł już ząb czasu. Historia w nim opisana pochodzi z początków lat 40 XX wieku i ku zdziwieniu Emily bardzo przypomina jej własne życie. Tylko dlaczego? Do kogo należał ten pamiętnik? I dlaczego najbliższa przyjaciółka Bee nalega, aby dziewczyna przeczytała go do końca? Czemu uważa, że ta historia ma wielkie znaczenie i że Emily zasługuje na to, by poznać prawdę? Prawdę, ale o czym? W międzyczasie Emily poznaje sympatycznego Jacka, od którego Bee każe jej się trzymać z daleka. Wręcz na to nalega, ale oczywiście nie podaje żadnego powodu, dla którego dziewczyna miałaby jej posłuchać... O co tu chodzi? Kim jest Jack? Co takiego zrobił, że Bee traktuje go w taki sposób? Czy Emily uda się uzyskać odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania?
"Wyspa mojego dzieciństwa przetrwała niejedną burzę, lecz teraz wydawała mi się pogrążona w ciemnościach pełnych sekretów." (s. 247)
Niesamowita historia. Im dłużej czytałam, tym trudniej było mi się od niej oderwać. A pod koniec serce tak mocno mi biło, że miałam wrażenie, iż wyskoczy z mej piersi. Ze wzruszenia... Z nadmiaru emocji targających mną podczas lektury. Z chęci poznania, jak zakończą się losy bohaterów tej powieści. Już na samym początku wspomniałam, że ta książka jest wyjątkowa. I to najprawdziwsza prawda. Jest niezwykle klimatyczna. Wyruszając wraz z Emily na wyspę Bainbridge miałam wrażenie, jakbym sama się tam nagle znalazła. Autorka w niezwykły sposób opisuje miejsca, które widzą bądź odwiedzają jej bohaterowie. Domy położone blisko morza. Piasek pod stopami i muszelki wyrzucone na brzeg. Sercowy Głaz. Miejsca spotkań towarzyskich, jak i urokliwe zakątki skrywane w sekrecie tylko dla tych, których obdarzyło się prawdziwą miłością. Przechadzając się brzegiem morza wraz z Emily wyczuwałam w powietrzu zapach soli oraz delikatność wiatru szumiącego gdzieś tam cichutko. Ale nie tylko o tym Sarah Jio potrafi pięknie pisać. Ma prawdziwy dar opisywania ludzkich uczuć, targających nimi emocji. Czułam to, co oni. Widziałam zmieniający się wyraz ich twarzy zależny od sytuacji, w której się znaleźli. Odczuwałam smutek i ból, kiedy działa im się krzywda. To doprawdy coś niezwykłego. Dawno nie miałam do czynienia z tak silnym przekazem i doborem słów. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalną historię miłosną, która łączy pokolenia. Opowieść pełną tajemnic skrywanych od wielu lat, które warto poznać krok po kroku, powolutku, niespiesznie, wraz z główną bohaterką. To historia o tym, że przed przeszłością nie da się w żaden sposób uciec. Prędzej czy później do nas powróci, a wówczas uderzy z taką siłą, że prawie zwali nas z nóg. Opowiada o poświęceniu, doznanych krzywdach, zazdrości, nieporozumieniach prowadzących do nieszczęśliwego biegu wydarzeń, niespełnionej miłości oraz takiej, która przetrwa mimo wielu przeciwności losu, poszukiwaniu sensu w życiu, odnajdywaniu siebie i własnego miejsca na ziemi. To niezwykła książka z udziałem niezwykłych bohaterów, którym dane było przeżyć niezwykłą historię. Taką, która mało komu się przydarza. Taką, która na zawsze pozostaje w ludzkich sercach i pamięci. Taką, do której chce się wracać i wracać, i wracać...
"Miłość nie była cieplarnianym kwiatem zmuszonym do niechętnego kwitnięcia. Miłość była polnym zielem na poboczu drogi niespodziewanie pokrywającym się kwiatami," (s. 285)
"Marcowe fiołki" Sarah Jio przez długi czas gościły na listach bestsellerów "The New York Times" oraz okrzyknięte zostały najlepszą książką roku według Library's Journal. I absolutnie mnie to nie dziwi. Ta historia w pełni sobie na to zasłużyła. Książa od dziś znajdować się będzie na półce z moimi ulubionymi powieściami. A jeśli chodzi o Sarah Jio to bardzo bym chciała jak najszybciej przeczytać pozostałe jej dzieła. Jeśli są choć w połowie tak dobre jak "Marcowe fiołki" - biorę w ciemno.
"Żeby pisać w ten sposób trzeba najpierw poznać, czym jest miłość i ból po jej stracie." (s. 66)
Moja ocena: 6/6
recenzja z mojej strony: http://magicznyswiatksiazki.pl/przedpremierowo-marcowe-fiolki-sarah-jio-recenzja-411/
Przepiękna historia destrukcyjnej miłości, która mimo wielu przeciwności, przetrwała lata. Młoda autorka jednej książki, po trudnym rozwodzie wyjeżdża do ciotki na wyspę, by tam w spokoju leczyć zranione serce i podjąć próbę napisania drugiej książki. W swojej sypialni odkrywa fascynujący pamiętnik, opisujący historię Esther i Elliota, dwojga kochanków i ich sekretnej miłości. Pełen tajemnic pamiętnik wciąga i nieuchronnie zbliża Emily, główną bohaterkę, do prawdy o przeszłości jej rodziny. Na wyspie przeżywa również swoje miłosne uniesienia, doświadcza ogromnej straty i odnajduje siebie.
Sarah Jio potrafi pisać książki, które chwytają za serce, historie bohaterów są realistycznie przedstawione, a po zakońćzeniu książki od razu ma się chęć na kolejną.
Małżeńskie życie Emily wali się, kiedy mąż decyduje się odejść do kochanki. Pakuje on walizki i opuszcza ich dom, a kobieta zostaje sama, zadając sobie pytania: "co poszło nie tak?". Decyduje się wyjechać do ciotki Bee aby odreagować i przemyśleć wiele spraw. Pewnego dnia znajduje pamiętnik niejakiej Esther, która opisuje historię swojej burzliwej miłości do Elliota. Emily zaintrygowana owym pamiętnikiem odkrywa różne rodzinne tajemnice...
Pamiętam jak kilka lat temu książka "Marcowe fiołki" pojawiła się w sklepach. Jej opis z tylnej okładki nie kazał mi przestać o niej myśleć i długo nosiłam się z zamiarem jej kupienia. Pewnego dnia jakaś siła odepchnęła mnie jednak od jej zakupu. Zamiast tego sięgnęłam po... inną książkę Sarah Jio (wtedy nowość) "Dom na plaży". Dzisiaj dziękuję tej tajemniczej sile, która nakazała mi zakup owego "Domu na plaży"...
Gdybym miała krótko opisać wrażenia jakie zostały we mnie po lekturze tej książki, to określiłabym to następująco:
- niezły początek, kilka pierwszych rozdziałów interesujące,
- do połowy nudne opisy zakupów, życia codziennego etc.,
- od trzynastego rozdziału zwiększenie zainteresowania czytelnika, zwroty akcji,
- na pięć rozdziałów przed końcem wzrastające napięcie ale też przewidywalność,
- końcówka nudna i mało porywająca, znów opisy zakupów i niewiele wnoszące dialogi.
Około końca pierwszej połowy myślałam, że autorka wykończy mnie opisami robienia zakupów przez Emily, nudnymi rozmowami z Bee i jeszcze nudniejszymi randkami głównej bohaterki z dwoma mężczyznami. Doszło do tego, że bardziej mnie zaczęła interesować historia z pamiętnika Esther i Elliota, którą autorka wtrącała na chwilę. Rzadko się zdarza, żeby poboczna historia czytana przez główną bohaterkę była ciekawsza od samych losów tejże...
Obok wyżej opisanych nudnych fragmentów i wlokącej się akcji, do minusów dodałabym też literówki oraz przewidywalność. Od połowy książki niemal za każdym razem, gdy na jaw wychodziły jakieś nowe fakty, ja już się domyślałam, czego będą owe fakty dotyczyły.
Mówiąc ogólnie fabuła nie porwała mnie tak, jak myślałam, że mnie "porwie" po zapoznaniu się z opisem z okładki. Jak dla mnie jest dość pokręconą historią, do tego niezbyt interesującą. Czytanie "Marcowych fiołków" momentami było męczące, choć z racji gatunku powinna być lekką obyczajową książką.
Jakby tego było mało - bohaterowie są antypatyczni. Głównej bohaterki Emily nie da się lubić. Tak samo jeśli chodzi o jej zwariowaną przyjaciółkę Annabelle (ich dialogi wręcz mnie irytowały). Sama Emily kilkakrotnie wydawała mi się być naiwną kobietą. Nie polubiłam też ciotki Bee ani niejakiego Jack'a. Jedyną postacią (poza parą z pamiętnika: Esther i Elliotem) którą polubiłam był Greg. Niestety jego wątek jest bardzo krótki. Powiedziałabym nawet, że nie dokończony, zupełnie jakby autorka zapomniała, że pisała o takiej postaci.
Choć rzecz dzieje się na wyspie (Bainbridge), ja wcale nie poczułam tu tego wyspiarskiego klimatu.
Czy polecam?
Jeżeli lubicie czytać o zakupach jakie uczyniła główna bohaterka, chcecie się dowiedzieć ile zapłaciła za kawę w szpitalu (co do centa), wytrzymacie kaprysy Emily oraz nie będą Wam przeszkadzały niewiele wnoszące dialogi z wierzącą w siłę imion Annabelle to jest to książka dla Was.
Jeśli koniecznie chcecie przeczytać coś tej autorki i wymagacie poruszającej historii, z intrygującymi tajemnicami z przeszłości; romantycznej, która z każdym rozdziałem nie kazałaby Wam odejść od książki; a na koniec chcecie aby ta historia żyła w Waszych głowach jeszcze długi czas później - to sięgnijcie najpierw po "Dom na plaży".
Widzę po ocenach i opiniach, że jestem w dużej mniejszości. Cóż, wyłamię się i z żalem uznaję tą książkę jako słabą.
Uwielbiam powieści, w których wyjaśnienie zagadek przeszłości stanowi motto życia bohaterów. Taką, pełną niespodzianek, książką okazały się „Marcowe fiołki” Sarah Jio.
Autorka bestsellerowej książki – Emily Wilson po rozstaniu z mężem postanawia wyjechać z Nowego Jorku aby odwiedzić swoją ciotkę Bee mieszkającą na wyspie Bainbridge nieopodal Seattle. Tam właśnie, w domu nad oceanem, dziewczyna pragnie odreagować rozstanie, zdystansować się i być może rozpocząć nowe życie. Przed wielu laty Emily jako mała dziewczynka często przebywała u ciotki spędzając na wyspie wakacje. Z czasem jednak wyjazdy te ustały i kobieta z radością przyjmuje zaproszenie osiemdziesięcioletniej Bee.
Po przyjeździe na wyspę Emily spędza sporo czasu z ciotką, poznaje jej najlepszą przyjaciółkę Evelyn oraz innych mieszkańców Bainbridge, a wśród nich młodego mężczyznę o imieniu Jack, który intryguje ją już od pierwszej chwili. Niespodzianki jakie zgotowała jej przeszłość odsuwają na dalszy plan osobiste problemy związane z rozwodem. Wyjaśnianie rodzinnych tajemnic sprzed lat pochłania Emily bez reszty. Przeszłość wydaje się być podobna do rozsypanych puzzli, w dodatku niekompletnych, z których początkowo trudno ułożyć właściwy obrazek. Niestety ciotka Bee nie jest skłonna do zwierzeń, ale Emily z pomocą starego pamiętnika powoli dopasowuje elementy całej układanki.
Czy bohaterce uda się wyjaśnić rodzinne sekrety? Jakie tajemnice skrywa przeszłość? Kim jest dosyć tajemniczy Jack? Czego Emily dowie się o samej sobie?
Mnóstwo jest takich pytań, ale odpowiedź na nie znaleźć można jedynie w książce. Nadal pozostaję pod dużym wrażeniem tej lektury. Fabuła powieści została bardzo dobrze skonstruowana, bije z niej ogromna dbałość o szczegóły. Zróżnicowane sylwetki bohaterów, prosty, ale sugestywny język oraz coraz szybsze tempo akcji powodują, że od książki trudno się oderwać. Z powieścią „Marcowe fiołki” spędziłam naprawdę wspaniałe chwile i mogę ją szczerze polecić miłośnikom prozy obyczajowej, w której przeszłość nieustannie splata się z teraźniejszością, a odkrywanie starych rodzinnych sekretów wychodzi na pierwszy plan. Wraz z bohaterką odnosimy wrażenie, że historia może się powtórzyć i należy zrobić wszystko, aby zmienić jej bieg. W powieści znajdziemy też nastrojowe nadmorskie klimaty, wielką miłość, prawdziwe niespodzianki oraz naprawdę zaskakujące zakończenie.
Aby ostatecznie zachęcić czytelników do lektury „Marcowych fiołków” przytoczę piękny i wymowny fragment zaczerpnięty z pewnego listu zamieszczonego w książce:
„Zostawiam Cię z moją refleksją na temat miłości, która nasunęła mi się po doświadczeniu wielu porażek: wielka miłość przetrwa czas, cierpienie i odległość. Nawet gdy wszystko wydaje się stracone, prawdziwa miłość trwa nadal. Teraz już o tym wiem i mam nadzieję, że Ty również.”
W 1940 roku młodziutka Flora wyrusza do Anglii w poszukiwaniu rzadkiej odmiany kamelii. Dziewczyna chce wykraść drogocenny okaz, aby wspomóc głodującą...
Najlepsza książka roku według Library’s Journal Dziesięć lat temu Emily miała wszystko. Dziś jej kariera leży w gruzach, a ukochany mąż zabiera...