Światowa sensacja literacka! Najgłośniejsza amerykańska powieść ubiegłego roku, nominowana do Nagrody Bookera i National Book Award; laureatka prestiżowej Kirkus Prize.
Zachwycająca powieść o przyjaźni poddanej ogromnej próbie. Oto historia życia czterech przyjaciół - o ich niełatwym dojrzewaniu, ogromnych sukcesach, bolesnych wyborach i tyranii pamięci, od której nie sposób czasem się uwolnić...
To również opowieść o jednym z najbardziej fascynujących miast świata - Nowym Jorku - który jest piątym, równorzędnym bohaterem tej olśniewającej książki.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016-05-18
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 800
Główny bohater potrzebuje szybkiej i masywnej pomocy psychiatrycznej, a nie rozkładania na czynniki pierwsze każdej masochistycznej emocji. Od czytania tego można się rozchorować psychicznie, tylko po co. Nie pamiętam, dlaczego dokończyłam tę książkę, ale nie warto. Lepiej sobie już Zmierzch przeczytać - emocje lepsze. No chyba, że ktoś się lubuje w działaniach masochistycznych - to śmiało.
"Małe życie" to poruszająca opowieść o przyjaźni, miłości, bolesnych doświadczeniach, to historia przyjaciół, których wzajemne relacje na przestrzeni lat ewoluują.
JB to zdolny artysta, Willem robi karierę aktorską, Malcolm jest architektem, a Jude to prawnik skrywający tajemnicę.
Książka w głównej mierze oparta jest na emocjach. Ból i cierpienie to motyw przewodni. Gehenna z dzieciństwa, którą przeżył jeden z bohaterów, nie pozwala na normalne życie dorosłego człowieka. Gdy spotyka na swojej drodze ludzi, którzy go kochają, boi się brać dobro i ciepło, którym chcą go obdarzyć. Z jednej strony uważa, że nie zasługuje na miłość, z drugiej strony jest przekonany, że za wszystko będzie musiał zapłacić, jak bywało wcześniej. Okrutna pamięć nie pozwala mu się uwolnić z więzów przeszłości. Jego codziennością staje się ból, który jest karą i lekarstwem, chwilą zapomnienia i motywacją.
Czytaniu towarzyszy napięcie i świadomość, jak ta historia może się skończyć. Czy jeden człowiek może aż tyle wycierpieć?
Miłość w tej książce to światło, które próbuje przebić się przez mrok strachu. Czułość i bliskość nie zawsze spełniają swoją rolę.
Autorka świetnie nakreśliła portrety bohaterów. Zabrakło mi tylko wyrazistej postaci kobiecej, niekoniecznie pierwszoplanowej.
Ta książka nie jest dla każdego. Chociaż na mnie wywarła ogromne wrażenie, jestem w stanie zrozumieć, że niektóre sceny mogą być zbyt mocne albo dialogi między mężczyznami zbyt ckliwe. Mój komentarz może wydawać się zbyt ostry, ale na pewno nie jest to książka dla homofobów.
Lektura zostaje w pamięci na długo. Jestem ciekawa genezy jej powstania. Co skłoniło autorkę do napisania tej książki? Czy ktoś bliski ja zainspirował?
Jest to książka, która opowiada historię czworga przyjaciół, którzy ukończyli studia i zaczynają nowe, dorosłe życie. Wszyscy mieszkają w Nowym Jorku i mimo skończenia szkoły w dalszym ciągu utrzymują kontakt. Lecz niestety coraz więcej zaczyna ich różnić. Książka opowiada nie tylko o przyjaźni lecz również o miłości, rodzinie, uzależnieniach, chorobach a także o byciu samotnym w gronie ludzi. Na początku bałam się sięgnąć po tą pozycję. Uważałam, że jest taka gruba i napewno będę czytała ją ROK! Gdy w końcu się za nią zabrałam, początek nie wróżył nic dobrego. Jednak jak to dobrze, że się myliłam. Powaliła mnie na łopatki. Ukazuje, iż w przyjaźni nie zawsze są tylko dobre chwile oraz, że czasami ludzie nie potrafią w pełni zaufać drugiej osobie. Jeden z przyjaciół jest chory nie tylko fizycznie, a mimo to nie zawsze pozwala sobie pomóc. Stara się udowodnić wszystkim ale również sobie, że nic mu nie jest. Poruszany jest też temat jaki wpływ na obecne życie ma dzieciństwo. To jak różnice potrafią być priorytety i cele w życiu. Książka zahacza o trudne tematy a mimo to warto po nią sięgnąć. Jest bardzo emocjonująca i czyta się szybciutko.
Piękni, młodzi, z apetytem na życie i nadzieją na realizację marzeń. Ale nie wszyscy będą mieli ku temu okazję. Niektórzy nigdy nie wymażą z pamięci tego, co ich spotkało, a przeszłość ostrymi szponami zniszczy wszelkie oznaki szczęścia.
„Czym było szczęście, jak nie ekstrawagancją, stanem niemożliwym do zachowania, po części dlatego, że tak trudno go wysłowić”?
„Małe życie” okazało się dla mnie nie takim znowu małym wyzwaniem. W dużej mierze ze względu na swoje gabaryty, ale przede wszystkim biorąc pod uwagę treść, która jest o wiele cięższa, niż samo wydanie powieści. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że od razu mnie oczarowała, a nawet gdy to już się stało, bałam się, że nie podołam i nie dotrę do zakończenia. Tak wiele bólu, smutku i melancholii złamało mi serce i kilkakrotnie miałam wrażenie, że po odłożeniu powieści, nie będę w stanie do niej powrócić. Wróciłam, skończyłam i nie jestem pewna, co powiedzieć. To przepiękna opowieść, ale tam mocno nacechowana przykrymi wydarzeniami, ludzkim okrucieństwem i niesprawiedliwością losu, że chyba wolałabym jej jednak nie polecać.
Płakałam przy niej jak dziecko. Więcej niż jeden raz. Choć nie uważam się za osobą przesadnie wrażliwą, ta książka szalenie mnie poruszyła i chyba nie ma takiej możliwości, bym kiedyś o niej zapomniała. Podczas czytania towarzyszyło mi tak wiele emocji, że momentami odnosiłam wrażenie, że niedługo wybuchnę. Złością. Gniewem. Płaczem. Kolejny raz. Nie mieściło mi się w głowie, że ludziom mogą przytrafiać się takie rzeczy. Raz za razem. I znowu. Tak, jakby przeznaczono dla nich cały zapas cierpienia. A ja cierpiałam wraz z bohaterami, których pokochałam.
Autorka wyraźnie lubuje się w trudnych tematach, nie pozwalając czytelnikowi na chwilę oddechu. Powieść stanowi raniącą mieszankę najboleśniejszych i najokropniejszych tematów, jakie my, ludzie, możemy sobie wyobrazić. Molestowanie seksualne, przemoc, uzależnienie od narkotyków, bieda- to tylko kilka z nich. I nawet piękna przyjaźń między bohaterami i miłość, która praktycznie się nie zdarza, nie są w stanie złagodzić i zrównoważyć wszystkich tych okropieństw. Dla nich nie ma odpowiedniej skali, nie ma żadnego hasła bezpieczeństwa, nie ma końca. To jedno wielkie pasmo nieszczęść, którego świadkiem i uczestnikiem się stałam. I czasami myślę, że gdybym posiadała część tej wiedzy wcześniej, nie zdecydowałabym się na tę lekturę.
Bohaterzy książki to przyjaciele, których przyjaźń nie raz zaskakuje czytelnika. Głęboka, emocjonalna, na całe życie, ale także niestroniąca od komplikacji i upadków. To relacja, o której nie jest łatwo czytać i pisać. Zastanawiająca, refleksyjna, silna, zdaje się, że na życie i śmierć. Jeden z bohaterów wyróżniał się spośród pozostałych, swoją niepewnością, kruchością, nadwrażliwością i zamknięciem na świat. I to właśnie Jude jest w tym dziele postacią tragiczną. To właśnie jemu współczułam. I jego pokochałam. Gorąco pragnęłam przekazać mu trochę ciepła, pokazać, że świat wcale nie jest taki zły, tylko jak? W tej fikcyjnej powieści znalazło się tyle realizmu i prawdziwego życia, że urzekła mnie i poruszyła bardziej niż historie oparte na faktach.
„On sam nie wie, jak objaśnić siebie samego”.
Czyta się powoli i nielekko. Nie wynika to ze stylu autorki, która pisze zrozumiale, lekko i płynnie przesuwa się po kartach powieści. Po prostu nie można lekko czytać o ludzkich dramatach, zwłaszcza tych, które wyrazić powinno się wyłącznie drukowanymi literami. To wielkie dzieło, ilustrujące właściwie całe życie jego bohaterów, dopracowane, przemyślane, niezapomniane, ale czyta się je powoli, z rozmysłem i z przerwami na oddech i na uspokojenie. Przy tej powieści bardzo trudno zebrać myśli, być opanowanym, cieszyć się własnym życiem. Bo to opowieść o piekle, jakim okazało się życie innych i nie sposób przejść nad tym łatwo do porządku dziennego.
Nie sposób łatwo o niej zapomnieć. Chciałabym napisać więcej, lepiej, ale nie mogę. Autorka przelała na mnie ból bohaterów i chciałabym, żeby te koszmary zostały ukryte. W trakcie pisania tego tekstu znowu ogarnął mnie smutek. Widzicie, niełatwo pozbyć się tych emocji. Nie można o nich zapomnieć.
,,Samo życie jest aksjomatem pustego zbioru. Zaczyna się od zera i kończy zerem."
Dziś będzie inaczej, będzie długo i osobiście.
Bo jak za pomocą słów mam Wam przekazać to, co czuję po skończeniu tego arcydzieła? Jak mogę pokazać Wam ogrom bólu i żalu, które zagnieździły się w mojej duszy, i które pozostaną w niej do końca życia? Jak mam żyć ze świadomością krzywd, jakie dotykały Jude'a? Jak, powiedzcie mi proszę, jak można żyć po doświadczeniu, które wyłącznie niszczy duszę?
Bo takie jest właśnie Male zycie.
To książka, która w swojej poetyckiej brutalności zora serca i dusze do żywego, pozostawiając po sobie wyłącznie agonię, cierpienie i łzy. To książka, która po złamaniu Was, nie da remedium na ból; po której trzeba nauczyć się żyć na nowo.
Kupiłam ją jeszcze w ubiegłym roku, ponieważ to książka życia @smellslikebookishspirit, a ja lubię wiedzieć, dlaczego dla moich bliskich coś zasłużyło na to miano. Po tym, jak inne jej ulubione książki okazały się dla mnie rozczarowaniami, do tej podeszłam z rezerwą. Wręcz nastawiałam się, że marzenie o książce zmieniającej umysł legnie w gruzach. Jednak ją przeczytałam.
I niech skonam, ale to była moja najlepsza literacka decyzja.
Ponad osiemset stron, które zabierają w podróż do serca Nowego Jorku - miasta, w którym czworo przyjaciół kształtuje się na naszych oczach. Czworo przyjaciół, różnych od siebie jak to tylko możliwe, a jednak kochających się, wspierających, ale także mających chwile zwątpienia i waśni.
Malcolm architekt, JB malarz, Willem aktor i Jude prawnik. Wydaje się, że przypięcie tych łatek było proste, bo kimże innym mogli być, jeśli nie tym.
Byli wszystkim i niczym.
Każdy z nich był jednostką niepełną. Miałam wrażenie, że nie mieli prawa istnieć bez siebie. Że jakaś wyższa instancja, bóstwo albo przeznaczenie rzekło ,,Oni muszą być dla siebie wzajemnie". I tak było.
Malcolm i JB to bohaterowie, z którymi zżyłam się najmniej, bo też najmniej wspólnych cech z nimi dzielę. I o ile Mal budził we mnie pozytywne emocje, tak JB był dla mnie koszmarkiem. Nie lubię ludzi roszczeniowych, nie przepadam za zazdrośnikami. A najbardziej nie lubię tych, którzy rozgłos i dumę stawiają na piedestale.
Willem. Człowiek, o którym mogłabym opowiadać bardzo długo. Dobry, prawy, oddany, prawdziwie altruistyczny i szczodry. Dawał, zupełnie nie oczekując niczego w zamian. Niczego, poza szczerością. Niczego, poza zaufaniem, które w naszych czasach jest towarem luksusowym, które jest czymś, na co wiele z nas nie może sobie do końca pozwolić. Jednak on chciał tylko tego. Bo ze wszystkim innym mógł sobie poradzić.
I Jude. Mój piękny, słodki Jude, tak zraniony, jak tylko można sobie wyobrazić, pod warunkiem, że wyobrażenia te pomnożycie przez milion. Człowiek o ponadprzeciętnej inteligencji i ponadprzeciętnym braku wiary w siebie. Postać tragiczna pod każdym możliwym względem; postać, której losy rozsadzały serce, wyciskały łzy i sprawiały, że wszystko bolało. Jude jest jednocześnie bohaterem, z którym poczułam ogromną więź. Ja również w dzieciństwie nie miałam przyjaciół, a wspomnienia z tamtego okresu przykryłam w głowie całunem i ani mi się śni tam zaglądać (choć czasem pokusa sprawdzenia, czy będzie bolało tak samo jest silniejsza). Ja także często nie wierzę w to, co mogę osiągnąć, a z otchłani mroku muszą wyciągać mnie przyjaciółki, które poznałam w dorosłości, bo jako młodsza Ja uważałam, że na przyjaciół nie zasługuję.
,,Jakże często przyjaźń i koleżeństwo sprzeciwiają się logice, jak często omijają tych, którzy na nie zasługują?"
Połączyła ich przyjaźń, ale także miłość. Miłość i oddanie, bo jeden za drugim wskoczyłby w ogień. Oddanie i szacunek dla swojej pracy, bo wiedzieli ile dla nich znaczy. Szacunek i wsparcie, kibicowanie do upadłego. To rodzaj przyjaźni, który nie trafia się często, a jeśli już się zdarzy, to trwa do grobowej deski.
To, co spotkało Jude'a, nie jest nam podane na tacy. Musimy poznać wszystkich bohaterów, zrozumieć dlaczego oni, Harold i Andy oddaliby życie za tego mężczyznę. Samo to stanowi swoistą przeprawę, bo pióro Hanyi Yanagihary jest specyficzne. Mówi się, że pierwsze 200 stron Malego zycia trzeba zmęczyć, żeby później czytać z, o ironio, łatwością i przyjemnością. W moim przypadku wystarczyła połowa tego czasu, ale czytało się to inaczej. Bo to nie jest książka, w której pominięcie jednego akapitu niczego nie zmieni, którą możesz czytać w roztargnieniu.
,,Często czuł się tak, jakby był ciekłą substancją stale przelewaną z jednej kolorowej butelki do innej kolorowej butelki, z każdorazową stratą w tym procesie przelewania."
Nie. Tę cegłę należy czytać w skupieniu, starannie i sumiennie. I owszem, zdaję sobie sprawę, że opisy mogą się dłużyć, retrospekcje mogą się zdawać niepotrzebne. Jednak właśnie w opisach Hanya zamknęła całą mądrość tej książki. Zamknęła w nich to, czego słowami nie mogli określić bohaterowie. A retrospekcje? Kurewsko bolą, sprawiając, że łapałam się za serce, bo nie mogłam objąć rozumem skali krzywd.
To książka, która jest wyładowana emocjami do oporu. Najpierw się uśmiechasz, później jesteś smutny, żeby chwilę później, w chwili największej furii, chcieć zniszczyć połowę świata, a po tym wszystkim po prostu siadasz i płaczesz nad marnością losu, nad jego skurwysyńskim poczuciem humoru i bestialskim pastwieniem się nad duszami.
Na początku pisałam, że będzie osobiście. Bo wiecie, ja naprawdę wiem co czuł Jude. Może nie wszystko przeżyłam osobiście, ale dzięki wcześniejszym doświadczeniom potrafiłam współodczuwać z nim ból. I zdaję sobie sprawę, że dla wielu jego zachowanie będzie nielogiczne, przerysowane i nieuzasadnione. Jednak ja rozumiałam każdą jego decyzję, każdy jego lęk i obawę, które miały uzasadnienie w jego przeszłości.
Male zycie stanowi definicję cierpienia. To książka, w której kiedy myślisz, że więcej złego nie ma prawa się wydarzyć, to ona udowadnia jakim głupcem potrafi być człowiek. Zawsze może być gorzej, bo zawsze można cierpieć więcej, bardziej, częściej, dotkliwiej. Jednak czy człowiek po takich krzywdach, jakich doświadczył Jude, jest jeszcze w stanie żyć w społeczeństwie, nie pozostając przy tym dysfunkcyjnym? Czy człowiek jego pokroju jest w stanie być tak naprawdę szczęśliwym, bez demonów czyhających za rogiem, żeby zaatakować? I najważniejsze pytanie, nad którym siedzę już któryś dzień - czy każdego skrzywdzonego człowieka da się uratować?
,,Nie można przekonać człowieka, aby żył dla samego siebie. Skuteczniejszą terapią byłoby wzmacnianie w ludziach potrzeby życia dla innych."
Poza trudnościami psychicznymi, mamy tutaj również aspekt chorób fizycznych. I opisane zmagania z nimi także rujnują serce, ale pokazują, że zrobimy wiele, żeby zapomnieć o bólu, który nosimy w sercu. Pokazuje, że choroba psychiczna jest łatwiejsza do ukrycia, niż fizyczna ułomność.
,,Ale czy nie jest tak, że każdy opowiada własne życie tylko jednej osobie?"
Chciałabym powiedzieć ,,Idźcie i czytajcie" ale nie mogę. Mogę pozostawić ostrzeżenie. Jednak musicie pamiętać, że to książka, która nie jest dla każdego, bo nie każdy doceni jej piękno tak samo, jak nie każdy będzie w stanie znieść jej okrucieństwo. Ja, jako osoba z zachwianym poczuciem moralności i wysokim progiem akceptacji bólu, wiłam się w agonii i bałam się, że wyłożę kopyta zanim dotrwam do końca. Więc wiem, że osoby wysoko wrażliwe będą miały ogromny problem przeżyciem tego dzieła. Bo boli, oddziałuje i rujnuje.
Male zycie to książka, która znajduje się w topce książek mojego życia. Przepiękna, mądra, ogromnie potrzebna powieść o tym, ile może zmienić miłość - może być narzędziem do tworzenia, albo niszczenia. Powieść o tym, jak cisza może zabijać od środka, o tym ile w stanie jest zmienić rozmowa z przyjacielem. Przede wszystkim jednak, jest to książka, o której nie da się zapomnieć.
"Małe życie"
,,Ja wiem, że moje życie ma sens, ponieważ..."
Atakuje znienacka.
Poddaje wątpliwości.
Wywołuje emocje i niespodziewane myśli.
Ale... Dlaczego to tak boli? Dlaczego czasami czułam się tak, jakby ta książka była cząstką mnie?
Schody...
Łatwe do zejścia, trudniejsze dla dziecka, a dla kogoś innego? Kogoś, kto nie chciał być ciężarem?
Koszmarem.
Brakuje mi słów. Brakuje, żeby oddać to, co kotłuje się w moim wnętrzu.
Przepraszam za chaos... jakiekolwiek niezrozumienie tego, co napisałam, ale w mojej głowie panuje jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj.
"Małe życie" przeżyte w moim wewnętrznym życiu. Książka, którą poczułam w najskrytszych zakamarkach mojego wnętrza, a myślenie o niej? Wywołuje przygnębiający stan. Mimo że mam ochotę wyrzucić ją ze swojego umysłu przez to, co tam się wydarzyło i jakie emocje we mnie wywołała, to nie potrafię. Zasiadła głęboko w mojej psychice i zostanie ze mną do czasu, aż o niej zapomnę, lub do czasu, gdy książka i wspomnienia będą jedynymi śladami po mnie.
Czytając tę książkę czułam się tak, jakbym przeżyła "drugie życie". To dziwne uczucie, bez wątpienia. Jednak kiedy ma się prawie 27 lat, a ja dzięki niej dotarłam do wczesnej starości... czuję się tak, jakbym na liczniku miała znacznie więcej lat. Czy to możliwe, żeby książka postarzała człowieka? Tak wewnętrznie? Zadaję sobie to pytanie do teraz, a odpowiedzi wciąż nie mam.
"Małe życie" to książka, w której nawet najmniejsze pokłady emocji mają ogromne znaczenie. A gdy pojawiają się negatywne emocje? Kiedy przychodzi cierpienie? Ból? Pragniesz, by ta konkretna osoba poczuła szczęście i żeby wszystko, co złe, zniknęło z jej życia.
Te emocje nie dotykałyby tak bardzo, gdyby nie pióro i wyjątkowy styl pisania autorki. To, w jaki sposób manewruje swoim piórem, jak ukazuje emocje, nawet te najboleśniejsze, akty okrucieństwa, nadużyć... Czytając cierpiałam po cichu i chciałam wcisnąć pauzę, a nawet i wyrwać kartkę, żeby pozbyć się wszystkiego co złe.
Poczucie niesprawiedliwości, zawodu, namiastki szczęścia pośród wszechogarniającego cierpienia.
Czterech przyjaciół, z własnymi marzeniami, pragnieniami i problemami.
Poznaj ich...
JB - nie polubiłam się z nim. Wieczny, uszczypliwy dzieciak, który wciąż szukał własnego miejsca. Ba! Nie chciał opuszczać swojej studenckiej mentalności. Roszczeniowy, zazdrosny, potrzebujący porządnego wstrząśnięcia. Jedyne co mi się w nim podobało, to artystyczna dusza i to, co stworzył.
Malcom - odnajdujący się we wnętrzach. Jego postać była mi obojętna. Nie wiem, czy to przez to, że był najmniej wyrazistą postacią w tej książce? Albo to mi tak słabo zapadł w pamięć?
Willem - piękny Willem, przy którym moje serce przyspieszało. Jego dobroć, opiekuńczość, walka o innych... Miły, utalentowany i natychmiast niosący pomoc. Bez oczekiwań. Z jego podejściem do życia czułam się... taka podobna. W pewnej momencie zastanawiałam się, dlaczego ta książka pisze o mnie...
"Jesteś najpiękniejsza osobą, jaką kiedykolwiek znałem, naprawdę."
Będący niczym, a jednak wszystkim.
No i Jude - porzucony, skrzywdzony, zniszczony i na zawsze zmieniony. Z demonami przeszłości, które nieustannie go prześladowały i nie dawały chwili wytchnienia. Inteligentny, ale pozbawiony pewności siebie, do innych... nie potrafiący uwierzyć, że jest coś wart.
Tragedia i piękno.
Miłość i przyjaźń.
Oddanie, wsparcie.
Wewnętrzna pustka.
Moimi miłościami z tej książki byli Harold i Andy. Przepiękne postacie, które w każdej możliwej chwili oddaliby swoje serce na tacy. Ich troska była naprawdę wzruszająca, a kiedy czytałam rozdziały z perspektywy Harolda, zwłaszcza ten ostatni, łamało mi to serce w sposób dobitny i nieodwracalny.
,,Małe życie" nie jest lekką lekturą. To trudna i bardzo życiowa książka, której historię można spotkać w naszych realiach. Wymaga czasu, a może nawet odpowiedniego nastawienia. Potrzebuje skupienia, otwartego umysłu i poddania się słowom, które mogą wywołać więcej niż jedną łzę.
Przesiąknięta emocjami, wszelkimi pragnieniami, które chcą zrównać ziemię z namacalnym piekłem.
Obawy, lęki. Tak bolesne. Tak (nie)zrozumiałe. Tak bardzo znajome...
I ona. Chwilowa ulga, a z nią siła przyjaźni, pokazująca, jak drobne gesty mogą znaczyć tak wiele.
Popełniający błędy.
Niedoskonali w niedoskonałym społeczeństwie, po ciemnej stronie rzeczywistości, w którym słychać delikatne brzmienia...
Czas mający znaczenie, traumy wymagające przepracowania i pojednania się z nimi, a także przezwyciężenia, pokazujące, że życie ma ogromną wartość, bo...
Zrozumienie pojęcia życia w tej książce było czymś, czego potrzebowałam.
,,Małe życie" rani. A jeszcze bardziej rani, gdy pewne jego elementy stają się częścią twojego własnego życia lub gdy dostrzegasz w kimś coś, co przypomina ciebie.
Czasami łzy płyną tak po prostu. A czasami płyną, bo są efektem nadmiaru miłości, przy której czujesz się tak, jakbyś na nią nie zasłużyła. Czasami z życzliwości, bo nie dopuszczamy do siebie myśli, że ktoś chce dla nas jak najlepiej. Mała iskierka szczęścia...
,,Małe życie" to książka, która ukazuje miłość i jej znaczenie. Przedstawia życiowe doświadczenia, a wraz z nimi chwile tymczasowego szczęścia, smutku i udręczenia. Pokazuje życie pełne wzlotów i upadków, karier i przyjaźni, które wymagały czegoś więcej niż tylko: ,,Cześć! Mam na imię... możemy się zaprzyjaźnić?
Druzgocąca, rozdzierająca i być może traumatyczna. Odcisnęła na mnie swoje piętno. Ale czy to źle? Myślę, że nie. Chociaż... W pewnym momencie byłam zła. Zła na to, w jakim kierunku potoczyły się losy bohaterów i jak poprowadzono tę historię. Jednak czy życie nie jest właśnie takie? Bez ideałów, pełne krętych ścieżek, które mają własne rozwidlenia? A w nich przeszkody? Ostatnie 50 stron tej książki bardzo mnie dotknęło - poleciały łzy, dostałam nerwobóli. A kiedy zamknęłam książkę, poczułam się tak, jakbym kogoś straciła. Najpiękniejsze i najokrutniejsze w tym wszystkim jest to, że mogę przeczytać ją ponownie. Ale czy jestem na to gotowa? Nie wiem.
Czuję się wyczerpana, a jednocześnie świadoma wszystkich tych emocji i uczuć, których doświadczyłam dzięki tej książce. Jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie, ale... dzięki temu jestem bardziej świadoma swojego istnienia jako istoty ludzkiej z uczuciami i emocjami, i wiem, że życie powinno być cenione ponad wszystko.
O nadziejach, prostocie, radości z małych rzeczy, otwarciu się na innych i dopuszczeniu do siebie najbliższych.
O znalezieniu rodziny, pięknych przyjaźni i zdrowiu psychicznym.
Dotkliwe, nieustępliwe, przepiękne i bardzo bolesne.
Historia, która zmienia postrzeganie i tworzy rany tam, gdzie serce bije najmocniej.
Wrażliwość, współczucie i biografia zapisana na ciele.
"Bardzo mi przykro, że jestem takim nikim."
Książka opowiada o losach czterech przyjaciół pragnących ułożyć sobie życie w Nowym Jorku, z perspektywy kilkudziesięciu lat ich życia. Jude jest błyskotliwym prawnikiem, Willem pragnie zostać aktorem, JB uznanym artystą, zaś Malcolm architektem. Jednak główna oś fabuły skupiona będzie na Jude i jego mrocznej przeszłości.
Małe Życie próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy traumatyczne doświadczenia, przemoc fizyczna i psychiczna pozostają w człowieku na zawsze, jak wpływają na najbliższych i czy możliwe jest ułożenie sobie życia na nowo? Przez całą książkę można doświadczyć całej gamy uczuć- od niepokoju, smutku, rozżalenia, do wzruszenia i wesołości. Dla mnie ogrom cierpień, które Jude nieustannie czuł był za duży, jakby autorka chciała zrobić z głównego bohatera biblijnego Hioba, sprawdzać jego wytrzymałość na kolejne ciosy od losu. To ciężka lektura i nie każdemu się ona spodoba, nie polecam jej czytelnikom wrażliwym na przemoc dziecięcą
Od razu napisze NIE PRZECZYTAŁAM CAŁEJ! Jeśli nie chcesz czytać o stosunkach gejowskich (już od pierwszych stron, bo do str. 27 tylko był już pierwszy),nie chcesz czytać o ,,romansie" pedofila z ofiarą, opisanym niezwykle szczegółowo, po prostu nie sięgaj po tą książkę. Myślę, że należałoby zacząć wprowadzać ostrzeżenia na okładkach ,,zawiera homoseksualne pornograficzne treści". Skoro mamy specjalna kategorię dla książek erotycznych, dlaczego nie ostrzegać czytelników przed takimi treściami?
,,Małe życie" Hanyi Yanagihary to niezwykle poruszająca i bolesna opowieść o przyjaźni, traumie i próbach odnalezienia szczęścia w cieniu przeszłości. Historia czterech przyjaciół, a zwłaszcza centralnej postaci - Jude'a, stanowi głęboką i intensywną refleksję nad cierpieniem, miłością i ludzką odpornością.
Autorka mistrzowsko buduje emocjonalne napięcie, angażując czytelnika w losy bohaterów w sposób niemal fizycznie odczuwalny. To książka, która nie boi się trudnych tematów i dotyka najciemniejszych zakątków ludzkiej psychiki, jednocześnie ukazując niesamowitą siłę relacji i potrzeby bliskości.
,,Małe życie" to literatura wywołująca skrajne emocje - od wzruszenia po wstrząs - i pozostająca w pamięci na długo. To pozycja dla czytelników gotowych na intensywną, pełną empatii i trudnych pytań podróż.
Zachwycająca powieść o przyjaźni poddanej ogromnej próbie. Oto historia życia czterech przyjaciół - ich niełatwe dojrzewanie, ogromne sukcesy, bolesne...
Nowa, długo wyczekiwana książka autorki bestsellerowego ,,Małego życia" ,,Do raju" Hanyi Yanagihary to epicka i niezwykle błyskotliwa powieść, której...
Posiadanie dzieci wzbogaciło ich dorosłość o natychmiastowe i niezaprzeczalne poczucie celu i kierunku: dzieci determinują długość i miejsce spędzania wakacji, od potrzeb dzieci zależy, czy zostaną jakieś pieniądze, a jeżeli tak, to na co je wydać, dzieci nadają kształt dniom, tygodniom, latom, życiu. Dzieci są swoistym rodzajem kartografii – trzeba kierować się mapą, którą wręczają rodzicom w dniu swoich narodzin.
Lecz on i jego przyjaciele nie mają dzieci, a ich nieobecność sprawia, że świat rozciąga się przed nimi, niemal dławiąc od możliwości. Bez dzieci status człowieka jako dorosłego nigdy nie jest pewny, bo bezdzietny dorosły stwarza dorosłość sam dla siebie i jakkolwiek jest to często stan ekscytujący, to jest to zarazem stan ciągłej niepewności, ciągłej wątpliwości.
Więcej