Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: The underground railroad
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Niby literatura piękna, niby lektura, a czyta się bez poczucia przymusu i znużenia. I tak, to lekko gorszące, ale też można powiedzieć, że lektura jest po prostu przyjemna. Mimo trudnego tematu ukazanego z całym bogactwem okrucieństwa. Opowieść o Corze nie jest taką sobie historyjką, ale autor ugrał to tak zmyślnie, że czyta się ją jak najlepszą powieść przygodową jednocześnie zdając sobie sprawę z całego tła historycznego składającego się głównie ze zbrodni białych ludzi przeciwko czarnoskórym niewolnikom. To powieść przygodowa, w której najbardziej emocjonujący moment zostaje przerwany opowieścią innej postaci, przez co czytelnik zmuszony jest wyczekiwać w napięciu, co będzie dalej. To powieść przygodowa, w której zgłębiamy relacje międzyludzkie, problemy na tle politycznym i ludzkie tendencje do zła i nadal rozkoszujemy się wyśmienitą fabułą.
Mogłabym tak długo wymieniać, tak naprawdę goniąc własny ogon. O "Kolei podziemnej" lepiej za wiele nie mówić. Każdy musi tego doświadczyć we własnym zakresie.
Ta pozycja to przede wszystkim oskarżenie o tę część historii Ameryki, która została zbudowana na wyzysku jednych ludzi przez drugich. Ale nie jest to powieść historyczna. Łączy rózne gatunki: trochę tu przygody, trochę oczywistej historii z okresu niewolnictwa, ale też fantasy. Nigdy nie istniały pociągi kursujące pod ziemią mające stacje. Kolej podziemna była umownym szlakiem ucieczki służącym zbiegłym niewolnikom. To sieć dróg i ludzi gotowych nieść im pomoc. Opisy różnego prawa w różnych stanach też nie odzwierciedlają rzeczywistości, ale służą pokazaniu różnych form zniewolenia. Dla mnie istota i główna myśl tej tak nagradzanej powieści odzwierciedla cytat z książki: "Sama Ameryka to także złudzenie, największe ze wszystkich. Biała rasa wierzy, wierzy z całego serca, że przywłaszczenie tej ziemi jest jej prawem. Zabijanie Indian. Prowadzenie wojny. Zniewolenie swoich braci. Ten naród nie powinien istnieć, jeżeli istnieje sprawiedliwość na tym świecie, jest bowiem zbudowany na mordzie, kradzieży i okrucieństwie. A jednak tu jesteśmy" I chociaż zaszło wiele zmian, nie łudźmy sie, że problem jest rozwiązany. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie nacjinalizmy, rasizmy i nienawiść do innych podnosi znowu swój łeb. Zawsze mnie intryguje, dlaczego USA nigdy nie odpowiedziały za zbrodnie przeciw ludzkości, bo na zbrodni zbudowany jest ten kraj.
To nie jest łatwa książka.
To nie jest przyjemna książka.
To kawałek niechlubnej historii Stanów Zjednoczonych.
Autor prowadzi nas przez stany niewolnictwa. Bohaterka stara się uciec od podłości właściciela terenów na południu. Ucieka w poszukiwaniu szczęście i wolności.
Można powiedzieć, że co stan o obyczaj. Nie od dziś wiadomo, że każdy stan może stanowić własne prawa. Dlatego podróż tą koleją mimo wszystko zbogaca.
Colson Whitehead nie traktuje czytelników lekko. Nie oszczędza bohaterów. Co rusz serwuje im kolejne okrucieństwa i tortury.
Czytając "Kolej podziemną" potrzebne są stalowe nerwy.
Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki to powieść niezwykle angażująca. To historia Cory-niewolnicy, która postanowiła zbuntować się i wziąć sprawy we własne ręce. To historia jej wędrówki, pełnej przygód, nieszczęść i porażek. Ale czy tylko?
To również opowieść o absurdalności i niedorzeczności życia, o sytuacjach bez wyjścia i tragedii. To historia przyjaźni i nienawiści.
Whitehead tworzy niezwykłą opowieść, którą czytać można dwojako. Pierwszy sposób to skupienie się na pozycji w jej dosłownym znaczeniu, zaczytywanie się i przeżywanie wszystkich przygód i nieszczęść, ubolewanie nad tragediami bohaterów. Drugi sposób to interpretacja. Próba zrozumienia metaforycznego przekazu powieści. Najlepiej połączyć oba sposoby.
Wtedy bezwątpienia będziemy usatysfakcjonowani lekturą. Warto, bo jest to literatura, która zostanie z nami na dłużej.
Wstrząsająca opowieść o przyjaźni dwóch chłopców – naiwnego idealisty oraz cynika – skazanych na pobyt w okrutnym zakładzie poprawczym...
Błyskotliwa i trzymająca w napięciu powieść o szemranych interesach, barwnym nowojorskim półświatku i zwyczajnym facecie, który po prostu pragnie szczęścia...
Przeczytane:2023-03-12, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
Colina Whitehead’a nikomu nie trzeba przedstawiać. To już autor niemal kultowy. Jego historia stała się ulubioną lektura takich sław, jak Barack Obama, czy Ophrah Winfery. Autor jest zdobywcą nagrody Pulitzera.
Whitehead opowiada nam historię kolei podziemnej. Opowieść ta ma podtytuł: czarna krew Ameryki.
I rzeczywiście, wiele w tej powieści przelewa się krwi. Głównie tej czarnej, murzyńskiej, choć zdarzają się miejsca, gdzie i białym ludziom „masowo podcina się gardła”.
W jednej, większej historii, autorowi udało się umieścić kilka mniejszych, niekiedy ściśle ze sobą powiązanych. Jedną z nich jest historia trzech silnych kobiet, a każdej z nich poświęcony jest osobna część tej opowieści. Najwięcej miejsca dla siebie zgarnęła Cora, najmłodsze pokolenie rodziny. Jej matka, Mabel, czy babka, Ajarry, od której – nota bene – wszystko się zaczęło, wzięła do siebie znacznie mniej miejsca.
Niewolnicy na wielu plantacjach w całej Ameryce zbierali najpierw ryż, a kiedy stało się to modne i przynoszące ogromne zyski, także bawełnę. Nieludzkie traktowanie było niemalże wpisane w ich pracę. A niewolników karano niemal za wszystko; od kradzieży jabłek, po za głośne tańce, czy zbyt wolną albo mało wydajną pracę. To od pana zależało w jakim stopniu i jak bardzo zdecyduje się ukarać niewolnika. On też decydował, co było przewinieniem, a co nie. Na plantacji Randallów, na której dorastała Cora – na niej żyły wcześniej zarówno jej babka, Ajarry, która przypłynęła do Ameryki na pokładzie statku, jak i matka, Mabel – rządzili dwaj bracia, dzieląc pomiędzy siebie plantację południową i północną oraz wszystkie zyski. Żadnemu niewolnikowi dobrze się tam nie żyło.
Oprócz kar i dni oraz nocy wypełnionych ciężką pracą, niewolnicy mieli niewiele czasu wolnego oraz takiego przeznaczonego do świętowania. Nie byli także solidarną społecznością; kłócili się między sobą, obmawiali za plecami, wzajemnie na siebie donosili i robili wszystko, co tylko mogli, żeby przeżyć. Istnieli między nimi tacy ludzie, jak Moses, którzy mając taki sam kolor skóry, byli lojalni do czasu, gdy znaleźli się „po drugiej stronie”, czyli stali się oczami i uszami Randallów. Wtedy wychodził z nich prawdziwy potwór. Byli też i tacy, którzy potrafili ograbić dopiero co osierocone dziecko, takie jak Cora, z tego, co pozostało mu po rodzie, czyli malutkiego kawałka ziemi, na którym można było sadzić różne rzeczy. Istniał też Hob, miejsce, w którym kobiety wzgardzone i te, które miały problemy psychiczne, albo były sierotami, razem mieszkały i nikt ich tam nie chciał odwiedzać.
Babka Cory umarła na plantacji, a matka uciekła. Coraz przez całe życie wierzyła, że matce udało się zbiec – choć zostawiła ją wtedy całkiem samą – i żyje gdzie daleko, zamożnie i bezpiecznie.
Prawda, którą poznajemy dopiero na samym końcu książki, okazuje się zupełnie inna. Miała zamiar wrócić po maleńką córkę, lecz uniemożliwił jej to splot przykrych okoliczności. Umarła jednak jako wolny człowiek.
Kiedy Cora po raz pierwszy usłyszał o możliwości ucieczki koleją podziemną, powiedziała: „nie”. W dalszej części historii wiemy, że potem często mówiła: „tak”. Choć jej doświadczenia na plantacji Randallów nie należały do najszczęśliwszych – stała się nawet ofiarą zbiorowego gwałtu – to obawiała się opuścić to miejsce. Kiedy się wreszcie zdecydowała uciec z pomocą przyjaciela – Caesara – nie mogła przestać uciekać. Po drodze straciła wielu bliskich sobie ludzi, między innymi Caesara, czy Royala, ale poznała tez kilku obrzydliwych typów takich, jak łowcy niewolników, a wśród nich Ridgeway’a czy Homera. Na jej drodze pojawili się także ludzie, którzy z początku, dosyć nieudolnie, próbowali jej pomóc. Skończyło się to dla niej „uwięzieniem na poddaszu ich domu”. Ethel i martin Delany nie byli złymi ludźmi, tylko zbyt wystraszonymi, żeby mówiąc jedno, potem powiedzieć drugie. Dali jej dach nad głową i schronienie, pomogli w trakcie choroby, ale bali się wypuścić, by paść ofiarą patrolowców albo łowców niewolników. Wydani przez własną służącą podzieli los ludzi na Szlaku Wolności, zawiśli na jednym z wielu zasadzonych przy drodze drzew, a Corze udało się uciec.
Kolejne etapy Cory oraz jej podróży, wyznaczają stacje kolei podziemnej –od Georgii, przez Karolinę przez Karolinę Południową i Północną, po Tennessee, czy Indianę, aż na samą Północ.
W wielu miejscach, takich jak u państwa Delaney, czy na farmie Valentine’ów otrzymuje lepsze, lub gorsze schronienie. Spotyka ludzi, którzy chcą jej pomóc, ale okazują się na to zbyt tchórzliwi, albo takich, którzy niczego się nie boją i niosą pomoc innym bez względu na konsekwencje. W tym miejscu należy wymienić konduktorów, czy strażników i zwiadowców kolei podziemnej, którzy działali na jej korzyść z narażeniem własnego życia.
I choć zakończenie opowieści pozostaje otwarte i mamy wrażenie, że podróż Cory do lepszego miejsca, w którym mogłaby spokojnie żyć, nigdy się nie skończy, to ciągle udaje się jej spotkać na swojej drodze dobrych ludzi. Może nie tych białych, którzy ją ostatecznie ominęli, i nie tego Irlandczyka, ale porządnego, czarnego człowieka. Ich służącego.
Historia kolei podziemnej to zarazem krwawa historia całej Ameryki, naznaczona jej hańbą, krwią i okrucieństwem. Autor nie przemilczał żadnej z tych rzeczy. Mało tego, dodał inne, za które my, biali ludzie, powinniśmy się wstydzić.
Motyw przerzucania dręczonych ludzi pojawił się między innymi w serialu „Opowieść podręcznej”, gdzie w ten sam sposób, co kiedyś niewolników, przerzucano Marty albo same Podręczne. One również były udręczone, tylko w inny sposób.
Każdy powinien przeczytać tę opowieść.