Colina Whitehead’a nikomu nie trzeba przedstawiać. To już autor niemal kultowy. Jego historia stała się ulubioną lektura takich sław, jak Barack Obama, czy Ophrah Winfery. Autor jest zdobywcą nagrody Pulitzera.
Whitehead opowiada nam historię kolei podziemnej. Opowieść ta ma podtytuł: czarna krew Ameryki.
I rzeczywiście, wiele w tej powieści przelewa się krwi. Głównie tej czarnej, murzyńskiej, choć zdarzają się miejsca, gdzie i białym ludziom „masowo podcina się gardła”.
W jednej, większej historii, autorowi udało się umieścić kilka mniejszych, niekiedy ściśle ze sobą powiązanych. Jedną z nich jest historia trzech silnych kobiet, a każdej z nich poświęcony jest osobna część tej opowieści. Najwięcej miejsca dla siebie zgarnęła Cora, najmłodsze pokolenie rodziny. Jej matka, Mabel, czy babka, Ajarry, od której – nota bene – wszystko się zaczęło, wzięła do siebie znacznie mniej miejsca.
Niewolnicy na wielu plantacjach w całej Ameryce zbierali najpierw ryż, a kiedy stało się to modne i przynoszące ogromne zyski, także bawełnę. Nieludzkie traktowanie było niemalże wpisane w ich pracę. A niewolników karano niemal za wszystko; od kradzieży jabłek, po za głośne tańce, czy zbyt wolną albo mało wydajną pracę. To od pana zależało w jakim stopniu i jak bardzo zdecyduje się ukarać niewolnika. On też decydował, co było przewinieniem, a co nie. Na plantacji Randallów, na której dorastała Cora – na niej żyły wcześniej zarówno jej babka, Ajarry, która przypłynęła do Ameryki na pokładzie statku, jak i matka, Mabel – rządzili dwaj bracia, dzieląc pomiędzy siebie plantację południową i północną oraz wszystkie zyski. Żadnemu niewolnikowi dobrze się tam nie żyło.
Oprócz kar i dni oraz nocy wypełnionych ciężką pracą, niewolnicy mieli niewiele czasu wolnego oraz takiego przeznaczonego do świętowania. Nie byli także solidarną społecznością; kłócili się między sobą, obmawiali za plecami, wzajemnie na siebie donosili i robili wszystko, co tylko mogli, żeby przeżyć. Istnieli między nimi tacy ludzie, jak Moses, którzy mając taki sam kolor skóry, byli lojalni do czasu, gdy znaleźli się „po drugiej stronie”, czyli stali się oczami i uszami Randallów. Wtedy wychodził z nich prawdziwy potwór. Byli też i tacy, którzy potrafili ograbić dopiero co osierocone dziecko, takie jak Cora, z tego, co pozostało mu po rodzie, czyli malutkiego kawałka ziemi, na którym można było sadzić różne rzeczy. Istniał też Hob, miejsce, w którym kobiety wzgardzone i te, które miały problemy psychiczne, albo były sierotami, razem mieszkały i nikt ich tam nie chciał odwiedzać.
Babka Cory umarła na plantacji, a matka uciekła. Coraz przez całe życie wierzyła, że matce udało się zbiec – choć zostawiła ją wtedy całkiem samą – i żyje gdzie daleko, zamożnie i bezpiecznie.
Prawda, którą poznajemy dopiero na samym końcu książki, okazuje się zupełnie inna. Miała zamiar wrócić po maleńką córkę, lecz uniemożliwił jej to splot przykrych okoliczności. Umarła jednak jako wolny człowiek.
Kiedy Cora po raz pierwszy usłyszał o możliwości ucieczki koleją podziemną, powiedziała: „nie”. W dalszej części historii wiemy, że potem często mówiła: „tak”. Choć jej doświadczenia na plantacji Randallów nie należały do najszczęśliwszych – stała się nawet ofiarą zbiorowego gwałtu – to obawiała się opuścić to miejsce. Kiedy się wreszcie zdecydowała uciec z pomocą przyjaciela – Caesara – nie mogła przestać uciekać. Po drodze straciła wielu bliskich sobie ludzi, między innymi Caesara, czy Royala, ale poznała tez kilku obrzydliwych typów takich, jak łowcy niewolników, a wśród nich Ridgeway’a czy Homera. Na jej drodze pojawili się także ludzie, którzy z początku, dosyć nieudolnie, próbowali jej pomóc. Skończyło się to dla niej „uwięzieniem na poddaszu ich domu”. Ethel i martin Delany nie byli złymi ludźmi, tylko zbyt wystraszonymi, żeby mówiąc jedno, potem powiedzieć drugie. Dali jej dach nad głową i schronienie, pomogli w trakcie choroby, ale bali się wypuścić, by paść ofiarą patrolowców albo łowców niewolników. Wydani przez własną służącą podzieli los ludzi na Szlaku Wolności, zawiśli na jednym z wielu zasadzonych przy drodze drzew, a Corze udało się uciec.
Kolejne etapy Cory oraz jej podróży, wyznaczają stacje kolei podziemnej –od Georgii, przez Karolinę przez Karolinę Południową i Północną, po Tennessee, czy Indianę, aż na samą Północ.
W wielu miejscach, takich jak u państwa Delaney, czy na farmie Valentine’ów otrzymuje lepsze, lub gorsze schronienie. Spotyka ludzi, którzy chcą jej pomóc, ale okazują się na to zbyt tchórzliwi, albo takich, którzy niczego się nie boją i niosą pomoc innym bez względu na konsekwencje. W tym miejscu należy wymienić konduktorów, czy strażników i zwiadowców kolei podziemnej, którzy działali na jej korzyść z narażeniem własnego życia.
I choć zakończenie opowieści pozostaje otwarte i mamy wrażenie, że podróż Cory do lepszego miejsca, w którym mogłaby spokojnie żyć, nigdy się nie skończy, to ciągle udaje się jej spotkać na swojej drodze dobrych ludzi. Może nie tych białych, którzy ją ostatecznie ominęli, i nie tego Irlandczyka, ale porządnego, czarnego człowieka. Ich służącego.
Historia kolei podziemnej to zarazem krwawa historia całej Ameryki, naznaczona jej hańbą, krwią i okrucieństwem. Autor nie przemilczał żadnej z tych rzeczy. Mało tego, dodał inne, za które my, biali ludzie, powinniśmy się wstydzić.
Motyw przerzucania dręczonych ludzi pojawił się między innymi w serialu „Opowieść podręcznej”, gdzie w ten sam sposób, co kiedyś niewolników, przerzucano Marty albo same Podręczne. One również były udręczone, tylko w inny sposób.
Każdy powinien przeczytać tę opowieść.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: The underground railroad
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Dodał/a opinię:
Błyskotliwa i trzymająca w napięciu powieść o szemranych interesach, barwnym nowojorskim półświatku i zwyczajnym facecie, który po prostu pragnie szczęścia...
Debiutancka powieść dwukrotnego laureata Nagrody Pulitzera, zdobywcy National Book Award oraz Nagrody im. Arthura C. Clarke’a, autora „Miedziaków”...