Powieść, w której fakt ustępuje miejsce fikcji, a fikcja staje się faktem. Narrator zamierza napisać książkę o wybuchu pierwszej bomby atomowej i życiu jej twórcy, doktora Feliksa Hoenikera. Tymczasem trafia na wyimaginowaną wyspę San Lorenzo, skąd obserwuje rzeczywistą zagładę Ameryki, która miała być tematem jego powieści...
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2004 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 238
Tytuł oryginału: Cat's Cradle
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk
W drodze do samozagłady
Trudno znaleźć drugiego takiego pisarza, który równie intensywnie grałby na nosie czytelnikom, co Kurt Vonnegut. Powieść może zaczynać się od całkiem oczywistego tematu, by za moment popłynąć w najmniej oczekiwanym kierunku. Tę prozę można kochać lub nienawidzić, ale – niezależnie od preferencji – podczas lektury dominuje zaintrygowanie.
"Kocią kołyskę" rozpoczyna pomysł na napisanie książki, która opowiadałaby o twórcy bomby atomowej i o tym, jak jej zrzucenie na Hiroszimę pamiętają jego najbliżsi. W tym momencie można się było spodziewać kolejnej powieści potępiającej konflikty zbrojne, jednak fabuła po chwili odbija w zupełnie innym kierunku i chociaż krytyka wojny i broni masowego rażenia się pojawia, to nie jest ona głównym jej motywem.
Całość narracji obraca się wokół szeroko rozumianej destrukcji, począwszy od bomby atomowej a skończywszy na tym, co pogrąża i niszczy poszczególne jednostki. Ten drugi aspekt jest zdecydowanie ciekawszy, bo jedyną z najbardziej niszczycielskich rzeczy w życiu okazuje się religia (ślepa wiara), ale również źle ulokowana miłość i zaufanie. Każdy człowiek zdaje się dążyć do zniszczenia, bez względu na to czy napędza go jego własna głupota, czy świadoma chęć dokonania żywota. To zdecydowanie jedna z najsmutniejszych wizji ludzkości w literaturze.
Gdyby ktokolwiek inny szarżował tak z fabułą, zwrotami akcji i przekraczaniem granic, najprawdopodobniej wyszedłby z tego kicz i grafomania. Jednak nie u Vonneguta. Nikt inny nie potrafi tak dobrze przeplatać ironii i czarnego humoru ze smutkiem i rozczarowaniem. "Kocia kołyska" nie należy do łatwych lektur, nawet dla miłośników twórczości autora. Jest to pozycja o wiele bardziej filozoficzna od słynnej "Rzeźni numer pięć" czy "Rysia Snajpera", lecz jednocześnie dużo bardziej uniwersalna, bo skupiająca się na aspektach, które dotykają każdego człowieka. Dla osób rozpoczynających przygodę z Vonnegutem może to być dość trudna przeprawa, ale osoby, które znają i doceniają jego styl, raczej narzekać nie powinny.
„Kocia kołyska” ukazała się ponad pół wieku temu, jednak wciąż zaskakuje, intryguje i sprawia, że chce się do niej wracać. Mimo upływu czasu, książka się nie tylko się nie starzeje, ale i nabiera nowych znaczeń – niestety, jeszcze bardziej pesymistycznych niż w latach latach 60. minionego wieku.
Amerykański prozaik, Kurt Vonnegut, niejednokrotnie zaskakiwał czytelników nowatorskimi pomysłami, dotyczącymi i treści, i formy. Potrafił prowokować, bawić się konwencjami, wzbudzać skrajne emocje. Przede wszystkim jednak zawsze dawał do myślenia i sprawiał, że obok jego powieści i opowiadań nie można przejść obojętnie.
Nie inaczej jest w przypadku „Kociej kołyski”. Pierwszy raz sięgnęłam po tę książkę, będąc nastolatką. Byłam zafascynowana, ale teraz, z perspektywy wielu lat, mogę stwierdzić, że niewiele wówczas zrozumiałam. Drugie dno odkryłam dopiero, będąc studentką. Ostatnia, całkiem świeża lektura, utwierdziła mnie w przekonaniu, że do pewnych dzieł po prostu trzeba dojrzeć.
A teraz czas na kilka zdań dotyczących niesamowitej treści.
Główny bohater i narrator, Jonah, zbiera materiały do książki o nobliście, Feliksie Hoenikerze, jednym z „ojców” bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę. Wybitny fizyk jest postacią fikcyjną, w przeciwieństwie do potwornej broni, która została użyta 6 sierpnia 1945 roku. Z jednej strony przyczyniła się ona do zakończenia drugiej wojny światowej na Pacyfiku, z drugiej jednak pochłonęła setki tysięcy ofiar.
Jonah poznaje dzieci zmarłego noblisty i ma nadzieję, że dzięki temu uda mu się zdobyć zaskakujące informacje nie tylko na temat ich ojca, ale i tajemniczej substancji, którą stworzył i która jest w stanie zamienić świat w bryłę lodu.
Niespodziewanie bohater trafia jednak na fantastyczną wyspę San Lorenzo, która początkowo może wydawać się rajem na ziemi. Szybko jednak okazuje się, że to nie utopia, lecz kraina rządzona przez szalonego dyktatora, który – mimo iż ledwo dycha – trzyma swoich poddanych w garści dzięki rozbudowanemu, bezwzględnemu aparatowi bezpieczeństwa.
Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak – wystarczy spojrzeć na historię XX wieku, by znaleźć co najmniej kilka takich przykładów.
Jeśli dodamy do tego grożenie tajemniczą bronią, która może w kilka chwil zniszczyć nie tylko fragment świata, ale i całą ludzkość, to mamy kolejny obrazek, przypominający zimną wojnę i trwający tak naprawdę do dziś wyścig zbrojeń.
Książka Vonneguta jest nie tylko fantastyczną opowieścią o tym, co może stać się, gdy nauka i postęp są wykorzystywane w niecnych celach. To także satyryczna historia, w której autor ośmiesza i rządzących, i opozycjonistów, naigrawa się z rozdmuchanych idei, które tak naprawdę niczemu nie służą, są jedynie narzędziem w rękach ich twórców i fanatycznych wyznawców.
Wymowa powieści amerykańskiego pisarza jest na wskroś pesymistyczna – udowadnia, że nie ma żadnego raju na ziemi i nie da się go zbudować, gdyż wcześniej lub później każdy system prowadzi do wynaturzeń.
Mimo tego niewesołego wniosku, treść niejednokrotnie bawi, gdyż Vonnegut systematycznie sięga po grotekę, przesadnię i wisielczy humor.
Całość czyta się z zapartym tchem, tym bardziej że treść jest nieprzewidywalna, w każdej chwili może zdarzyć się coś zaskakującego, dosłownie wbijającego czytelnika w fotel.
Polecam nie tylko fanom autora, lecz wszystkim, którzy lubią i cenią niebanalne, eksperymentalne opowieści, w których jednak forma nie przerasta treści. BEATA IGIELSKA
Jest to jedna z tych recenzji, w których nie muszę ukrywać spojlerów, bo jestem przekonana, że każdy z was czytał tę książkę. Oczywiście to tylko żart. Niemniej jednak, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście to bierzcie się do roboty, to nie "Chłopi", tutaj jest zabawnie, filozoficznie i ze smakiem. Owszem znajdzie się sporo osób, które tytuł ten poddadzą głębokiej krytyce, zarzucą jest fragmentaryczność i brak konsekwencji w dążeniu do punktu kulminacyjnego. Ja osobiście nie zgadzam się z tą opinią. Dzieło Vonneguta to wyjątkowo skoncentrowana, wyważona i dowcipna książka, która porusza dwa jednakowo ważne tematy. Jednym z nich jest wykorzystywanie nauki do tworzenia śmiercionośnej broni a drugim szalone, bałwochwalcze wręcz podejście do religii. Mało kto z nas, zdaje sobie jednak sprawę, że te z pozoru dwa odrębna tematy, mają ze sobą bardzo wiele wspólnego.
Początkujący Pisarz planuje napisać książkę, o dniu w którym wybuchła pierwsza bomba atomowa. Jej bohaterem ma być jej wynalazca Feliks Hoeniker. Jednak zamiast siedzieć wygodnie przy własnym biurku niespodziewanie trafia na wyspę San Lorenzo, gdzie stanie się obserwatorem rzeczywistej zagłady Ameryki. Wariacje Vonneguta na temat ludzkiej pomysłowości i zamiłowania do zabaw i gier obrazują kondycję naszej cywilizacji, w której ludzie wolą uciekać w fantazję i kłamstwa, zawierzyć choćby najbardziej nieprawdopodobnej religii niż zmagać się z rzeczywistością i prawdą.
Przyjrzyjmy się bliżej pierwszemu, poruszonemu przez autora tematowi. Vonnegut stawia tezę, że to nie szaleniec i jego zabawy doprowadzą do zagłady naszego świata, tylko zwykli ludzie, w pełni władz umysłowych. Feliks, szanowany i inteligentny naukowiec, wymyśla Lód-9, pierwszą bombę atomową, której użycie będzie miało katastrofalne konsekwencje. O projekcie dowiadują się dzieci mężczyzny, które pragną wykorzystać broń do swoich własnych celów. Prosta, bezrefleksyjna, wręcz nudna Angela, sprzedaje sekret Amerykanom w zamian za co...? Za męża playboya. Przypatrzcie się temu bliżej. Dziewczyna mogła mieć wszystko : pieniądze, sławę, dożywotnią emeryturę, szacunek, a co wybrała? Rzecz zupełnie absurdalną. Wybór ten symbolizuje te, których dokonują tysiące ludzi na całym świecie, ogarniętym manią konsumpcjonizmu. Zapomnieliśmy o tym co ma jakąkolwiek wartość i zadowalamy się tym co sprzedają nam spece od marketingu. Ale jeśli myślicie, że nie może być gorzej to czytajcie dalej. Kolejne z dzieci sprzedaje "projekt" Sowietom w zamian za co? "Brudny" weekend na Cape Cod z małym rosyjskim tancerzem. Tutaj nie dość, że mając możliwość wyboru bohater w pierwszej kolejności starał się zaspokoić własny popęd, to jeszcze pokazał, że tak naprawdę jesteśmy zwierzętami, których jedynym celem jest prokreacja. To co zrobił trzeci z rodzeństwa niech pozostanie słodką tajemnicą. Ważne jest to, że "urządzenie" służące do zagłady świata, trafiło w zupełnie niepowołane ręce. Jednak czy tak nie jest zawsze? Kurt Vonnegut napisał swoją książkę w samym środku zimnej wojny, kiedy wyścig zbrojeń pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim trwał w najlepsze. Ten spór o Lód-9 jest tak naprawdę metaforą na otaczający autora świat. Tam również trwają przepychanki, kto będzie pierwszy, kto stworzy "narzędzie", które będzie w stanie zniszczyć nie tylko jedno miasto, a cały świat. I dostajemy odpowiedź na to pytanie. Okazuje się bowiem, że nie ważne w czyje ręce trafi broń, zawsze będą to ręce szaleńca. Czy oznacza to, że każdy z nas jest w głębi duszy psychopatą?
Kolejnym ważnym tematem, który podejmuje autor jest religia, a dokładniej bokononizm. Religia ta, której założycielem był Bokonon, przeciwstawia się powadze i drążeniu rzeczywistości. Jej wyznawcami byli mieszkańcy wyspy San Lorenzo, miejsca którego pierwowzorem mogła być Dominikana. W moim odczuciu jest to najlepsza fikcyjna religia, jaka kiedykolwiek została wymyślona a jej najważniejszy rytuał, obrzęd boko-maru, czyli bratanie dusz polegające na stykaniu się stopami, jest fenomenalny, bo sprawia, że jest ona uniwersalna. Bo czy jest tutaj ktoś, kto nigdy nie dotykał podeszwami stóp, nóg innej osoby? Co prawda w świecie rzeczywistym efekty tego kontaktu są raczej mało spektakularne, jednak wprowadzając ten rytuał, autor sprawił, że staliśmy się jedną wielką rodziną. Najpiękniejsze w bokononiźmie jest jednak to, że pomimo faktu iż jest oficjalnie zakazany, to wszyscy mieszkańcy wyspy włącznie z największym przeciwnikiem tej religii Papą Monzano, są jego wyznawcami. Paradoks prawda? Jednak nie zapominajmy, że Vonnegut uwielbia paradoksy, stawia wręcz tezę, że nasze życie jest jednym wielkim kłamstwem. Cały bokononizm, również okazuje się być kłamstwem, gdyż to właśnie ono stanowi jego istotę. Jednak autor brzmi tak przekonująco, tak dobrze zbudował cały trzon religii, jak również jej otoczkę, że czytelnicy to kupują. Jedno mądre kłamstwo Bokonona stworzyło dobrze "prosperującą" religię.
Pewnie zastanawia was co łączy te dwa tematy : broń masowego rażenia i religię. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Potencjalne zniszczenie naszego świata nie jest tematem zabawnym. Raczej wywołuje ciarki, przerażenie czy lęk. Nie potrafimy i nie chcemy o tym myśleć. Modlimy się by park Yellowstone nie wybuchł na naszych oczach a wszelkiego rodzaju asteroidy omijały ziemską orbitę. Choć temat apokalipsy jest naprawdę trudny autorowi udało się przedstawić go w ciepłych barwach, a momentami nawet wyśmiać. Jeśli bowiem coś zostanie przedstawione w komediowy sposób to jest szansa, że przestaniemy się bać o tym myśleć i zaczniemy zastanawiać się co zrobić by uratować świat. Musicie pamiętać w jakich latach pisana była ta książka. Ludzie po dwóch stronach oceanu bali się, że zimna wojna zakończy się nuklearnym holokaustem. Wydaje mi się, że humor był faktycznie najskuteczniejszym sposobem na to, by ludzie zaczęli działać. Autor czyniąc fakt zagłady zabawnym kłamał, jednak kłamstwa te były bardziej użyteczne niż prawda. Czytelnik był w takiej samej sytuacji jak mieszkańcy San Lorenzo, którzy nie mogli przetrwać bez swojej zakłamanej religii.
Kurt Vonnegut to fenomenalny pisarz, a jego dzieła pomimo upływu czasu, nadal są aktualne. Trochę magiczny, trochę bluźnierczy ale na pewno prześmiewczy : tak w skrócie można scharakteryzować styl autora. Satyra w tej powieści jest uszczypliwa, cynizm wszechobecny a sens daremności i bezcelowości ekstremalny. Nie da się tej książki nazwać inaczej niż arcydziełem . Tutaj nie ma co polecać, po prostu każdy człowiek musi przeczytać tę książkę.
PRAWDA KRYJĄCA SIĘ W KŁAMSTWIE
Po wznowieniu zachwycającej powieści, jaką bez wątpienia była Rzeźnia numer pięć, wydawnictwo Zysk idzie za ciosem i serwuje nam utrzymaną w takiej samej szacie graficznej Kocią kołyskę – jedno z najbardziej znanych dzieł Kurta Vonneguta i jednocześnie historię, która zapewniła mu miejsce wśród gigantów literatury. Jak się można spodziewać, autor po raz kolejny zabiera nas w nim na szaloną jazdę bez trzymanki, splatając w jedno fakty, fikcję spod szyldu szeroko pojmowanej fantastyki i absurdalny humor podszyty olbrzymią dawką satyry. Efekt finalny zwala z nóg, pokazując, dlaczego o Vonnegucie wciąż się pamięta i zachwyca jego pracami, podczas gdy masa autorów – próbujących połączeń tak karkołomnych jak jego własne – dawno popadła w zapomnienie.
John każący nazywać się mianem Jonasza, chciał napisać książkę Dzień, w którym nastąpił koniec świata, ale nie wyszło. Miała to być opowieść traktująca o tym, co wielcy ludzie robili w chwili, kiedy na Hiroszimę spadła bomba atomowa. Miała opowiadać też o Feliksie Hoenikerze, jej twórcy. To miał być dokument. To miała być książka chrześcijańska. Ale powstało coś zupełnie innego – opowieść o bokononizmie, religii zakładającej, że kłamanie, które da ludziom odwagę, dobroć, zdrowie i szczęście jest jak najbardziej pożądane. Nie ma w niej słowa prawdy, tak jak słowa prawdy nie ma w Księdze Bokonona, ale o to przecież chodzi, bo w kłamstwie może kryć się więcej prawdy, niż myślicie. I tak oto Jonasz opowiada nam o tym, jak zawsze zjawiał się tam, gdzie powinien. I jak pisarskie śledztwo w sprawie pewnej substancji przywiodło go w miejsce, które odmieniło jego postrzeganie świata. A także o owego świata końcu…
Całość mojej recenzji na portalu NTG: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-powiesci-kocia-kolyska/
Groteskowa opowieść śledzi losy początkującego biurokraty Waltera F. Starbucka od Harvardu, poprzez Biały Dom Nixona aż po zakład penitencjarny, w którym...
Kiedy Winston Niles Rumfoord wlatuje statkiem kosmicznym do chronosynklastycznego tunelu, zamienia się w czystą energię i materializuje się jedynie wtedy...
Przeczytane:2024-01-14, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2024,
"Kocia kołyska" to fascynująca podróż w świat absurdu, genialności i grozy stworzona przez wybitnego twórcę literatury, Kurta Vonneguta.
Narrator powieści, dziennikarz pragnący napisać biografię genialnego naukowca, doktora Feliksa Hoenikkera, odkrywa przed czytelnikiem historię nietypowej rodziny i jej niebezpiecznego dziedzictwa.
Hoenikker, twórca bomby atomowej, jest przedstawiony jako postać zdystansowana, niemal autystyczna, żyjąca w swoim własnym świecie, zupełnie obojętna na ludzi i ich sprawy. Choć taka kreacja bohatera może wydać się przesadzona, Vonnegut wplata w nią pewną ironię, co sprawia, że czytelnik zastanawia się nad rzeczywistą naturą geniusza i jego relacji z otoczeniem.
Rozpoczynając swoje śledztwo, narrator dociera do dzieci Hoenikkera, które także jawią się jako postacie wyjątkowe, a cała historia staje się coraz bardziej surrealistyczna w drugiej części, kiedy to akcja powieści przenosi się na wyspę San Lorenzo. Tutaj autor bawi się konwencją, ukazując mieszkańców wyspy w nieco karykaturalny sposób, a bokononizm - religia głoszoną na wyspie - jest jednocześnie źródłem satyry i refleksji nad naturą ludzkiej wiary .
Religijna tematyka towarzyszy książce aż do samego końca, gdzie Vonnegut wydaje się przekazywać pewne spostrzeżenia na temat roli religii w społeczeństwie. Podejście do religii jako "opium dla ludu" jest tu wyraźnie obecne, a cytat o dostarczaniu ludowi pięknych kłamstw wskazuje na krytykę manipulacji za pomocą przekonań - ,,Kierujcie się w życiu formą, czyli nieszkodliwym łgarstwem - ono da wam odwagę, dobroć, zdrowie i szczęście."(Księga Bokonona 1,5)
Lód-9, ostatni wynalazek Hoenikkera, dodaje powieści elementu grozy i niebezpieczeństwa, stawiając pytanie o etykę naukową i odpowiedzialność za skutki własnych odkryć.
W stylu charakterystycznym dla Vonneguta, "Kocia kołyska" jest pełna groteski, absurdu i błyskotliwego humoru. Autor nie unika trudnych tematów, równocześnie prezentując czytelnikowi świat pełen sprzeczności i absurdów. Postacie są wyraziste, a dialogi i cytatów pełne są mądrości, co nadaje książce głębokość.
Podsumowując, "Kocia kołyska" to lektura dla tych, którzy szukają nietuzinkowej literatury, zdolnej zarówno rozśmieszyć, jak i zmusić do refleksji. Vonnegut stworzył niezwykłą opowieść, która mimo swojej surrealistycznej formy, zaskakuje trafnością spostrzeżeń na temat ludzkiej natury i rzeczywistości.