Akcja sztuki odbywa się 19 lat po wydarzeniach znanych czytelnikom z Insygniów śmierci. Harry Potter jest już dojrzałym mężczyzną i pracuje jako auror - swego rodzaju czarodziejski "policjant", tropiący osoby zajmujące się czarną magią i ma trójkę dzieci. Nie Harry jednak będzie głównym bohaterem sztuki, lecz jego najmłodszy syn, Albus Severus Potter. W zapowiedzi sztuki czytamy:
Nigdy nie było łatwo być Harrym Potterem. Nie jest łatwo nawet teraz, kiedy Harry jest zapracowanym aurorem w Ministerstwie Magii, mężem i ojcem trójki dzieci. Nie, wcale nie jest lepiej. Kiedy Harry zmaga się z przeszłością, która nie chce zostać tam, gdzie jej miejsce, jego młodszy syn Albus musi zmierzyć się z ciężarem rodzinnego dziedzictwa. Z ciężarem, którego nie pragnął wziąć na swe barki. Gdy przeszłość i teraźniejszość niepokojąco się łączą, ojciec i syn poznają niewygodną prawdę: czasem ciemność może nadejść, kiedy zupełnie się jej nie spodziewamy.
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2016-10-22
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
#harrypotteriprzeklętedziecko to książka, której akcja toczy się 19 lat później od ostatniej części czyli #harrypotteriinsygniaśmierci #jkrowling .
Harry jest urzędnikiem Ministerstwa Magii, ożenił się z Giny i mają troje dzieci. Niestety ciężko mu się dogadać z najmłodszym synem Albusem. Najmłodszy syn Harrego wierząc, że robi dobrze chce ocalić życie Cedrikowi i przenosi się w czasie, nie zdając sobie sprawy jakie to niesie za sobą konsekwencje.
W sumie nie wiem czemu ale przeczytanie tej książki, odkładałam i odkładałam. Koniec, końców gdy po nią sięgnęłam, przeczytałam ją niemalże za jednym razem. Po pierwsze że względu na formę, iż jest to scenariusz, więc czyta się bardzo szybko, a po drugie cały czas coś się dzieje, a ciekawość nie pozwala odłożyć książki na bok.
Nie myslałam że po tylu latach od przeczytania pierwszej częsci powieści zostanę tak "mocno wciągnięta". Książka przyciąga swoją orginalnością - napisana jest w formie scenariusza - co sprawia, że strony szybko uciekają ale też ciężko odłożyć ją na bok nawet na chwilę. Akcja toczy się 19 lat później a głownymi bohaterami można tak powiedzieć że jest kolejne pokolenie czarodziejów. Czeka ich ogromne wyzwanie, któremu będą musieli sprostać, gdyż ponownie pojawi się zagrożenie ze strony śmierciożerców.
Rozczarowująca. Czyta się jak scenopis brazylijskiej telenoweli. Zdarzenia nieprawdopodobne, pisane w infantylny sposób, jakby Rowling znów wróciła do stylu "Kamienia filozoficznego" albo wręcz uderzyła do dzieci czytelników pierwszej części serii. Rowling chyba nie podpasowała też forma "sztuki", wolałam ją w tradycyjnych powieściach.
Kupiłam, przeczytałam, mam prawo skrytykować.
Tak, niestety, mimo najszczerszych chęci, by w nowej części Harry’ego Pottera znaleźć jakieś pozytywy, muszę dołączyć do licznego grona rozczarowanych czytelników. No jasne, że wielokrotnie chciałam, by najsłynniejszy czarodziej na calutkim świecie, niezwykle waleczny i oddany przyjaciołom chłopiec powrócił raz jeszcze. Kto z nas o tym nie marzył? Życie i zdobywane doświadczenia uczą nas jednak, że wszystko się kiedyś kończy i nie zawsze warto wracać do tego, co było, nawet jeśli bardzo byśmy tego powrotu pragnęli. Dlatego też do pomysłu, by po latach przerwy ożywić Harry’ego, Rona i Hermionę i to niezależnie od tego, czy miałoby to mieć miejsce na papierze, deskach scenicznych czy planie filmowym, podchodziłam z dużym dystansem, by nie rzec sceptycyzmem. Marzenia o spektakularnym powrocie Pottera obróciły się w niwecz – Harry wprawdzie powrócił, ale w tak słabym dziele, że prawdopodobnie szybko zostanie zapomniany. Dla wielu czytelników właściwym końcem wciąż będzie scena zamykająca powieść „Harry Potter i Insygnia Śmierci” i, szczerze mówiąc, wcale się temu nie dziwię.
Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, ale teraz musi się mierzyć z wyzwaniami, przy których walka z Voldemortem wydaje się bułką z masłem. Przepracowany urzędnik Ministerstwa Magii, mąż, ojciec trójki dzieci i człowiek, który mimo upływu lat wciąż nie może uporać się z mroczną, bolesną przeszłością. We wszystkie te role Harry musi się wcielać każdego dnia i, jak sam przyznaje, nie wychodzi mu to najlepiej.
Gdy Harry bezskutecznie próbuje odnaleźć się w stosunkowo nowej dla siebie rzeczywistości, jego najmłodszy syn Albus Severus musi stawić czoła rodzinnemu dziedzictwu, o które nigdy się przecież nie prosił. Wiecznie skłóceni ojciec i syn przy wtórze zaufanych przyjaciół będą zmuszeni połączyć siły, by po dziewiętnastu latach względnego spokoju pokonać nowego wroga.
Największą wadą tej pozycji nie jest sam fakt, że „Harry Potter i przeklęte dziecko” to zapis scenariusza spektaklu teatralnego. Oczywiście, wszyscy przyzwyczailiśmy się, że „Harry Potter” to proza i to w dodatku doskonała zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu na język polski. Ale przekraczanie granic gatunkowych, odchodzenie od utartych schematów wspaniałomyślnie można uznać za akt odwagi i chociażby z tego powodu dać temu dziełu szansę, zwłaszcza gdy nie ma się nic przeciwko dramatom. Moim zdaniem problemem tej książki jest raczej jej wykonanie – po łebkach, bez polotu, nieprzekonująco. W efekcie bardzo trudno jest nam się przyzwyczaić do tego „nowego” Harry’ego, czterdziestoletniego zapracowanego szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, który nie potrafi znaleźć z własnym synem wspólnego języka, do Hermiony zajmującej stanowisko minister magii i zwracającej się do profesor McGonagall per Minerwo czy do Dracona – tak, wciąż mowa o Malfoyu – który jest o krok od tego, by stać się najlepszym przyjacielem Harry’ego Pottera.
Te niezbyt komfortowe dla miłośnika serii o „Chłopcu, Który Przeżył” niełatwe do zaakceptowania trudności to jednak nie koniec. Konia z rzędem temu, kto już od pierwszych stron będzie umiał odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości po szczęśliwym zakończeniu, które dostaliśmy w „Insygniach Śmierci”. Sceny „Harry’ego Pottera i przeklętego dziecka” są tak krótkie, że naprawdę trudno wczuć się w opowiadaną historię, ba, trudno się nawet w niej połapać. Przed naszymi oczami obrazy przesuwają się niczym w kalejdoskopie – w jednej chwili jesteśmy w domu Ginny i Harry’ego Potterów, za chwilę jedziemy Ekspresem Hogwart, po czym trafiamy na zebranie w Ministerstwie Magii, by ostatecznie wylądować w Domu Spokojnej Starości dla Czarownic i Czarodziejów im. Świętego Oswalda. A żebyśmy się nie nudzili podczas lektury „ósmej części” (jak umownie nazwę tę książkę) przygód Harry’ego, podróżujemy nie tylko w przestrzeni, lecz także w czasie. Tak więc najpierw akcja rozgrywa się w 2016 roku, później przenosimy się do 1994 roku, a potem znów cofamy się w przeszłość o kilka kolejnych lat, by dotrzeć do 1981 roku i zdarzeń w Dolinie Godryka. Za wielką zaletę można by więc uznać powracające co jakiś czas dobrze nam znane sceny: z dworca kolejowego czy chaty na skale, żywcem niemal wyjęte z książek J. K. Rowling. Ich obecność pozwala uporządkować opowiadaną w „Przeklętym dziecku” historię i osadzić ją w czasie, przestrzeni i okolicznościach.
Na koniec warto postawić sprawę jasno: nie jest prawdą, że „Harry Potter i przeklęte dziecko” to nic niewnosząca, nastawiona wyłącznie na komercję i do złudzenia przypominająca fanfiction książka, której nie warto poświęcić choćby chwili. Wręcz przeciwnie – warto po nią sięgnąć chociażby po to, by przywołać wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, gdy z wypiekami na twarzy czekaliśmy na nowy tom przygód Harry’ego, by potem godzinami zgłębiać tajniki magii i czekać na list, który – nie wiedzieć czemu – nigdy do nas nie dotarł. Po latach marazmu i życia wśród nic nierozumiejących mugoli warto po nią sięgnąć, by utwierdzić się w przekonaniu, że to, co było, nigdy już nie wróci.
Kontynuacja kultowej serii, ale niestety brak w niej tych "smaczków", które są obecne we wcześniejszych tomach. Niestety jest to lektura na 2,5 godziny, kończyłam dziś z żalem, że to jest takie krótkie i nie będzie (z tego co wiem) ekranizacji. Ale ogólnie to scenaruisz jest napisany bardzo dobrze, klarownie, a szata graficzna bardzo ułatwia odnalezienie się w tekście. Mimo wszystko polecam fanom sagi, bo pokazuje świat, jeśli Voldemort by wygrał, nawet jeżeli bohater spędza tam nawet nie dobę.
Ta część historii nie jest de facto o Harrym, tylko bardziej o jego synu Albusie. Młody chłopiec przeżywa przygody nie mniej zagmatwane od swoich rodzicieli. Tym bardziej, że krążą pogłoski o istnieniu przeklętego dziecka, które może zagrozić porządkowi świata - jak niegdyś Sami Wiecie Kto (nie może być inaczej skoro to właśnie potomek najbardziej przesiąkniętego złem czarodzieja wszechczasów)...
Trochę irytująca w odbiorze okazała się forma scenariusza, w jakiej ukazał się ta historia.
Przeczytałem tę książkę mimo krytycznych ocen, bo przecież to ,,Harry Potter" i z żalem muszę przyznać, że jednak książka jest słaba, postacie nie oddają swojego pierwotnego charakteru, a zarazem nie widać tu upływu lat i związanych z tym historii. Brak Harrego Pottera w Harrym Potterze, nie czuć tutaj tego specyficznego klimatu, który tak wciągnął miliony czytelników. Opowieść jest prowadzona w bardzo naiwny sposób a zarazem nie przypomina to pierwszych tomów. Najgorsze są luki w fabule oraz niezgodności z poprzednimi tomami a taki się niestety trafiają, historia jest mizerna a postacie miałkie, i w dodatku czytelnik odczuwa czytając to, że zaserwowano mu odgrzewanego kotleta, w dodatku o wiele gorszego niż jadał tu wcześniej.
Początkowo nie zachęcał mnie przedstawienia historii jako sztuki. Kojarzył mi się z lekturami szkolnymi. Jednak szybko zmieniłam zdanie. Książka bardzo ciekawa. Znów towarzyszył mi świat Hogwartu.
Trudno mi w ogóle przyjąć do wiadomości, że ta historia jest oficjalną kontynuacją "Harry'ego Pottera". Nawet pomijając wszystkie nieścisłości fabularne, sposób przedstawienia bohaterów jest daleki od tego, co znam z 7-tomowego cyklu, a wiele wątków nadaje się co najwyżej na parodię tej serii.
Oczywiście, trzeba nanieść poprawkę, że "Harry Potter i przeklęte dziecko" nie jest dziełem gotowym - to scenariusz, który nabiera pełnych kształtów dopiero po przeniopesieniu na scenę. W tej formie na pewno miałby znacznie przystępniejszą formę, a efekty specjalne, których należy się spodziewać, a także zgrabna reżyseria, dobre kreacje i obecność muzyki na pewno znacznie podnoszą wartość tego dzieła. Jednak nawet najlepsza oprawa nie jest w stanie sprawić, że historia naszpikowana plątaniną zmian w czasie oraz sztucznie budowanej epickości nagle nabierze sensu.
Muszę jeszcze dodać, że czytałam mnóstwo fanfików w uniwersum Pottera, którym "Przeklęte dziecko" nie dorasta do pięt. I podejrzewam, że gdyby John Tiffany opublikował swój twór chociażby na polskim forum Mirriel, dostałby raczej niewiele pochwał.
W agencji detektywistycznej Cormorana Strike’a i Robin Ellacott zjawia się roztrzęsiona młoda kobieta i błaga o rozmowę. To Edie Ledwell, współtwórczyni...
Jeśli was ciekawi, skąd pochodzi złoty znicz, w jaki sposób powstały tłuczki albo dlaczego emblematem Wedrowców z Wigtown jest topór rzeźnicki, weźcie...