Hogwart to wielkie miejsce.
Wielkie. Wspaniałe. Pełne jedzenia. Oddałbym wszystko, żeby tam wrócić.
I oto nadarza się po temu okazja. 9 lat po premierze ostatniej - zdawałoby się - części serii o przygodach Harry’ego Pottera ma miejsce premiera sztuki teatralnej. Sztuki, której treść konsultowana była z Jeanne K. Rowling. Sztuki, która cieszy się pełnym wsparciem bestsellerowej autorki i która mogłaby stać się podstawą znakomitej powieści - powieści lepszej niż te wchodzące w skład oryginalnego cyklu. Niestety, stało się inaczej.
Wróćmy jednak do początku. Oto 19 lat po wydarzeniach znanych czytelnikom z fabuły powieści Harry Potter i Insygnia Śmierci na wiadomym peronie doskonale nam znanego dworca stają Harry i Ginny Potterowie wraz ze swoimi dziećmi. Dziećmi, wśród których jest i najmłodszy syn „Chłopca, który przeżył” - Albus Severus Potter. Ten wyraźnie nie jest gotów, by wziąć na siebie brzemię, jakie związane jest z byciem synem wielkiego czarodzieja, znanego aurora, mężczyzny, który pokonał Lorda Voldemorta. Albus nie trafia do Gryffindoru. Nie zjednuje sobie sympatii córki Rona Weasleya i Hermiony Granger, za to zostaje najlepszym przyjacielem Scorpiusa Malfoya. Nie dogaduje się z ojcem - dostrzega przede wszystkim jego wady. I chce za wszelką cenę naprawić jego - prawdziwe czy domniemane - błędy. A, o czym wszyscy już wiemy, igranie z przeszłością nie może się dobrze skończyć.
Harry Potter i Przeklęte Dziecko to mogłaby być opowieść skupiająca się na niełatwej relacji pomiędzy sławnym ojcem i niepozornym synem. Wskazywałby na to teatralny rodowód tej historii - w końcu dramat ze swej natury skupia się raczej na relacjach międzyludzkich niż na widowiskowych pojedynkach na różdżki czy inne fajerwerki. I są w książce Tiffany’ego i Thorne’a fragmenty obiecująco wątek ten rozwijające. Są fragmenty opowiadające o poczuciu winy, o konieczności odpokutowania za błędy przeszłości, o poszukiwaniu własnej drogi, ale też o dojrzewaniu do ojcostwa. Co ważne: elementy poważne równoważone są poczuciem humoru, zdecydowanie bardziej subtelnym od tego, jakie znamy z oryginalnego cyklu. Niestety, autorzy nie zdecydowali się poprzestać na psychologicznej dramie - zupełnie jakby bali się, że fani cyklu nie zaakceptują tego, że ukochani bohaterowie dorośli. Że w pewnym wieku większym wyzwaniem od ratowania świata jest zbudowanie zdrowych relacji z własnym dzieckiem. Że tak naprawdę o wiele trudniej jest być dobrym ojcem niż wybawicielem magicznego świata.
Tiffany i Thorne podjęli wątki znane z jednej spośród najsłabszych części cyklu - Czary Ognia - próbując nadać im nowy wymiar, reinterpretować je, rzucić na nie nowe światło. I odwołują się do tradycji doskonale znanej z cyklu Jeanne K. Rowling. Mamy tu więc odwieczną walkę dobra ze złem, mamy motyw poświęcenia jednostki dla dobra ogółu, mamy podróże w czasie, przypominające raczej Doktora Who niż HG Wellsa. To właśnie te ostatnie zdają się w sztuce wysuwać na plan pierwszy. Nie igraj z przeszłością, bo ta może za chwilę wybuchnąć Ci prosto w twarz - zdają się mówić twórcy dramatu. Tyle, że przesłanie to zdaje się zaskakująco płytkie wobec potencjału tej opowieści. Jest nieco lepiej, gdy słyszymy zdanie, które w tłumaczeniu mogłoby brzmieć: Byliśmy tak pochłonięci próbami zmienienia przeszłości, że zniszczyliśmy swą teraźniejszość. Zanurzeni w przeszłości Harry i jego syn zapominają o tym, że ważniejsze od wydarzeń dawno minionych jest to, co dzieje się tu i teraz - bo tylko w tej chwili można kształtować własną przyszłość. Tyle, że teatralna opowieść pozostaje w wyraźnej opozycji wobec tej przestrogi.
Bo Harry Potter i Przeklęte Dziecko to przecież tak naprawdę nieustające powracanie do przeszłości, to próba ożywienia czegoś, co już minęło. To próba przywrócenia do życia wielkiego fenomenu - ale fenomenu już minionego, jak choćby Nintendo czy Pokemony. Owszem, mogą one powrócić - na chwilę, na moment. Mogą pozwolić paru osobom zarobić niezłe pieniądze. Ale nie zmienia to faktu, że stanowią już historię.
Oczywiście nie jest tak, że w sztuce teatralnej nic się nie udało. Zaskakująco dobrze czyta się tę opowieść - mimo gatunku, jaki reprezentuje. Wydarzenia toczą się gładko (choć autorom nie udało się uniknąć wszystkich fabularnych mielizn, czego wielu czytelników im z pewnością nie wybaczy), a napięcie podtrzymywane jest umiejętnie. Dialogi wypadają świetnie - i nie ma się czemu dziwić, skoro John Tiffany i Jack Thorne to tak doświadczeni teatralni „wyjadacze”. Motywacje postaci są może nieco zbyt bliskie ogranym schematom i miejscami za bardzo stereotypowo "freudowskie", ale mimo wszystko - wiarygodne. Być może niektórzy bohaterowie na chwilę wypadają ze swych ról, może miejscami zachowują się nieco inaczej niż w powieściach Rowling, może czasami są zaskakująco mało domyślni, ale i tak w gruncie rzeczy to nadal „starzy, dobrzy” Ron, Hermiona i Harry (a także Ginny, profesor Snape, McGonagall i reszta profesorskiego grona). Jesteśmy więc znów w Hogwarcie. Wróciliśmy do świata, który przez wiele lat miłośnicy serii uznawali za swój drugi dom.
I chyba tak należałoby potraktować Harry’ego Pottera i Przeklęte Dziecko, aby przesadnie się nie rozczarować. Jako rzadką okazję, by - z błogosławieństwem autorki oryginalnego cyklu - odwiedzić niewidzianych od lat bohaterów. By dowiedzieć się, co kryje się pod słowami „i żyli długo i szczęśliwie”. By odkryć, że przyszłość bohaterów ukochanych baśni czy mitów często bywa mniej jasna i mniej długa, niż mogłoby nam się wydawać. Tę lekcję autorzy sztuki o przygodach Harry’ego Pottera z pewnością zrozumieli. Szkoda tylko, że nie poszli o krok dalej i nie zrozumieli, że skoro Harry Potter w końcu dorósł, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że dorośli również niektórzy jego fani.
A może po prostu wiedzieli, że są chwile, gdy tak naprawdę wolelibyśmy nigdy nie dorastać?
Nadchodzi Ikabog! Przez tego legendarnego potwora królestwo znajdzie się w niebezpieczeństwie, a dwoje dzieci będzie musiało wykazać się nie lada...
An irresistible new edition of Harry Potter and the Philosopher's Stone created with ultra-talented designers MinaLima, the design magicians behind the...