Nowa, ulepszona wersja powieści, która zdobyła Nagrodę Czytelników Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego!
Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz… i w co do tej pory wierzyłeś.
Jest taki dom, w którym nie chciałbyś spędzić nocy. Z jakiegoś powodu ciemność w nim jest inna. Jeszcze bardziej złowroga niż gdziekolwiek indziej.
Jest takie jezioro, w którym mieszkają nieumarli. Ich przewaga nad Tobą jest prosta – oni nie potrzebują nabierać powietrza.
Jest taki demon, o którym wolałbyś nie wiedzieć. Niematerialne uosobienie zła, przed którym nie sposób uciec.
Jest takie miejsce, w którym znajdziesz ten dom. Miejsce, które skrywa też to jezioro, miejsce, w którym ten demon był od zawsze. To las. Las, w którym za nic w świecie nie chciałbyś się zgubić. Kiedy już raz do niego wejdziesz, nie pozwoli Ci wyjść.
Jest taka historia, której nie chciałbyś poznać. Opowieść, która Cię zaintryguje, zaskoczy i przerazi do szpiku kości. Powieść grozy na baśniowych ziemiach Suwalszczyzny, z zaskakującym zakończeniem godnym mistrzów gatunku.
Odważysz się?
W porównaniu z pierwowzorem tekst powieści został gruntownie przeredagowany, poprawiony, okraszony klimatycznymi ilustracjami oraz uzupełniony o rozbudowane posłowie.
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2019-11-13
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 457
Ilustracje:Michał Lorenc
„Gałęziste” to nowa- stara powieść grozy autorstwa Artura Urbanowicza. Poprzednia wersja powieści zdobyła nagrodę Czytelników Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Nowe wydanie jest przeredagowane, poprawione i okraszone dość mrocznymi i wywołującymi dreszcz ilustracjami.
Fabuła niby prosta i banalna. Studenci z Warszawy, Karolina i Tomek w celu umocnienia związku wybrali się na wielkanocną wycieczkę po pięknej (podobno) Suwalszczyźnie. Tam, gdzie mieli mieć stancję coś „nie wypaliło” i dostali namiar na inną w pewnym oddaleniu od Suwałk, ale w równie urokliwym lesie, gdzie usytuowana była pewna niewielka wioska. Pierwsze, na co powinni zwrócić uwagę wjeżdżając do wioseczki, to mimo odludnego położenia, brak jakichkolwiek samochodów w obejściach …. No, ale byli zbyt zaaferowani wycieczkami po okolicy, które zaplanowali i kłótniami. Tomek – dobrze zbudowany przyszły matematyk z naukowym podejściem do życia tj. nie zobaczę nie uwierzę, chorujący na cukrzyce i Karolina, studentka psychologii, wierząca w Boga abstynentka, która wolała brać udział w liturgii niż iść na imprezę. Aż dziw bierze, że byli parą. Karolina za wszelką cenę chciała zrealizować założone cele wycieczki. Nie wiedzieli, że wyprawa zamieni się w „przygodę życia” … raczej przykrą. A spacery po lesie staną się najgorszym koszmarem.
Książka czasem jest jakby na siłę wydłużana, momentami nużąca i wręcz teologiczna, dialogi czasem sztuczne i sztampowe, główni bohaterowie trochę na siłę skontrastowani, ale to wszystko jest do wybaczenia - w końcu to debiut. Urbanowicz dowiódł z resztą, że potrafi się rozwijać i nie stoi literacko w miejscu, ponieważ „Inkub” uważam za najlepszą powieść grozy 2019 roku!
Powieść wśród minusów ma też swoje plusy. Podobało mi się zapętlenie 3 sposobów na życie: wiara, nauka i natura wespół z przyrodą. Wiarę uosabiała Karolina, naukę Tomek, naturę Natalia a LAS przyrodę. Według mnie jedno jest niezaprzeczalne. Przyroda i natura. Tego nie da się ujarzmić. Obojętnie, w co/ kogo wierzymy. Obojętnie, w jakiej zaawansowanej technologii żyjemy, przed naturą i żywiołami nie ma ucieczki. I zawsze wygrają i będą wygrywać aż do skończenia wszystkiego. Las w powieści jest idealnym symbolem strażnika, trwałości, tradycji. Las nie wybacza, …jeśli nie chce. Nie każdy, kto się w nim zgubi znajdzie drogę powrotną….
Podobało mi się też wplecenie w powieść wątków pogańskich. Jaćwingowie i ich kulty, odbieranie przyrody, jako ich Pana i władcy. Poganie kontra wiara i nauka. Intrygujące i zastanawiające.
Kolejnym plusem powieści jest ukazanie Suwalszczyzny, jako miejsca, które warto wpisać w swoje wakacyjne trasy. Jednak po przeczytaniu książki ja się tam nie udam. Na samą myśl jeżą mi się włosy na karku.
No i wisienka na torcie. Zakończenie jest zaskakujące i zapierające dech. Książkę polecam, mimo że jak na powieść grozy nie bałam się, raczej ciekawiło mnie, co będzie dalej.
Horror czytamy lub oglądamy po to żeby się bać, a horror idealny to taki, który sięga po nasze własne lęki. Ja już znalazłam. "Gałęziste" to powieść, której akcja dzieje się w niezbyt przyjaznym lesie. Niektórzy z was pomyślą, że absurdalne jak można bać się lasu. Ja wiem, że obcowanie z przyrodą, świeże powietrze, że nasze narodowe dobro, ale ja się w nim komfortowo nie czuje, a już szczególnie kiedy zaczyna zmierzchać.
Fabuła
Suwalszczyzna. Zbliżają się święta Wielkanocne. Karolina i Tomek, warszawiacy, przyjeżdżają spędzić tu urlop. Pomimo bardzo gościnnej gospodyni cały czas odczuwają niepokój. Nawiedzają ich straszne sny i trudne do wytłumaczenia lęki.
A las gęstnieje i zaciska wokół nich szczelny kordon...
Artur Urbanowicz serwuje nam pełną napięcia lekcję historii.
Historię, którą opowiada w "Gałęziste" oparł na ludzie, zwanym Jaćwingami, który zamieszkiwał tereny Suwalszczyzny w przeszłości. Nawiązał do ich historii, wierzeń i rytuałów. Do kultury, która była mocno związana z naturą, a więc i z istotami natury. Boginki, topielice, demony... co skrywa gęsty, suwalski las?
Autorowi udało się wpisać, w obecnie bardzo modny, trend czerpania z lokalnej historii i tradycji, ale to nie koniec tematów na czasie w "Gałęziste".
Sporo miejsca w powieści zajmują rozważania na temat wiary, głównie w kontekście chrześcijaństwa, ale też padają pytania, co to w ogóle znaczy wierzyć. Już w tym momencie muszę wspomnieć o bardzo dobrym warsztacie autora. Bardzo naturalnie zestawił chrześcijaństwo, wierzenia, pogańskie i ateizm. Podczas czytania ma się wrażenie, że to wszystko wypłynęło przy okazji.
Trzeci modny temat to bycie eko.
Niby wszyscy wiemy, że o przyrodę trzeba dbać, ale różnie nam to wychodzi. A to ognisko z przyjaciółmi, a to piwko na spacerze z pieskiem, a kosza nie ma. A las pamięta...
"- To ja decyduję, kto stąd wychodzi, a kto nie. Dla was nie ma już żadnej nadziei. Nigdy się stąd nie wydostaniecie. Mógłbym was po prostu zabić, ale przygotowałem o wiele ciekawsze atrakcje. Dopiero teraz zacznie się prawdziwa zabawa! Zapraszam was i moich przyjaciół. Witajcie w mym zielonym królestwie!"[1]
Atmosfera
To jest bardzo mocny punk tej książki. Artur Urbanowicz potrafi zrobić ze zwykłej wizyty w toalecie mrożącą krew z żyłach wyprawę. Jak człowiek sobie logicznie wszystko przemyśli, to w większości scen nie dzieje się nic szczególnego. Skrzypiąca deska, gałąź uderzająca w okno, odgłos szeleszczących liści czy łamanych patyków w lesie, to są wszystko bardzo normalne dźwięki i wręcz dziwne by było gdyby ich brakowało. Z tych naturalnych zjawisk autor buduje bardzo mroczną atmosferę. Dla mnie te zwykłe sceny, gdzie do końca nie wiemy, czy boimy się zasadnie czy nie, były dużo bardziej straszne niż kiedy nadprzyrodzone siły pokazały swoją twarz.
Genialnym pomysłem było dodanie do książki ilustracji. Są bardzo klimatyczne i potęgują grozę. Podczas czytania miałam takie momenty, że byłam tak nakręcona, ze bałam się zerknąć na rysunek. I, żeby nie było wątpliwości, jest to komplement dla autora ilustracji.
Dzięki tak świetnie zbudowanej atmosferze udało się autorowi zwieść czytelnika. Tak jak asystentka magika, która wygina się i pląsa po scenie podczas występu, odwraca ona uwagę od tego co ważne. Chcemy logicznie przeanalizować wydarzenia, jednak kręci nam się w głowie i nie wiemy w co wierzyć, a w co nie. Mamy swoje przypuszczenia, ale kiedy przychodzi finał szczęki nam opadają z wrażenia.
Podsumowanie
W notatkach do tej recenzji zapisałam sobie, że kiedy zło się na nas uprze to nie odpuszcza. Zrobi wszystko, żeby nas osaczyć i wykorzystać do realizacji swoich celów. Jeżeli dla kogoś jest to zbyt pesymistyczny morał, to dodam, że czasami te cele bywają zbieżne.
Mam nadzieję, że udało mi się podsycić waszą ciekawość. Ja odkładam książkę na półkę, ale Arturze Urbanowiczu nie zapominam. Napisać książkę, która nie tylko wciąga, ale po jej zamknięciu czytelnik nie wiem czy zamknąć czy otworzyć oczy, to sztuka.
[1] Artur Urbanowicz, "Gałęziste", wyd. Vesper, Czerwonak 2019, s. 307.
Rozwój wydarzeń jest naprawdę wciągający, ciekawość czytelnika jest stale rozbudzana, w trakcie lektury udziela się ten klimat grozy i niedopowiedzeń, a dokładne opisy zdecydowanie poruszają wyobraźnię. Czuć niepokój, a jednak adrenalina każe brnąć dalej w tę opowieść i zobaczyć, czy finał będzie szczęśliwi czy może jednak tragiczny. No i trzeba przyznać, że w tym przypadku autor również nie zawodzi – epilog jest iście zaskakujący! Dlatego jeżeli szukacie naprawdę mocnej i rozbudowanej, aczkolwiek może nie do końca typowej powieści grozy, to Gałęziste powinny sprostać Waszym oczekiwaniom!
Cała recenzja: bookeaterreality.pl
Książką byłam zainteresowana jeszcze zanim pojawił się pomysł na jej wznowienie przez wydawnictwo Vesper. Ale ogromnie się cieszę, że poznałam tę historię w przepięknej i klimatycznej oprawie właśnie tego wydawnictwa, bo pogłębia tylko strach i niepokój doskonale współgrając z treścią książki. Vesper szacun za doskonałą pracę i przerażające ilustracje.
Oprócz uczty dla oczu w powieści znajdziemy też złożoną i mocno rozbudowaną historię, która mrozi krew żyłach i trzyma w napięciu do samego końca.
Z pozoru zwykła wycieczka pary na Suwalszczyznę, która miała zbliżyć ich do siebie, przeradza się w koszmar.
Tomek i Karolina to dość nietypowa para. On jest ateistą i uważa wierzących za osoby zacofane, ona zagorzała katoliczka. Czy taki związek ma szansę przetrwać? Trudno powiedzieć co ich połączyło, bo poglądy na życie mają zupełnie inne i jest to często powód nieporozumień między nimi. W ich przypadku stwierdzenie, że przeciwieństwa się przyciągają staje się prawdziwe.
Mimo, że z punktu widzenia podejścia do wiary bliżej mi do Tomka, to już jego przekonania by uświadamiać chrześcijan, że są w błędzie zdecydowanie nie leży w moich zamiarach. Uważam, że każdy ma prawo wierzyć w co chce, dopóki nie szkodzi tym innym. Nie lubię jednak, gdy założenia chrześcijan mają stanowić o moim ciele czy podejmowanych decyzjach.
U Tomasza denerwujące jest również beztroskie podejście do swojego zdrowia, impulsywność i kwestia wierności swojej partnerce. W tym również się z nim nie zgadzam.
Karolinę za to polubiłam o wiele bardziej. Stara się dbać o potrzeby swoje i Tomka, martwiąc się o niego i pilnując by regularnie mierzył sobie poziom cukru we krwi. Jest osobą z zasadami i nie dba o to, co inni o niej pomyślą. Pomysł na wyjazd wyszedł właśnie od niej i miał na celu uratować ich relację. Jednak okaże się, że to będzie ogromnie trudne wyzwanie.
Autor zabiera nas na wycieczkę po Suwalszczyźnie. Razem z parą zwiedzamy ciekawe i urokliwe miejsca takie jak: wiadukty kolejowe w Stańczykach, Suwalski Park Narodowy oraz jezioro Hańcza, klasztor Kamedułów na Wigrach oraz przechadzamy się po Suwałkach. Poznajemy nawet jezioro Gałęziste, od którego wzięła się nazwa powieści.
W powieści czuje się niesamowity klimat grozy. Mroczny las, mała wioska, o której nikt nie słyszał, dziwni mieszkańcy wsi Białodęby, i to towarzyszące przez cały czas uczucie obserwowania. Szelest liści oraz każdy trzask gałązki w lesie budził we mnie strach i przerażenie. Wykorzystanie również postaci z mitologii słowiańskiej nadaje historii kolejnego wymiaru. Prawda jest taka, że można tę historię odbierać na różne sposoby i tłumaczyć wedle własnych upodobań. Autor dał nam kilka możliwości wyjaśnienia całej historii, ale to w którą uwierzymy to nasza decyzja. Ogromnie podobało mi się, że na wszystkie pytania i wątpliwości znalazłam odpowiedzi. A poczucie osamotnienia bohaterów i skazania ich tylko na siebie, pogłębiała atmosferę horroru.
I to zakończenie, które wprowadza zamęt w głowie i pytanie: ale jak?
Ja nie mam do tej powieści żadnych zastrzeżeń! Moim zdaniem to powieść genialna! I na pewno najlepsza jaką do tej pory czytałam! Fanom horrorów i thrillerów gorąco polecam.
Dziś 7 stycznia, a ja przeczytałam właśnie książkę, która ma ogromne szanse zostać moją książką roku! Tak! Tak! Jestem zachwycona, zauroczona, przestraszona i niewyspana!
Od razu przyznam się, że nie czytałam pierwszego wydania, nie wiem co zostało poprawione i ulepszone, ale wyszło DOSKONALE!
„Gałęziste” to moje trzecie spotkanie z Autorem (w sumie czwarte, bo raz spotkaliśmy się osobiście 😉) i z niecierpliwością wypatruję zapowiedzi kolejnej powieści.
Rzecz dzieje się w czasie Świąt Wielkiej Nocy na Suwalszczyźnie, w małej wiosce Białodęby, bohaterowie to para młodych ludzi, która przyjeżdża z Warszawy, by nieco odetchnąć i poprawić swoje relacje. Nie będzie im dane odetchnąć i na pewno nie takich Świąt się spodziewali!
Autor niezwykle plastycznie i realistycznie opisuje Suwalszczyznę, okoliczne lasy, wioski i jeziora. Nie wiem, czy w najbliższym czasie odważę się wejść sama do lasu… Doskonałe opisy, poczucie strachu, które towarzyszyło mi niemal na każdej stronie – to coś, czego oczekuję od literatury grozy. Tutaj znalazłam to wszystko, czego potrzebuję, by uznać książkę za doskonałą – wartką akcję, świetne postaci, rewelacyjne dialogi, a poza tym szczyptę rozważań filozoficznych oraz odrobinę mitologii i wierzeń słowiańskich. Warto wspomnieć, że nowe wydanie wzbogacone jest o znakomite ilustracje Michała Lorenca (chciałam napisać ‘przepiękne’, ale to chyba nie to słowo 😉)
Jestem pod ogromny wrażeniem i chcę więcej!!!
Karolina i Tomek-para z Warszawy, postanawia odpocząć od zgiełku miasta i spędzić ze sobą trochę czasu. Ona to skromna i spokojna bardzo silnie wierząca w Boga katoliczka, on natomiast to ateista, którego sposobem na życie staje się negowanie wszystkiego, a do większość spraw podchodzi zupełnie bezstresowo. Wspólne chwile maja zbliżyć ich do siebie i pomóc w odbudowie relacji. Na cel obierają Suwalszczyznę. Piękny i malowniczy region nie wita ich jednak z otwartymi ramionami. Podróż która miała być odpoczynkiem już od pierwszych chwil zaczyna się trudnościami. A to dopiero początek serii niefortunnych zdarzeń pełnych zjawisk, których nie sposób zrozumieć, a tym bardziej wytłumaczyć. Czy wyjazd który miał był przyjemnym wypadem okaże się tragiczną pomyłką?
Ponad cztery lata temu Artur Urbanowicz zadebiutował na rynku wydawniczym słowiańską powieścią grozy pod tytułem „Gałęziste”. Fabuła osadzona została na ukochanej przez autora rodzinnej Suwalszczyźnie. Książka zdobyła „Złotego Kościeja”, została nominowana do Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego, jak również znalazła się w finałowej czwórce walczącej o Nagrodę Polskiej Literatury Grozy imienia Stefana Grabińskiego. W związku z tym mogłoby się wydawać że skoro powieść odniosła niezaprzeczalny sukces nie ma potrzeby jej ulepszać i udoskonalać. Nic bardziej mylnego. Autor nie osiadając na laurach postanowił wykorzystać zdobyte doświadczenie i powrócić do swojej debiutanckiej powieści. Tym sposobem książka zyskała wyrazistą okładkę, nowy zredagowany tekst, posłowie Krzysztofa Grudnka i klimatyczne ilustracje w wykonaniu Michała Loranca.
Niestety nie czytałam poprzedniej wersji książki ciężko jest mi się zatem odnieść do efektywności wprowadzonych poprawek, dlatego tez skupię się na swoich odczuciach związanych z ta wersją.
„Gałęziste” to świetna powieść grozy z dobrze przemyślaną wciągającą od pierwszej strony fabułą i nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Akcja która początkowo rozwija się powoli potem, zaczyna nabierać tempa by wreszcie pędzić na łeb na szyje, aż do zakończenia, które jest swoistym ukoronowaniem historii, kropką nad i .
Nie ma tutaj czasu na nudę. Czegoś takiego się nie spodziewałam, ale to właśnie nieprzewidywalność jest jednym z mocnych punktów tej powieści. Niczego nie jesteśmy pewni. Urbanowicz usypia naszą czujność. Cały czas ma sie wrażenie że coś umyka, brakuje jakiegoś kawałka układanki. Niczym wytrawny oszust wodzi nas za nos, by w najmniej spodziewanym momencie zaskoczyć, dzięki ciągłym zwrotom akcji, niedomówieniom i trzymającą w napięciu historią. W efekcie czytelnik nieustannie balansuje na granicy wiedzy, niewiedzy, domysłów i luk wypełnionych przez wyobraźnię.
Język nie jest zbytnio skomplikowany, pełen uproszczeń, co z jeden strony może irytować, z drugiej natomiast sprawia ze ksiązka staje się bardziej przystępna dla czytelnika.
Autor umiejętnie oddaje piękno drogiej mu Suwalszczyzny. Drobiazgowe, ciekawe i barwne opisy przenoszą nas w te niesamowite miejsca. Wszystko razem nadaje tej książce niepowtarzalny klimat przesycony niezwykłym pięknem ale i groza, lękiem i tajemnicą która pobudza wyobraźnię .
Kolejnym mocnym punktem tej książki są bohaterowie. Wyraziści, charyzmatyczni dopracowani. Przedstawieni na zasadzie kontrastu. Idealnie oddane skomplikowane relacje między główną parą bohaterów. Ich rozmowy głównie na temat religii, Boga i wiary pozwalają spojrzeć na nich zupełnie z innej strony, zgłębić ich rysy psychologiczne i uczestniczyć w dyspucie na tle konfliktu światopoglądowego. Co ważne dyskusje te pobudzają do refleksji, a poruszona relacja między religia a nauką tworzy pewien mistyczny, nowy wymiar książki. Bo historia przedstawiona w „Gałęziste” wymyka się schematom, to fantastyczna mieszanka mistycyzmu pod postacią słowiańskich mitów i lokalnych legend stanowiących punkt odniesienia, pięknych opisów przyrody i treści paranormalnych. Autor bardzo sprawie połączył wszystkie te wątki i wplótł w nie losy głównej pary.
Wspaniała opowieść o odwiecznych powiązaniu człowieka z przyrodom, o strachu i o prawdziwym „ja” w sytuacjach niedowyobrażenia.
Nie można zaprzeczyć że Gałęziste to historia niebanalna, pełna magii i sił przyrody. W której zatracona zostaje granica między tym co nierealne a tym co rzeczywiste.
Moim zdaniem pomysł na to by wydać jeszcze raz remake był świetnym pomysłem, bo to kawał solidnej literatury
Jeśli zatem chcecie wybrać się w podróż po mrocznych terenach Suwalszczyzny, poznać słowiańskie legendy, zobaczyć cmentarzysko Jaćwingów i doświadczyć całej gamy emocji to „Gałęziste” będą idealne,
Po bardzo udanym spotkaniu czytelniczym z ,,Inkubem" Artura Urbanowicza postanowiłam sięgnąć po debiutancką powieść autora ,,Gałęziste", ale w nowej, poprawionej wersji.
Karolina Górska, drobna dziewczyna o ognistych włosach i dobrym sercu, studiująca psychologię i Tomek Wawrentowicz, dumny, dobrze zbudowany samiec alfa chorujący na cukrzycę wyruszają z Warszawy na wyprawę w okolice Suwałk. Po licznych przeciwnościach na drodze, w końcu docierają do celu i lokują się w domu w Białodębach, ale tak naprawdę ich przygoda dopiero się zaczyna...
Nie czytałam pierwszej wersji ,,Gałęzistych", dlatego nie mogę porównać obu wersji powieści, ale mogę stwierdzić, że autor w nowym wydaniu skutecznie bawi się z czytelnikiem, dokonuje nagłych zwrotów akcji, a fabuła nie nuży. Opisy są zwarte, dialogi autentyczne i przez całą powieść miałam wrażenie jakbym znajdowała się w klimatycznym ciemnym borze zasnutym mgłą. Bohaterowie osaczeni mrokiem, nieokreślonym złem, przerażeni do szpiku kości pokonują baśniowe ostępy Suwalszczyzny, a wraz z nimi wędruje czytelnik i poznaje słowiańskie legendy, cmentarzysko Jaćwingów i piękną przyrodę. Tomek, Karolina i Anna wciąż odczuwają wokół siebie czyjąś obecność, mają wrażenie że w oddali stoi ,,coś" i gapi się na nich, przekrzywia twarz w złośliwym uśmiechu i podąża za nimi krok w krok. Jeszcze to ,,coś" ich nie dosięgło, nie dotknęło, ale czai się tuż, tuż... Nie wiedzą, czy to ich bujna wyobraźnia, zmęczenie wędrówką, głód i wycieńczenie psychiczne sprawia, że nie mogą odróżnić jawy od snu i balansują na granicy szaleństwa, czy rzeczywiście jakiś demon depcze im po piętach. Racjonalne tłumaczenie tego co przeżywają nie pomaga zapanować nad osaczającym ich strachem.
Powieść Artura Urbanowicza intryguje, zaskakuje klimatem, wzbudza lekki niepokój i działa na wyobraźnię. Wyjątkowy mrok, magia, słowiańskie rytuały, dziewicza wprost przyroda, a do tego lekki styl i zaskakujące zakończenie sprawiły, że bardzo dobrze czytało mi się tę powieść. Serdecznie polecam:)
PRADAWNE ZŁO
Kilka tygodni temu trafiła do mnie książka, która premierę swą miała w 2015 roku. Wydało ją wydawnictwo Novae Res, a autorem jest Artur Urbanowicz. „Gałęziste” to debiut autora. Klimatyczny horror osadzony w realiach Suwalszczyzny.
Tomek i Karolina to para studentów, którzy tuż przed świętami wielkanocnymi wyruszają w podróż na Suwalszczyznę, która ma być dla nich zarówno ekscytującą przygodą , jak i próbą ratowania nieco już osłabionego związku. Karolina to pobożna kobieta, która dużą wagę przykłada do spraw wiary i swoich zasad. Zafascynowana przyrodą i intrygującymi zabytkami odnajduje w rejonie Suwałk mnóstwo miejsc, które ją zachwycają. Z kolei jej partner to osobnik gnuśny, irytujący i nie potrafiący cieszyć się z niczego, no może poza puszką piwa. Tomek jest cukrzykiem, a do swojej choroby i odpowiedniego dawkowania insuliny podchodzi w sposób lekkomyślny. Piękna wiosenna pogoda, malownicze wioski i piękne lasy, które są jednym z bogactw tamtych rejonów skłaniają do spacerów i ciekawych wycieczek. Nasi bohaterowie jednak wolą wszędzie, gdzie to tylko możliwe, przemieszczać się samochodem.
Od samego początku ich wyjazd obfituje w rozmaite perypetie. Gdy dojeżdżają do gospodarstwa agroturystycznego, w którym wynajęli lokum , okazuje się, że na miejscu nikogo nie ma. A to dopiero początek dziwnych i nie dających się logicznie wytłumaczyć zjawisk, których stają się świadkami. Drzewa, które do złudzenia przypominają ludzkie sylwetki . Las, który zdaje się zmieniać swoje położenie. Mieszkańcy wioski, którzy zachowują się w irracjonalny sposób to tylko niewielki ułamek przedziwnych wydarzeń. Co takiego kryje się w lesie? Czy to możliwe, że zamieszkuje w nim pradawny byt?
Od samego początku autor snuje opowieść pełną niedomówień. Prawda miesza się z sennym koszmarem. Zdarzenia, pozornie błahe, w miarę rozwoju akcji zyskują na znaczeniu. Groza narasta. To nie jest horror, który rzuca czytelnika na głęboką wodę. Akcja rozwija się powoli. Pewne wątki zdają się być podrzucanymi przez pisarza, ot tak, mimochodem. W lesie kryje się coś złego. Tajemnicza siła, która nie zdradza swych zamiarów. Bohaterowie błądzą gdzieś między marami i widzeniami, a prawdziwymi wypadkami. Nie wiedzą, co tak naprawdę jest autentyczne. I my także gubimy się w tym. Bardzo umiejętnie mieszane są wątki snów, marzeń i lęków. Fabuła, choć pozornie prosta, przenika między umysłami Karoliny i Tomka, niedopowiedzeniami, przywidzeniami. Bardzo podoba mi się styl prowadzenia narracji. Z jednej strony mamy typowe dla dwójki zżytych ze sobą postaci dialogi, kłótnie, drobne złośliwości i sprzeczki, a z drugiej poznajemy myśli, którymi nie chcą się między sobą wymieniać. Dzięki temu zabiegowi czytelnik ma podwójną okazję uczestniczenia w zdarzeniach : jako uczestnik i osoba stojąca z boku. To bardzo przemyślany i sprawny trik . Wnikamy w tę opowieść. Wraz z naszymi studentami błądzimy w tych lasach i boimy się ich. Prawda, do której powoli się zbliżamy, okaże się zaskakująca i przerażająca. Demony, które władają siłami przyrody. Pierwotne wierzenia, które sprawiają, że ciało przenika złowieszczy dreszcz. I ludzie, dla których lęk jest motorem napędowym ich działań.
Nastrój jest istotnym i jednym z najmocniejszych punktów tej powieści. Arturowi Urbanowiczowi udało się wykreować klimatyczną, lekko baśniową, mroczną historię, która nie opiera się na agresywnym atakowaniu czytelnika mordami, brutalnością i krwią. To misternie skonstruowana pieśń opierająca swe takty na tym, co niewypowiedziane, złowrogie, mistyczne. Atmosfera narastającego strachu, plejada przedziwnych postaci i wypadki, które mogą zachwiać poczuciem rozsądku każdego człowieka składają się na powieść niezmiernie interesującą i pasjonującą. Podoba mi się ta gra napięciem. Książka jest bardzo solidnie przemyślana i czyta się ją naprawdę bardzo dobrze. Wyważony klimat i ciekawe prowadzenie narracji przykuwają uwagę. Niekwestionowaną zaletą powieści jest osadzenie jej w naszych rodzimych realiach. Piękne bujne lasy, jeziora, stare młyny – Artur Urbanowicz włożył mnóstwo serca w pokazanie nam piękna i surowości swojego regionu. Osadzenie akcji na Suwalszczyżnie to strzał w dziesiątkę. Dla osób takich jak ja , które nie miały jeszcze w swym życiu okazji odwiedzenia tego regionu, to interesująca literacka podróż. Wierzenia i legendy tych miejsc pobudzą wyobrażnię każdego poszukiwacza przygód.
Wspomniałam o umiejętnie tworzonym przez autora napięciu i to napięcie, niestety,wytraca w końcówce książki. Myślę, że większa atmosfera niedopowiedzenia byłaby lepszym zwieńczeniem tej opowieści. Być może ten fakt wpłynąłby na niższą notę tej książki, gdyby nie to, że „Gałęziste” to debiut. I to bardzo mocny. Myślę, że jeśli ktoś debiutuje w tak udany sposób, to można więcej wyrozumiałości wykazać w krytyce. Najważniejsze jest, że finał okazał się dużym zaskoczeniem, a nawet jest nieco szokujący. Mnóstwo pozytywnych wrażeń wywołała we mnie ta lektura i z czystym sercem polecić mogę ją każdemu. Oryginalny pomysł, ciekawe miejsce akcji i dobrze stworzeni bohaterowie, którzy choć bywają irytujący, to dzięki temu są prawdziwsi. Bardzo dobra powieść, która na pewno dostarczy wrażeń miłośnikom tajemnic i wysublimowanej grozy. Oceniam na 5. Diabeł poleca.
Tomek i Karolina, dwoje studentów z Warszawy, w wielkanocną przerwę świąteczną wybiera się na Suwalszczyznę w celu podratowania związku. Już od samego początku ich wyprawa nie przebiega szczęśliwie - najpierw cukrzyk Tomek dostaje ataku hipoglikemii, następnie okazuje się że gospodarstwo w którym mieli nocować jest kompletnie opuszczone...Co jeszcze czeka ich podczas tej podróży? Kim okaże się zjawiskowa Natalia i jej rodzina, u której otrzymają schronienie? I co ma z nimi wspólnego zaginiona jakiś czas temu w suwalskich lasach poznańska lekarka Anna Żukowska?
"Gałęziste" to mało straszny horror, co nie znaczy że fakt ten czyni z niego złą powieść. Wręcz przeciwnie, pojawiające się powoli niepokojące zjawiska paranormalne tworzą swego rodzaju układankę, którą rozwikłać może tylko najbardziej dociekliwy czytelnik. Napięcie budowane jest tu powoli, przez jakieś 3/4 książki mamy zatem zwyczajną powieść obyczajową z przewijającymi się w coraz częściej epizodami nadprzyrodzonymi.
Oś powieści stanowi jednak nie ten dziwny, tajemniczy i coraz straszniejszy świat, lecz stosunek do wiary głównych i niektórych drugoplanowych bohaterów. Karolina jest praktykującą chrześcijanką, jej chłopak zatwardziałym ateistą, a spotkany przez nich przypadkowo pan Andrzej agnostykiem. Wszyscy troje, niewzruszeni w swych poglądach, stają wreszcie "oko w oko" można by rzec z jeszcze jednym wyznaniem. Jest nim pogańska wiara pradawnych Jaćwingów zamieszkujących podlaskie ziemie we wczesnym średniowieczu. Okazuje się, że nie wszyscy Jaćwingowie wymarli, a ci którzy pozostali chcą odbudować dawną potęgę praktykowanego kultu i zemścić się na chrześcijanach odpowiedzialnych - ich zdaniem - za zagładę tego plemienia. Dadzą oni całej trójce, a przede wszystkim do bólu "niewiernemu" Tomaszowi nowe spojrzenie na niejednoznaczność dobra i zła oraz rangę religii w życiu człowieka.
Przyznam że książka Artura Urbanowicza przypadła mi do gustu, mimo że nie przepadam za horrorami. Jednak - precyzując - nie lubię horrorów głupich, z wyskakującymi z każdego kąta wampirami, demonami i tym podobnymi stworami (dobrze, tutaj potwory też są, ale pod koniec powieści poznajemy stricte naukowe wyjaśnienie ich pojawiania się), jednak "Gałęziste" to horror poruszający wiele istotnych problemów. Oprócz zagadnienia różnego stosunku wobec religii podjęta jest kwestia wiary versus "szkiełka i oka", a także, między wierszami, ekologii i kary która spotyka ludzi niszczących życiodajną przyrodę. Interesujący jest również motyw pogańskiego plemienia Jaćwingów, o którego istnieniu dowiedziałam się właśnie z "Gałęzistego". Miło że autor wyszedł poza oklepany już dziś schemat przeciwstawiania sobie na przykład chrześcijaństwa i islamu i poszukał do stworzenia potrzebnego mu kontrastu wierzenia pradawnego i prawie dziś już zapomnianego. Ciekawie budowane są tu też postacie, Tomek i Karolina stanowią swoje przeciwieństwa zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i o charakter. Ich perypetie to też piękna historia miłosna pokazująca, że prawdziwie kochający się ludzie mogą żyć ze sobą pomimo ogromnych nawet różnic, troszczyć się o siebie i walczyć jedno o drugiego wiedząc, że bez siebie nie przeżyją (dosłownie i w przenośni). Książka pisana jest przy tym dynamicznym, młodzieżowym językiem, charakterystycznym dla współczesnych studentów.
Prawdę mówiąc, jedyne co mi się w tej książce nie podobało to zakończenie - durne, idiotyczne, pozbawione jakiejkolwiek logiki i sensu, psujące dość pozytywne przesłanie powieści i jakby na siłę pokazujące, że zło i tak zawsze zwycięży. Zupełnie nie rozumiem, po co autor dopisał ten pożal się Boże "Epilog", skoro bez niego "Gałęziste" miało o wiele ciekawsze, otwarte i nieoczywiste jak cała historia zakończenie.
Polecam "Gałęziste" wszystkim wielbicielom horrorów, zwłaszcza tych z górnej półki, ale też i miłośnikom powieści obyczajowych, którzy nie byli do tej pory do horrorów przekonani. Powieść Artura Urbanowicza łączy te dwa gatunki pokazując, że doskonale mogą one ze sobą współgrać. W końcu w każdym prawdziwym życiu zdarzają się czasami epizody horroru, a dobry horror da się wytłumaczyć zjawiskami z życia.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści": http://swiat-powiesc.blogspot.com/
W ostatnim czasie na polskim rynku książki znacznie przybyło dobrych kryminałów, ciągle jest dużo średniej jakości książek obyczajowych i zdecydowanie zbyt wiele przeciętnych romansów. Z tych popularnych gatunków chyba najmniej mamy powieści grozy, przyzwoitych horrorów czy thrillerów. Artur Urbanowicz wypełnia jedno z wolnych miejsc swoim debiutem – „Gałęzistym”.
Będący od kilku lat w związku studenci, Karolina i Tomek, wybierają się na świąteczną (Wielkanoc) wyprawę na Suwalszczyznę. Te wspólne kilka dni sam na sam z przyrodą mają poprawić ich relację. Para przeżywa bowiem lekki kryzys, być może wynikający z coraz większych różnic między nimi. Ona jest symbolem czystości, niewinności i wrażliwości, on zaś jej całkowitym przeciwieństwem. Podczas gdy Karolina jest odpowiedzialna i troskliwa, Tomek woli korzystać żyć tu i teraz. Największą zadrą jednak jest ich podejście do świata w ogóle, szczególnie do religii. Studentka psychologii jest katoliczką respektującą wszelkie zasady wiary, przyszły matematyk z kolei deklaruje ateizm. Zresztą jego niechęć możemy dostrzec już w warstwie językowej.
Od początku podróż pełna jest niebezpiecznych przygód. Gdy udaje im się szczęśliwie dotrzeć do celu, okazuje się, że muszą szukać zastępczego miejsca na nocleg. Trafiają pod dach ponętnej Natalii i jej babci, której właśnie zmarł mąż. W domu Prusów bohaterowie czują się nieswojo, co rusz nawiedzają ich złe sny, doznają omamów, przeczuwają czyjąś obecność, przeżywają zdarzenia z pogranicza rzeczywistości i wyobraźni. Te niezwykłe doznania potęguje wszechobecny, złowrogi i surowy las. Karolina i Tomek zwiedzają głównie miejscowe pomniki natury, rezerwaty przyrody nieświadomi, że naruszają czyjąś przestrzeń i są bacznie obserwowani.
Świetnym pomysłem jest stopniowe zawężanie miejsca akcji, uwięzienie postaci w mrocznym i nieprzewidywalnym lesie, który upomina się o swoje i pochłania ofiary. Karolina i Tomek spotykają tu innych bohaterów, m.in. Annę Żukowską, od kilkunastu dni błąkającą się, nieskutecznie próbującą opuścić złowrogie miejsce. Kobieta jest na skraju wycieńczenia, głównie psychicznego. Ale poza fizycznymi istotami są tu jeszcze inne byty. Czy można wygrać z potęgą natury? Czy możliwe jest unicestwienie demona? A co jeśli to my nosimy w sobie zło?
Urbanowicz jest niesamowity w budowaniu napięcia. Z wyczuciem mistrza, stopniowo i konsekwentnie, realizuje swój plan. Ukazuje rozmaite sytuacje, w których główną rolę grają celowe niedopowiedzenia. Gdy wyobraźnia czytelnika zostaje pobudzona, autor ucina spekulacje – rzeczowo wyjaśnia sytuacje, a więc uspokaja akcję (odbiorca wtedy wypuszcza oddech i czuje się już komfortowo). I dopiero wtedy należy się bać, bo to tylko pozorne wyciszenie. Kolejne sceny potwierdzają już, że pisarz maksymalnie potęguje niepokój, uderza w nas ze zdwojoną siłą. Szczególnie podoba mi się fakt, że w tej fabule najbardziej przerażające jest to, czego nie ma. Postacie boją się, gdy zobaczą kogoś (coś) obcego i nienaturalnego, ale w panikę wpadają dopiero, gdy dany obiekt nagle znika z ich pola widzenia.
Ta fantastyczna atmosfera to również niezwykła sceneria. Akcja osadzona została w budzącym grozę lesie, mamy tu cmentarzysko, stare domostwa, zapomniane zakątki, tajemnicze jezioro – już same te miejsca przyprawiają o gęsią skórkę. Również postacie przyczyniają się do zintensyfikowania odpowiednich wrażeń – np. tajemnicza Natalia, milcząca babcia, pan Andrzej. Ich zachowanie każe trzymać się na dystans i uważnie przyglądać się rozwojowi sytuacji. Irytująca jest jedynie para głównych bohaterów – przy czym w finale Tomek nieco się rehabilituje za nijakość przez większość fabuły.
Jestem pod wrażeniem zamysłu autora i ambicji stworzenia powieści wielopłaszczyznowej. Opowieść grozy, niebezpieczne przygody to jedna warstwa. Drugą jest historia i geografia, a więc wszelkie wzmianki o Suwalszczyźnie i jej bogactwie oraz dziedzictwie. Odkrywanie skarbów natury wraz z bohaterami, wędrówka w głąb historii Jaćwingów, a także miejscowe legendy, mitologia słowiańska. Dostrzegam także trzecią – to swoista gra z czytelnikiem, zabawa konwencjami, korzystanie ze skrótów myślowych, aluzji i subtelnych metafor. Jakby Urbanowicz między wierszami mówił „zobacz, ile tu ukryłem, podejmiesz wyzwanie?”. Być może to tylko moje czytelnicze drążenie w powieści i odurzenie intertekstualnością, ale zauważam w „Gałęzistym” dystans pisarza i pewną przekorę. Świadczą o tym choćby wszelkie odwołania do książek, filmów, religii, świata sportu, reklam oraz baśni (np. motywy z utworów baśni Grimm – np. z „Czerwonego Kapturka”, „Kopciuszka czy „Jasia i Małgosi”).
Równie fascynujące od tego, o czym pisze Urbanowicz jest to jak pisze. Nie mam tu na myśli tego zbyt współczesnego, nieco irytującego slangu młodzieżowego, zdrobnień czy wulgaryzmów, ale świadomość językową autora. Może i jego pióro nie jest jeszcze do końca wyrobione, ale pisarz doskonale zdaje sobie sprawę, że w tej materii można naprawdę wiele zdziałać. Sporo informacji uzyskujemy właśnie dzięki narracji (by coś lub kogoś scharakteryzować albo uwypuklić daną cechę wcale nie trzeba posiłkować się nudnymi opisami lub sztucznymi dialogami).
Artur Urbanowicz pokazał się z bardzo dobrej strony. Jako debiutant udowodnił, że chce podbić literacki rynek pozycjami ciekawymi, oryginalnymi, w których stawia na rodzimą historię oraz związki wyobraźni z rzeczywistością, człowieka z przyrodą, jawy i snu, elementów nadprzyrodzonych z prawami natury, wiary z pogańskimi zwyczajami. Polecam odkrywanie bogactwa „Gałęzistego” i baczne śledzenie dalszych pisarskich poczynań autora.
Recenzja znajduje się również na www.zksiazkadolozka.blogspot.com
Przygodę z powieściami grozy rozpoczęłam od... polskiej literatury! Czy popełniłam błąd i zniechęciłam się już na starcie?
Karolina i Tomasz wyruszają na wycieczkę, by podreperować swój związek. Trafiają do miejsca, gdzie las żyje odrębnym życiem i ma złowrogi wpływ na swoich mieszkańców. Czy uda im się opuścić to miejsce w szczęściu i miłości? Czy tajemnicza postać i dziwne, nietypowe sny odpuszczą?
Najlepszą scenerią do czytania tej książki jest las... nocą. Ja niestety czytałam to w domu, w dodatku pod pościelą. Dla lepszego efektu czytałam to w nocy, gdy za oknem gałęzie rozszalały się w swoim głośnym tańcu. Czy poczułam dreszcz ekscytacji? Tak i nie.
Początek mnie ogromnie wynudził. Pierwszy rozdział był zapowiedzią niesamowitej przygody w ciemnym, mrocznym lesie. Szkoda tylko, że został tak nagle urwany. Później mamy treść bliżej nieokreśloną, nieodbiegającą od powieści obyczajowej, gdy nagle... znów powraca klimat grozy i niepewności. I dla tych momentów warto czytać debiutancką powieść Artura Urbanowicza. Nie ukrywam, że potrafi on wprowadzić w stan bliski przerażeniu.
Autor dobrał do powieści dwa sprzeczne charaktery, które podkręcają ogień w treści. Ich ciągłe kłótnie i wewnętrzne rozterki sprawiają, że „Gałęziste” stało się książką wielowątkową. Miałam problemy z akceptacją ich zachowania, często również mnie irytowali – zwłaszcza Tomasz. Nie rujnuje to jednak powieści, ponieważ dobrze wykreowana postać to nie tylko taka, którą pokochamy od pierwszej kartki, a także taka, która wzbudza jakiekolwiek emocje. Nawet te negatywne.
Akcja osadzona jest na Suwalszczyźnie, a doskonałe opisy przyrody i miejsc, które odwiedzają nasi bohaterowie, potęguje uczucie niepokoju, wprowadzając wyobraźnię w aktywny stan. Były momenty, kiedy te opisy niepotrzebnie się wydłużały, przez co zaskoczenie czy strach słabły, a na ich miejsce pojawiała się konsternacja i znudzenie. Jednak tak pobudzały one mój umysł, że jestem skłonna przymknąć na to oko. Autor doskonale maluje słowem obrazy.
Małym zdziwieniem może być to, że nie zwróciłam uwagi na to, co innych w tej powieści często odstraszało – na wulgaryzmy. Jako że mamy parę współczesnych studentów, to wydaje się być to nieuniknione, naturalne. Dlatego powinien należeć się dodatkowy plus dla Pana Artura za doskonałe wczucie się w rolę.
Momentami było strasznie, było bez śmiałości i chłodno. Nigdy wcześniej szelest liści nie działał na mnie tak, bym czuła się zagrożona i przerażona. Zakończenie urwało głowę i wbiło w fotel. Musicie zapamiętać jedną zasadę: Nie wierzcie w swoje początkowe przypuszczenia.
"Znaczycie mniej niż mrówki".
Blogowe recenzje potrafią skusić do złego… Zachęcona wieloma bardzo pozytywnymi opiniami o tej książce, z wielką radością i z równie wielkimi oczekiwaniami rozpoczęłam jej lekturę. Aura za moim oknem w postaci deszczowej i ponurej pogody oraz umiejscowienie mojego domu w lesie, sprzyjały głębszemu przeżywaniu klimatu grozy, jaki zaserwował mi autor. "Gałęziste" okazało się więc trafionym, literackim wyborem.
Artur Urbanowicz to matematyk, informatyk i wykładowca na Uniwersytecie Gdańskim. Od najwcześniejszych lat uzależniony od pisania, fascynujący się horrorem pod każdą postacią. Jest chorobliwym perfekcjonistą. Jego zdaniem literatura powinna pełnić w głównej mierze funkcję rozrywkową. "Gałęziste" to jego debiut literacki.
Tomek i Karolina to dwójka młodych ludzi, którzy w okresie Triduum i Świąt Wielkanocnych wyjeżdżają na Suwalszczyznę, by ratować swój związek. W wyniku splotu pewnych okoliczności, bohaterowie trafiają do wsi Białodęby, gdzie nocują w domu zlokalizowanym przy cmentarzu. Już od pierwszej chwili wokół pary mają miejsce dziwne zjawiska, które kryją w sobie mroczną tajemnicę.
Słowiańska powieść grozy, jaką szumnie nazwano debiut Artura Urbanowicza już swoim mocnym początkiem zachęciła mnie do jej wnikliwej lektury. A dalej było równie mrocznie i makabrycznie, gdyż umiejętne ukazanie przez autora przenikających się dwóch światów – paranormalnego i rzeczywistego, wzbudzało we mnie wielokrotnie dreszcze. Osadzenie przez autora akcji swojej książki na Suwalszczyźnie oraz nawiązanie do lokalnych wierzeń i legend, zwiększyło moje zadowolenie z lektury, gdyż rzadko mam okazję poczuć tak dobrze oddany klimat grozy zlokalizowany w naszych, rodzimych stronach. Uwielbiam ten stan, gdy książka serwuje mi tyle głęboko odczuwalnych emocji – strachu, tajemnicy i makabry. Muszę się wam także przyznać do tego, że po przeczytaniu jednej z fabularnych scen, bałam się pójść do łazienki i spojrzeć w lustro.
"Gałęziste" to oprócz wymiaru typowo rozrywkowego, także książka, w której znajdziecie wiele treści dotyczących kwestii wiary i istnienia samego Boga. Artur Urbanowicz kreując sylwetki dwójki głównych bohaterów – ateisty Tomka oraz zagorzałej katoliczki Karoliny, którzy tworzą związek, co chwilę ścierał ze sobą te dwa, zupełnie odmienne sposoby patrzenia na życie. Pełno w tej książce ciekawych i przede wszystkim poważnych dyskusji na ten temat, wyzwalających głębsze refleksje.
Artur Urbanowicz zastosował dość ciekawy zabieg w postaci ukazania myśli bohaterów. Nie mogę jednak ukryć, że autor przesadził ze zbyt kolokwialnym językiem, jakim porozumiewali się ze sobą bohaterowie. Taka stylizacja jest oczywiście zasadna w przypadku bohaterów w tak młodym wieku, jednak podczas lektury odczułam przesyt takich słów jak "ja jebię" czy "kurwa".
Zakończenie historii pobytu na Suwalszczyźnie jest takie jakie powinno być w tego typu prozie – zaskakujące, wywołujące niedowierzanie, nieprzewidywalne. Z takiego debiutu można być naprawdę zadowolonym. "Gałęziste" spełniło moje oczekiwania czytelnicze, a do tego zachęciło do poznania Suwalszczyzny.
Karolina, studentka psychologii, namawia swojego chłopaka Tomka na wycieczkę na Suwalszczyznę. Ma nadzieję, że kilka dni spędzonych razem w pięknej, odmiennej scenerii sprawi, że ich związek odżyje. Ekscytują ją spacery po lesie, jeziora, przeróżne zabytki. Tomek tymczasem nastawia się na nudę. Żadne z nich nie podejrzewa, że między drzewami czai się coś złowrogiego – coś, czego nigdy się nie spodziewali.
„Gałęziste” kusi od samego początku. Kusi okładką, opisem, zapowiedzią dreszczy na plecach i specyficznym klimatem Suwalszczyzny. Przyznam szczerze, że ten region jest mi kompletnie nieznany, nigdy tam nie byłam, a po przeczytaniu książki Artura Urbanowicza chyba dwa razy się zastanowię, zanim rzeczywiście tam pojadę.
Już sam początek zapowiada akcję, która będzie rodziła kolejne pytania. Pierwsze kilkadziesiąt stron dało mi złudne wrażenie, że wiem, co mogę zastać dalej. I wydawało się to całkiem banalne. Trzeba przyznać, że las to jedno z wielokrotnie przerobionych w horrorach i thrillerach miejsc akcji. Nie dziwi mnie to, bo jako osoba wychowana na wsi zdaję sobie sprawę, że lasy potrafią być zarówno urokliwe i przyjazne, ale też zwodnicze i przerażające. To sprawiło, że ze spokojem czytałam dalej, z zimną krwią przyjmując kolejne sygnały świadczące o tym, że dzieje się coś niedobrego. Wówczas dotarłam do punktu kulminacyjnego i odkryłam, że moje stalowe nerwy puszczają.
Muszę zaznaczyć, że w „Gałęzistym” natrafiłam na wiele dłużyzn. Doceniam wielowątkowość tej powieści – autor nie skupił się wyłącznie na tematyce paranormalnej, starał się prowadzić dialog z czytelnikiem na różnych płaszczyznach. Podobały mi się dyskusje na temat wiary (Karolina jest bardzo wierząca, Tomek to zatwardziały ateista) czy opisy poświęcone zakątkom, które zwiedzali bohaterowie. Czasem wpisywałam w googlach nazwy niektórych miejsc, żeby obejrzeć zdjęcia i lepiej wczuć się w akcję. Umieszczenie fabuły w rzeczywiście istniejących punktach dodało książce smaczku. Jednocześnie trochę się naczekałam, zanim wydarzenia zaczęły się bardziej dynamizować. Moją ciekawość podtrzymywały regularnie rozmieszczone wskazówki autora, które podsycały rosnący niepokój. Przez większość czasu byłam jednak dość sceptyczna i nie sądziłam, że później się to zmieni. Cóż... Dawno się tak nie pomyliłam.
Każdą, nawet najdrobniejszą niedogodność wynagrodziło mi to, co zaczęło się dziać na ostatnich dwustu stronach. Były sceny, które sprawiały, że bałam się rozglądać nawet po własnym pokoju, a trzeba powiedzieć, że przy czytaniu nie tak łatwo mnie przestraszyć. Wątki zaczęły się rozwiązywać w niesamowity, pełen grozy sposób. Nagle niczego nie mogłam być pewna, wszystko działo się szybko i powodowało, że mocniej zaciskałam palce na książce. Autor świetnie wykorzystał regionalne legendy i lokalną historię, wplatając je do fabuły tak umiejętnie, że klimat stał się niepowtarzalny. Mój początkowy dystans stopniał błyskawicznie, bo książka zaskakiwała mnie raz po raz, zwłaszcza że niektórzy bohaterowie okazali się kimś zupełnie innym, wcześniej nic nie wskazywało na ich prawdziwą tożsamość. A już samo zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel. Po raz kolejny ryzykowałam podejrzenie, że finał będzie bardzo prosty i oklepany – że po prostu wszystko skończy się szczęśliwie. Tymczasem niespodziewany zwrot akcji na ostatnich stronach zupełnie wytrącił mnie z równowagi.
Pod względem technicznym było naprawdę dobrze. Styl jest niezły, zdarzały się pewne zgrzyty, ale nie było w tym niczego, czego nie dałoby się poprawić. Bardzo przypadły mi do gustu dialogi, są w stu procentach naturalne, ani trochę wymuszone; m.in. dzięki nim tak łatwo poznać poszczególnych bohaterów. Skoro już o nich mowa: postacie są skonstruowane konsekwentnie i barwnie. Często wzbudzają ambiwalentne uczucia, bo jak prawdziwi ludzie z krwi i kości mają zarówno zalety, jak i wady. O dziwo jednak najbardziej znienawidzonym przeze mnie bohaterem był... Tomek. Jego zachowanie w stosunku do Karoliny sprawiało, że miałam ochotę go uderzyć. Na dodatek coś się zdecydowanie poprzestawiało w jego systemie wartości. Nawet najczarniejsze charaktery z tej książki nie wzbudzały we mnie tylu negatywnych uczuć.
„Gałęziste” to umiejętnie skonstruowana powieść, choć niepozbawiona słabszych punktów. Wykorzystuje znane z powieści grozy motywy, jednak wyznacza wśród nich własną, oryginalną ścieżkę. Nawet jeśli trochę się pomęczycie przed dotarciem do właściwej akcji, warto poczekać. Kolejne strony zafundowały mi mnóstwo emocji i niezłego stracha. Dla wielbicieli thrillerów paranormalnych będzie jak znalazł.
A, jeszcze jedno. Obyście nigdy nie spotkali Jaćwingów w niewłaściwym czasie.
Tomek i Karolina postanowili spędzić Wielkanoc na Suwalszczyźnie. Kilkudniowy wyjazd miał ponownie zbliżyć ich do siebie i ożywić związek, w którym powiało chłodem. Od początku wyprawa daleka jest od ich wyobrażeń- skłania się raczej ku koszmarom kojarzonym z filmami grozy.
Po „Gałęziste” sięgnęłam wiedziona wielką ciekawością, dopatrując się w tej książce specyficznej i wyróżniającej ją na tle innych polskich powieści fabuły. Połączenie różnorodnych gatunków zaintrygowało mnie szczególnie. W takich powieściach nigdy nic nie jest oczywiste i przewidywalne. Miałam wielkie nadzieje i duże oczekiwania. I nie zawiodłam się.
Przyznam szczerze, że na początku nie zaiskrzyło. Nie do końca mogłam poczuć ten klimat, a książkowi bohaterzy nieco mnie drażnili. I… nie jestem nawet pewna, kiedy te odczucia zeszły na dalszy plan, a następnie zupełnie zniknęły. Czytałam szybko, niecierpliwie pragnąć poznawać kolejne wydarzenia. Pochłonął mnie mrok, opanował strach. Musiałam trochę ze sobą powalczyć, by zepchnąć na bok własną bojaźliwość, ale było warto.
Tak. Podczas czytania odczuwałam niepokój. Udzielał mi się klimat grozy, na własnej skórze odczułam obecność książkowych upiorów. Autor zbudował mroczną i przepełnioną nieprzyjemnymi emocjami powieść, jakiej nie mógłby się powstydzić żaden pisarz z dużym doświadczeniem, a mowa tutaj przecież o kimś, kto tak naprawdę stawia swoje pierwsze kroki!
Czy znacie to uczucie, kiedy w drodze do łazienki gorączkowo szukacie włącznika światła, obawiając się spojrzeć za siebie?
Czy wiecie jak to jest, kiedy nieśmiało myjecie zęby, zastanawiając się, czy spojrzenie w lustro okaże się dobrym pomysłem?
Tak wpłynęła na mnie ta książka. Obawiałam się własnego cienia. Dawałam się ponieść wyobraźni. Wrócił strach przed koszmarami mieszkającymi pod łóżkiem. I czytałam dalej. Owszem, jestem bojaźliwa. I nie lubię horrorów. Ale nie mogłam się oprzeć. Historia stworzona przez Urbanowicza była dla mnie na tyle intrygująca, że zmierzyłam się z własnym strachem, by móc poznać jej rozwinięcie i zakończenie. Choć jestem pewna, że byłaby to także wielka gratka dla osób lubujących się w takich powieściach.
Kolejne strony przedstawiają szereg przerażających wydarzeń z udziałem Karoliny i Tomka. Do tej pory upiorne opowieści, których akcja rozgrywała się w lesie, znałam jedynie z filmów. Zagłębienie się w książkę dało mi jednak o wiele bardziej obrazowe i emocjonalne odczucia. Autor wspaniale stopniuje napięcie, zaskakując zwrotami akcji i wprowadzając wątki dodatkowo wzbogacające akcje. Ta książka nie byłaby tak dobra bez istotnego obyczajowego tła i informacji dotyczących Suwalszczyzny. Z przyjemnością wymieniłabym kilka cennych elementów i garść interesujących ścieżek, którymi za Urbanowiczem podążałam, szkoda mi jednak odbierać to innym czytelnikom.
Duże znaczenie miało dla mnie zakończenie książki. Zupełnie nie spodziewałam się, że autor wybierze takie rozwiązanie i w ogóle, ani przez chwilę, nie przyszło mi wcześniej do głowy, że można by pokierować akcją w ten sposób. Zbliżając się do zakończenia otrzymaliśmy odpowiedzi na wszystkie pytania i uniknęliśmy jakichkolwiek niedomówień czy niepewności, co także zasługuje na pochwałę.
Chętnie napisałabym więcej, tylko po co? Warto samemu przeczytać i ponapawać się tą opowieścią- bardzo przemyślaną, przyjemnie opowiedzianą, odpowiednio dopracowaną. Ciężko przyczepić mi się do czegokolwiek- nie dlatego, że nie chcę, po prostu nie ma do czego.
Thrillery to książki, które jakiś czas temu zyskały moją sympatię. Potrafią trzymać w napięciu, wywoływać wielkie emocje, chwile uśmiechu, zwątpienia, słone łzy oraz targać nerwy czytelnika. Najczęściej książki z tego gatunku, które stoją na mojej półce i nad którymi się zachwycałam, pochodzą z rąk zagranicznych autorów. Cieszy mnie to, że moi rodacy coraz częściej piszą i to dobrze piszą, a kolejne debiuty stają się coraz ciekawsze. Dziś pragnę podzielić się z Wami moją opinią na temat thrillera polskiego autora, debiutanta, który na dodatek swoją fabułę osadził w Polsce. Czy to go nie zgubiło?
Artur Urbanowicz, kto to taki? Matematyk, informatyk i wykładowca na Uniwersytecie Gdańskim. Swoją pierwszą powieść napisał w wieku 14 lat. Od dziecka uzależniony od pisania, wymyślania różnych historii i zafascynowany gatunkiem horroru pod każdą jego postacią. Wychodzi z założenia, że literatura ma pełnić funkcję przede wszystkim rozrywkową, więc w swoich tekstach stawia na lekkość, bawienie czytelnika, manipulowanie nim i obowiązkowe zaskoczenie na końcu. Chorobliwy perfekcjonista. Jego kolejna książka ma się ukazać pod koniec 2016 roku. [opis autorski]
Akcja powieści rozgrywa się na Suwalszczyźnie. Karolina i Tomek, młodzi i ambitni po studiach postanawiają zatroszczyć się o swój związek. Wyruszają w odludne miejsce i tak trafiają do wsi Białodęby, a dokładnie do pensjonatu znajdującego się tuż obok cmentarza. Nie mija dużo czasu, a zaczynamy być świadkami dziwnych incydentów. Zwidów, tajemnic, snów... Zaczyna się robić coraz bardziej tajemniczo, mrocznie i strasznie...
Lubicie czytać debiuty? Często spotykam się z opinią, że ludzie nie lubią sięgać po debiuty, ponieważ nie wiedzą czego się spodziewać po autorze. Cóż, coś w tym jest. Ja jednak mam na odwrót. Lubię poznawać debiutanckie powieści, dzięki którym od początku mogę wyrabiać sobie zdanie o autorze i jego twórczości. Wiedzieć jak się rozwija i zmienia z każdym kolejnym dziełem. Tym razem szansę dałam Arturowi Urbanowiczowi i wiecie co? To była kolejna dobra decyzja. Gdybym nie wiedziała, nie powiedziałabym, że to pierwsza wydana książka autora. Spisał się naprawdę dobrze.
Czego oczekuję po thrillerze, sensacji? Może nie zupełnie nowej, oryginalnej fabuły, bo wiem, że o taką bardzo ciężko. Wymagam jednak odpowiedniego napięcia, porządnych emocji i choć odrobiny dreszczu, który pozostawi przez chwilę gęsią skórkę na moich rękach.To wszystko udało się autorowi. Po niezwykle intrygującym opisie zabrałam się za lekturę. Od samego początku odczułam dobrze poprowadzone tempo i rosnące z każdą chwilą napięcie. Cieszę się, że w miejscu, w którym aktualnie przebywam nie ma żadnych lasów (zazwyczaj ubolewam nad tym faktem), ale dziś jest inaczej. Kocham lasy, jednak po skończonej opowieści po prostu bałabym się tam wejść! Pisarzowi udało się również pobudzić moje emocje. Nie wbiły mnie one w fotel, jednak były bardzo przyjemne, podobnie jak dobrze poprowadzony wątek obyczajowy. Ta książka nie jest mocnym horrorem (których nie lubię!), a połączeniem thrillera z powieścią obyczajową i elementami paranormalnymi, które tutaj mnie zaskoczyły. `
Karolina i Tomek to świetnie wykreowana para bohaterów. On niecierpliwy i szybko się denerwujący, a ona miła, uczynna i spokojna. Idealnie się uzupełniają i przyciągają sympatię czytelników. Skrajne charaktery jednak nie ułatwiają im znalezienia klucza do szczęścia i furtki, za którą kryje się idealna (dla nich) przyszłość.
To, co najbardziej mnie zauroczyło to opisy Suwalszczyzny. Nigdy tam nie byłam i chętnie kiedyś odwiedzę jej okolice. Sposób jednak, w jaki autor opisał bardzo dobrze sobie znane miejsce jest wyjątkowy i magiczny. Uważam, że wielu autorów powinno brać z niego przykład - osadzać fabułę swojej powieści w miejscu, które się bardzo dobrze zna, dzięki czemu można oddać jego głębię, magię i sprawić, że czytelnik bez problemów przeniesie się w najdalsze zakamarki świata.
Gałęziste to debiut, który stawia wysoko podniesioną poprzeczkę autorowi na jego twórczej ścieżce. To powieść, która trzyma w napięciu od początku, niemal do samego końca, przenosi czytelnika do wspaniałego miejsca i porusza emocje. Przy tej książce nie sposób się nudzić. I... uważajcie na lasy! Polecam.
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Karolina i Tomek wyjeżdżają na krótki urlop. Zjawiskowe krajobrazy Suwalszczyzny mają uatrakcyjnić im prace nad wspólną przyszłością. Tam można spotkać najdzikszą przyrodę i zupełnie przypadkowo natrafić na rusałki czy ogniki, które zmylą nam dojście do właściwej trasy. Idealne miejsce na refleksje nad swoim życiem i tym, co dla nas najistotniejsze. Zero zasięgu, zero Internetu, tylko ich dwoje i przyroda. Wyjechali tam, by naprawić swój związek, ale czy ta wycieczka scementuje ich nadszarpnięte relacje czy zweryfikuje ich poglądy na wspólne życie razem?
Karolina jest mocno wierzącą dziewczyną. Studiuje psychologię i próbuje wcielać jej metody w życie. Jej postać możemy obserwować z różnych perspektyw, łącznie z jej samokrytyką. Wyjazd z Tomkiem, był jej pomysłem, który miał zacieśnić ich relację. Od początku wszystko idzie w przeciwnym kierunku. Nie dość, że miejsce, w którym będą spać nie jest typowym hotelem, tylko zwykłym domkiem, w którym właśnie umarł jeden domownik(!), to jeszcze jego właścicielka jest idealnie w typie Tomka (duże piersi, ponętne krągłości). Wymarzone miejsce dla uzdrowienia związku!
Tomkowi nie udało się ukryć jak bardzo podoba mu się nowa znajoma. Stara się zachowywać w porządku i nie kusić losu, a to,trzeba przyznać, że kiepsko mu wychodzi. Jako matematyk i ateista w jednym nie wierzy w przypadki. Losowe zdarzenia stara się wytłumaczyć w logiczny sposób. Dziwny dom, dziwny domownicy, jeszcze dziwniejsza okolica – zdarza się! Po co się martwić na zapas? Szczerze mówiąc, już po pierwszych kilku rozdziałach uciekałabym gdzie pieprz rośnie. Albo jeszcze dalej.
Więcej na zukoteka.blox.pl
Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz... i w co do tej pory wierzyłeś...
W ,,Gałęziste" ? podobnie jak w Inkubie przeniesiemy się na ziemie Suwalszczyzny. Główni bohaterowie, czyli Karolina i Tomek to para, która z powodu kryzysu w związku oraz wspólnej niechęci do spędzania świąt w rodzinnym gronie postanawia wyjechać na weekend Wielkanocny na wieś. Na miejscu okazuję się, że właścicielka gospody wpadła Tomkowi w oko, jakby jego związek już nie był dość zepsuty... a w pokoju obok leży nieboszczyk... wkrótce bohaterowie staną się świadkami wielu paranormalnych zjawisk. ??
Wyjazd ma pomóc parze w naprawie ich relacji. Wkrótce przekonują się, że nie tylko ich kryzys w związku jest powodem do zmartwień i nie tylko z nim będą musieli się zmierzyć. ??
Dzięki lekturze tej fascynującej książki, odkryłem istnienie pradawnego plemienia Jaćwingów. Ostatni pozostali przy życiu członkowie tego plemienia postanawiają wytoczyć zemstę przeciwko osobom, które uważają za odpowiedzialne za wyginięcie ich ludu. Jakie związki ma pradawne plemię z Demonem? A może cała opowieść to jedynie sen?
Fabuła tej książki misternie wplata dawne pogańskie mity i obrzędy, co stanowi dla mnie niezwykłe bogactwo treści. Choć historia zaczęła mnie porywać dopiero od połowy, to historia jest pełna zwrotów akcji. Autor umiejętnie snuje narrację, ukazując bogactwo dawnych wierzeń i mitologii, co dodaje książce głębokości i tajemniczości. ????
.
Na Mazurach jest taki dom, w którym zdecydowanie żadne z nas nie chciałoby spędzić nocy.
Tu noc i ciemność są inne, złowrogie, mroczne, straszne...
Niedaleko jest też jezioro, w którym podobno mieszkają nieumarli.
Jest też Rezerwat przyrody Cmentarzysko Jaćwingów.
Podobno jest też tam Demon, który jest czystym złem i przed którym trudno uciec.
Tam gdzie mieści się ten dom, jezioro, las, cmentarzysko jest też wspomniany Demon, który czeka na Ciebie albo na mnie...
"To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem"
Karolina i Tomek przyjeżdżają na kilka dni na Mazury, chcą przede wszystkim odpocząć, nie wiedzą, że ten wyjazd zmieni ich życie i wpędzi w ogromne kłopoty. To co odkryją odkryją są niebezpieczne....
"Gałęziste" to jedna z książek, które dostałam od mojego narzeczonego na urodziny. Czekała rok na przeczytanie i aż żałuje, że tak długo. Historia była pełna tajemnic, mroku i poniekąd magii, ale nie tej takiej pozytywnej tylko tej przerażającej.Powiem Wam, że po przeczytaniu raczej szybko nie wybiorę się na Mazury. Nawet boje się myśleć o tamtym regionie. Miejsca z książki są prawdziwymi atrakcjami tej części polski, kilka sobie googlałam, dzięki temu jeszcze bardziej mogłam wczuć się w klimat Gałęzistego.
Długo szukałam horroru, który mnie przerazi i Arturowi Urbanowiczowi się udało. Chwilami bałam się i równocześnie nie mogłam oderwać się od lektury. Książka zawiera też przerażające rysunki, które tylko podbijają ten mroczny, tajemniczy klimat.
Koniecznie muszę przeczytać pozostałe książki autora.
Bardzo dobrze napisany horror. Zawsze uważałem, że to najtrudniejszy gatunek, bo autor musi bardzo mocno pobudzić wyobraźnię czytelnika, żeby wywołać choćby nieprzyjemne uczucie grozy. Czasem udaje się to Mastertonowi, Kingowi czy Simmonsowi, rzadko Koontzowi. Miło wspominam kilka pojedynczych książek innych autorów.
Urbanowicza mam w tej chwili dwie książki, ale postanowiłem zacząć pierwsze spotkanie z pisarzem od cieńszego Gałęzistego. Inkub wydawał się pokaźniejszy, więc bałem się, że jeśli styl autora nie przypadnie mi do gustu - będę się męczył w podróży (bo książka miała mi umilić podróż do stolicy i powrotną oraz trzygodninne oczekiwanie na pociąg na stacji).
Nie wiem, jak to będzie z Inkubem, ale Gałęziste bardzo miło mnie zaskoczyło. Styl Urbanowicza jest lekki, przystępny i łatwo się połyka kolejne strony dobrze obudowanej opowieści. Ale to, co sprawiło, że nie była to tylko dobra książka, ale i świetny horror był klimat i plastyczność opisów. Miałem wrażenie, jakbym nie czytał książki, a oglądał film, tak łatwo mózg przetwarzał mi słowo pisane na obrazy w wyobraźni.
Niestety jedynym minusem było to, że przewidziałem i zakończenie z części głównej i kolejne z epilogu. Choć nie oczywiste - gdybym pisał to ja - dokładnie tak bym to skończył, gdybym poszedł "na łatwiznę". Ale to zarzut marudy, bo książka była świetna i z przyjemnością sięgnę po Inkuba oraz dokupię inne pozycje autora. Jedna właśnie wyszła, więc już się cieszę na kolejne przynajmniej dwa spotkania z wyobraźnią Urbanowicza.
Przez nawał obowiązków długo zabierałam się za jej przeczytanie, ale jak już do niej przysiadłam, to ciężko było mi się od niej oderwać.
Mamy tu ponad 450 stron, które wywoływały we mnie złość, ale wbrew pozorom nie chodziło o główny motyw, za który czapki z głów i chapeau bas autorowi za tak wykreowaną historię, do której za chwilę wrócę.
Wściekłość we mnie wywoływała relacja głównych bohaterów, których nie do końca polubiłam. Może to i dobrze, zważywszy na to, jak to się zakończyło - w końcu to horror.
I to dziejący się na Suwalszczyźnie! Tak blisko mnie i zapewne jeszcze bliżej wielu osób, które są na #bookstagram Dziwnie było czytać w kontekście horroru o miejscach, które chociaż w jakiś sposób się zna. Wiem jedno, po tej lekturze długo będę się przełamywać, by wejść do lasu...
Mamy tu Karolinę, wierzącą Chrześcijankę, która wraz ze swoim chłopakiem Tomkiem - zagorzałym ateistą - wybrała się w Wielki Tydzień w podróż, mając nadzieję na naprawienie ich związku. Czy dostrzegliście dwa zgrzyty w tym zdaniu? Podróż tuż przed Wielkanocą (o ironio, do której się zbliżamy!) i związek tak skrajnych przypadków. Ja wiem, że takie relacje istnieją! No, ale... Po prostu musicie poznać książkę i tę dwójkę, by zrozumieć, o czym mowa.
Ona wierzy, on musi zobaczyć. Przyszła psycholożka i studiujący matematykę sceptyk. Czytając o nich miałam wrażenie, że są jak ogień i woda, ale nie dokończę tutaj, że jest to piękne i przeciwieństwa się przyciągają. No nie, nie w tym przypadku.
I ta dwójka trafia w końcu do ,,Białodębów - ich miejsca przeznaczenia. Dosłownie i w przenośni."
Czy ta wioska istnieje naprawdę? Czy to, co ich spotkało było tylko chorą wyobraźnią czy Karolina i Tomek przeżyli prawdziwy horror? A co z Anną, którą poznajemy na samym początku? I co to jest tytułowe Gałęziste oraz jaką rolę odgrywa w tej historii?
Powiem tak: chociaż domyślałam się, jak to się zakończy to sposób, w jaki pan Artur poprowadził tę powieść wywołał we mnie niedowierzanie. Co ja będę dużo mówić, jeśli lubicie klimat horroru, okraszony przecudowną okładką (jestem sroka, co poradzę) i przepiękne rysunki w środku oddające fabułę książki, jeszcze bardziej pobudzające wyobraźnię to Gałęziste jest dla Was. Działo się tu tak dużo, że nie będę się nad tym rozwlekać, ale powiem jedno: nic nie jest takie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.
I gwarantuję, że po tej lekturze zastanowicie się, zanim wejdziecie do lasu, tylko... czy to prawda, że Leszy - demon lasu - naprawdę istnieje, czy to fanatyzm jego wyznawców doprowadził do takiego zakończenia? A może chodzi o zemstę za fanatyzm wyznawców innej wiary?
W Gałęzistym wyłapałam bardzo ważną i jakże znaną większości lekcję: oceniamy, chociaż nie znamy, a ta ocena bez poznania wszystkich faktów, może zakończyć się tragedią.
To moja kolejna pozycja Pana Urbanowicza. " Inkub" mnie zaintrygował i postanowiłam zmierzyć się z kolejną książką autora. Nie przepadam za horrorami ale dałam radę. Książka jest mroczna, przygnębiająca i przytłaczająca. Atmosfera duszna i oblepiająca. Trudno powiedzieć, żebym się jakoś specjalnie bała ale w nocy do lasu to pewnie długo jeszcze nie wejdę. I ogromny plus za zupełnie nieprzewidywalne, zaskakujące i szokujące zakończenie. Chciałabym wierzyć, że w rzeczywistości tacy fanatycy nie istnieją ale sytuacja na wschodzie pokazuje, że szaleńców niestety nie brakuje.
Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz... i w co do tej pory wierzyłeś... Jest taki dom, w którym nie chciałbyś spędzić nocy. Z jakiegoś...
Gabriel Amorth, egzorcysta, sporządził klasyfikację pięciu stopni nękania człowieka przez złego ducha: kuszenie, dręczenie, obsesje, nawiedzenie i opętanie...
Przeczytane:2024-01-10, Ocena: 5, Przeczytałem, 52 książki 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz... i w co do tej pory wierzyłeś...
W „Gałęziste” 😱 podobnie jak w Inkubie przeniesiemy się na ziemie Suwalszczyzny. Główni bohaterowie, czyli Karolina i Tomek to para, która z powodu kryzysu w związku oraz wspólnej niechęci do spędzania świąt w rodzinnym gronie postanawia wyjechać na weekend Wielkanocny na wieś. Na miejscu okazuję się, że właścicielka gospody wpadła Tomkowi w oko, jakby jego związek już nie był dość zepsuty… a w pokoju obok leży nieboszczyk… wkrótce bohaterowie staną się świadkami wielu paranormalnych zjawisk. 👻🌲
Wyjazd ma pomóc parze w naprawie ich relacji. Wkrótce przekonują się, że nie tylko ich kryzys w związku jest powodem do zmartwień i nie tylko z nim będą musieli się zmierzyć. 😨💔
Dzięki lekturze tej fascynującej książki, odkryłem istnienie pradawnego plemienia Jaćwingów. Ostatni pozostali przy życiu członkowie tego plemienia postanawiają wytoczyć zemstę przeciwko osobom, które uważają za odpowiedzialne za wyginięcie ich ludu. Jakie związki ma pradawne plemię z Demonem? A może cała opowieść to jedynie sen?
Fabuła tej książki misternie wplata dawne pogańskie mity i obrzędy, co stanowi dla mnie niezwykłe bogactwo treści. Choć historia zaczęła mnie porywać dopiero od połowy, to historia jest pełna zwrotów akcji. Autor umiejętnie snuje narrację, ukazując bogactwo dawnych wierzeń i mitologii, co dodaje książce głębokości i tajemniczości. 😱🌲👻💔