Eliza ma 18 lat i jest prawdziwą ekscentryczką i nerdem, a do tego boryka się z chorobliwą nieśmiałością oraz brakiem jakichkolwiek znajomych. Drwiny, wyzwiska, przemykanie pod ścianami i nieustanne okupowanie swojego pokoju - tak wygląda jej życie w realu. W internecie za to jest LadyKonstelacją, ekstremalnie popularną na całym świecie autorką komiksu Morze potworne. Ma tam też swoją niewielką, ale wierną grupę wsparcia. Funkcjonuje więc właściwie tylko w sieci, rzeczywistości poświęcając tak mało uwagi, jak tylko się da.
I wtedy do jej szkoły trafia Wallace, były futbolista, a obecnie fan Morza potwornego i twórca fanfików na jego temat, który sprawia, że Eliza zaczyna dopuszczać do siebie myśl o życiu poza siecią. Hm, może związki międzyludzkie mają jakiś sens?
Ona i Wallace stają się sobie coraz bliżsi, dziewczyna nie chce jednak ujawnić mu swojej tajemnicy. Problem w tym, że z sekretów nigdy nie wynika nic dobrego i przez nie cały kruchy świat Elizy może runąć z hukiem… I jak wtedy stawić czoła swoim lękom? Jak pokonać własne potwory? Czy da się być blisko z kimś w realu?
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2017-10-25
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Eliza and her monsters
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Marek Cieślik
Eliza ma swój świat. Niestety głównie wirtualny. To tam realizuje pasje i oddaje się marzeniom. Tymczasem pewnego dnia dopada ją rzeczywistość, a wszystkie znaki wskazują, że pora zejść na ziemię.
Po „Elizę…” sięgnęłam wiedziona ciekawością, pamiętając, jak pozytywne uczucia wywołała we mnie poprzednia książka autorki. Bardzo lubię młodzieżówki, zawsze jednak próbuję doszukać się w nich czegoś więcej niż miłostek łączących głównych bohaterów. Tym razem zwróciłam uwagę przede wszystkim na sylwetkę głównej bohaterki, która wydała mi się intrygująca i niebanalna.
Eliza jest wycofana i niepewna siebie, a przynajmniej taka wydaje się w prawdziwym świecie. Trzyma się na dystans, nie ma prawdziwych przyjaciół, często pada obiektem drwin i zaczepek. Nie lubi szkoły, nie czuję się doceniana w domu. Za to w Internecie jest królową. Tworzy popularny komiks, posiada wiernych fanów. To miejsce pozwala jej uciec, tam się spełnia. Bardzo podoba mi się, w jaki sposób autorka wykreowała swą postać. Dziewczyna wydaje się dokładnie wpisywać w realia dzisiejszych czasów. Towarzyszące jej odczucia budzą w czytelniku emocje, odwołują się do naszych doświadczeń, bazują na wspomnieniach. Łatwo się z nią utożsamić.
„Prawda to najgorszy z potworów, bo nigdy na dobre nie znika”.
Mogłoby się wydawać, że w świecie rzeczywistym odnajduje się coraz mniej ludzi, a Internet całkowicie zawładnął naszym umysłem, duszą, marzeniami. Nie potrzebujemy czuć bliskości, a obecność innych dla wielu z nas również staje się zbędna. Cieszę się, że autorka zwróciła w swej powieści uwagę na ten problem. Bo nie można się oszukiwać- ten problem naprawdę istnieje. Lubię tematy ważne, dające do myślenia, skłaniające do refleksji i ukazujące pewne rzeczy w innym świetle. Tutaj pod pozorem prostej opowieści dla młodzieży autorce udało się przemycić wiele istotnych treści.
Wallace pojawiający się u boku Elizy również zdobył moją sympatię. I od razu mam ochotę podkreślić, że to nie jest kolejna historia o nastoletniej miłości. Choć watek ten oczywiście pojawić się musi, to nie odczułam jednak, by autorka koniecznie chciała umieścić go na pierwszym planie. Pomiędzy bohaterami poczułam raczej sojusz, wspólne pasje, podobne problemy. I towarzyszące im obojgu demony. Zappia bardzo postarała się, by powieściowe postacie nie pozostawiły czytelnika obojętnym. Nawet, gdy ich problemy brzmią dla nas obco, to jednak potrafimy choć po części je zrozumieć, wyobrazić sobie, na czym polegają i co do nich prowadzi.
„Ale ja nie chcę przyjaźnić się z ludźmi, którzy z góry decydują, że nie zasługuję na życie, bo jestem zbyt cudaczna”.
To, co podoba mi się najbardziej, to sposób, w jaki autorka połączyła rozrywkę z morałem. Jej opowieść jest lekka, płynie szybko, pozwala oderwać się od codzienności, ale oprócz typowo rozrywkowego charakteru niesie ze sobą również przesłanie. Zwraca uwagę na rzeczy ważne i ważniejsze, uczy. Zwraca się w stronę znanych tematów, ale w jej wykonaniu nie są one tak ograne i banalne, jak to często bywa. Mnie takie wydanie się podoba.
Jak można było się spodziewać, powieść napisano bardzo lekko. Styl autorki jest swobodny, nie wymaga przesadnego myślenia, a słownictwo nie jest wyszukane. Zostajemy zaproszeni do świata nastolatki i ten świat zostaje utrwalony na powieściowych stronach. Nic dodać, nic ująć.
„Eliza i jej potwory” to powieść, która podobała mi się bardziej od jej poprzedniczki. Mocniej uderzył we mnie główny temat, a i bohaterzy wydali mi się ciekawsi.
Każdy, kto kiedykolwiek miał możliwość spotkać na swej drodze osiemnastoletnią Elizę Mirk, nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Chorobliwie nieśmiała, skrywająca się pod warstwą przydużych ubrań, wiecznie pochylona nad szkicownikiem drobnej postury nastolatka znacznie wyróżnia się na tle pozostałych uczniów, co – niestety – przysparza jej wiele przykrych niespodzianek. Nielubiana z tego powodu przez swoich rówieśników staje się dla nich idealnym kozłem ofiarnym, gdzie uszczypliwe uwagi, drwiny czy wyzwiska są na porządku dziennym. Dlatego też dziewczyna stara się jak tylko może przemykać po korytarzach niczym kanałowy szczur, byle tylko nie dać nikomu okazji do rozpoczęcia swojego paskudnego przedstawienia. Również we własnym domu próbuje udawać niewidzialną, gdzie po powrocie ze szkoły barykaduje się w pokoju, który stanowi dla niej idealny azyl. Tylko tam Eliza czuje się całkowicie bezpieczna, ale nie tylko z tego powodu uważa to miejsce za swoje małe królestwo.
Właśnie tam, w tej małej przestrzeni, panna Mirk porzuca realny świat na rzecz Internetu, gdzie przeistacza się w LadyKonstelację, ekstremalnie popularną autorkę komiksu „Morze Potworne”. Również dzięki bywaniu w sieci poznała wielu wartościowych ludzi, którzy są dla niej wsparciem i swoją obecnością powodują, że w jakimś stopniu zwalcza swoją nieśmiałość. Tym samym Eliza całkowicie zatraca się wirtualnym świecie, zapominając o tym rzeczywistym. Do czasu...
Do jej szkoły trafia Wallace, milczący fan „Morza Potwornego” oraz twórca rozchwytywanych w sieci fan fiction na jego podstawie. Początkowo podchodzi do niego nieufnie, ale z każdą kolejną rozmową stają się sobie coraz bliżsi. Niestety nawet to nie przekonuje Elizy do tego, aby wyznać mu największą tajemnicę.
Jak zareaguje panna Mirk, kiedy odkryje, że ich niespodziewana relacja zaczyna kiełkować w coś bardziej wymagającego uczuciowo? Czy będzie w stanie wyjść ze swojej skorupy zwanej „antyspołeczność” i odważy się zaakceptować fakt, że nie wszyscy ludzie w realnym świecie potrafią jedynie krzywdzić? I co zrobi w chwili, gdy odkryje, iż jej pilnie strzeżony sekret nie jest już tak bezpieczny, jak dotychczas?
Przesiąkająca pierwsze strony monotonność czynności wykonywanych przez Elizę zdawała się pożerać niczym zachłanna bestia każdy pozytywny wydźwięk realnego życia, zostawiając jej jedynie resztki w postaci tych kaleczących samoocenę. Strasznie ciężko robiło mi się na sercu, kiedy otoczenie w żaden sposób nie zamierzało akceptować pasji nastolatki, co pokazywało w dość okrutny sposób. Szyderstwa, wyzwiska, drwiące uśmieszki... ten drobny pakiet stanowił nieodłączną część egzystencji osiemnastolatki, przez co nawet się nie dziwiłam, że wolała poświęcać więcej czasu wyimaginowanemu przez siebie światu czy rozmowom z ludźmi, którzy – pomimo dzielącej ich odległości – całkowicie ją akceptowali i wspierali w najtrudniejszych momentach. Przełom następuje dopiero wtedy, gdy poznaje milczącego Wallace'a. Jego obecność spowodowała, że wszechobecna rutyna zaczęła ustępować miejsca drobnym szaleństwom, przełamywała stworzone dotąd bariery, pozwalając doświadczyć wielu niezapomnianych wrażeń. Eliza wręcz odżywała, a fabuła nabierała kolejnych barw, co powodowało, że coraz ciężej było mi się oderwać od książki. Te zmiany zaowocowały również w dozę poczucia humoru zręcznie wplatanego w fabułę, że z trudem powstrzymywałam uśmiech. Ba, nawet raz czy dwa zapewne (tradycyjnie, a jakże!) wystraszyłam sąsiadów swoimi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. Ale wiadome jest, że przecież to, co piękne i cieszące ludzkie oko, nie może trwać wiecznie. Wraz z pogłębiającą się zażyłością panny Mirk i Wallace'a, gdzie powolny rozkwit cieplejszych uczuć pobudzał do działania słynne motylki w brzuchu, rozrastała się również sieć kłamstw, jakich dopuściła się nastolatka. Obserwowałam jej walkę samą ze sobą, kiedy próbowała przestać oszukiwać swojego ukochanego i wyznać mu całą prawdę o sobie. Bała się, autentycznie obawiała się o swoją anonimowość, którą do tej pory udało jej się utrzymać (aż dziw, że żaden hacker jak dotąd nie poruszył nieba i ziemi, aby poznać tożsamość coraz bardziej dokazującej w sieci słynnej LadyKonstelacji). Popadała ze skrajności w skrajność, co zaowocowało wieloma przykrymi konsekwencjami, które z impetem ścięły ją z nóg, wyciskając z płuc całe powietrze. Zastanawiałam się, czy da sobie z nimi radę, skoro już wcześniej nie potrafiła sobie poradzić ze znacznie łagodniejszymi problemami. Czy podołała? Tego już wam nie zdradzę, ale powiem tylko jedno – z tego powodu czeka was wiele niespodziewanych zwrotów akcji, że z powodu rosnącej z sekundy na sekundę ciekawości wyżłobicie koleiny w dywanach, bo nie będziecie w stanie usiedzieć w miejscu!
„Ludzie w depresji nie chowają się przed swoimi potworami. Ludzie w depresji dają się im pożreć”.
W przypadku Elizy miałam naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Doceniałam ją za to, że pomimo ogromnej popularności swojego graficznego dziecka nadal pozostawała sobą, broniąc rękoma i nogami swoją anonimowość, na której bardzo – ale to bardzo – jej zależało. Popularność nie uderzyła jej do głowy i nadal pozostawała skromną, nieśmiałą nastolatką, która nieudolnie wtapiała się w tło stworzone z pozostałych nastolatków. Niestety sympatia do niej przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy ze spokojnej i wrażliwej dziewczyny przeistaczała się w opryskliwe dziewuszysko. Sposób, w jaki odnosiła się do własnej rodziny zakrawał na chęć wzięcia młotka w dłoń i stuknięcia ją w tył czaszki na spamiętanie! Nawet nie przypuszczałam, że ktoś taki jak ona jest zdolny do czegoś takiego. Już z większym szacunkiem odnosiła się do swoich internetowych znajomych, gdzie z nimi potrafiła spędzić więcej czasu, niż z rodzicami i braćmi. Dopiero obecność małomównego Wallace'a spowodowała, że Eliza spojrzała na siebie krytycznym okiem i powoli zaczynała dostrzegać popełniane przez siebie błędy. Chłopak nie tylko nauczył ją szacunku do tego, co człowiek posiada, ale również dał jej wiele życiowych lekcji, które wiele zmieniły. Wallace nikogo nie udawał, był naturalny i szczery wobec świata, za co ogromnie go polubiłam. Także bracia Elizy, którzy – pomimo nieciekawych relacji z siostrą – pokazali jej, że rodzeństwo wcale nie jest takie straszne, jak to zawsze uważała. To właśnie oni stali się oporą, kiedy przeżywała największe załamanie. Jak widać, nie ocenia się książki po okładce.
Szara myszka, nowy chłopak w szkole, tajemnicze przyciąganie... wydawałoby się, że schemat nieudolnie goniący schemat to doskonały przepis na katastrofę, ale Francesca Zappia udowodniła, że pozory mylą. Autorka sięgnęła po wiele sprawdzonych motywów, ale dzięki swojej niebywałej kreatywności udoskonaliła je wszystko, nadając im zupełnie znacznie ciekawszych, niezmiernie kuszących kształtów. A to wszystko – w połączeniu z lekkim piórem, plastycznymi opisami oraz dobrze zarysowanymi postaciami – przekształca się w pełnowymiarową lekturę, którą czyta się w ekspresowym tempie, a ostatnie zdanie wywołuje jęk zawodu. Francesca Zappia zaczyna się rozkręcać, co mnie ogromnie raduje. To znak, że cały czas się rozwija, a to się chwali! Spodobało mi się również to, że w sposób prosty i przyswajalny dla młodszych czytelników autorka pokazała, że Internet nie tylko niesie ze sobą korzyści, ale również może narazić nas na wiele niebezpieczeństw, o których nawet nie wiemy, że istnieją.
Podsumowując:
[Eliza i jej potwory] to barwna, pełna radości i wzruszeń opowieść o przekraczaniu granic, podejmowaniu trudnych decyzji oraz ponoszenia konsekwencji każdego wykonanego ruchu. Pouczająca, skłaniająca do refleksji nad własnym postępowaniem udowadnia, że wystarczy niewiele, aby czarno-biały świat w pełni nabrał barw, a unosząca się mgła rozeszła się, pozwalając dostrzec to, co się za nią znajduje. Francesca Zappia znowu wykonała kawał dobrej roboty!
Książka zdecydowanie nie przypadła mi do gustu lecz i tak uważam że była dobrze napisana a fabuła była niepowtarzalna i charakterystyczna. Szczerze mówiąc wynudziłą mnie, ale nastolatki pewnie lubią tego typu książki i to im polecam pozycję.
Kurczę, dużo lepsza niż "Fangirl" i "Milion odsłon Tash" razem wzięte. Teraz dopiero zauważyłam, że w.w. pozycje były dość powierzchowne i, delikatnie rzezc ujmując, mdłe. W "Elizie i jej potworach" dostajemy solidnego emocjonalnego kopa w tyłek. Ta książka to zderzenie z brutalniejszą stroną internetu i opowieść o powolnym zatracaniu tożsamości. Dosłownie wyrwał mi serce moment, kiedy na głowę bohaterki zwaliło się wszystko, co przez lata nie znajdowało ujścia. Po tym fragmencie miałam ochotę po prostu siąść w kącie i zalać się rzewnymi łzami. Jakby nie patrzeć, książka PORUSZA. Szczerze polecam.
„Jeśli nawet miłość nie zawsze zwycięża, dzięki niej łatwiej znieść wszystkie bitwy.” Rzeczywistość, jak się okazuje, często nie jest tym,...
Przeczytane:2017-12-19, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Egzemplarz recenzencki,
Eliza i jej potwory to moje drugie, po debiucie Wymyśliłam Cię, spotkanie z talentem Franceski Zappii. W pierwszej swojej książce amerykańska pisarka umieściła problem schizofrenii. Tym razem postawiła na temat, który powinien jeszcze bardziej przypaść do gustu innym czytelnikom, szczególnie młodym – Internet i depresja.
Osiemnastoletnia Eliza Mirk jest chorobliwie nieśmiała i nieprzystosowana do życia w grupie, co za tym idzie nie ma przyjaciół, a przez znajomych postrzegana jest jak dziwaczka. Alter ego Elizy to LadyKonstelacja autorka bardzo poczytnego komiksu Morze Potworne publikowanym w Internecie. Dziewczyna funkcjonuje praktycznie tylko w sieci i tam też ma grupę wiernych przyjaciół.
Ludzie w depresji nie chowają się przed swoimi potworami. Ludzie w depresji dają im się pożreć.
Gdy do jej szkoły trafia Wallace, fan Morza Potwornego, piszący fanfiki na jego temat, wszystko zaczyna się zmieniać. Małomówny Wallace i introwertyczna Eliza mają ze sobą więcej wspólnego niż sami przypuszczają. I może to sprawia, że stają się sobie coraz bliżsi. Jest jednak coś, co może położyć się cieniem na ich przyjaźni. Tajemnica. Eliza nie jest gotowa na ujawnienie prawdy o sobie.
Eliza zaczyna otwierać się na Wallace’a i na świat; Wallace również zaczyna bardziej akceptować to, co się wokół niego dzieje. Nastolatkowie są na dobrej drodze do akceptacji nie tylko siebie nawzajem. Ale potrzeba dużo czasu, żeby wyjść z ukrycia, w którym obydwoje się zamknęli.
Nie chcę być dziewczyną, którą paraliżują nowi znajomi albo świat zewnętrzny, albo perspektywa choćby śladowej intymności. Nie chcę bez przerwy tkwić w pokoju sama. Nie chcę bez przerwy czuć się w pokoju sama, nawet wtedy, kiedy wkoło jest pełno innych ludzi.
Eliza i jej potwory jest napisana lekko i bardzo przystępnie, a lektura powieści nie zajmuje dużo czasu. Niektórym mogą utrudniać lekturę fragmenty komiksu wplecione w fabułę i znajdujące się co kilka stron. Mnie nie przeszkadzały, a wręcz pozwalały na chwilę wytchnienia od historii pary nastolatków.
Nie jest to powieść szablonowa i jeśli poszukujecie w tym momencie książki oryginalnej, jak jej bohaterowie, to jest to pozycja dla was. Jeśli szukacie wyrazistych bohaterów w opowieści, gdzie wątek miłosny nie wysuwa się na prowadzenie (jak w wielu innych młodzieżówkach), a jego miejsce zajmuje depresja, radzenie sobie z sobą i z przeciwnościami losu, to jest to dla was idealna lektura.
Mimo iż opowieść Franceski Zappii traktuje o ważnych i trudnych problemach, nie jest przygnębiająca, a momentami nawet zabawna. Drugie spotkanie z amerykańska pisarką uważam za udane i nie pozostaje mi nic innego, jak polecić te historię innym czytelnikom.