Bitwy o Ilin Illan i Tol Shen uświadomiły ludziom, że Bariera nieuchronnie słabnie. Jeśli padnie, nastanie świat "bez" - bez radości, bez życia, bez światła i nadziei a istnienie tych, którzy przetrwają stanie się pasmem nieskończonych cierpień. Przeciwnik wciąż kryje się w Talan Gol i czeka na właściwy moment, by uderzyć z całą mocą. Zamiast działać, Rady Starszych prowadzą wewnętrze rozgrywki. Davian musi stawić czoła ich krótkowzroczności, co samo w sobie jest już zadaniem trudnym. Jeszcze trudniejsze zadanie czeka Ceadena - musi stawić czoła własnej przeszłości - pełnej krwi, śmierci i kłamstw. Na ołtarzu tej powinności złożył już przyjaciół, teraz przyjdzie mu, być może, złożyć własne szaleństwo. Nie jest to jednak cena, której nie zapłaci w chwili ostatecznej próby. Gdy powstaną Cienie i przebudzi się Ciemność.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2021-10-27
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 856
Tytuł oryginału: An Echo of Things to Come
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Na przestrzeni tysiącleci możemy obserwować jak odmienność nie jest akceptowana, jak walczy się z nią i ją unicestwia. O jakiej odmienności mowa? Mam na myśli każdą, również tę niezdefiniowaną. Każdy pewnie rozumie przez "odmienność" coś innego. Czy widzicie nieświadomą w tym przypadku grę słów? Mówi ona o tym, że wszyscy jesteśmy inni od innych i jest to naturalne. W końcu czym by był świat, gdybyśmy byli nadmiernie do siebie podobni? Bez wątpienia jakimś nudnym miejscem bez finezji i piękna. Jeśli w ogóle byłby w stanie istnieć.
Bariera słabnie – coraz więcej osób w to wierzy i jest gotowa coś z tym zrobić. Lecz niestety to więcej nie oznacza, że wystarczająco dużo. Nadal wiele osób uważa to za mrzonki i wymysły szaleńców lub za manipulację polityczną. W tym samym czasie Davian szkoli swoje umiejętności i niecierpliwie oczekuje na wieści właśnie spod Bariery. Wirr stara się wprowadzić wszystkie zamierzone plany i utrzymać stanowisko, co robi się coraz trudniejsze. Nie jest mile widziany wśród swoich poddanych, a pogłębia to jeszcze niepochlebna opinia jego matki. Asha również stara się utrzymać swoje stanowisko, ale o wiele bardziej interesuje ją odkrycie, co się stało z Azylem, a co za tym idzie, gdzie są Cienie. No i Caeden, który pragnie odzyskać jak najwięcej wspomnień, by ostatecznie dowiedzieć się, kim jest i jaki był jego plan, który w tej chwili wygląda na szaleństwo. Co z tego wyniknie? Czy uda się utrzymać Barierę?
Premiera drugiego tomu "Trylogii o Licaniusie" była chyba najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą końca tego roku. Pierwszy tom zachwycił mnie rozbudowanym uniwersum, niekonwencjonalnymi rozwiązaniami oraz genialnie wykreowanymi bohaterami. Dlatego nie mogłam się doczekać, co będzie dalej i jak poradzą sobie moi książkowi przyjaciele w świecie, który z każdą chwilą staje się inny niż dotychczas im znany. Co mogę powiedzieć po przeczytaniu "Echa Przyszłych Wypadków"? Chyba najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą 2022 roku jest trzeci tom cyklu. Myślę, że to wystarczająco dużo tłumaczy.
Bardzo lubię styl, którym posługuje się pisarz, choć przyznam, że wymaga on ode mnie olbrzymich pokładów skupienia i zaangażowania wyobraźni. Cechuje się dopracowaniem i mocno rozbudowanymi zdaniami, co cenię wyjątkowo w literaturze, ale też przyznaję, że przez to czytałam powieść niesamowicie długo jak na moje możliwości. Pewnie z tego powodu mam wrażenie, że tym razem język autora był trochę nierównomierny, wręcz niestabilny. Były momenty, gdy dosłownie przepadałam w lekturze książki i nie zdawałam sobie sprawy, że za mną już 200 stron, a innym razem czytałam, czytałam i czytałam i przeczytałam dziesięć stron.
Natomiast fabuła to ciężki orzech do zgryzienia, a raczej analizy wydarzeń, które tam miały miejsce. "Echo Przyszłych Wypadków" przedstawia niesamowicie skomplikowaną historię. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że chyba najbardziej skomplikowaną w mojej czytelniczej historii książek fantasy. To był kolejny aspekt, który sprawiał, że musiałam utrzymywać prawie przez cały czas skupienie i każdy rozpraszacz sprawiał, że traciłam wątek. Wrażenie zagubienia dodatkowo potęgowało występowanie w dużej liczbie imion, co jak część z Was wie, dla mnie jest problemem. Przez to miałam poczucie, że jednak w tym przypadku powieść jest zbyt długa.
Mimo tych pojedynczych wad, które wymieniłam, nadal jestem pod olbrzymim wrażeniem całości i mam tutaj na myśli i całe uniwersum, i samą historię. Wyjątkowo cenię zabieg literacki związany ze wspomnieniami Caedena. Niesamowicie było spojrzeć na tego bohatera z tak wielu perspektyw, ale też jego wspomnienia dawały szansę, by zrozumieć, dlaczego przedstawiony świat wygląda teraz tak jak wygląda. To wszystko to naczynia powiązane tworzące niezwykłą sieć pomiędzy różnymi osobami, wydarzeniami i nawet przyszłością. Poza tym spowodowane tym zabiegiem przeskoki czasowe pozwalały zaobserwować, jak pisarz pewnie czuje się w swojej opowieści i jak sprawnie porusza się po wspomnianej sieci powiązań. Zarazem nie boi się łamać pewnych stereotypów występujących w gatunku fantasy. Niestety nie jestem w stanie przedstawić Wam tego na konkretach, bo właśnie jest to bardziej intuicyjne, abstrakcyjne niż uchwytne.
Lubię przy tym gatunku powtarzać, że tak naprawdę mimo załamania zasad rzeczywistości opowieści fantasy są odzwierciedleniem realu. Historia lubi się powtarzać, a mechanizmy psychologiczne i polityczne pozostają takie same. To wszystko można odbierać jako wielką metaforę i gdy podniesie się kurtyna iluzji oraz wyobraźni wyraźnie widać nasze własne życie. "Echo Przyszłych Wypadków" jest tego najlepszym dowodem. Ukazuje, do czego może doprowadzić strach przed nieznanym. Boimy się tego, o czym nie mamy dostatecznie dużo informacji, wygłaszając czasami nieprzemyślane opinie. Niekoniecznie staramy się poznać nieznane, tylko z góry zakładamy, że to zagrożenie. I jakkolwiek jestem zdania, że ostrożność jest bardzo pożądana, to czasami przekraczamy granicę. Za tym powstaje mechanizm nienawiści do odmienności. Powstaje brak tolerancji, bliżej nieokreślony lęk oraz cierpienie i przemoc. W tym momencie zaczynają się decyzje, a niekiedy trudno określić, co jest odpowiednie, a co nie, co jest moralne, a co po prostu złe. Mniej więcej powieść przedstawia właśnie to zjawisko.
Lecz przechodząc do mniej katastrofalnych tonów, muszę ukazać swoje uwielbienie do kreacji postaci. Widać, że każdy bohater został stworzony w sposób dogłębnie przemyślany, co pozwoliło wykreować osoby ludzkie, wielowymiarowe i będące symbolem wnikliwej obserwacji ludzkich charakterów. Najbardziej ze wszystkich cenię Caedena, co pewnie jest oczywistym wyborem. Jego historia jest najbardziej wielowymiarową opowieścią o jednym człowieku, więc możemy jako czytelnicy spojrzeć na niego z wielu perspektyw i poprzez pryzmat wielu ocen moralnych. Wtedy wyłania się postać o niesamowicie skomplikowanej i tajemniczej osobowości. Trochę odmiennie jest z Wirrem, który dzięki swoim rozważaniom świadczącym o jego inteligencji i naturalnym ciepłem, zyskał moją sympatię.
"Echo Przyszłych Wypadków" to epicka opowieść o przyjaźni, wspólnym celu, tolerancji i wzajemnym zrozumieniu. Niesie ze sobą wiele wartościowych rozważań i daje olbrzymie pole popisu dla wyobraźni, kreując świat dobrze nam znany, ale zarazem całkowicie odmienny od codzienności. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak niecierpliwie oczekiwań na zwieńczenie tej opowieści.
Nie ukrywam, że jedną z najważniejszych premier tej jesieni była dla mnie druga odsłona cyklu "Trylogia Licaniusa" – powieść pt. "Echo przyszłych wypadków". Przede wszystkim uważam ten cykl za jeden z najlepszych w historii literackiego fantasy, a to, co zrobił ze mną pierwszy jego tom (książka "Cień utraconego świata"), przechodzi granice fascynacji absolutnej. Dziś jestem już po lekturze tej długo wyczekiwanej pozycji i mogę wam powiedzieć, że moje czytelnicza intuicja kolejny raz mnie nie zawiodła. Zapraszam do poznania recenzji tej powieści.
Davian, Wirr, Asha i Caedan przetrwali atak potwornej armii Ślepców zza Bariery, wnosząc kluczowy udział w to, by powstrzymać nadciągające zło. Teraz nadszedł czas leczenia ran, poszukiwania prawdy i przygotowań na to, co wkrótce ma nastąpić. Wirr stara się spełniać w niełatwej roli władcy i Strażnika Północy, zmagając się nie tylko z licznymi obowiązkami, ale i brakiem zaufania u poddanych. Asha, pozostając na dworze w Ilin Illan, stara się dowiedzieć prawdy o tajemniczym zniknięciu Cieni. Davian z Ishelle udaje się do Tol Shen, by tam - korzystając ze swych augurskich zdolności, mogli pomóc w powstrzymaniu upadku Bramy. I wreszcie Caedan podąża swoją własną ścieżką, odkrywając krok po kroku przeszłość, której być może lepiej byłoby nigdy nie poznać... Losy tych bohaterów odegrają najważniejszą rolę w walce o ten świat, która wkracza w najważniejszą fazę...
Jak opisać pokrótce fabularny zarys liczącej sobie ponad 850 stron niniejszej powieści...? Cóż, zapewniam was, że nie jest to możliwym. I dobrze! Dobrze, gdyż fakt ten świadczy najlepiej o złożoności, atrakcyjności i inteligencji dzieła Jamesa Islingtona, który stworzył tu powieść tyleż intrygującą w każdym względzie, co i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach. Otóż wyobraźcie sobie, że jakże epicka fabuła pierwszej części tej trylogii stanowiła jedynie wprowadzenie do rozległej sieci zdarzeń, wątków i znaczeń, jakie to mamy przyjemność poznać w tej książce. Tamto wszystko było przygrywką do literackiego koncertu fantasy, jaki rozbrzmiewa w "Echu przyszłych wypadków"...
Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku pierwszej odsłony cyklu, tak i tym razem mamy okazję poznawać kilka równoległych planów z jednym z głównych bohaterów w roli głównej. To właśnie oddzielne losy Daviana, Caedana, Wirra i Ashy składają się na tę widowiskową relację, która czasami łączy ich wątki na krótki czas, ale w głównej mierze pozwala tym postaciom żyć własnym biegiem zdarzeń. To polityka, magia, walka na śmierć i życie oraz podróże do odległych zakątków królestwa Andarry i sąsiednich krain, które pozwalają poznawać nam ten świat w coraz większym stopniu. Co ciekawe, tym razem znacznie ważniejszą rolę odgrywają tu także retrospektywne podróże w przeszłość, które okażą się być kluczowe ku temu, by zrozumieć to, kto jest dobrym, a kto złym na tej skomplikowanej, literackiej scenie...
Kolejny raz zachwycają nas bohaterowie tej opowieści w osobach wymienianej powyżej czwórki postaci, ale też i osoby z drugiego planu, które dobrze już znamy oraz które dopiero przychodzi nam poznać. To przede wszystkim młodzi, obdarzeni różnego rodzaju darami i już boleśnie doświadczeni przez los ludzie, którzy muszą nieść brzemię swojej wyjątkowości i odpowiedzialności. Davian dojrzewa na naszych oczach, stając się kimś niezwykle silnym i kluczowym dla biegu zdarzeń. Wirr próbuje się odnaleźć w nowej roli, kierując własną intuicją i walcząc o lepszy los dla swego ludu, nie zapominając o własnym szczęściu. Asha znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji, która wymaga od niej poświęcenia, ryzyka i gotowości na najgorsze. I wreszcie Caedan - człowiek o wielu imionach, życiach i obliczach, który musi poznać prawdę o sobie samym, co grozi niechybnym szaleństwem... Tak, to wspaniali bohaterowie, których poznawanie stanowi dla nas czytelniczy zaszczyt.
Podobnie wielkie emocje budzi w nas kreacja tej całej powieściowej rzeczywistości, czyli quasi średniowiecznego świata magii i utraconej technologii, politycznych podziałów oraz straszliwej przeszłości, której najważniejszym przejawem jest słabnąca Brama pomiędzy światem ludzi, a światem potwornego zła. I kolejny raz autor odsłania przed nami codzienność życia w tym miejscu, rolę wielkich postaci, które ją w niej odegrały, odgrywają lub odegrają w nieodległej przyszłości, jak i wreszcie jej nieodłączną, nadprzyrodzoną twarz, która kryje w sobie wiele tajemnic i jeszcze więcej mroku...
Czego poszukujemy w klasycznym, epickim fantasy...? Odpowiecie, że przygody, opisów niezwykłych światów, magii i walki ze złem. I tak, dokładnie to wszystko wypełnia sobą strony tej książki, zaspokajając nasz głód na te elementy z nawiązką. Jednocześnie jednak powieść ta wyróżnia się z szeregu innych tytułów czymś jeszcze, a mianowicie piękną, smutną i dramatyczną relacją o ludzkich losach, które zostały już z góry ukształtowane, ustalone i przydzielone głównym bohaterom. I choć jest tu barwna przygoda, pokaźna porcja humoru i są wielkie emocje, to jednakże nie sposób nie odnieść wrażenia, że pod tą fantastyczną scenerią kryje się gorzka prawda o życiu człowieka, która w jakiejś mierze odnosi się do każdego z nas.
James Islington napisał wspaniałą książkę, Grzegorz Komerski zamienicie przełożył ją na polski język, zaś Dominik Broniek okrasił jej strony pięknymi, klimatycznymi ilustracjami. Całości efektu dopełniła Fabryka Słów, wydając ów tytuł w imponującym stylu. Reszta należy już do nas, czytelników, którzy otrzymaliśmy porywającą, ekscytującą i jakże emocjonującą powieść fantasy. Ja bawiłam się świetnie przy jej lekturze, dlatego też z jak największym przekonaniem zachęcam was do sięgnięcia po „Echo przyszłych wypadków”. Polecam!
"Echo przyszłych wypadków" to wielowątkowa powieść, w której początkowo niewiele wiadomo. Bohaterowie znani nam z CUŚ są rozdzieleni, lecz dążą do tego samego- ocalenia znanego im świata. Nie jest to łatwe, pomimo wydarzeń z poprzedniego tomu.
Caeden musi zmierzyć się ze swoją zawiłą przeszłością, która ukazuje mu się w przebłyskach powracających powoli wspomnień. Pozostali muszą przekonać do swych racji ludzi, którzy nie pałają do nich sympatią, ani tym bardziej zaufaniem. Dochodzi również mnóstwo dodatkowych postaci, które są całkowicie przekonane, że tylko ich czyny uratują świat. Kto ma rację, a kogo omamiły podszepty złych doradców? ? Odpowiedź nie jest prosta i możemy mieć tylko nadzieję, że nasi ulubieńcy wiedzą co robią... A może jednak nie wiedzą... ? Oczywiście musicie się dowiedzieć tego sami... Choć ostateczne potwierdzenie otrzymamy pewnie dopiero w ostatnim tomie trylogii ?
Powieść czytało mi się trochę gorzej niż pierwszy tom, choć wiele rzeczy został tu wyjaśnionych. Dylematy moralne, które zostały przedstawione w książce, szczególnie mnie zainteresowały, a postać, której one dotyczą, jest przez to jedną z ciekawszych ?
Od "Echa..." ciężko było mi się więc oderwać, gdyż chciałam dowiedzieć się jak najwięcej i jak najszybciej ?
Teraz pozostaje mi tylko czekać na dalsze losy bohaterów tej trylogii, a przyznam, że położenie, w jakim się oni znaleźli nie napawa optymizmem ?
Sama się zastanawiam kto to przetrwa, czy w ogóle uda się im ocalić świat, czy też autor zakończy ten cykl w drastyczny sposób.
Kolejny rewelacyjny tom. Co chwilę autor czymś mnie zaskakiwał. Nie wiedziałam, co się za chwilę wydarzy.
James Islington jest australijskim pisarzem, debiutującym w roku 2014, kiedy postanowił samodzielnie wydać "Cień utraconego świata" - pierwszy tom Trylogii Licaniusa. "Echo przyszłych wypadków" to druga część, jakiej nie należy czytać bez uprzedniej znajomości poprzedniej przez wzgląd na nieprzerwalność fabuły. Aha, i dodam we wstępie, że zdecydowanie warto. :)
W książce czytelnicy nadal poznają losy głównych bohaterów, co rusz dowiadując się nowych, zaskakujących faktów. Po bitwie w Ilin Illan Davian wyrusza do Tol Shen, gdzie razem z Ishelle szkolą swoje augurskie zdolności w towarzystwie Obdarzonych, przez co stają się swego rodzaju wyrzutkami. Davian jest jednak zdecydowany, bowiem tylko doskonaląc własną magię, będzie mógł powstrzymać ciągle słabnącą Barierę - magiczny mur, który jako jedyny chroni świat przed atakiem krwiożerczych demonów.
Pozostała w stolicy Asha ze wszelkich sił stara się poznać prawdę o Cieniach i zgłębić wiedzę o Naczyniach. Na barkach Wirra spoczywa ogromny ciężar: przejął przecież stanowisko po ojcu. Jednak z racji młodego wieku i byciu Obdarzonym, wśród arystokracji nie cieszy się ani zbytnim posłuchem, ani szacunkiem. Co zupełnie nie pomaga we wpojeniu wiedzy zaściankowym umysłom...
Ceadena z kolei czeka trudna, niebezpieczna przeprawa - podróż w głąb umysłu i równocześnie poznanie własnej przeszłości. Sęk w tym, że im więcej Ceaden wie, tym zdaje się być coraz bardziej zagubiony, a przyszłość mniej kolorowa.
"Echo przyszłych wypadków" Jamesa Islingtona to wielobarwna, niepowtarzalna i niesamowicie wciągająca opowieść o walce dobra ze złem i o znajdowaniu przyjaciół wśród wrogów (lub odwrotnie). W książce przewija się też wiele magicznych motywów, pojawiają się tajemnicze sytuacje, mrożące krew w żyłach opisy walk czy brutalnych wspomnień rodem z legend. A charakterni, indywidualni bohaterowie oraz multum zwrotów akcji sprawiają, że drugi tom Trylogii Licaniusa łatwo określić słowem genialny.
Po "Cienia utraconego świata" nie spodziewałam się, że "Echo przyszłych wypadków" może wypaść jeszcze lepiej. Nie będę oszukiwać, że przez pierwsze sto stron strasznie ciężko było mi się wciągnąć w lekturę - zwłaszcza że co rozdział fabuła przeskakiwała z jednego bohatera na drugiego, przez co łatwo wybijałam się z tematu. Ale potem zaczęło dziać się tyle przeróżnych rzeczy (zaznaczę, że kompletnie nieprzewidywanych), że poszło z górki, a ja totalnie wsiąkłam.
Wyobraźnia autora przeszła moje najśmielsze oczekiwania, stąd pod adresem "Echa..." pojawia się u mnie aż tyle zachwytów. To, co opisałam w krótkim przedstawieniu fabuły, ma się nijak do całej książki. Ba! to nawet nie jest jej skrawek. Fantastyczny jest fakt, że tutaj nic nie jest ani czarne, ani białe, a czytelnicy do samego końca nie wiedzą po której stronie tak rzeczywiście stoją. Co chwilę bowiem pojawiają się nowe informacje, powodujące całkowite spustoszenie.
Na wspomnienie zasługują również wspaniale wykreowani bohaterowie (nie tylko ci główni, czyli Davian, Wirr, Asha i Ceaden, ale również drugo- czy trzecioplanowi) oraz przypisanie im konkretnych zadań. James Islington nie stworzył ich jako dodatek do fabuły. W Trylogii Licaniusa to wybory bohaterów wpływają na dalsze wydarzenia i to wyłącznie od nich zależy, jak zakończy się dany wątek. Co według mnie jest genialne w swoim prostym założeniu.
W książce poza typowymi fantastyce zagadnieniami poruszane są też trudne tematy dotyczące, na przykład wykluczenia ze społeczeństwa osób innych, niepasujących do aktualnie przyjętych standardów, albo bezmyślnego powtarzania po kimś idei i chorobliwego dążenia do jej ziszczenia, choć w rzeczywistości to zupełna bujda i wystarczy jedynie posłuchać innych głosów rozsądku.
"Echo przyszłych wypadków" Islingtona to książka, którą gorąco polecam, ale po uprzednim przeczytaniu tomu pierwszego. Historia jest bez mała wciągająca, bo obfitująca w multum zwrotów akcji; pełna emocjonujących aspektów, a przede wszystkim złożona ze świetnie stworzonych bohaterów. Niezwykła wyobraźnia autora sprawia, że czytelnik do samego końca nie wie, czego się spodziewać. I to jest absolutnie doskonałe.
Nie ufaj niczemu, nawet własnemu umysłowi. Oto świat, w którym magia jest oczywista, niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona...
Czas ostatecznej próby nieuchronnie nadciąga. Wprawdzie Bariera znów jest cała, ale to nie znaczy, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wprost przeciwnie...
Przeczytane:2022-05-22,
Moja przygoda z czytelnictwem zaczęła się od pokochania fantastyki. Będąc nastolatką to właśnie książki z tego gatunku pochłaniałam nałogowo. Nic więc dziwnego, że sięgnęłam po „Trylogię Licaniusa”. Wszystko mi podpowiadało, że to kawał dobrej historii. Nie pomyliłam się. Przez pierwszą część przepłynęłam i od razu miałam ochotę sięgnąć po kolejną. Jednak minął prawie rok, a ja dopiero przeczytałam „Echo przyszłych wypadków”, czyli drugą część trylogii.
Po tylu miesiącach od przeczytania pierwszej części trylogii musiałam chwilę poświęcić, aby przypomnieć o czym dokładnie ona była. Na szczęście „Echo przyszłych wypadków” zaczyna się od krótkiego przypomnienia co działo się wcześniej. Podczas czytania już właściwej historii przypomniała mi się reszta ważnych szczegółów, więc nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem treści. Ponownie mogłam czerpać przyjemność z czytania. Autor po raz kolejny zaskoczył mnie, że tak wielostronicową książkę (ponad osiemset stron) da się tak szybko przeczytać. Jak już zaczynałam czytać, to na raz potrafiłam przeczytać kilkadziesiąt stron, a miałam wrażenie, że minęło dopiero kilka minut.
„Echo przyszłych wypadków” to godna kontynuacja „Cienia utraconego świata”. Czyta się równie bezproblemowo, z zaciekawieniem oraz w ekspresowym tempie. Po zakończeniu jestem niezmiernie ciekawa ostatniej części, ale trochę też się jej obawiam, bo może mnie rozczarować, ale także fantastycznie zakończyć bardzo dobrą trylogię. „Blask ostatecznego kresu” jest już na mojej półce i mam nadzieję, że jednak pokonam swoje obawy i szybko ją przeczytam.