Nie ufaj niczemu, nawet własnemu umysłowi.
Oto świat, w którym magia jest oczywista, niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona.
Oto świat, który za chwilę przestanie istnieć. Z północy nadciąga zagłada, a jedyne, co może stawić jej czoła to właśnie wzgardzona i osłabiona magia.
Młody Davian wyrusza w niebezpieczną podróż na północ. U boku ma przyjaciela a za plecami zostawia zniszczenie, śmierć i grozę. Mimo strachu, każdego dnia wędruje dalej, wszak od powodzenia jego misji zależą losy świata. No, chyba, że jego misja polega na czymś zupełnie innym, niż sądzi i właściwie został wysłany na śmierć.
Może też być tak, że przyjaciel, który dzielnie kroczy u jego boku jest tak naprawdę kimś zupełnie innym, dawny wybawca poświęci go bez mrugnięcia okiem a bohatersko uratowany dzieciak okaże się silniejszy, niż cała drużyna wybawców. Może też być zupełnie inaczej.
W tej historii prawda splata się z kłamstwem, stare długi ratują życie a zdrajca zasłania zdradzonego własną piersią.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2021-05-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 873
Tytuł oryginału: The Shadow of What Was Lost
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Pozycja, która premierowo jeszcze jest gorąca i mam nadzieję, że długo nie zgaśnie. Książka dla lubiących fantastykę, ale też dochodzenia w wyjaśnieniu zagadek. „Cień utraconego świata” to 1 tom „Trylogii Licaniusa”, debiut pisarza Jamesa Islingtona.
U mnie jedyny problem jest taki, że mam słabą pamięć do imion, nazw miejscowości albo opisów różnych czarów itp. Tutaj fakt zajęło mi kilka stron, ale na tle wszystkich innych poprzednich jest rewelacja! Książka, która poważnie wciągnie ciebie od pierwszej strony a jest ich, 873 więc pracy będziecie mieli, co nie miara hehe ok, ok nie martwcie się czyta się prosto i szybko.
Przed wami świat, który może zaraz zniknąć, osłona słabnie, a co stanie się jak przestanie istnieć? Grozi im północ. Kto jest fanem „Gry o tron” ten chyba zacznie podejrzewać, co mamy i tutaj czyli Intrygi, kłamstwa, zdrady, spiski, miłość, magia oparta na esencji normalnie Armagedon ale i niezapomniane długi które kiedyś mogą uratować albo zniszczyć- tutaj musiałam napisać w ten sposób żebyście nie mieli za łatwo :D Tyle wrażeń dostarczą wam Obdarzeni, Rada, Nadzorcy Cienie, kan, nawiedzone miasto, Armia Ślepców.
Poznacie głównych bohaterów, z którymi przeżyjecie wiele emocji i nie wiem jak u was jest/będzie, ale ja do końca nie wiedziałam, kto z nich jest doby a kto zły. Podpowiem wam ze ktoś tu z kimś coś :p hehe a wiec przedstawiam wam Daviana, Wirra, Asha, Caedana.
Mało jest książek, które mogą tak wstrząsnąć w sensie akcji oraz emocji, jakie przy Tm towarzyszą. Kolejnym elementem, który zasługuje na uwagę do ilustracje, jakie znajdziecie w środku autorstwa Dominika Brońka.
Za możliwość, dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów, bo miałam ogromna radość przy czytaniu. Zazdroszczę każdemu, kto dopiero zaczyna przygodę z tą książką, bo teraz muszę czekać na 2 tom.
Fantastyka ma to do siebie, że się ją albo kocha, albo nienawidzi. Do akurat tego gatunku nie posiada się ambiwalentnego podejścia i zawsze każdy staje po konkretnej stronie, przez co fantastyka zrzesza naprawdę małe i wybiórcze grono ludzi. Na szczęście coraz więcej osób po nią sięga, a przynajmniej próbuje wyłowić z ton książek tą naprawdę najlepszą i to właśnie dzięki niej zanurzyć się w magicznej opowieści i - że tak napiszę - dać się przekonać. Po co ten wywód na początku recenzji? Ano po to, by nakierować osoby niemające wcześniej kontaktu z gatunkiem, nieprzepadające z nim albo szybko się poddające, ponieważ trafiały na same chłamy.
Sięgając po "Cień utraconego świata" Jamesa Islingtona, macie stuprocentową pewność, że znajdziecie w książce wszystko, co w fantasy najlepsze. I że z pewnością nie będzie to wasz ostatni kontakt z gatunkiem. Ale po kolei. :)
Davian to młody chłopak, który wraz z przyjaciółmi, Wirrem i Ashą, uczy się w szkole w Caladel jak korzystać z Daru i panować nad Esencją. Sęk w tym, że Davianowi średnio wychodzi ta sztuczka, a jedyne, co świadczy o jego przynależności do Obdarzonych (osób posługujących się magią), to widoczne znamię na przedramieniu. W ciągu kilku miesięcy zaczynają się Próby, czyli swego rodzaju egzamin, od którego zależy, czy chłopakowi zostanie odebrana magia, a tym samym czy stanie się nieszanowanym przez ludzi, traktowanym gorzej niż śmieć Cieniem. Ale jak ma ujarzmić Esencję, skoro nawet ani nauczyciele, ani tony przeczytanych ksiąg mu nie pomogły?
Davian skrywa jeszcze jedną, wielką tajemnicę i niespotykaną wręcz zdolność. Potrafi bez problemu poznać, czy ktoś kłamie, czy mówi prawdę. A taką umiejętność mogą posiadać wyłącznie augurzy (osoby, które poza magią potrafią np. przewidywać przyszłość, czytać w myślach, etc.). Problem w tym, że są to postaci z legend, a aktualna władza bez mrugnięcia zabija nawet osoby podejrzane o bycie augurem.
W międzyczasie z północy dochodzą plotki o pękaniu Bariery, czyli magicznej osłony strzegącej świat przed złem. Davian dostaje od starszego z Tol Athian dziwną kostkę, która poprowadzi go do rzekomego stanięcia twarzą w twarz z przeznaczeniem. Wirr wyrusza w podróż z przyjacielem, uciekając od obowiązków. Asha z kolei pewnego ranka budzi się w wymordowanej przez zło całej szkole...
Debiut Islingtona jest tomem otwierającym "Trylogię Licaniusa", lecz z pewnością historii nie można traktować jako typowy wstęp, bowiem już od samego początku wiele się dzieje. Fabuła bez granic wciąga, ponieważ jest bogata w interesujące, zaskakujące oraz tajemnicze wydarzenia, a bohaterowie to osoby z krwi i kości. W "Cieniu utraconego świata" nic ani nikt nie jest pewny, a czytelnik płynie przez treści dosłownie na oślep, bo aż do samego końca nie wiadomo, czego się spodziewać i komu zaufać. Chociaż zakończenie budzi jeszcze więcej kontrowersji niż środek, przez co wręcz nie można doczekać się kolejnego tomu.
Ogromnie podobało mi się przedstawienie bohaterów, ponieważ każdy dostał swój uniwersalny charakter i konkretną rolę w powieści. Davian próbuje odnaleźć własne przeznaczenie, a także rozwinąć umiejętności, przez co pakuje się w niebezpieczne przygody. Asha jest pierwszym Cieniem w historii istnienia świata, który został dopuszczony do pałacu, a Wirr ze wszystkich sił stara się zmniejszyć wyraźny podział między Obdarzonymi a zwykłymi ludźmi. Dodatkowo czytelnicy poznają takie postacie jak: Caeden - chłopak wplątany w wybicie do cna całej wioski i starający się odzyskać pamięć; Taeris Sarr - oszpecony Obdarzony owiany złą sławą, posiadający więcej tajemnic niż można zliczyć; w historii przewiną się również: sha'teth - zabójcy, Elocien Andras - książę, Devaed - największe zło istniejące na świecie, i wiele, wiele innych. A wszyscy oni sprawią, że książka stanie się jedyną w swoim rodzaju.
Książka została dodatkowo przepięknie wydana oraz urozmaicona klimatycznymi ilustracjami Dominika Brońka.
"Cień utraconego świata" to oryginalna, pełna twistów fabularnych powieść, którą polecam wszystkim bez wyjątku. Nawet, a może zwłaszcza, osobom stroniącym od gatunku, bo coś czuję w kościach, że debiut Islingtona sprawi, że pokochają fantastykę. To wciągająca, momentami zabawna lub smutna, a czasami przerażająca historia o walce dobra ze złem, o wpływie tajemnic na losy świata, a przede wszystkim o zaufaniu, przyjaźni i gorących próbach dotyczących niewykluczania osób innych/nadzwyczajnych ze społeczeństwa.
Świat nie jest oczywistym miejscem. Możemy znać swoje miejsce na nim, możemy iść wyznaczonymi nam ścieżkami, możemy planować, możemy oceniać i robić wiele więcej rzeczy, lecz i tak potęga świata w pewnym momencie nas zaskoczy, pokrzyżuje wszelkie plany i nie owijając w bawełnę, powie, że musimy żyć inaczej niż dotychczas. Nadal możemy coś z tym zrobić – możemy walczyć. Być może nawet dowiedziemy swojego, ale czy ostatecznie zauważymy wszystkie połączenia między wydarzeniami, między ludzkimi relacjami?
Davian niedługo ma stanąć przed jednym z największych wyzwań swojego życia – czekają go tak zwane Próby w szkole, która uczy odpowiednie osoby korzystania z Esencji. Chłopak bez wątpienia jest właśnie taką odpowiednią osobą, więc nie powinien się przejmować wielkim dniem. Lecz to wcale nie takie proste, gdy od dnia, kiedy po raz pierwszy użył dużej ilości Esencji, nie jest w stanie ponownie jej użyć. Żeby problemów nie było zbyt mało, to nieprzejście Prób oznacza stanie się Cieniem, czyli stworzeniem najbardziej pogardzanym w ich świecie. To przerażająca wizja, tym bardziej że Davian wykazuje pewne umiejętności, zakazane umiejętności. Stres jest coraz to większy, jego przyszłość mocno niepewna. Ale czy na pewno nastolatek musi iść wyznaczoną drogą? Co jeśli jest jakieś inne wyjście? Jeśli nadchodzi zmiana całego biegu historii?
Przyznam się Wam, że już od dawna nie czekałam na żadną książkę z tak wielkim utęsknieniem i zniecierpliwieniem jak na "Cień utraconego świata"! Odliczałam dni do premiery i gdy wreszcie miałam powieść w ręku, moje podekscytowanie osiągnęło zenitu. Moja czytelnicza podświadomość obiecywała mi, że to będzie wyjątkowa powieść, która da mi wiele godzin rozrywki, wiele godzin przemyśleń i przypomni, dlaczego jako dziecko zakochałam się właśnie w tym gatunku. To przeczucie, które ziściło się w każdym calu. "Cień utraconego świata" jest połączeniem niezwykłej opowieści, zaskakujących zwrotów akcji, wspaniałych bohaterów i przecudnego wydania. Ale od początku...
Przede wszystkim jestem oczarowana stylem autora. Od pierwszych stron udowadniał mi, że jest tym, czego oczekuję jako czytelnik i też tym, co najbardziej lubię. A mówię tutaj o wspaniałym pokazie umiejętności pisarskich, które ujawniły się poprzez rozbudowany język pisarza. Miejscami wydawał mi się dość ciężki, ale zarazem pozwalał z łatwością wgłębić się w fabułę i zapomnieć, że istnieje jakiś inny świat poza tym, który jest przedstawiony w powieści. Gdy czytałam, nie było mnie tutaj na Ziemi. Towarzyszyłam bohaterom i razem z nimi przemierzałam nieznane mi rejony. Pozwoliła mi na to plastyczność i obrazowość języka, która nie dawała miejsca na żadne ograniczenia i wabiła wyobraźnię. Całości, jak wisienka na torcie, dopełniła unikatowość stylu pisarskiego, co przy każdym powrocie do lektury pozwalało poczuć się jak w domu.
Pisarz w pewnym momencie postanowił poprowadzić fabułę wielotorowo, co osobiście uważam za trudne zadanie, ale gdy już się uda, to daje to olbrzymią panoramiczność świata, wydarzeń oraz postrzegania, by później zaowocować poczuciem naturalności. Tutaj ponownie moje ukłony w stronę Jamesa Islingtona, który poradził sobie wprost idealnie. Wykorzystał cały potencjał tego pomysłu i ani przez chwilę nie zachwiał spójności historii. Miałam tylko jeden dość poważny problem. Książka zawiera przepiękną mapę, dzięki której łatwo się odnaleźć w położeniu pewnych miejsc, krajów, jednakże mimo to nie radziłam sobie. Skomplikowane nazwy poszczególnych terenów, budynków, rad i często nawet imion sprawiały, że niekiedy traciłam pewne informacje, ponieważ nie zapamiętałam, co to znaczy. Czasami miałam totalny miszmasz w głowie. Na ile dawałam radę, na tyle przymykałam na to oko i dawałam się porwać zaskakującym zwrotom akcji, które w moim mniemaniu są największą zaletą powieści. Nigdy nie byłam fanką zwrotów akcji, szokujących faktów i innych podobnych temu konstruktów. Wynika to z najprostszej przyczyny – bardzo trudno mnie zaskoczyć. "Cień utraconego świata" w tym miejscu bije wszelkie rekordy, gdyż brak mi słów. Niekiedy oczy robiły mi się wielkie, a szczęka opadała, gdy zdawałam sobie sprawę, że to tak proste, ale zarazem tak trudne do domyślenia się. Miałam taki moment podczas lektury, że jedna informacja zawarta tak naprawdę w dwóch słowach zmieniła dla mnie cały kontekst historii. W piękny sposób wytłumaczyła mi wydarzenia z przeszłości, podkreśliła, co tak naprawdę robię w teraźniejszości i dała wiele powiązań, by lepiej przewidywać przyszłość. Niesamowite uczucie, które dało mi szansę, bym z największym zaangażowaniem i pasją starała się sama połączyć wątki i poszukiwać najróżniejszych rozwiązań.
Nie mogę też nie docenić kreacji bohaterów. Z samym Davianem od razu poczułam więź i wiedziałam, że chcę mu towarzyszyć w całej tej wielkiej przygodzie. Z czasem poznawałam lepiej drugoplanowych bohaterów i do nich również zaczynałam się coraz bardziej przywiązywać, by ostatecznie cenić całą gamę najróżniejszych osobowości. Miałam swoich faworytów i byłam ciekawa własnych wrogów. Jednak jakbym miała ostatecznie wybrać najbliższego mi bohatera, to bez wahania wskazuję Caedena. Jego kreacja zachwyciła mnie głębią, niejednoznacznością i mroczną zagadką, która podlegała refleksjom i rozważaniom. Takie nietuzinkowe postacie uwielbiam. Nie mogę też zapomnieć o subtelnym pokazania relacji między bohaterami. Czułam, jak zawiązują się między nimi przyjaźnie, jak pojawia się zalążek miłości i jak pozostałe już wcześniej znane czytelnikowi relacje rozwijają się odpowiednio w zależności od danej sytuacji. Ta subtelność nadała historii naturalności.
Nie byłabym sobą, gdybym nie pognębiła Was zachwalaniem całego uniwersum, które przełamało ramy tradycyjnej fantastyki i pozwoliło skorzystać z nowych rozwiązań. Autor miał odwagę wyjść z tradycyjnego pojęcia magii i różnorodności ras. Jak na debiut to śmiałe posunięcie, nazwałabym wręcz aroganckim podejściem. Ale właśnie o to chodzi w tym gatunku – łamać wszelkie schematy i nie bać się nowego i niesztampowego spojrzenia na świat. Tym bardziej że wśród nowych zasad, nowych perspektyw utrzymywała się spójność i logika. A zapewniam Was, że całe to zjawisko niekonwencjonalności gatunkowej jest już widoczne od pierwszych rozdziałów, gdy poznajemy Obdarzonych, ich status społeczny oraz możliwości.
I najważniejsza część mojej recenzji! Zakładając, że dotrwaliście do tego miejsca. Chciałabym poświęcić parę słów na strumień moich refleksji, gdyż "Cień utraconego świata" to nie jest wyłącznie książka napisana ku rozrywce. Niesie ze sobą wiele mądrości, delikatnie pchnie ku przemyśleniom i ukazuje nowe spojrzenie na niektóre pozornie trwałe i uznane wartości. Odwołuje się do poczucia moralności, które z jednej strony jest nam tak dobrze znane i wyznaczone, a z drugiej należy do grona jednego z najbardziej abstrakcyjnych i nieuchwytnych pojęć. A to wszystko w odniesieniu do hierarchii. Uderza w czytelników niejednoznacznością i odwiecznym sporem, czy dobro i zło istnieje. Czy te pojęcia da się zamknąć w wyznaczonych granicach? Czy czerń i biel to konkretna definicja? A może jest tylko i wyłącznie szarość w różnych odcieniach? Po przeczytaniu powieści takich pytań mam niezmiernie wiele i utrzymują się one w mojej głowie już przez wiele dni. Pisarz odważnie zadał również pytanie, czy da się uchronić od zła, które sami tworzymy. Bo w końcu nawet najlepszy człowiek na świecie prędzej czy później popełnia złe czyny. Czasami są to tragiczne błędy, które odciskają swoje piętno na duszy tego człowieka, a czasami całkowicie świadome wybory.
Jak sami możecie przeczytać, "Cień utraconego świata" wywołał we mnie wiele pozytywnych i bardzo intensywnych emocji. Jestem zachwycona, jak za pomocą jednej historii uchwyconej w granicach fantastyki, można przekazać tak wiele wartości i dać zarazem oderwać się od naszej własnej, niekiedy mocno ponurej rzeczywistości. Jeśli tylko jesteście wielbicielami tego rodzaju literatury, to nie macie, co się zastanawiać – po prostu mi zaufajcie i dajcie się ponieść niezapomnianej przygodzie pełnej nieoczywistych zwrotów akcji, subtelnych relacji i niesztampowego spojrzenia na świat.
Kiedyś bardzo chętnie sięgałam po książki fantasy. Jednak z czasem zaczęłam sięgać po inne gatunki i fantasy odeszło na bok. Nie zmieniało to faktu, że cały czas książki z tego gatunku trafiają na moją listę do przeczytania z nadzieją, że w końcu do nich powrócę. Niedawno, miała polską premierę książka „Cień utraconego świata”. Od razu poczułam, że jest to książka, która trafi w moje gusta. Po tym jak pojawiła się w moim domu, to nie mogłam się doczekać, kiedy zacznę ja czytać. Książka nie musiała długo czekać.
Książka „Cień utraconego świata” zrobiła piorunujące pierwsze wrażenie na mnie. Nie spodziewałam się, że będzie mieć ona prawie dziewięćset stron. Pomyślałam, że będę ją czytać ponad tydzień. Ku mojemu zaskoczeniu, tak się wyciągnęłam w opisywaną historię, że przeczytałam ją w trzy wieczory. Dawno nie czułam się taka szczęśliwa, gdyż trafiłam na niesamowitą lekturę.
Autor zaskoczył mnie swoją wyobraźnią. Od głównego wątku poprzez zdolności bohaterów aż do różnych kreatur, wszystko mi się podobało. Zapomniałam już jak bardzo lubię takie nierealne rzeczy i jak wyprawa do takich światów mnie odpręża. A Islington mi o tym przypomniał.
Jestem zachwycona wszystkim tym, co otrzymałam w książce „Cień utraconego świata”. Zaskoczyło mnie to jak przyjemnie i szybko się ją czytało, mimo że jest prawie dziewięćsetstronicową cegłą. Nie mogę się już doczekać kontynuacji.
JEŚLI CHCESZ POZNAĆ KWINTESENCJĘ LITERACKIEGO FANTASY, SIĘGNIJ PO CYKL JAMESA ISLINGTONA „TRYLOGIA LICANIUSA”... - tak powinno brzmieć w mej opinii promocyjne hasło Wydawnictwa Fabryki Słów, odnoszące się do premiery nowego wydania pierwszej części tej niezwykłej serii - książki "Cień utraconego świata", którą mamy przyjemność cieszyć się w naszym kraju od kilku dni. A o tym, co przekonało mnie do powyższej tezy, postaram się opowiedzieć więcej w poniższej recenzji tej monumentalnej, gdyż liczącej grubo ponad 800 stron, powieści.
Fabuła książki przenosi nas do fantastycznego świata magii, wojny i skomplikowanej polityki. W tej rzeczywistości żyje nastoletni Davian - uczeń jednej z kilku szkół dla "obdarzonych", czyli osób posiadających magiczne moce, które jednakże w wyniku burzliwej przeszłości stanowią raczej piętno, aniżeli dar. Spokojną codzienność chłopca burzy spotkanie pewnego tajemniczego i wysoko postawionego "obdarzonego", który przekonuje go o nieuchronnym widmie nadciągającego zagrożenia z północy, a dokładniej zza magicznej bramy strzegącej ten świat przed niewyobrażalnym złem i mrokiem. Davian, idąc za głosem serca, podejmuje się tym samym odbycia długiej i niebezpiecznej podróży, która może dać szansę na ocalenie życia milionów ludzi...
Ta powstała przed ponad dziesięciu latu powieść zaprasza nas swoimi stronami do odbycia niezwykłej, emocjonującej i pięknej czytelniczej wyprawy do literackiego świata fantasy. Świata, w którym znalazły się wszelkie kluczowe dla tego nurtu elementy - od magii począwszy, poprzez obraz quasi średniowiecznej rzeczywistości z wojną w tle, a kończąc na wielkiej przygodzie, tajemnicach, odkrywaniu przeznaczenia oraz rubasznym humorze, którego znajdziemy tu naprawdę pokaźną dawkę. A wszystko to cechuje niepowtarzalny, dość mroczny klimat, niezwykła aura niedopowiedzenia oraz niespieszność relacji, która pozwala się nam cieszyć każdym szczegółem i drobiazgiem tej pięknej historii.
Konstrukcja książki opiera się na wielowątkowej relacji, ukazującej wspólne lub też osobne losy głównych bohaterów - z Davianem na czele, jego wiernym druhem i przyjacielem w osobie odważnego Wirra, czy też ich wspólną przyjaciółką ze szkoły - piękną i niezwykle zaradną Ashą. To właśnie tych troje młodych ludzi, ale też i wiele innych ważnych postaci, zostanie uwikłanych w skomplikowaną walkę dobra ze złem, w której główną rolę odegra odwaga, poświęcenie oraz umiejętność osądzenia tego, kto jest kłamcą, a kto prawdziwym sojusznikiem. I tak też mamy tu fascynujące podróże po rozmaitych krainach tego świata, liczne magiczne emanacje, walkę z mieczem w ręku oraz klimatyczne retrospekcje w postaci wizji i objawień, które krok po kroku odkrywają prawdę o tym, kim są i co jest pisane naszym bohaterom...
Skoro o bohaterach mowa, to mamy przyjemność spotkać tu naprawdę okazałe grono znamienitych, nieodgadnionych i budzących w nas silne emocje, postaci. Poza wspominaną już trójką szkolnych przyjaciół w osobach Daviana, Wirra i Ashy, poznamy tu także m.in. pewnego nie pamiętającego swojej przeszłości, oskarżonego o wielką zbrodnię i posiadającego wielką magiczną moc chłopca, kolejno naznaczonego bliznami starego wojownika i maga w jednym, czy też wreszcie młodą następczynię tronu, która zrobi wszystko, by uchronić swój lud przed klęską. To charakterni, kryjący wiele tajemnic i zarazem realistyczni w swych kreacjach bohaterowie, których poznawanie niesie nam wielką radość i przyjemność.
Nie inaczej ma się rzecz z poznawaniem tego powieściowego świata - królestwa Andarry i sąsiednich krain, które zachwycają nas swoimi malowniczymi opisami, ukazaną tu polityką i codziennością życia zwykłych ludzi, jak i wreszcie specyficznym ujęciem magii, która jest okiełznywana przez cały szereg praw i zasad niepozwalających używać jej w taki sposób, w którym mogłaby przynieść najwięcej dobra. To także ciekawe spojrzenie na "obdarzonych" magicznymi zdolnościami, którzy są uznawani za ludzi gorszej kategorii, a niekiedy wręcz za zagrożenie, które winno być eliminowane śmiercią. Najważniejsze jest jednak to, że czytając o tym miejscu wciąż nie możemy być pewni co do tego, czym i jakim jest ono naprawdę...
O czym jeszcze warto tu wspomnieć... Z pewnością o ciekawie zarysowany wątku obyczajowym, który wiąże się z pierwszymi porywami serca i nie zawsze dobrze ulokowanymi uczuciami, jak i również o niezwykle mrocznym charakterze tej opowieści, gdzie to śmierć niewinnych ludzi, przemoc, bezprawie oraz niesprawiedliwość, stanowią o codzienności tego literackiego świata. Na deser mamy zaś piękne, klimatyczne i utrzymane w szarej kolorystyce ilustracje autorstwa Dominika Brońka, które w idealny sposób obrazują fabułę książki, jak i też pozwalają nam ujrzeć na własne oczy to, jak wygląda ten świat i ci fascynujący bohaterowie.
"Cień utraconego świata" to powieść, która porywa nas sobą od pierwszych chwil i nie wypuszcza z objęć aż do ostatniej, 873 strony! Dzieje się tak za sprawą jej efektownej fabuły, nieprzewidywalnego układu scenariusza, barwnej kreacji postaci i miejsca akcji oraz wielkich emocji, jakie się nam udzielają podczas tego czytelniczego spotkania. W głównej mierze jest to fascynacja i śmiech, ale nierzadko też smutek, żal, a nawet i szczypta lęku. To wspaniałe, epickie i przede wszystkim dopracowane w każdym względzie, literackie fantasy z najwyższej półki. Polecam!
Rewelacyjna historia, nie mogłam się od niej oderwać, a zakończenie sprawiło, że ucieszyłam się, że mam już kolejny tom. Aż trudno uwierzyć, że jest to debiut.
"Cień utraconego świata" ma prawie 900 stron i jest pierwszym tomem trylogii, wiadomo więc, że na rozwiązanie niektórych wątków trzeba będzie trochę poczekać...
Jeśli chodzi o zawartość, to przyznam, że gdy byłam już w drugiej połowie, to żałowałam, że nie prowadziłam notatek - jak można się było spodziewać, w takiej książce jest bardzo dużo postaci, a niektóre z nich okazują się kimś innym niż to się wydaje na początku, trzeba więc poświęcić dużo uwagi imionom wszelakich bohaterów. Samych nazw też jest całkiem sporo i są dosyć podobne, także łatwo się pomylić.
Cała fabuła jest niezwykle rozbudowana, mnożą się tam zwroty akcji, choć przyznam, że domyśliłam się kilku rzeczy sama, co przyniosło mi dużo satysfakcji.
Mamy tu magię, której lata świetności już przeminęły, a osoby posługujące się nią zostają naznaczeni i ograniczeni przez specjalne Nakazy...
Mamy bohaterów, którzy nie są tym za kogo się podają, choć niekiedy sami nie zdają sobie z tego sprawy...
Mamy też zawiłe intrygi i zdrady, okrutnych najeźdźców i lojalnych przyjaciół... Dodajcie do tego jeszcze przepowiednie, które przestały się sprawdzać i potwory, które nadciągają z północy, by skąpać znany świat we krwi niewinnych. To krótki opis tej powieści... Powieści, która niesamowicie wciąga, zachwyca i zwodzi czytelników na każdym niemal kroku.
Czy mi się podobała? Jasne, że tak!! Czy polecam?? Oczywiście!! Czy chcę kolejny tom? Tak, najlepiej już jutro!! Koniec tej historii sprawił, iż mam więcej pytań niż odpowiedzi, więc z niecierpliwością czekam na kontynuację tej trylogii.
Bitwy o Ilin Illan i Tol Shen uświadomiły ludziom, że Bariera nieuchronnie słabnie. Jeśli padnie, nastanie świat "bez" - bez radości, bez życia, bez światła...
Czas ostatecznej próby nieuchronnie nadciąga. Wprawdzie Bariera znów jest cała, ale to nie znaczy, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Wprost przeciwnie...