Dziewczynka z balonikami

Ocena: 4.89 (18 głosów)

Jak to się dzieje, że dla młodej, inteligentnej i wykształconej kobiety życie traci swój urok i staje się koszmarem, z którego jedynym i upragnionym wyjściem jest śmierć?

Dziewczynka z balonikami to przejmująca historia samotnej Polki mieszkającej w Niemczech, która w wyniku załamania nerwowego zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Stopniowo, dzięki chłodnej i prowadzonej z dystansem relacji poznajemy zmagania Marleny z depresją, jej walkę z samobójczymi myślami i duszną atmosferę miejsca, w którym pacjenci próbują – nie zawsze z powodzeniem – pokonać chorobę. Obok opisów szpitalnego życia bohaterka odkrywa swoją przeszłość, dramatyczne stosunki rodzinne i nieudane związki z mężczyznami.

W końcu pewnego dnia pojawia się Martin…

Informacje dodatkowe o Dziewczynka z balonikami:

Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2014-04-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 978-83-64312-22-9
Liczba stron: 176

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Dziewczynka z balonikami

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Dziewczynka z balonikami - opinie o książce

Avatar użytkownika - Ivy
Ivy
Przeczytane:2017-02-03, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2017 ,
'' Dziewczynka z balonikami '' podziałała na mnie jak uzależniający narkotyk . Ponieważ ma tylko 176 stron i czyta się szybko , pochłonęłam ją w jeden dzień i jedną noc . Tak , noc , nie mogłam się od niej oderwać aż do rana . Napisana jest bardzo prostym stylem . Zdania proste , rzadko złożone , a często niemal tylko równoważniki zdań . Jakby ktoś na sucho bez żadnych ozdobników słownych opowiadał jakieś fakty . Relacja młodej , bo 27 - letniej Marleny Serafin z pobytu w niemieckim psychiatryku i z całego jej życia , niemal dokumentalna . Ze skąpych opowieści dziewczyny nie wyłania się pozytywny obraz jej rodziny . Marlena jest najmłodszym dzieckiem , jej ojciec jest dla pozostałej trójki rodzeństwa tylko ojczymem . Marlena mieszka w Niemczech od 10 lat , doskonale sobie radzi , pracuje , wynajmuje niewielkie mieszkanko zna kilka języków , w tym niemiecki perfekcyjnie . Ale dla matki zawsze jest '' głupia '' . Ależ mi się zaciskały pięści na tą matkę , matkę która nie widziała że jej córka choruje , że potrzebuje pomocy , widziała tylko ze ma nadwagę . Jaka mądra matka prowadzi trzynastolatkę do lekarza który przepisuje jej Mazindol ? Brak mi słów , cóż dziwnego w tym że Marlena wpadła w depresje , że ma za sobą próbę samobójczą również w wieku nastoletnim , że ucieka z domu , że w końcu wpada w bulimię . Aż z nieleczonej depresji '' przesiada się '' na chorobę afektywną dwubiegunową . Pacjentka też ciekawie opowiada o tym jak wygląda leczenia w niemieckim psychiatryku i pzyznaję że jestem trochę rozczarowana . Wydawało mi się że w tak słynącym z porządku i zrównoważenia kraju jak Niemcy , taki szpital będzie doskonale spełniał swoją rolę . Jak się okazuje , nie do końca tak jest . Kiedy na przykład Marlena dostaje 40 stopni gorączki i grypy żołądkowej pielęgniarka nie chce wezwać do niej lekarza , inna chora nawet nie została przebrana po zasikaniu swojej piżamy . Pacjentka niekontaktowa , której należało pomóc się przebrać i umyć . Niestety nie zaznaczyła Marlena czy takie traktowanie dotyczyło wszystkich pacjentek , czy tylko Polek . W szpitalu dziewczyna przechodzi naprawdę trudne chwile , a nieliczne wizyty brata który też mieszka w Niemczech sprowadzają się do stwierdzeń , że tu trzeba ''zapierda...ć '' , a nie wylegiwać się po szpitalach , kto opłaci mieszkanie , jak Marlena nie pracuje już trzeci miesiąc . Kiedy w końcu udaje jej się wyjść z tego przybytku rozpaczy , szuka sobie psychiatry , a to jak się okazuje też do najłatwiejszych zadań nie należy . Oczywiście nie napiszę wam jak dalej potoczyły się losy Marleny , ale książkę polecam serdecznie , mną nieźle potrząsnęła i pozwoliła na refleksję tego typu : '' od dzisiaj przestaję narzekać na swoją jakże wspaniałą w sumie rodzinę ''. :)
Link do opinii
Avatar użytkownika - ejotek
ejotek
Przeczytane:2015-07-12, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
Często w życiu codziennym słyszy się stwierdzenie - "mam depresję". Jednak jak sądzę, jest to tylko potoczne powiedzenie, że mamy zły nastrój czy liczne problemy. Nie twierdzę, że nie. Ale czy tak naprawdę wiemy, czym jest depresja? Moje pierwsze spotkanie z chorobą afektywną dwubiegunową, czyli psychozą maniakalno-depresyjną miało miejsce w kwietniu tego roku, kiedy to przeczytałam autobiografię Danielle Steel "Światło moich oczu". Autorka opowiedziała tam o życiu swojego syna właśnie z tą chorobą. Dziś przedstawię Wam kolejną pozycję na rynku wydawniczym, która porusza ten trudny temat. Marlena Serafin już od najmłodszych lat miała problemy ze swoją psychiką. Jednak nie były one ani właściwie zdiagnozowane ani leczone. Z czasem jej stan zdrowia był tylko gorszy, kolejne nawroty choroby coraz bardziej natarczywe a myśli stawały się samobójcze. Na rodzinę Marlena nie miała co liczyć. Matka (choć tak naprawdę nie zasłużyła na to miano) zamiast wspierać swoje dzieci sprawiła, że każde z czwórki rodzeństwa odeszło z domu. Marlena nie mogła na nich liczyć. Jedynie na ojca, ale nie na wiele się to zdało. Nie uchroniło jej to przed problemami i pogłębiającą się depresją. Ojciec nie miał siły przebicia, to matka rządziła i rzucała jadem a dokładniej słowami, które raniły córkę: jest głupia i za gruba. Wypominała też nieukończone studia. Która matka tak mówi do własnego dziecka?? Marlenę - Polkę zamieszkałą w Niemczech - poznajemy, kiedy swoje kroki kieruje do szpitala psychiatrycznego. Dostała skierowanie od lekarza rodzinnego, jednak liczy że wystarczą leki. Dostanie je i będzie mogła wrócić do domu. Jednak po rozmowie z lekarzem zostaje umieszczona na oddziale z najlżejszymi przypadkami. Sytuacja komplikuje się, kiedy dziewczyna postanawia targnąć się na życie. Udaje się ją uratować, ale trafia do najgorszego miejsca w całym szpitalu - akwarium. Przez cały pobyt w szpitalu pacjentka opowiada swoją historię. Poznajemy relacje rodzinne od czasów dzieciństwa, czas szkoły, potem wyjazd, praca, kiepskie szczęście do mężczyzn. Zaś opowieść zza szpitalnych murów dotyczy innych pacjentów, sposobu leczenia, reakcji na otaczający świat, rozmów z lekarzami oraz planów na przyszłość. Historia relacjonowana przez Marlenę jest ogromnie rzeczywista, realna i przedstawiona w pierwszej osobie, nie z obserwacji innych osób. Choroba dwubiegunowa, jak pisałam już w przypadku książki Steel, jest chorobą śmiertelną. Wprawdzie to nie tak jak z rakiem, ale w przypadku depresji to pacjent może w każdej chwili zwątpienia czy gorszego samopoczucia targnąć się na życie. A przecież sposobów jest wiele. Jedynie nieliczne przypadki wychodzą ze szpitala i są w stanie żyć - oczywiście nieustannie połykając tabletki - w miarę normalnie. Trzeba jednak silnej woli i pomocy ze strony innych, by nie powrócić już do szpitalnego koszmaru wiązania pasami i obecności pielęgniarki podczas czynności fizjologicznych. Książka jest świetnym przykładem na to, jak nie powinno się żyć. Jak nie powinno traktować się bliskich, którzy popadają w stany depresyjne. Książka jest niejako formą pomocy ludziom, którzy mogą w niej dojrzeć promyk światła i nadziei. Na lepsze jutro. Na spełnienie marzeń (Marlena marzyła o pisaniu książek). Na nieudaną próbę samobójczą, która może tylko zaszkodzić zdrowiu. Pokazuje również co może być powodem, że ktoś popadnie w taki stan i zacznie mieć problemy zdrowotne: utrata pracy czy ukochanego, silny stres lub złe emocje. Jedni wtedy płaczą a innym to nie wystarczy do wyrzucenia z siebie nagromadzonego smutku i złości. Krótka powieść, krótkie rozdziały a jaka bogata treść. Może ktoś pomyśli, że jest nudna albo przytłacza czytelnika swoją tematyką, ale nie ma racji. Szybko czyta się o problemach, które tylko doskonale obrazują jak wygląda życie z depresją. I to z pierwszej ręki bohatera-narratora. Po lekturze książki nie jestem w stanie nikogo wyleczyć, nie mam wiedzy lekarskiej (mimo nazw leków podanych w powieści), ale mam ogólne pojęcie co to jest depresja, jak ją rozpoznać i jak udzielić podstawowej pomocy, czyli wsparcia.
Link do opinii
Avatar użytkownika - martucha180
martucha180
Przeczytane:2015-04-18, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki w 2015,
27-letnia Marlena Serafin z Polski, od kilku lat mieszkająca i pracująca w Niemczech, podejmuje życiową decyzję. Na własne życzenie 14.01.2010 r. idzie do szpitala psychiatrycznego w Karlsrume z powodu depresji. Leczenie szpitalne w jej przypadku jest koniecznością, ponieważ kobieta mieszka sama i nikt ją nie wspiera. Marlena trafia na oddział łagodnych przypadków. Lekarz stwierdza u niej chorobę afektywną dwubiegunową, czyli zaburzenia maniakalno-depresyjne (raz mania, raz depresja). Wówczas dochodzi do wniosku: Jestem więc oficjalnie zagrożona samobójstwem. (s. 13) Leczenie w początkowej fazie, o ile w ogóle można by było je tak nazwać, jest zwykłą obserwacją, zaś pacjentka uczęszcza na różne zajęcia, nie bierze żadnych leków i czuje się coraz gorzej: Ja już nie chcę nic czuć. (s. 19) Rzeczywistość ponownie zaczyna boleć. (s. 37) Różne etapy choroby Marleny powodują, że kobieta bywa rezydentem na każdym z oddziałów szpitala psychiatrycznego. To ona sama opisuje te oddziały, pracujących tam lekarzy i pielęgniarki, pacjentów z różnymi chorobami psychicznymi. Przyznam szczerze, że czułam pewien niedosyt. Chciałam lepiej poznać funkcjonowanie takiego szpitalu, zwłaszcza pracę z ludźmi psychicznie chorymi. Zwłaszcza zabrakło mi bardziej szczegółowych opisów zajęć. Najbardziej interesowały mnie rozmowy lekarzy z pacjentem. Szczególnie rozmowy Marleny z doktorem Barbianem przykuwały moją uwagę. Na ich przykładzie można poznać, a nawet nauczyć się, jak rozmawiać z człowiekiem, by wydobyć z niego może nie tyle jego przeszłość, ale to, co wywarło na niego wpływ, co ukształtowało jego charakter, osobowość. A potem odpowiednimi pytaniami nakierować na znalezienie przyczyny choroby, postawić diagnozę, wyciągnąć wnioski i leczyć... Leczyć duszę. Uleczyć ją, by człowiek mógł wrócić do normalnego życia. Bo to wcale nie jest takie proste, jak się okazuje na przykładzie bohaterki. Niektórzy lekarze nie pomagają, niektóre tabletki też nie, a i rodzinka niezbyt spieszy z pomocą, zaś męskiego ramienia brak. Z tym wszystkim mierzy się bohaterka. Opowiada o otaczającym ją świecie, ale przede wszystkim opowiada o swoim samopoczuciu, emocjach, myślach przebiegających jej przez głowę, zaś w rozmowach z psychiatrą o swoim życiu poczynając od dzieciństwa, przez relacje z kochaną rodzinką i z mężczyznami. Bowiem Marlena, choć już dorosła kobieta, to wciąż jest tak naprawdę małą, uśmiechniętą dziewczynką z balonikami w ręku. Nie chce dorosnąć... Opisy tych doświadczeń i przebiegu choroby są tak realistyczne, że mogą wstrząsnąć czytelnikiem. Ale także nauczą go rozpoznawać depresję u innych, nauczą sposobu pomagania ludziom z depresją. Szokujące są opisy z pobytu na oddziale zamkniętym i w szpitalu na OIOM-ie. Budzą w czytelniku współczucie, a nawet litość. Mogą też otworzyć scyzoryk w kieszeni! Dziewczynka z balonikami to niepozorna powieść o bardzo ważnej chorobie cywilizacyjnej XXI wieku. Mam wrażenie, że autorka bardzo dobrze przedstawiła początki i przebieg tej choroby oraz jej leczenie, zwłaszcza wizyty w gabinecie i wnikliwe rozmowy prowadzone przez psychiatrę. Jednak wciąż się zastanawiam, dlaczego autorka jako miejsce akcji wybrała niemiecki szpital psychiatryczny??? Dlaczego nie polski? Czym to było spowodowane? Nie wiem, ale za to minus. Po przeczytaniu powieści nie tak łatwo ochłonąć. Myśli kotłują się w głowie i człowiek się zastanawia, czy sam już nie ma pierwszych objawów depresji lub manii, zaczyna analizować swoje dzieciństwo i relacje z bliskimi osobami. Zadaje sobie pytania: czy jest szczęśliwy, czym jest dla niego szczęście. Pojawiają się też inne pytania egzystencjalne. Powieść Agnieszki Turzynieckiej to bardzo dokładne studium choroby afektywnej dwubiegunowej, to książka, która zmusza czytelnika do refleksji nad samym sobą i analizy własnego stanu psychicznego. Polecam!
Link do opinii
Avatar użytkownika - magdalenardo
magdalenardo
Przeczytane:2015-04-13, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki w 2015 roku, Mam,
Osobom zdrowym, depresja i przebieg tej choroby może wydawać się czymś bardzo niezrozumiałym, odległym i niepojętym. Ja jestem niepoprawną optymistką i mnie w życiu cieszy dosłownie wszystko. To, że mówię, słyszę, chodzę, mam rodzinę, pracę, mam gdzie mieszkać, co jeść. Mogę się realizować i z uśmiechem iść do przodu, wszystko wydaje mi się piękne - słońce i deszcz, lato i zima, góry i morze. Każdy nowy dzień jest dla mnie darem i cieszę się, że mam możliwość go przeżyć. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia. Ta podstępna choroba może dopaść każdego i zrujnować życie. Czasem wystarczy zaledwie iskra, która zniweczy nasze życiowe plany i sprawi, że stajemy się apatyczni, obojętni, smutni, rozgoryczeni i całkowicie tracimy chęci do dalszego życia. Marlena Serafin jest młodą dziewczyną, w zasadzie całe życie przed nią. Jest zdolna, mądra i ma ambicje, by realizować swoje marzenia o pisarstwie. Niestety w jej życiu nie wszystko się układa. Właściwie od czasów gdy była nastolatką, co jakiś czas dopadają ją stany depresyjne, lęki przed ludźmi i światem, szeroko pojęte uczucie beznadziei i coraz częstsze myśli samobójcze. Przy kolejnym nawrocie choroby dziewczyna postanawia dać sobie ostatnią szansę i zgłasza się na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Narratorką w książce jest sama Marlena, która jak mniemam jest alter ego autorki. Bohaterka przedstawia czytelnikom proces leczenia szpitalnego, wplatając w treść wiele informacji na temat depresji (zwłaszcza afektywnej chorobie dwubiegunowej), procesu leczenia i przebiegu terapii. To właśnie sceny rozmów z psychologiem dają nam największy wgląd w duszę Marleny. Poznajemy jej przeszłość, dzięki czemu możemy zrozumieć przyczyny choroby, a tym samym samą depresję. Całość napisana bardzo spójnie i przystępnie. Autorka użyła prostego języka, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej jest zgłębić temat. Wplatając w treść informacje o innych pacjentach daje nam zarys innych zaburzeń i chorób psychicznych oraz częściowo wskazuje ich ewentualne przyczyny. W tym miejscu chciałam napisać coś na temat zachowania matki Marleny, ale dosłownie brakuje mi słów. Nie! Tego zrozumieć nie potrafię. Nie widzę żadnej możliwości usprawiedliwienia tego, w jaki sposób traktowała swoje dzieci. Tak naprawdę każde z czwórki dzieci uciekło od niej na swój sposób, a ona w ogóle nie była w stanie tego dostrzec. Nie rozumiem jak można własne dziecko tak obrażać, wyzywać, a mówiąc kolokwialnie wręcz gnoić (tak to słowo pasuje tu jak ulał). Jak można być tak chłodnym, apodyktycznym i niezainteresowanym prawdziwymi potrzebami dziecka? Żadna przeszłość nie jest tu wytłumaczeniem. Och!!! Jestem przekonana, że w tym przypadku to matka tak naprawdę jest wszystkiemu winna! Przez lata wprowadzała córkę w poczucie winy, wpajała, że jest głupia i gruba i nie widziała w tym wszystkim nic złego. Co gorsza, nie zmieniło się to przez lata, nawet wtedy gdy teoretycznie powinna sobie uświadomić zagrożenie ("Marlena, on jest ślepy, przecież nosi okulary, nie przyjrzał ci się, nie zauważył, jaka jesteś gruba. Teraz dopiero zobaczył i zrezygnował"*). A jednak dostałam jakiegoś niepohamowanego słowotoku i coś w tej kwestii napisałam. Jak wcześniej wspomniałam, trudno mi było wcześniej wyobrazić sobie czym jest depresja, jak można czuć się tak chronicznie smutnym, zniechęconym i niezadowolonym, a czasem nawet zupełnie obojętnym. Wydawało mi się, że wystarczy się rozejrzeć, by dostrzec dobro i piękno z każdej otaczającej nas strony. Wystarczy zrobić krok, by odnaleźć szczęście. Wydawało mi się, że sami jesteśmy kowalami swojego losu i tylko od nas zależy czy dostrzegamy swoje szczęście i chcemy być szczęśliwi, czy też widzimy wszystko w czarnych barwach. Wśród najbliższych mi osób jest też ktoś, kto cierpi na depresję (choć to inny jej rodzaj) i też wydawało mi się to niemal abstrakcyjne. Myślałam się, że jeśli udzielę kilka "mądrych" życiowo rad to wszystko minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W rozmowach może nie popełniałam, aż takich błędów jak matka i brat Marleny, a jednak :( Po lekturze książki nie czuję się bardziej kompetentna w tym temacie, nie uważam już, że wystarczy, że powiem coś pokrzepiającego, życiowego i optymistycznego i problem zniknie. Mam za to dużo większą wiedzę w zakresie tego tematu i postaram się ją pozytywnie wykorzystać. Zrozumiałam czym jest choroba oraz fakt, że nie ustępuje ona ot tak. Leczenie może trwać latami, a gorsze dni mogą pojawić się w każdej chwili, wywołane zwyczajnymi zdarzeniami. Teraz rozumiem, że matura może być takim samym momentem kryzysowym jak rozmowa o pracę czy koniec związku i każdy sygnał chorego należy traktować równie poważnie. Najważniejszy wniosek, jaki nasunął mi się po lekturze książki to to, że nie musimy być ekspertami, lekarzami czy terapeutami. Wsparcie mentalne, rozmowy, akceptacja i okazywanie ciepłych uczuć może w pewnym zakresie być substytutem leków (oczywiście nie całkowicie). Dla nas to może być mały gest, a dla kogoś potrzebującego oznacza on bardzo wiele. Wiadomo, że w ten sposób nikogo nie uleczymy, ale też nie zaszkodzimy, a jeśli to nasze wsparcie okaże się choć trochę pomocne to w każdym przypadku warto się go podjąć.
Link do opinii
Avatar użytkownika - agnik66
agnik66
Przeczytane:2015-02-17, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2015,
Główna bohaterka, Marlena Serafin jest Polką, ale mieszka w Niemczech. Musi sobie radzić sama, jej relacje z rodziną nie są najlepsze, przez chorobę kobieta nie dała rady skończyć studiów, a jej obecna praca nie należy do wymarzonych. Marlena cierpi na depresję i nie potrafi sobie z nią poradzić. Postanawia szukać pomocy w szpitalu psychiatrycznym i tam podjąć walkę o własne życie. Pobyt tam nie będzie łatwy, a proces leczenia żmudny. Czy Marlenie uda się wygrać z chorobą? Czy depresję można wyleczyć? "Dziewczyna z balonikami" porusza niezwykle ważny i coraz popularniejszy problem, jakim jest depresja. Coraz więcej osób choruje, a ilość sprzedawanych leków rośnie. Jednak często jest to przypadłość, którą społeczeństwo ignoruje, nie traktuje do końca poważnie, a osobom chorym zamiast wsparcia serwuje się jakieś mało przydatne hasła i każe się im wziąć w garść. A depresja to poważny problem, z którym wcale nie łatwo wygrać. Warto zwrócić uwagę na osoby z naszego otoczenia, ale też na samego siebie, bo zaczyna się często niewinnie. Bardzo się cieszę, że takie książki powstają i mam tylko nadzieję, że będzie ich przybywało. Marlena, główna bohaterka, jest według mnie bardzo dobrze wykreowana i świetnie zrobiono portret psychologiczny osoby chorej na depresję. Kobieta wydaję się bardzo prawdziwa, a czytając miałam wrażenie, że to prawdziwa historia (może nawet taka jest). Z całych sił kibicowałam Marlenie, myślałam nad jej życiem i wpływem dzieciństwa na dorosłość. Wspomniałam o wpływie dzieciństwa na dorosłość. Marlena od dziecka była poniżana przez matkę, która wpajała jej, że jest głupia i gruba oraz skutecznie obniżała jej samoocenę. Ta książka to kolejny przykład na to, że dzieciństwo ma ogromny wpływ na późniejsze funkcjonowanie. Mamy też okazję zerknąć na oddział psychiatryczny. I tutaj przyznaję, że inaczej to wszystko sobie wyobrażałam, zawsze wydawało mi się, że ludzi traktuje się tam jak niebezpieczne zwierzęta. W sumie tutaj mamy opisany szpital w Niemczech, ale jestem ciekawa, jak to w Polsce wygląda. Czy chorzy mogą liczyć na wsparcie lekarzy, a może są tylko faszerowani silnymi lekami. Na pewno są tutaj łamane stereotypy, bo szpital psychiatryczny to nie tylko wariaci w kaftanach, ale i ludzie, którzy się pogubili, nie radzą sobie ze swoimi problemami. Zarzucić mogę tej książce jedynie to, że jest za krótka. Autorka pisze w bardzo fajny sposób, czytałam z zapartym tchem, a tu nagle się skończyło. Szkoda, wielka szkoda, bo to wszystko można było bardziej rozwinąć i zrobić coś jeszcze lepszego. Mimo że poruszane tutaj tematy są ciężkie, to napisana jest dosyć lekko, więc aż tak nie przytłacza swoim ciężarem. Ja zdecydowanie polecam. kingaczyta.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - korcia
korcia
Przeczytane:2014-09-12, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2014, Mam,
Książka wciąga. Trudno pozostać obojętnym wobec losów Marleny, tak bardzo chciałoby się jej jakoś pomóc, a jej rodzinę najlepiej "wystrzelić na księżyc". Targały mną w trakcie tej lektury przeróżne emocje, wiele myśli krążyło mi po głowie. "Dziewczynka z balonikami" to bardzo wartościowa książka, chociaż oczywiście niełatwa ze względu na tematykę. Myślę, że powinno ją przeczytać jak najwięcej osób. Być może pozwoli ona zrozumieć sytuację osób chorych, zmniejszy ludzką znieczulicę i może przy okazji pomoże uratować jakieś życie. Koniecznie musicie przeczytać tę świetną książkę!
Link do opinii
Avatar użytkownika - alkatraz
alkatraz
Przeczytane:2014-12-26, Ocena: 5, Przeczytałam, czytam regularnie w 2014 roku,
Świetna książka ukazująca prawdę o ciężkiej chorobie - jaką jest depresja. Bohaterka nie miała wsparcia rodzinnego, żadnych przyjaciół, nie potrafiła poradzić sobie w życiu. Doskonale rozumiałam jej rozterki i smutne wybory, lektura napisana prostym językiem, przeczytałam ją szybko z zainteresowaniem.
Link do opinii
Avatar użytkownika - danutka
danutka
Przeczytane:2014-09-01, Ocena: 4, Przeczytałam, z_52 książki - 2014,
Młoda Polka, na stałe mieszkająca w Niemczech, nie radzi sobie w życiu. Pomoc znajduje w końcu w szpitalu, na oddziale psychiatrycznym, gdzie leczona jest na depresję. Trudna walka pacjentów o zdrowie umożliwiające normalną egzystencję nie zawsze kończy się sukcesem, co Marlena obserwuje na zmianę z poczuciem fatalizmu i wiarą we własne siły. Początkowo bardzo ciekawa powieść pod koniec rozczarowuje. Ciężko było mi zaakceptować ostatnią decyzję bohaterki, czułam, że robi krok wstecz, wchodzi w paszczę lwa itp. Ale to jej wybór, pewnie z takim bagażem doświadczeń, jaki niosła od dzieciństwa, nie umiała podjąć innej decyzji. Szkoda. Ale powieść napisana jest sprawnie, z wyczuciem i empatią, dobrze się czyta. (Ocena: 4,5/6)
Link do opinii
Avatar użytkownika - Ewfor
Ewfor
Przeczytane:2014-09-07, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie czytelnicze 2014,
Jest to lektura napisana jakby w formie pamiętnika, charakteryzująca się jednak sporą ilością dialogów. Jest w niej również niemała dawka dramatu. Autorka w bardzo realistyczny sposób przedstawiła stosunki panujące między osobami przebywającymi na tych samych oddziałach, jak również stosunki między personelem szpitala a pacjentami. Zasługującym na zainteresowanie jest wątek relacji matki dziewczyny do niej od najmłodszych lat. Jak wielki wpływ może mieć zachowanie rodzica na przyszłość dziecka, jaką traumę może dusić w sobie ktoś, kto nie zaznał w dzieciństwie miłości jakiej oczekiwał. Książka nie jest łatwą lekturą, na tych zaledwie 174 stronach zawarta jest cała gama emocji, z dramatyzmem w tle. Ten dramat rozgrywający się w umyśle najpierw małej dziewczynki, następnie nastolatki, i w końcu ogarniający dorosłą kobietę jest tak wyraźny, że chwilami zastanawiałam się nad tym ile w tej treści jest prawdy a ile fikcji. Niestety w naszym społeczeństwie depresja wciąż nie jest uważana za chorobę, chociaż coraz więcej się o niej mówi i pisze. Wystarczy jednak, że ktoś zainteresuje się osobą, która od tak sobie mówi: ,,mam doła". Jeżeli ma tego ,,doła" dzień, dwa, trzy to jeszcze można przypuszczać, że wyjdzie z niego, ale jeżeli trwa to dłużej, to powinno się już na tego kogoś zwrócić większą uwagę, bo nigdy nie wiadomo, co się z tego rozwinie.
Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2014-08-17, 52 książki 2014 rok, Mam,
Mało które książki robią na mnie naprawdę silne wrażenie. Nie mam na myśli łez wzruszenia czy niepohamowanej euforii. Mam na myśli książki, po których przeczytaniu jeszcze długo o nich myślę, bo nie dają mi o sobie zapomnieć. Z taką właśnie spotkałam się w ostatnich dniach. Jest to książka niepozorna, bo nieobszerna. Dodatkowo jej okładka oraz tytuł kojarzą się dość sielsko, choć dziewczynka, którą widzimy na froncie, odwrócona jest do czytelnika plecami, przez co nie widzimy wyrazu jej twarzy. Być może na jej buzi maluje się piękny, niewinny i rozbrajający uśmiech, a może wręcz przeciwnie - po policzkach płyną łzy... Z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia w przypadku osób cierpiących na depresję - ich uczuć nie da się dostrzec na pierwszy rzut oka. Są skryte głęboko w ich wnętrzach i nierzadko pod płaszczykiem sztucznego uśmiechu i pozorowanej radości. Jak nikt inny wie o tym Marlena, bohaterka powieści Agnieszki Turzynieckiej pt. "Dziewczynka z balonikami". Marlena jest młodą kobietą, która jakiś czas temu wyjechała do Niemiec, szukać lepszego życia. Koleje jej losów jednak nie toczą się nazbyt pomyślnie - nie udało się jej skończyć studiów, praca nie jest szczytem jej marzeń, a i na polu uczuciowym szczęście nigdy szczególnie jej nie dopisywało. Na domiar złego najbliższa rodzina Marleny nie jest tą, którą można by sobie wymarzyć. Z rodzeństwem od najmłodszych lat nie ma najlepszych relacji, a matka, zamiast okazywać własnemu dziecku zainteresowanie i troskę, woli kwitować jej problemy stwierdzeniem ,,jesteś głupia". Na wsparcie może liczyć tylko ze strony ojca. Czy gdy na światło dzienne wychodzi wieść o problemach zdrowotnych Marleny, to sytuacja rodzinna poprawia się? I tak, i nie. Co prawda matka zdaje się okazywać córce nieco więcej zainteresowania, ale chyba nie jest ono ani trochę zdrowsze od tego z czasów dzieciństwa. Rodzina ma Marlenę za wariatkę, a matka winę za chorobę zrzuca na jej barki, mówiąc że sama jest sobie winna. I właśnie ta postawa rodzicielki głównej bohaterki poraziła mnie w książce najmocniej. Jestem skłonna stwierdzić, że to właśnie matka w dużej mierze przysłużyła się do problemów zdrowotnych Marleny - zamiast być dla niej podporą, kochającą osobą, która motywuje i wspiera, była taranem, który niszczy to, co w jej córce najlepsze. Była siłą niszczycielską, która nie bacząc na nic, zabijała kruche i delikatne wnętrze Marleny. Zastanawiające jest to, jak niektórzy rodzice potrafią destrukcyjnie wpływać na swoje dzieci, często nie mając o tym pojęcia lub żyjąc w przeświadczeniu, że wszystko robią dobrze, podczas gdy popełniają jeden błąd wychowawczy za drugim... A propos lektury "Dobry ojciec" Diane Chamberlain zastanawiałam się, czy każdy może być dobrym rodzicem i czy można się tego nauczyć z czasem. Doszłam do wniosku, że jeśli nie ma się tego we krwi, to jak najbardziej można tę cechę nabyć. Teraz jednak mam ku temu solidne wątpliwości i to na tyle silne, by stwierdzić, że niektórzy zwyczajnie rodzicami być nie powinni (nie chcę w tym momencie nikogo urazić). Jeśli chodzi o styl i budowę powieści, to składa się ona z krótkich rozdziałów opatrzonych tytułami, w których w dużej mierze śledzimy losy bohaterki podczas pobytu w jednym z niemieckich szpitali. Nie ma tu nużących wynurzeń bohaterki i przygniatających opisów jej stanu emocjonalnego. Powieść napisana jest w możliwie lekkim stylu jak na tak trudną tematykę, dlatego tak dobrze się broni i nie odstrasza czytelnika ciężarem negatywnych emocji. Zakończenie zaś daje nutkę optymizmu, powiew wiary w lepsze jutro bohaterki. Wierzę w to, że się jej uda. Bardzo chciałabym, by książkę przeczytało jak najwięcej osób, szczególnie te, które mają słabe pojęcie o depresji i uważają ją za wymysł. To według mnie też lektura obowiązkowa dla każdego rodzica. "Dziewczynka z balonikami"- to solidna lekcja na temat tego, jak nie postępować z dzieckiem i których błędów nie popełniać. Ocena: 5/6 Na blogu: http://www.ksiazkowka.pl/2014/08/dziewczynka-z-balonikami-agnieszka.html
Link do opinii
Avatar użytkownika - violabu
violabu
Przeczytane:2014-07-05, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2014,
Czy zastanawialiście się kiedyś w trakcie spadku nastroju i optymizmu podczas przesilenia wiosennego: "Co ze mną jest nie tak? Sam/a siebie nie poznaję! Czy to czas by iść do psychologa?" Czy wyobrażacie sobie jeszcze głębszy stan zmuszający do ukrywania się przed światem, któremu towarzyszy rozstrój emocjonalny lub całkowite wygaszenie aktywności życiowej i ciągłe zamyślenie o... niczym? Główna bohaterka i narratorka "Dziewczynki z balonikami" to kobieta cierpiąca na stany maniakalno-depresyjne, która postanawia dać sobie szansę idąc do szpitala psychiatrycznego. Depresja jest przez wiele osób lekceważona, szczególnie przez tych, którzy nigdy nie mieli problemów ze swoją psychiką. To błędne zachowanie, ponieważ jest to straszna choroba, nowotwór duszy, niejednokrotnie śmiertelny. Zmienia człowieka umysł odbierając mu możliwość świadomego, rozsądnego kierowania swoim zachowaniem w pełnej kontroli. Czy wyobrażacie sobie być w takim strasznym stanie? Takim, który dodatkowo jednocześnie prowadzi do chorób fizycznych? A czy większość z nas wie czym tak naprawdę jest mania? Można się tego dowiedzieć z książki, którą koniecznie trzeba przeczytać. Wielka szkoda, że Agnieszka Turzyniecka na bazie tak ważnego i nieczęsto poruszanego w beletrystyce tematu, nie zbudowała obszernej, wyczerpującej powieści. "Dziewczynka z balonikami" zawiera zaledwie 170 stron, gdyż napisana jest w sposób skondensowany. Autorka przedstawiła konkret - bez wielu dodatków i upiększeń pokazała problem od środka: z punktu widzenia osoby chorej oraz z wnętrza oddziału psychiatrycznego. Zaburzenia psychiczne bardzo często dotykają ludzi inteligentnych i jednocześnie wrażliwych. Pamiętajmy, by mądrze pomagać osobom dotkniętym zaburzeniami psychicznymi, bo oni nie wywołali sobie sami tej choroby (bardzo wiele czynników ma na nią wpływ), bo jej nie chcą, bo nie są jej winni, bo... Rozdzierający / Jak tygrysa pazur / Antylopy plecy / Jest smutek człowieczy*. Dziękuję wortalowi granice.pl za książkę otrzymaną za punkty. *(E. Stachura "Nie brookliński most", fragm.).
Link do opinii
Szpital psychiatryczny z reguły kojarzy się nam z wariatami w kaftanach bezpieczeństwa, lub z filmami grozy. Społeczeństwo boi się i unika tego miejsca. Żyje mitem sądząc, że w psychiatrykach przebywają jedynie szaleni pacjenci, którzy ,,skaczą po ścianach". Ponadto uważają, że można trafić tu wbrew własnej woli i nigdy nie wyjść. Jest to jednak mylny stereotyp. W domu dla umysłowo chorych może znaleźć się każdy z nas. Wszystko zależy od pewnych czynników np. z powodu nasilenia konfliktów rodzinnych, zachowań samobójczych albo na skutek zleconych przez sąd badań lub ze względu na wszelakie zaburzenia typu nerwica czy depresja. Jak wygląda leczenie w takiej placówce? Spróbujemy się tego dowiedzieć na przykładzie Marleny, główniej bohaterki ,,Dziewczynka z balonikami ''Agnieszki Turzynieckiej. Marlena to młoda, dwudziestosiedmioletnia Polka mieszkająca w Niemczech. Od kilku lat cierpi na zaburzenia maniakalno-depresyjne. Oficjalnie to choroba afektywna dwubiegunowa. Mózg nie jest w stanie utrzymać nastroju w równowadze. Tacy pacjenci mają zawsze huśtawkę-albo bujają w obłokach i wpadają w euforie, albo depresje. Nigdy nie osiągają stanu normalnego. Nie bez leków. Podczas kolejnego rzutu choroby Marlena postanawia sama zgłosić się do szpitala, gdzie ma nadzieję otrzymać upragnione wsparcie i pomoc. ,,Jestem otępiała i apatyczna, a jednocześnie wszystko się we mnie gotuje. Mam w sobie tyle złości, tyle nienawiści, nawet nie wiem przeciw komu lub czemu. Mogłabym wziąć kałacha i wszystkich wystrzelać jak kaczki.(...) jestem umęczona i to już od lat. Czy już zawsze tak będzie?(...) Czym sobie na to zasłużyłam?'' Pobyt w placówce okazuje się jednak dla niej bardzo trudny. Musi przejść przez długi, żmudny proces specjalistycznej terapii. Czy mimo to uda jej się wyjść zwycięsko z próby, jaką zgotował los? A może na powrót do pełni zdrowia i normalności jest już za późno? I jaką rolę w tym wszystkim odegra pewien przystojny Martin? To moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Turzynieckiej. Autorka debiutowała w 1998 roku na łamach lokalnej gazety piotrkowskiej "7 dni". Po maturze wyjechała do Luksemburga, skąd w 2003 roku przeniosła się do Niemiec. Studiowała germanistykę i romanistykę na Universität Trier, jednak przerwała studia na dziesiątym semestrze. Od 2009 roku ponownie mieszka w Polsce. Pracuje w ogólnopolskich gazetach, prowadzi bloga ,,Gryzipiórek''. W roku 2013 ukazała się jej debiutancka powieść zatytułowana "Inspektor Kres i zaginiona", zaś obecnie, w kwietniu tego roku do księgarń trafiła "Dziewczynka z balonikami" - powieść obyczajowa. Jestem porażona tą lekturą. Nie myślałam, że znajdę w niej aż tyle szczerych, bolesnych, brutalnych treści. W naszym kraju mało jest książek poruszających problem choroby maniakalno-depresyjnej. O tym zazwyczaj nie mówi się głośno. To wciąż temat tabu. Ludzie cierpiący na tę przypadłość zazwyczaj są nierozumiani przez swoich najbliższych i otoczenie. Rodzina, przyjaciele czy znajomi nie dostrzegają i lekceważą wszelkie symptomy tej choroby, bowiem ciężko jest rozróżnić depresję od typowej chandry. Dlatego tak ważne jest, aby lepiej poznać źródło tego zaburzenia i w razie czego odpowiednio pomóc. Agnieszka Turzyniecka na przykładzie główniej bohaterki pokazuje zespół maniakalno-depresyjny zza kulis. Dzięki temu wspólnie z Marleną poznajemy szpital psychiatryczny od wewnątrz, dowiadujemy się, jakie są metody leczenia oraz, jak lekarze i personel odnoszą się do swoich wyjątkowych pacjentów. Niemiecka placówka pod wieloma względami przewyższa nasze szpitale, ale, tak, jak wszędzie toczy się tu codzienna walka o życie i ludzką godność. Ta książka porusza autentyzmem, pobudza do myślenia, i do przewartościowania standardowych zapatrywań. Często w czyimś zachowaniu doszukujemy się zwyczajnego lenistwa, czy opieszałości nie widząc drugiej strony medalu. Autorka otwiera nam oczy na wiele niuansów, które są niemal niedostrzegalne i uwrażliwia społeczeństwo przed pochopnym ocenianiem maniery danego człowieka. Im więcej dowiemy się o chorobie i postępowaniu z chorym, tym bardziej będziemy w stanie znaleźć wyjście z sytuacji i właściwie zadziałać. Powieść pomimo trudnej tematyki czyta się niezwykle lekko i swobodnie. Polubiłam Marlenę i kibicowałam na każdym kroku jej zmagania z umysłową niedyspozycją. Dlaczego tak młoda dziewczyna popadła w depresje? Co jest przyczyną tego stanu rzeczy? Wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się o jej trudnych relacjach z matką, które pogłębiały się od wczesnych lat dzieciństwa. Marlena nigdy nie otrzymała rodzicielskiej miłości. Szczególnie matka nieustannie ją poniżała wyzywając od głupków, leniów i grubasów. Całkowicie zburzyła system wartości, którego nie dało się już odbudować. Ogromnie boleje nad biednym losem obu kobiet. Słowa mają moc, niekiedy niszczycielską i okrutną. Zaś oziębłość emocjonalna, brak empatii i akceptacji niszczą wszelkie stosunki międzyludzkie. ,,Dziewczynka z balonikami'' to niezwykle przejmujące stadium samotności, zagubienia, okaleczenia psychicznego oraz braku wewnętrznej równowagi i aprobaty. To również rozdzierające wołanie o pomoc bezradnej dziewczyny uwięzionej w psychotycznym świecie, która pragnie jedynie normalności, spokoju, zwyczajnej codzienności. Obok tej pozycji nie sposób przejść obojętnie. Zmusza do refleksji oraz zastanowienia się nad tym, kim naprawdę jesteśmy i po co żyjemy. Naprawdę polecam. Warto odtworzyć swoje serce i patrzeć nim, gdyż dzięki temu świat stanie się lepszy i bardziej zrozumiały.
Link do opinii
Avatar użytkownika - aishatsw
aishatsw
Przeczytane:2014-04-15, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Od wydawnictw, Przeczytane,
Marlena, dwudziestokilkuletnia Polka mieszkająca w Niemczech cierpi na depresję. Zgłasza się do szpitala w nadziei, że otrzyma tutaj pomoc i trafia na oddział psychiatryczny. Rozpoczyna się żmudny proces terapii i przyjmowania leków. Nie jest lekko, ale stopniowo kobieta otwiera się i odkrywa wydarzenia z przeszłości, które rzutują na całe jej dorosłe życie: stosunki w rodzinnym domu i nieudane związki z mężczyznami. Pewnego dnia Marlena poznaje przystojnego Martina. Jak nowy mężczyzna wpłynie na życie kobiety? Czy Marlena nauczy się żyć ze swoją chorobą i odnajdzie oparcie w bliskich? Agnieszkę Turzyniecką poznałam przy lekturze powieści "Inspektor Kres i zaginiona", która stanowiła jej książkowy debiut. I choć tematyka kryminalna jest mi zdecydowania bliższa, to muszę przyznać, że w tej nowej odsłonie autorka pokazała się z bardzo dobrej strony. Nie zawahała się, by poruszyć w swojej nowej powieści problem, który w naszym kraju wciąż jest spychany gdzieś na bok: mianowicie chorobę afektywną dwubiegunową. Cierpiący na choroby o podłożu psychicznym są często traktowani z pobłażaniem i irytacją. Słyszą, także od swoich bliskich, że powinni wziąć się w garść i nie rozczulać się nad sobą. Tymczasem zwykłą jesienną chandrę bardzo łatwo pomylić z długotrwałą depresja, która może mieć opłakane skutki, choćby targnięcie się na własne życie. Zdrowe osoby nie podejrzewają, jaką walkę muszą toczyć każdego dnia dotknięci tą przypadłością. Z jakimi demonami się mierzyć. Właśnie dla tych, którzy nie wiedzą, nie rozumieją i lekceważą ta książka jest pozycją obowiązkową. Agnieszka Turzyniecka przedstawia nam tę chorobę widzianą "od środka", z perspektywy dotkniętej nią kobiety. Wraz z Marleną przechodzimy przez wszystkie etapy leczenia. Nie jest zabawnie i kolorowo. Oglądamy szpital psychiatryczny od wewnątrz, uczestniczymy w terapii, która na światło dzienne wyciąga bolesne obrazy z przeszłości, uświadamiamy sobie, jak wielką moc ma wypowiedziane niegdyś krzywdzące słowo. Realizm tej powieści poraża i ... zawstydza. Tak, zawstydza. Nas: ludzi, którzy krzywdzą, nie dostrzegając wagi problemu. Co ważne, mimo że autorka porusza tak trudny temat, czyni to z wdziękiem i sprawia, że tę historię wręcz się pochłania. Porywa czytelnika i zmusza, by wziął w niej udział. Obserwował zmagania bohaterów. Kibicował jednym, irytował się na innych. Nie można pozostać obojętnym. Takie powieści jak Dziewczynka z balonikami Agnieszki Turzynieckiej są nam po prostu potrzebne. By zrozumieć, by zaakceptować, by pomóc. Polecam!
Link do opinii
Na wstępie pragnę podziękować Wydawnictwu Szara Godzina za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Agnieszki i chociaż książka nie należy do lektur łatwych z pełnym przekonaniem mogę napisać, iż było ono bardzo udane... Na kartach "Dziewczynki z balonikami" poznajemy mieszkającą od pewnego czasu w Niemczech dwudziestokilkuletnią Marlenę. Młoda kobieta cierpi na depresję, podczas kolejnego rzutu choroby sama zgłasza się do szpitala psychiatrycznego gdzie ma nadzieję uzyskać tak bardzo potrzebną jej pomoc... Pobyt Marleny w placówce układa się bardzo różnie i w efekcie różnorakich wydarzeń przechodzi ona przez wszystkie trzy znajdujące się tam oddziały spotykając przy tym sporą ilość osób, które również mają problemy... Podczas terapii dowiadujemy się o jej trudnych relacjach z matką, która pogłębiała od najmłodszych lat w naszej bohaterce brak poczucia własnej wartości podsycając w córce jednoczenie to, że rzekomo jest ona nieatrakcyjna, leniwa, głupia etc... Jest to opowieść o głębokiej wewnętrznej samotności, zagubieniu, braku poczucia bezpieczeństwa oraz akceptacji zarówno ze strony otoczenia jak i siebie samej, a także chęci powrotu do bycia szczęśliwym i beztroskim dzieckiem mimo, że tego właśnie zawsze Marlenie bardzo brakowało... Książka porusza niezwykle trudny ale bardzo istotny i będący wciąż aktualnym temat jakim są zaburzenia afektywne dwubiegunowe zwane popularnie depresją. Ludzie cierpiący na owe dysfunkcje są bardzo często wykluczani z życia społecznego, a ich najbliżsi nierzadko negują objawy choroby i zbywają je nader częstym "weź się w garść" etc... Autorka w swojej powieści ukazała świat z perspektywy osoby borykającej się z depresją... Dzięki temu czytelnik ma szansę zdać sobie sprawę, że istota tych zaburzeń nie tkwi w lenistwie czy opieszałości lecz znacznie głębiej oraz jak ważne jest dostrzeżenie faktu, iż coś złego się dzieje z kimś nam bliskim oraz dbałość o to, aby osoba ta uzyskała fachową pomoc na równi z wsparciem najbliższego otoczenia... Gorąco polecam! Książka będzie dostępna na rynku już pojutrze tj. 16 kwietnia.
Link do opinii
Avatar użytkownika - nasturia
nasturia
Przeczytane:2014-04-11, Ocena: 5, Przeczytałam, Czytam regularnie w 2014 roku,
Marlena, 27-letnia Polka mieszkająca od dziesięciu lat w Niemczech, ma zaburzenia afektywne dwubiegunowe, czyli cyklofrenię, znaną bardziej jako psychozę maniakalno-depresyjną. Jest świadoma swojej choroby, ponieważ choruje od 13 roku życia. W ostatniej chwili podejmuje decyzję, że musi poddać się leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Agnieszka Turzyniecka poruszyła kilka bardzo ważnych tematów. Zbyt często, jako rodzicie, nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromny mamy wpływ na nasze dzieci. Ot zwyczajne powiedzenie z pobłażaniem ,,jesteś głupi/głupia" może zachwiać poczuciem wartości niejednego dziecka. Obraz matki, jaki został przedstawiony w książce, to klasyczny przykład, jak nie należy postępować z dzieckiem. O tym, jak ważne jest zadbanie o prawidłowy rozwój emocjonalny i psychiczny dziecka świadczą opisy sesji z psychologiem, które Marlena odbywa w szpitalu. Dramat, który przeszła w dzieciństwie, ma ogromny wpływ na nią, jako dorosłą kobietę, na jej dzisiejszy stan psychiczny. Postrzeganie przez społeczeństwo chorych na depresję, które autorka opisała w powieści, to niestety nie jest fikcja literacka. Często słyszymy, że chory to leń, nierób, zwyczajnie mu się nie chce, gdyby się wziął za robotę, to od razu głupie myśli by mu z głowy wyszły, inni mają gorzej i żyją. Myślę, że stoi za tym brak zrozumienia, ale przede wszystkim niewiedza. Przypuszczam, że większość osób zapytana, czym jest depresja, nie umiałaby prawidłowo odpowiedzieć. Najwyższy czas, aby społeczeństwo zrozumiało, że to bardzo poważna choroba psychiczna, że nie leczona może prowadzić nawet do samobójczej śmierci chorego. Niemoc, która ogarnia chorego, to nie zwyczajny, jeden z gorszych dni. Cieszę się bardzo, że na rodzimym rynku coraz więcej jest książek, które opisują choroby psychiczne, nie tylko zmaganie się z nimi samych chorych, ale i postrzeganie ich w oczach najbliższych. Pomimo, że wydawałoby się, iż społeczeństwo XXI wieku jest już bardzo świadome, to jednak choroby psychiczne nadal pozostają tematem tabu, czymś, co przynosi wstyd w rodzinie.
Link do opinii

To jest książka obok której nie można przejść obojętnie. Temat ważny i niestety nie do końca rozumiany. Depresja, dwubiegunówka to choroby częste, ale nie wolno takich osób traktować jak czubek. Nie ! To przynosi odwrotny skutek, bo taka osoba zaczyna się ukrywać z chorobą, nie chce jej zaakceptować, leczyć się też nie chce. I mówienie, że to wymysł, trzeba się brać za robotę a nie symulować też nie pomaga. Te choroby nie działają na tej zasadzie. Trochę empatii potrzeba a ta książka pokazuje co czuje osoba chorba na jedną z chorób natury psychicznej. 

Link do opinii

Pomimo całego tragizmu bardzo ciekawa pozycja. Doskonale odzwierciedla fakt siły oddziaływania naszych słów na drugiego człowieka. Strasznie mi było żal głównej bohaterki która pomimo ogromnej świadomości musiala składać ogrom sił w walkę z depresją. A jej rodzina ... No cóż - przykładem wsparcia bynajmniej nie była....

Link do opinii
Avatar użytkownika - MeaCulpa
MeaCulpa
Przeczytane:2016-03-13, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - jusia
jusia
Przeczytane:2015-05-16, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki - 2015,
Avatar użytkownika - KarenKa
KarenKa
Przeczytane:2015-04-18, Ocena: 5, Przeczytałam,
Inne książki autora
Inspektor Kres i zaginiona
Agnieszka Turzyniecka0
Okładka ksiązki - Inspektor Kres i zaginiona

Inspektor Kres prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia młodej, samotnej kobiety. Dla doświadczonego policjanta, który równocześnie zajmuje się też innymi...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy