Jakub Ćwiek w najwyższej formie!
Oto sentymentalna podróż po USA - po miejscach kultowych, zwyczajnych i takich, o których zapomniał świat. Świeży i odważny portret Ameryki i jej mieszkańców nakreślony przez rasowego gawędziarza. "Drobinki nieśmiertelności" to zbiór kilkunastu opowiadań, za pomocą których Jakub Ćwiek dotyka sedna amerykańskości.
Nie zdziwcie się, gdy przypadkiem na barze w przydrożnej restauracji znajdziecie wyryty autograf Johna Wayne'a, a kierowca osiemnastokołowca okaże się kimś zupełnie innym, niż sądziliście. Słyszeliście o miasteczku na Dzikim Zachodzie, do którego Śmierć nie ma wstępu? Wiecie, co łączy Rocky'ego Balboę z pewnym tajemniczym starszym panem? Albo jaką historię kryją stare schody w Georgii? Komu nowoorleańscy muzycy naprawdę sprzedają duszę i jak zostać bogiem w Nowym Jorku?
Wszystkie te drobinki budują nieśmiertelność amerykańskiego mitu. Czas odkryć go na nowo!
***
Ćwiek, jak niegdyś Neil Gaiman, wyruszył na poszukiwanie ducha Ameryki. Osobisty, a jednocześnie mityczny sen ożywa w jego wspaniałych opowieściach, inspirowanych podróżami i spotkaniami.
- Marcin Zwierzchowski, publicysta ,,Polityki", redaktor magazynu ,,Nowa Fantastyka"
Jakub Ćwiek ma godną pozazdroszczenia łatwość literackiej obserwacji. Usłyszy jedno zdanie, utrwali mu się w głowie jakiś obrazek i już tłoki wyobraźni zaczynają pracować nad szkicami opowiadań. Znakomita lektura.
- Dariusz Jaroń, Interia
Opowiadania, w których pobrzmiewają klasyki amerykańskiej popkultury, pełne wyrazistych postaci, z narracją prowadzoną wręcz brawurowo.
- Ola Smoczyk, Radio Merkury
issuu.com/wydawnictwosqn/docs/drobinki_niesmiertelnosci_issuu
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-09-13
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej (zwane dalej Ameryką) to kraj wciąż fascynujący mieszkańców innych, mniej lub bardzie uboższych i mniej lub bardziej interesujących państw świata. Wydaje się, że tylko tam mogą wydarzyć się tak niesamowite historie, jak ta zmiana z mitu o „od zera do milionera”, można z dnia na dzień zostać międzynarodową gwiazdą kina, jak i bankrutem. Znawcy tematu przytoczą tu pewnie jeszcze więcej podobnych nieprawdopodobnych opowieści... Jakub Ćwiek, polski pisarz fantasy, podróżując po Stanach zebrał te, które sam zaobserwował, i opisał je w swoim najnowszym zbiorze opowiadań „Drobinki nieśmiertelności”.
Z twórczością pana Jakuba Ćwieka do tej pory nie miałam bliższego kontaktu chociażby dlatego, że tworzy on fantastykę, a ja wyjątkowo nie przepadam za tym gatunkiem. Niemniej po książkę „Drobinki nieśmiertelności” sięgnęłam z ciekawością, gdyż miała być to książka jak najbardziej realistyczna. I nie zawiodłam się, bo „Drobinki nieśmiertelności” są do bólu prawdziwe i choć historie w nich opisane są zmyślone (ale pisarz tworząc je inspirował się prawdziwymi osobami lub zdarzeniami) nie trudno jest sobie wyobrazić, że mogły się one wydarzyć naprawdę.
W 2015 roku Jakub Ćwiek wyjechał w podróż po Stanach Zjednoczonych po to, aby zebrać materiał do swojej książki „Przez stany POPświadomości” (Sine Qua Non 2016) w której przytacza ciekawostki i anegdoty o amerykańskiej popkulturze. Powstała z tego książka dokumentalna, traktująca o faktach, ale panu Ćwiekowi zostało w zanadrzu jeszcze kilkanaście historii nie pasujących do „Stanów POPświadomości”, lecz również w pewien sposób oddających charakter Ameryki. Wplótł je więc w opowiadania swojego kolejnego zbiorku i w taki sposób powstały „Drobinki nieśmiertelności”.
Na książkę składa się dwanaście opowiadań, z których każde w pewien sposób przytacza jakiś amerykański mit albo symbol. Pojawia się tam m.in. dyskryminowana Afroamerykanka, zapomniany weteran wojenny, niespełniony aktor, kierowca ciężarówki czy też człowiek, który wygrał ogromnie pieniądze na loterii. Historia każdego z nich wydaje się nieprawdopodobna, ale – gdy bliżej się jej przyjrzeć – może być prawdziwa.
Opowiadania zostały napisane w lekkim, przystępnym stylu, tak że czytanie ich nie sprawia żadnych trudności, a wręcz przeciwnie – jest samą przyjemnością. Z drugiej strony widać, że jest to książka pisana przez mężczyznę (choć z pewnością adresowana do obu płci). Świadczy o tym soczysty język nie pozbawiony wulgaryzmów czy seksualnych aluzji. Jednak najwięcej miejsca w tych historiach zawierają szczegóły, sytuacje opisywane chwila po chwili, z najdrobniejszymi detalami. Bo – jak twierdzi jeden z bohaterów - „Ameryka składa się ze szczegółów”.
Choć rzadko się to zdarza w przypadku zbiorów opowiadań, w „Drobinkach nieśmiertelności” wszystkie historie trzymają jednakowy, wysoki poziom. Każda z nich początkowo zdaje się być opowieścią o niczym, sceną z życia przeciętnego Amerykanina, jednak pod koniec w każdym (no prawie w każdym, jakoś nie dotarło do mnie opowiadanie zatytułowane („Przy samej ziemi”) pojawia się morał nawiązujący nie tylko do historii owego Amerykanina, ale też do życia każdego czytelnika. Jednak – choć, tak jak wspominałam, wszystkie opowiadania są bardzo dopracowane i trzymają równy poziom – nie są one napisane „na jedno kopyto”. W jednym widać zamiłowanie autora do fantastyki, inne skłania do śmiechu, przy kolejnym płakałam ze wzruszenia jak bóbr (chodzi o „Nie masz tu innych przyjaciół, Eugene”).
Choć może się wydawać, że „amerykański sen” kusi dziś już nieco mniej niż np. w czasach Żelaznej Kurtyny, Ameryka wciąż pozostaje krajem fascynującym, czy to ze względu na swą niedostępność (Polacy wciąż nie mogą się tam dostać bez wizy), czy też z powodu wielu mitów, obecnych także w opowiadaniach pana Ćwieka. Tym wszystkim, którzy Amerykę kochają i marzą o jej podbiciu, do „Drobinek nieśmiertelności” nie muszę specjalnie przekonywać – w końcu i tak pewnie czytają wszystko co ukazuje się na temat tego pięknego kraju. Ci zaś, którzy wolą podróżować w inne strony (lub też siedzieć w domu z książką – to też dobra opcja), również powinni sięgnąć po tę książkę chociażby po to, by spędzić czas z dobrą prozą i poznać nowe oblicze twórczości Jakuba Ćwieka. Ja zaś z ciekawością sięgnę teraz po „Przez stany POPświadomości”, a być może także po jedną z powieści fantasy pana Ćwieka – w końcu może ten autor przekona mnie do tego gatunku.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści":http://swiat-powiesc.blogspot.com/.
Dziękuję portalowi Czytam Pierwszy (https://czytampierwszy.pl) za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Mam wrażenie, że Jakub Ćwiek to taki autor, który zawsze ma wenę, a jego wyobraźnia jest nieskończona. Pewnie dzięki temu wpadł na pomysł, by ukazać popkulturę w postaci drobinek, na których pracę nie chciałoby się nam tracić czasu. Tak więc leniwi lub ciekawi ludzie mogą przeżyć podróż po Stanach Zjednoczonych i ich miejscach pięknych, zwykłych oraz nieznanych wraz z tą książką.
Zacznijmy od tego, czym jest popkultura (kultura popularna) - to nic prostszego, jak sztuka, filmy, muzyka, literatura czy inne zjawiska z nimi związane, które nas otaczają. Można je wyrażać w przeróżny sposób i, choć są inne, zarówno są ze sobą powiązane.
W książce autor opisuje swoje doświadczenia, nawiązując do autentycznych wydarzeń, opowieści czy miejsc, które go zainspirowały. Nowy Orlean znany ze sztuki i zabawy, legendy Georgii, Nowy Jork - najludniejsze miasto w USA, zwane Miastem Aniołów czy magia Hollywood, którą można poczuć. Odpowiedzi na pytania zadawne pisarzom, gwiazdom wielkich kin, to co zwykłych, szarych nas tak bardzo interesuje.
Drobinki zabierają nas w świat intrygujący, dla nas odległy, który pozwala realistycznie wczuć się w to wszystko, czego człowiek jest ciekawy i gotów po to wejść w błoto po same kolana. Każdą opowieść czyta się z ciekawością wypisaną na twarzy, są ciekawsze i mniej ciekawe, ale każde w jakiś sposób wyjątkowe. Jego pióro jest płynne, co sprawia, że książkę się zgłębia, a nie tylko czyta, a jednocześnie można mieć wrażenia, że to druga osoba opowiada nam to wszystko, co zawarte wewnątrz niej.
Autor przemyca wiele ciekawostek dotyczących życia codziennego w Ameryce, rzeczy, których byśmy się nie domyślili, a które warto wiedzieć. Każda opowieść niesie jakieś przesłania, jak na przykład ta dedykowana R. Williamsowi'; o depresji, bólu, stracie. Osobiście najbardziej podobały mi się tytułowe "Drobinki".
Jeśli macie ochotę na podróże po autostradach Kansas, które znacie z bajek, Kalifornii znanej nam dobrze z pocztówek, filmowych i książkowych Filadelfii czy Luizjany, zachęcam do przeczytania "Drobinek nieśmiertelności", które opisane są językiem dostępnym dla każdego, kogo ta pozycja zaciekawiła. Nie musicie się bać, że nie jest to książka dla Was, to po prostu zbiór opowiadań, które potrafią intrygować, zaczarować zmysły czytelnika i oddać aurę tajemnicy miejsc czy wydarzeń.
12/28/2017
AMERICAN DREAM
Każdy, kto urodził się w latach siedemdziesiątych albo osiemdziesiątych kojarzy pojęcie „American dream”. Dla nas, dzieci komuny, Ameryka to była guma balonowa, lalki Barbie, dżinsy Lee albo Wrangler, papierosy Marlboro i obowiązkowo puszka po Coca- Coli (z reguły pusta; mało kto miał wtedy pełną). Trochę później, kiedy byłam starsza, Ameryka to była muzyka- Metallica, Springseen, Nirvana; to były kultowe filmy- „Ojciec chrzestny”, „Rocky” i „Rambo”, „Szklana pułapka”, oglądane na kasetach VHS. Ameryka to był raj (kto pamięta „Stany” Muńka Staszczyka?! „Normalnie w Stanach jest inaczej, możesz se na to pozwolić…” wyśpiewywane z charakterystycznym seplenieniem). Jakub Ćwiek urodził się w roku 1982, więc zna tę nostalgię i te klimaty. Ta fascynacja była powodem jego podróży do Stanów, a ta z kolei była zalążkiem zbioru opowiadań- „Drobinki nieśmiertelności”.
Te opowiadania mają podobną genezę, co perły- najpierw jest ziarnko piasku, a wokół niego powoli, powolutku tworzy się coś, co po pewnym czasie staje się marzeniem każdej kobiety- perła. Ćwiek z jednego symbolu, zasłyszanej uwagi, zdania, buduje swoje małe mikroświaty. Każdy z nich jest historią „na temat” (co było inspiracją autor zdradza pod koniec każdego z opowiadań). Inspiracje są przeróżne- moje ulubione, to te filmowe (wiecie, że oprócz czytania ton książek oglądam też filmy na morgi…). Są więc , na przykład, schody. Każda porządna filmografia ma swoje schody; Rosjanie mają te z „Pancernika Potiomkina”, a Amerykanie mają ich kilka. Najsłynniejsze to te, z których spada ksiądz Karras w zakończeniu „Egzorcysty” i te drugie, w Filadelfii, na które wbiegał Rocky Balboa. (Nawiasem mówiąc, te opowiadania o schodach – w tym tytułowe- są chyba moimi ulubionymi w całym zbiorku). Pozostając w temacie filmu- w innych opowiadaniach pojawia się John Wayne, Bruce Willis, serial „The walking dead” czy „Gotowe na wszystko”. Ale oprócz filmowych, są też inne skojarzenia- jest słynna już awersja czarnych do białych i na odwrót, z której to słynie Południe; jest podróż autostopem (niestety nie po Route 66); jest coś, co w USA rozkwita jak nigdzie indziej- kultura stand up i jej komicy na żywo; jest banda rewolwerowców i listy gończe; jest Nowy Orlean i – oczywiście, oczywiście- jazz i trąbka; jest w końcu strojenie domów na Halloween albo żołnierze wracający z misji w Iraku czy Afganistanie, pozostawieni sami sobie ze swoją traumą. Krótko mówiąc- jest tu niemal wszystko to, co z Ameryką kojarzy nam się najbardziej.
Ktoś kiedyś napisał, że pisanie opowiadań to wyższa szkoła pisarstwa. Nie każdy to potrafi. Bo tak- w powieści możesz sobie, pisarzu, pisać ile kartek chcesz. Opowiadanie jest krótkie; dobre opowiadanie liczy sobie od dziesięciu do dwudziestu kartek. Są też i dłuższe, co nie zmienia faktu, że to raczej KRÓTKA forma. I w tych dwudziestu stronach ma być wstęp, zawiązanie akcji, jej rozwinięcie i zakończenie, a po drodze jakaś charakterystyka bohaterów. I co, dalej twierdzicie, że opowiadanie to kaszka z mlekiem?! Moi ulubieni „opowiadacze” to mistrzowie w swoim fachu- Stephen King, Neil Gaiman, Dawid Morrell (Amerykanin, Anglik i Kanadyjczyk zresztą). Aż tu nagle się okazuje, że Polacy nie gęsi, też dobrego „opowiadacza” mają! Jakub Ćwiek się nazywa. Pisze z fantazją i polotem, jego krótkie formy mają nie tylko ręce i nogi, ale nawet łeb na karku, nie brak w nich humoru, kilku trafnych metafor i nawet ze dwa cytaty do zapamiętania na przyszłość by się znalazły. I w większości mają kapitalne wprost zakończenia. Chapeau bas! Cały zbiór przesiąknięty jest lekką melancholią, smutkiem nie wiadomo skąd i za czym, nostalgią (a ostatnie to już czystej wody depresja…). I to chyba ten smutek sprawia, że tak bardzo mi się to pisanie spodobało…
Książki Ćwieka wiele razy mijałam na półkach w księgarni albo w bibliotekach. Nie sięgnęłam po ani jedną. Wydawało mi się, że na pewne rzeczy jestem już… w nieodpowiednim wieku. Z pewnych lektur się po prostu wyrasta, jak ze spodni, kiedy ma się dziesięć lat. Nie skusiłam się. I dopiero okładka „Drobinek nieśmiertelności” sprawiła, że sięgnęłam po tę książkę. Na dole jakieś smętne torowisko i człowiek z plecakiem , a górą- widok prosto made In USA. Za to w środku- raj. Pisarz, którego zawsze kojarzyłam raczej z – szeroko pojętą- fantastyką i popkulturą, zaskoczył mnie dojrzałością spojrzenia, dobrym stylem pisania i trafnością puent na końcu. Czy czytać Ćwieka? Nie wiem, to jego pierwsza książka, którą w rękach miałam J Czy czytać „Drobinki nieśmiertelności”? Jak najbardziej. Bo to bardzo dobra książka jest.
Drobinki nieśmiertelności to zbiór opowiadań inspirowanych podróżą po USA. I ta inspiracja jest mocno widoczna.
Akcja poszczególnych opowiadań jest mocno osadzona w amerykańskich realiach, a fabuła przedstawia pewną wizję mentalności mieszkańców USA.
Bardzo to ciekawa książka, z której można się conieco dowiedzieć, ale też dać się jej zaskoczyć. Niektóre z opowiadań mają bowiem ciekawy twist, który ciężko jest przewidzieć nie znając kultury USA z autopsji.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś tworzyć własne historie pod wpływem jakiegoś miejsca, zdarzenia czy ludzi? Historie barwne, z morałem? Jestem pewna, że tak. Jakub Ćwiek nie jest wyjątkiem.
„Drobinki nieśmiertelności” to zbiór opowiadań, które powstały pod wpływem miejsc znanych z popkultury. Opowiadania te inspirowane były obserwacją, a nawet zasłyszanym zdaniem. Pod koniec każdego z nich, Jakub Ćwiek dzieli się z czytelnikiem źródłem, czyli wyjaśnia, co zainspirowało go do właśnie takiej wizji. Zaciekawieni?
Nie będę ukrywać, iż podchodziłam do tej książki z lekką nieufnością. Znam pióro tego autora i czytałam „Przez stany POPświadomości”, które nie przypadły mi do gustu. Ale zaryzykowałam. I choć tytułowe opowiadanie nie przypadło mi do gustu, tak później było lepiej. Chwilami byłam wręcz zaskoczona, jak sprytnie łączyły się niektóre fakty. Z ciekawością odbywałam podróż po USA, dowiadując się czasami bardzo ciekawych rzeczy – głównie z adnotacji od autora, ponieważ same opowiadania, to w miażdżącej mierze fikcja literacka. Nie zapominajcie o tym!
Należy jednak zadać sobie pytanie, czy taka książka jest komuś potrzebna. Czysta fikcja, którą autor postanowił się podzielić. Nic niewnosząca, często nudna, a jedynie czasem przykuwająca uwagę. Jakie są szanse, że czytelnik przeczyta i zapamięta? Czy ta twórczość Ćwieka na poważnie zainteresuje tych, którzy marzą o podróży za ocean? Według mnie „Drobinki nieśmiertelności” nie poradzą sobie jako indywidualny twór i zawsze będą w cieniu „Przez stany POPświadomości” – co jest zrozumiałe, gdyż do nich nawiązują.
„Drobinki nieśmiertelności” to książka przyjemna, ale tylko taka na chwilę, na wieczór. Opowiadania w większości są barwne, a nawet z morałem. Niemniej obawiam się, że za kilka dni zapomnę. Tak szczerze mówiąc, to już niektórych nie pamiętam. Ot bajdurzenie znajomego, który wrócił z wycieczki, i chwilami koloryzuje ile wlezie. Czy to ma rację bytu?
Nie zabrałabym tej książki na księżyc, nie poleciłabym jej do kanonu lektur i nie umieściłabym w ścisłej czołówce swoich ulubionych książek. Ale spokojnie poleciłabym ją jako coś lekkiego do czytania, co miałoby przypomnieć, jaki wpływ mają media na prawdziwe życie. Często o tym nie myślimy, ale tak właśnie jest. Turysta przyjdzie, cyknie fotę i pójdzie zadowolony dalej. Ale co z miejscową ludnością? Czy im się to podoba? A może przez pewien czas turyści poprawili standard ich życia, by nagle odejść… zapomnieć? Warto przeczytać tę książkę, choćby dla odpowiedzi na te pytania. Po skończeniu filmu wyłączamy telewizor, nie zdając sobie sprawy, jak wiele dobra, a niekiedy zła wyrządziła właśnie zakończona produkcja.
POPKULTURA ROZMIENIONA NA DROBNE
Nigdy nie przepadałem za twórczością Ćwieka i poza jednym niezłym, choć mocno przewidywalnym opowiadaniem, tylko „Przez stany POPświadomości” przypadły mi do gustu. Może dlatego, że nie była to literacka fikcja, a relacja z podróży do Stanów? I to Stanów popkulturowych, szlakiem miejsc znanych z filmów, seriali, książek i komiksów, do których mam sentyment. A może dlatego, że Ćwiek nie był jej jedynym autorem? Kiedy jednak pojawiła się szansa przeczytania „Drobinek nieśmiertelności”, zbioru stanowiącego literackie uzupełnienie wspomnianej relacji, nie wahałem się. I chociaż w ostatecznym rozrachunku pozycja ta okazała się niespełniona, czytało się ją całkiem nieźle.
Ćwiek bez fantastyki, tak w skrócie można streścić zawartość „Drobinek”. Czytelnicy otrzymują bowiem zbiór kilku krótkich form zainspirowanych konkretnymi wydarzeniami, miejscami i opowieściami związanymi z podróżą do Ameryki. Tu spotykają się Rocky Balboa i papież Franciszek, a skinhead w koszulce z napisem „Black life matters” sąsiaduje z depresją Robina Williamsa.
I to chyba najlepiej przedstawia zawartość niniejszego zbioru. Osobliwości. Ćwiek podpatruje ludzi i sytuacje, znajduje w nich coś ciekawego, wybiera to, co najlepsze i spisuje, kiedy poczuje ten impuls. Tę iskrę natchnienia, która przekonuje go, że warto coś przedstawić. Są tu teksty, które śmiało można sobie darować, są też takie, które warto poznać – nie przekonały mnie ani stworzona nie pod wpływem podróży, a samobójstwa Robina Williamsa historia „Jak być duszą towarzystwa – poradnik”, ani tytułem kojarzący się z „Kaznodzieją” tekst „Dumni Amerykanie”, do gustu przypadł natomiast „Psikus”, niezła też była „Ulubiona miejscówka Bonobo Jonesa”. Z tym że wszystko to bardziej na zasadzie skojarzeń z kultowymi inspiracjami, niż ze względu na sam tekst.
Bo nie oszukujmy się, Ćwiek nie tylko nie ma ambicji do czegoś wyższego niż literatura rozrywkowa, ale w tym co robi jest mocno zachowawczy. Chciałby pisać jak King, często próbuje, ale tego typu gawędziarstwo mu nie leży. Pisze lekko, prosto i potocznie (czasem aż nazbyt), jego teksty czyta się szybko i przyjemnie, ale szkoda, że nie skłaniają do myślenia. I szkoda, że nie ma tu więcej emocji, bo miewa naprawdę dobre pod tym względem momenty – ale tylko miewa. Do tego nie nudzi, ale też nie zachwyca. Co ciekawe „Drobinki” dobrze sprawdzają się jako literackie uzupełnienie „Przez stany POPświadomości”, gorzej niestety jako twór samodzielny, bo sama popkultura w nim rozmieniona została na drobne, choć powinna być elementem jeśli nie wiodącym, to wyraźnie zaznaczonym.
Nie mniej jest to niezła lektura na długie, ponure popołudnia. Coś do rozerwania się z wyłączonym mózgiem. Fanom Ćwieka przypadnie pewnie do gustu, przeciwników nie przekona. To zbiór taki, jak sama popkultura czy Ameryka – zbiór środka, z gdzieś pomiędzy, nawet jeśli chodzi o gatunki. Ciekawy jako eksperyment, choć nie do końca spełniony.
Recenzja opublikowana na moim blogu: http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/09/14/drobinki-niesmiertelnosci-jakub-cwiek/
"Ale ten śmiech, ta niezamierzona, ale bolesna drwina sprawiły, że pompka szalonej, szczeniackiej ambicji zrobiła psikus i do moich żył powędrowała kolejna porcja drobinek nieśmiertelności."
To pierwsza książka Jakuba Ćwieka w mojej czytelniczej karierze i to od razu zbiór opowiadań, których to raczej nie lubię. Moją uwagę przyciągnęła raczej minimalistyczna okładka w kolorach błękitu, który ostatnio jest moim kolorem życia. Ale! Książki nie ocenia się po okładce, tak jak lodówki po drzwiach i mimo sceptyzmu, czy też uprzedzeń zaczęłam czytać.
Książka jest podzielona na 12 opowiadań, których cechą wspólną jest to, że ich akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych. Jest to zapis podróży autora przez Amerykę, gdzie zasłyszana historia lub miejsce dały inspiracje do napisania opowiadania. Więc jeśli chcecie dowiedzieć się, jaka historia może się kryć za schodami z filmu "Egzorcysta", czy jaką tajemnicę skrywa entuzjasta Halloween, przeczytajcie koniecznie.
Ćwiek bardzo zręcznie opowiada dotykajac różnych aspektów amerykańskiego życia. Jedne historie są bardziej kryminalne, drugie bardziej obyczajowe i tak samo, jedne mogą się podobać bardziej, inne mniej.
Moim ulubionym zostanią tytułowe Drobinki Nieśmiertelności, które z powodzeniem, mogły by się znaleźć w zbiorze kryminalnym samego Harlana Cobena. Co samo w sobie mówi, jak bardzo podobała mi się ta książka. Jedynym minusem książki jest to, że opowiadania tak szybko się kończą.
Przeczytana dzięki portalowi czytampierwszy.pl
Pod koniec lipca 1997 roku ukraińscy żołnierze, którzy przybyli na pomoc powodzianom, dokonują makabrycznego znaleziska w korycie wciąż wezbranej rzeki...
Boże Narodzenie to czas radości, nadziei i pokoju. To również czas, kiedy można zarobić trochę grosza względnie niskim kosztem. Na osiedlu rozbrzmiewają...