Do wolności, do śmierci, do życia

Ocena: 6 (1 głosów)

"Do wolności, do śmierci, do życia" to wstrząsająca opowieść o powrocie kobiet i dziewcząt z obozu koncentracyjnego Neustadt-Glewe do Polski przez tereny zajęte przez Armię Czerwoną.

To pełne autentyzmu wspomnienia drogi do wolności i życia przez gwałt, mord i nieprawość. To wreszcie odtworzenie tragicznych niekiedy losów kobiet ocalałych z Auschwitzu, w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Informacje dodatkowe o Do wolności, do śmierci, do życia:

Wydawnictwo: von Borowiecky
Data wydania: 1996 (data przybliżona)
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 8390428636
Liczba stron: 100

więcej

Kup książkę Do wolności, do śmierci, do życia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Do wolności, do śmierci, do życia - opinie o książce

Zofia Posmysz – pisarka i scenarzystka – w 1942 roku została uwięziona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, z którego w styczniu 1945 roku wraz z innymi więźniarkami trafiła do Ravensbrück, a następnie do Neustadt-Glewe, skąd po wyzwoleniu przez aliantów w maju 1945 wyruszyła w drogę powrotną domu, do Polski. "Do wolności, do życia, do śmierci..." jest głównie relacją z tego niezwykle trudnego, przepełnionego zmęczeniem, bólem i ciągłym strachem o własne życie, a także cześć, powrotu do ojczyzny. Do ojczyzny, która na dodatek, jak się zorientowała zaraz po wyzwoleniu, była już nie tym krajem, w którym kiedyś mieszkała i za którym tęskniła, lecz takim, po którym nie wiedziała, czego się spodziewać.

Na jej wspomnienia, pełne dramatycznego autentyzmu, składają się różnorodne, a zarazem niezwykle realistycznie ukazane obrazy, wśród których jest ten z ewakuacji Auschwitz:

"W tym dniu mróz dochodził do osiemnastu stopni. Więźniarki słaniały się, ślizgały na pożłobionej koleinami drodze, padały. Co chwila na końcu kolumny rozlegał się huk wystrzału, ktoś nie mógł się podnieść z upadku. Słyszeć je znaczyło znajdować się niebezpiecznie blisko granicy życia i śmierci. Były to głosy jak smagnięcie biczem, dobywając resztek sił podrywałyśmy się do biegu"[1].

Ewakuacje tę, jak wspomina, okoliczna ludność nazwała "marszem śmierci, gdyż tygodniami zbierała z obu stron szosy nie tylko porzucone rzeczy, lecz także trupy zastrzelonych, lub – gdy katom szkoda było kuli – pałami do ogłuszania wieprzy zabitych kobiet i mężczyzn"[2].

A także ten już z drogi do domu, gdy – jak wynika z relacji jednej z kobiet, Teresy – zaatakowane w pociągu przez sowieckich wyzwolicieli, zwróciły się o pomoc do jadących w przedziale polskich żołnierzy:

"Nie zapomnę nigdy, póki życia nie zapomnę tych słów, ani podłej gęby, tego żal się Boże, oficera, który śmiał, który nie zawahał się wysyczeć:
– Godziłyście się na Niemców, to co wam szkodzi raz jeszcze?
To nie Rosjanin powiedział, ale Polak, polski oficer. Coś mi się w tym momencie zawaliło, jakieś wyobrażenie o polskim honorze, mit czy wiara. Rozryczałam się, ale jak! I w tym płaczu na granicy spazmów, wykrzyczałam:
– Pan nie jest Polakiem! Pan jest taki sam jak ta dzicz!
Wtedy tamten pod oknem otworzył oczy. Niegłośno, przez zaciśnięte zęby, wymruczał:
– Poszła won. Sejczas. Uchodi otsjuda ty..."[3].

Podobnych opisów, tyle że jeszcze bardziej porażających prawdziwością i brutalnym realizmem, a dotyczących głównie kontaktów z sowieckimi żołnierzami, jest na kartach tej niewielkiej objętościowo książeczki o wiele więcej, gdyż nie tak miała wyglądać wolność. Wyzwolenie przyniosło bohaterkom relacji radość, nawet może euforię, ale również ogromny wewnętrzny niepokój, bo teraz musiały zdecydować, co z tą wolnością odzyskaną tak daleko od domu zrobić i jak sobie radzić, by nie umrzeć – nie tylko z głodu. Kiedy zdecydowały, mimo głosów odradzających, że jednak nie na zachód pójdą, tylko na wschód, do swoich, było ich 23; ta droga jednak nie wszystkie poprowadziła ku życiu – stąd dalszą wędrówkę kontynuowało ich już tylko 19; pochodziły z różnych stron kraju, w tym z Kresów, które – czemu nie chciały dać wiary – nie należały już do Polski.

Przez lata pobytu w obozach odzierane codziennie z ludzkiej godności ciężką, wyniszczającą pracą i złym traktowaniem, teraz musiały, zanim dotarły do celu swej podróży, nie tylko znosić głód, chłód i zmęczenie, lecz często również podejmować walkę wręcz z przygodnymi napastnikami, i to z kim, z tymi, którzy niby im wolność przynieśli, ale za tę wolność chcieli zadośćuczynienia, tu i teraz, bo im się należało, bo na nie zapracowali... ciężko...

Wydaje się to niewiarygodne – przecież nikt o tym nie mówił, nie pisał; o wyzwolicielach należało wyrażać się tylko dobrze. A jednak to jest prawda, gorzka, bolesna tym bardziej, że tak skrupulatnie skrywana. Prawda również o tym, jak te i inne kobiety, tak pokrzywdzone przez wojnę i los, powracały do normalnego życia w rzeczywistości jakże odmiennej od pamiętanej sprzed wojny, którą autorka dopowiada w części książki dotyczącej losów bohaterek w PRL-u.

"Do wolności, do życia, do śmierci..." Zofia Posmysz napisała tak żywym i obrazowym językiem, że książka nie tylko porusza obrazem cierpień, jakich doświadczyły byłe więźniarki kacetów ze strony sowieckich wyzwolicieli w drodze powrotnej do domu, ale też wywołuje, oprócz wielkiego współczucia, złość na sam fakt, że taka sytuacja w ogóle mogła mieć miejsce, że kobiety ciężko doświadczone przez obozowy los, a powracające do kraju, nie tylko nie otrzymały choćby minimalnej pomocy ze strony swych rodaków, lecz przeciwnie, zostały wydane na łup rozpasanego sowieckiego żołdactwa.

Książka warta uwagi.


---
[1] Zofia Posmysz,"Do wolności, do życia, do śmierci... ", wyd. von Borowiecky, 1996, str. 28-29.
[2] Tamże, str. 30.
[3] Tamże, str. 79.

Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2016-02-09, Mam,

Zofia Posmysz – pisarka i scenarzystka – w 1942 roku została uwięziona w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, z którego w styczniu 1945 roku wraz z innymi więźniarkami trafiła do Ravensbrück, a następnie do Neustadt-Glewe, skąd po wyzwoleniu przez aliantów w maju 1945 wyruszyła w drogę powrotną domu, do Polski. "Do wolności, do życia, do śmierci..." jest głównie relacją z tego niezwykle trudnego, przepełnionego zmęczeniem, bólem i ciągłym strachem o własne życie, a także cześć, powrotu do ojczyzny. Do ojczyzny, która na dodatek, jak się zorientowała zaraz po wyzwoleniu, była już nie tym krajem, w którym kiedyś mieszkała i za którym tęskniła, lecz takim, po którym nie wiedziała, czego się spodziewać.

Na jej wspomnienia, pełne dramatycznego autentyzmu, składają się różnorodne, a zarazem niezwykle realistycznie ukazane obrazy, wśród których jest ten z ewakuacji Auschwitz:

"W tym dniu mróz dochodził do osiemnastu stopni. Więźniarki słaniały się, ślizgały na pożłobionej koleinami drodze, padały. Co chwila na końcu kolumny rozlegał się huk wystrzału, ktoś nie mógł się podnieść z upadku. Słyszeć je znaczyło znajdować się niebezpiecznie blisko granicy życia i śmierci. Były to głosy jak smagnięcie biczem, dobywając resztek sił podrywałyśmy się do biegu"[1].

Ewakuacje tę, jak wspomina, okoliczna ludność nazwała "marszem śmierci, gdyż tygodniami zbierała z obu stron szosy nie tylko porzucone rzeczy, lecz także trupy zastrzelonych, lub – gdy katom szkoda było kuli – pałami do ogłuszania wieprzy zabitych kobiet i mężczyzn"[2].

A także ten już z drogi do domu, gdy – jak wynika z relacji jednej z kobiet, Teresy – zaatakowane w pociągu przez sowieckich wyzwolicieli, zwróciły się o pomoc do jadących w przedziale polskich żołnierzy:

"Nie zapomnę nigdy, póki życia nie zapomnę tych słów, ani podłej gęby, tego żal się Boże, oficera, który śmiał, który nie zawahał się wysyczeć:
– Godziłyście się na Niemców, to co wam szkodzi raz jeszcze?
To nie Rosjanin powiedział, ale Polak, polski oficer. Coś mi się w tym momencie zawaliło, jakieś wyobrażenie o polskim honorze, mit czy wiara. Rozryczałam się, ale jak! I w tym płaczu na granicy spazmów, wykrzyczałam:
– Pan nie jest Polakiem! Pan jest taki sam jak ta dzicz!
Wtedy tamten pod oknem otworzył oczy. Niegłośno, przez zaciśnięte zęby, wymruczał:
– Poszła won. Sejczas. Uchodi otsjuda ty..."[3].

Podobnych opisów, tyle że jeszcze bardziej porażających prawdziwością i brutalnym realizmem, a dotyczących głównie kontaktów z sowieckimi żołnierzami, jest na kartach tej niewielkiej objętościowo książeczki o wiele więcej, gdyż nie tak miała wyglądać wolność. Wyzwolenie przyniosło bohaterkom relacji radość, nawet może euforię, ale również ogromny wewnętrzny niepokój, bo teraz musiały zdecydować, co z tą wolnością odzyskaną tak daleko od domu zrobić i jak sobie radzić, by nie umrzeć – nie tylko z głodu. Kiedy zdecydowały, mimo głosów odradzających, że jednak nie na zachód pójdą, tylko na wschód, do swoich, było ich 23; ta droga jednak nie wszystkie poprowadziła ku życiu – stąd dalszą wędrówkę kontynuowało ich już tylko 19; pochodziły z różnych stron kraju, w tym z Kresów, które – czemu nie chciały dać wiary – nie należały już do Polski.

Przez lata pobytu w obozach odzierane codziennie z ludzkiej godności ciężką, wyniszczającą pracą i złym traktowaniem, teraz musiały, zanim dotarły do celu swej podróży, nie tylko znosić głód, chłód i zmęczenie, lecz często również podejmować walkę wręcz z przygodnymi napastnikami, i to z kim, z tymi, którzy niby im wolność przynieśli, ale za tę wolność chcieli zadośćuczynienia, tu i teraz, bo im się należało, bo na nie zapracowali... ciężko...

Wydaje się to niewiarygodne – przecież nikt o tym nie mówił, nie pisał; o wyzwolicielach należało wyrażać się tylko dobrze. A jednak to jest prawda, gorzka, bolesna tym bardziej, że tak skrupulatnie skrywana. Prawda również o tym, jak te i inne kobiety, tak pokrzywdzone przez wojnę i los, powracały do normalnego życia w rzeczywistości jakże odmiennej od pamiętanej sprzed wojny, którą autorka dopowiada w części książki dotyczącej losów bohaterek w PRL-u.

"Do wolności, do życia, do śmierci..." Zofia Posmysz napisała tak żywym i obrazowym językiem, że książka nie tylko porusza obrazem cierpień, jakich doświadczyły byłe więźniarki kacetów ze strony sowieckich wyzwolicieli w drodze powrotnej do domu, ale też wywołuje, oprócz wielkiego współczucia, złość na sam fakt, że taka sytuacja w ogóle mogła mieć miejsce, że kobiety ciężko doświadczone przez obozowy los, a powracające do kraju, nie tylko nie otrzymały choćby minimalnej pomocy ze strony swych rodaków, lecz przeciwnie, zostały wydane na łup rozpasanego sowieckiego żołdactwa.

Książka warta uwagi.


---
[1] Zofia Posmysz,"Do wolności, do życia, do śmierci... ", wyd. von Borowiecky, 1996, str. 28-29.
[2] Tamże, str. 30.
[3] Tamże, str. 79.

Link do opinii
Inne książki autora
Wakacje nad Adriatykiem
Zofia Posmysz0
Okładka ksiązki - Wakacje nad Adriatykiem

Jak daleko może posunąć się człowiek – w okrucieństwie i miłości? Dwie kobiety, które trafiły do piekła. Pierwsza wierzy, że uda jej się przeżyć...

Pasażerka
Zofia Posmysz0
Okładka ksiązki - Pasażerka

Poruszające opowiadanie Autorki o pobycie podczas II wojny światowej w obozie koncentracyjnym. Wspomnienia tamtych lat wracają, gdy Marta i Liza - dwie...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Reklamy