Ciepła i pełna humoru książka, idealna na czas przedświąteczny.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Mieszkańcy niewielkiego miasteczka przygotowują się do świąt, robią zakupy, porządki, plany, a my mamy możliwość zajrzenia przez okno do kilku mieszkań i przyjrzenia się mieszkającym w nich ludziom.
W ten sposób poznajemy małżeństwo Kwiatków, którym niedawno urodził się synek, a jego mama, czując się niepewnie w nowej roli, otoczyła się mnóstwem poradników typu "Jak wychować geniusza", "Jak być przyjaciółką dziecka" itp. Wierzy w nie ślepo i idąc za ich radami urządza pokój i organizuje życie swojego synka. Ku jej wściekłości, mąż zaprasza do ich mieszkania swoją matkę - osobę, która krytykuje każdy krok młodej mamy i oczywiście wszystko wie najlepiej.
Na innym piętrze mieszka Anna i Waldemar - cicha kobieta i przerażający sknerus, którego największą namiętnością jest przemierzanie marketów w celu porównania cen i kupienia cukru czy mąki taniej o 10 groszy. Swoim skąpstwem niszczy radość żony, która nie może cieszyć się świętami, wysłuchując przy stole utyskiwań na drożyznę i wydatki.
Ich sąsiadami są Zuzanna i Kajetan, którzy na skutek głupiego nieporozumienia zaczynają podejrzewać siebie nawzajem o zdradę małżeńską i próbują wytropić rywala/rywalkę.
Wśród plejady bohaterów spoktamy też małą Stasię, która nienawidzi swojego imienia i jej pracującą w markecie mamę, która pewnego dnia pozna przystojnego mężczyznę.
Będziemy świadkami powstawania nietypowej szopki, w której świadkami narodzin Jezuska będą: krówka, tęczowy kucyk, owieczka z Zakopanego i... lew i przekonamy się, że czasem trzeba naprawdę niewiele, żeby zmienić życie naszych bliskich i sąsiadów: życzliwy uśmiech, dobra rada, uważne wysłuchanie...
Osobą, która spaja wszystkie piętra jest sąsiadka - starsza pani, która na co dzień groźnie wymachuje miotłą i odstrasza intruzów, ale w środku jest pełną ciepła i życzliwości samotną kobietą, która pragnie po prostu poczuć czyjąć bliskość.
Książka jest ciepła, słodka i wzruszająca - taka, jak święta, które opisuje. Polecam wszystkim, którzy lubią świąteczny nastrój i nie mogą się doczekać choinki oraz tym, którzy czasami mają ochotę zamordować swoją teściową, męża czy żonę.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2017-11-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 330
Tytuł oryginału: Cztery płatki śniegu
Język oryginału: polski
1 tom serii i taki sam tytuł - "Cztery płatki śniegu" Joanny Szarańskiej. Tak jak napisałam w poście wyżej, książka ta ma dla mnien wielkie znaczenie. Bardzo mi pomogła przetrwać trudny czas. Kiedy leżałam w ciąży w szpitalu, znalazłam tę książkę na szpitalnym korytarzu bookcrossingowym. Pomyślałam sobie - spróbuję i jak będę się lepiej czuć, to umilę sobie czas lekturą. I przepadłam ;) choć w szpitalu czytałam tylko po kilka stron, bo nie zawsze byłam w stanie. To jednak im więcej przeczytałam, tym bardziej na chwilę cieplej na duszy mi się zrobiło. ;-) książka przedstawia losy m.in. małżeństa, w którym żona marzy o dziecku a mąż to straszny sknera, małżeństwie, które podejrzewa się o wieczne zdrady, samotnej matce, przystojnym mężczyżnie i przemądrzałej teściowej. Każdy z nich jest tak całkowicie pochłonięty swoimi problemami, że całkowicie zapomina o zbliżających się świętach i cieszenia się że wspólnie spędzonych chwil. Na szczęście w końcu pojawia się ktoś, to pomaga im odzyskać ducha świąt i sprawić by ta magia wróciła z jeszcze większą mocą ;-) autorka zawarła w tej książce wszystko : zarówno momenty wesołe jak i smutne. Czytelnik czytając absolutnie się nie nudzi, polubi bohaterów od razu i czerpie przyjemność z czytane lektury. Polecam Wam naprawdę ;-) oczywiście przyznaję 10/10 punktów ;-)
Joanna Szarańska to kolejna polska pisarka, której twórczość dane mi było poznać dopiero dzięki powieści „Cztery płatki śniegu”. Grudzień przyniósł mi w tym roku wyjątkowo magiczne lektury i pierwsze spotkania z niektórymi autorkami. Czy książka Szarańskiej przypadła mi do gustu?
W jednym z bloków na ulicy Weissa w Kalwarii los połączył kilka rodzin, które niewiele o sobie wiedzą i nie utrzymują bliskich sąsiedzkich relacji. Byli w błędzie jeśli myśleli, że święta w tym roku będą takie, jak do tej pory. Nie mają pojęcia co los przygotował…
Zuzanna i Kajetan Fijusowie z powodu niefortunnej rozmowy z kasjerką oraz przez paczkę oddaną na przechowanie przez przyjaciela zamienią przedświąteczny czas i miłość przez duże „M” we wzajemne obwinianie się. Czy odnajdą drogę do siebie?
Stasia Kamińska próbuje odnaleźć się w nowej klasie, ale z tak staroświeckim imieniem jest jej trudno… Chce też być lepszą córką, bo ma wrażenie że zawodzi zapracowaną mamę, ale to przede wszystkim brak wiary w siebie stawia dziewczynę na straconej pozycji. Czy zacznie wierzyć i znajdzie przyjaciół?
Monika Kwiatek jest zmęczoną i zniechęconą młodą matką, która nie ma wsparcia w mężu, rad poszukuje w poradnikach i wciąż musi ‘walczyć’ z teściową i jej mądrościami. Czy znajdzie złoty środek w wychowywaniu synka i zacznie cieszyć się z bycia mamą?
Anna Jurczyk to gospodyni domowa, która mając trzydzieści osiem lat jest cieniem męża i nie ma nic do powiedzenia w domu… To Waldemar zarabia, robi listy zakupów i odlicza kwotę na nie potrzebną. Nie pozwala na żadną rozrzutność, jest wręcz sknerą na potęgę! Annie nie wolno używać mleczka do czyszczenia czy płynu do szyb a Waldek przywozi omdlałe warzywa z targu...
Sporą rolę w powieści odegra też dwóch przyjaciół – ksiądz i wuefista – który namiesza bardziej? Czy pomogą sobie nawzajem a przy okazji wspólnych knowań również kilku innym osobom? Czy jedno zatajenie prawdy zburzy życie jednego z nich?
I jeszcze wcale nie mniej ważna pani Michalska, starowinka, która dba o czystość w klatce bloku przy Weissa, jednocześnie starając się pomagać mieszkańcom. Zaprasza do wspólnego ubierania choinki i kolędowania… Czy to wymysły starszej osoby czy może kryje się za tym coś więcej?
Cudowna książka. Początkowo nie mogłam się połapać z dopasowaniem bohaterów do problemów i sytuacji, jak mają na imię które żony… ale po pewnych czasie już doskonale się w tym orientowałam. A kiedy już ich losy zaczęły się łączyć, kiedy stanęli ‘oko w oko’ przed wspólnymi kłopotami byłam coraz bardziej zaintrygowana co wydarzy się później. Jak odnajdą się w wobec knowań innych i trudów samotnego macierzyństwa czy niby zwyczajnego życia? Jaką rolę w tej opowieści odegra pies uwielbiający pewną męską część ciała? To element grozy, ale jest też humor – zakręcona afera majtkowa czy korniszonowa! Nie brak też pomocnej dłoni, którą wyciąga do sąsiadów ‘Dobry Duch’ tych świąt ratując to, co się da uratować, choć oni nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Ta starsza pani uzmysławia bohaterkom co tak naprawdę się w życiu liczy, choć czasem prowadzi rozmowę siedząc na kubłach przy śmietniku.
„Święta to nie potrawy postawione na stole, to ludzie, którzy gromadzą się wokół niego.” *
Dzięki Joannie Szarańskiej zaglądamy w okna kalwaryjskich domów i podglądamy życie mieszkańców w grudniowe dni. Towarzyszymy im podczas pieczenia, gotowania i sprzątania, wraz z nimi biegamy po ostatnie zakupy. Jednak bohaterowie między lepieniem pierogów a kręceniem maku zafundują nam udział w sporach rodzinnych i sąsiedzkich, podejmując jednocześnie decyzje niezwykle rzutujące na przyszłość.
To świetny pomysł na powieść, która rozbrzmiewa wieloma głosami pozwalając nam zanurzyć się w magii świąt. Pokazuje jak ważne jest to, by pomimo przeciwności wsłuchać się w siebie, we własne marzenia i pragnienia a potem dążyć do ich spełnienia. „Cztery płatki śniegu” to opowieść o przeciwnościach losu, zagubieniu, zatraceniu się w niekoniecznie tym co najważniejsze oraz o decydowaniu za innych.
Asia Szarańska powoli, spokojnie i z nostalgią pokazała mi święta w ujęciu małomiasteczkowym, gdzie mimo utartych schematów nie wszyscy doskonale się znają, co często skutkuje samotnością. Jednak pośród szaleństwa zakupów czy dekorowania balkonów nie zapomniała o szopce i jakże ważnym przeświadczeniu, iż wspólna misja łączy ludzi. Uwieńczeniem tej historii jest magiczny i wzruszający finał, który sprawił, że raz jeszcze przemyślałam wiele chwil z tej lektury.
Podsumowując – to powieść dająca nadzieję i poruszająca do głębi. Autorka z nutką humoru, odrobiną tragizmu, masą uczuć i gorączką przedświątecznych zakupów wprowadza w idealny nastrój tego pięknego czasu przed Bożym Narodzeniem zwracając naszą uwagę również na to, co dzieje się poza progiem naszego mieszkania. To na pewno nie jest moje ostatnie spotkanie z książkami Szarańskiej.
* J. Szarańska, „Cztery płatki śniegu”, Wyd. IV Strona, Poznań 2017, s. 285
Ciężko się zaprzyjaźniam. Zazwyczaj potrzebuję czasu, żeby nabrać zaufania, pewności i przekonania, że warto. Pasują mi ci, którzy rozumieją, że moim jedynym zajęciem nie jest odpisywanie na każdą wiadomość w ciągu kilku minut. Odpowiada mi, kiedy ludzie zdają sobie sprawę, że przyjaźń nie oznacza streszczania swojego dnia co wieczór do słuchawki telefonu lub poprzez różnego rodzaju aplikacje. Uwielbiam, gdy przyjaciele szanują mój czas i rozumieją, że kiedy będą mnie naprawdę potrzebowali, to ja będę obok, a rozmawiać o przysłowiowej tylnej części ciała Maryni lubię, ale nie codziennie. Dlatego cenię przyjaźń z pisarzami. Żeby była jasność – nie gonię za nimi, nie wystawiam laurek mimo, że mi się nie podoba, nie czytam tylko tych, którzy mogą coś dla mnie zrobić. Zaprzyjaźniam się z nimi poprzez ich książki. Urzeczona okładką „Czterech płatków śniegu” Joanny Szarańskiej postanowiłam sprawdzić, czy jest nam po drodze.
Muszę przyznać, że przez pierwszych kilka stron zdecydowanie nie było. Moje ciśnienie rosło proporcjonalnie do pogłębiającej się frustracji – założyłam, że przy tej lekturze sobie odpocznę. Tymczasem już pierwsze zdanie spowodowało, że napięłam mięśnie i zacisnęłam pięści. Dlaczego? Powód może wydawać się banalny: nienawidzę zdrobnień. Wyniosłam to chyba z mojej przygody z pracą w Telekomunikacji Polskiej w czasie studiów, kiedy obrywało się za każdą „fakturkę” czy „rachuneczek”. Nic nie poradzę, że taka forma kaleczy moje ucho, a w tej sytuacji oczy. „Chuda jodełka zakołysała się lekko (…). Zawieszone na jej gałązkach szklane sopelki zabrzęczały melodyjnie, gdy zetknęły się z pokrytymi śniegiem szpicami. Światło ulicznej latarni zalśniło w ozdobach srebrzystym refleksem, wzbudzając zainteresowanie szarego wróbelka przycupniętego na cienkiej gałązce.” Potem jeszcze ptaszek, drabinka, lampki i żaróweczki. I kiedy już zaczęłam dostawać powoli tzw. szewskiej pasji, wszystko się zmieniło. Jakby ktoś użył czarodziejskiej różdżki – wszystko wróciło do normy i dałam naszej przyjaźni szansę.
„Cztery płatki śniegu” to typowo świąteczna lektura, w której poznajemy perypetie kilku rodzin mieszkających w jednym bloku. Znają się głównie z widzenia, każda z nich ma własne problemy, które doskonale ilustrują nasze społeczeństwo. Nie będę ich opisywać, żeby nie zepsuć naprawdę dobrej zabawy. Wspomnę tylko, że jest ciekawie, wzruszająco, śmiesznie i bardzo klimatycznie. To książka o normalnych ludziach, o ich codziennych troskach, problemach i rozterkach. Momentami to świetna komedia pomyłek, w której niejeden człowiek mógłby osadzić siebie w roli głównej.
Nie można odmówić Szarańskiej stworzenia świątecznego klimatu – ze śniegiem, choinką, zapachem pomarańczy i goździków. Mimo, że jej bohaterowie skupiają się raczej na sobie, zapominając o zbliżającym się szczególnym czasie. Jakież to ludzkie! Na szczęście wśród nich jest jedna osoba, która postanawia wszystkim przypomnieć, co znaczą te grudniowe dni i jak ważne jest, by spędzić je razem.
„Cztery płatki śniegu” to niewątpliwie lekka lektura. Rozczaruje się ktoś, kto oczekuje „wielkich” treści. Jednak – trzeba uczciwie zauważyć – ta książka wcale nie pretenduje do miana wielkiej literatury. Udowadnia natomiast, że bez patosu też da się opowiadać o Świętach. Miało być przyjemnie, ciepło, refleksyjnie i tak właśnie jest. Autorka nie stworzyła wyjątkowej historii, nie przetarła szlaków w temacie świątecznej literatury (której w tym roku mieliśmy szczególny wysyp). Jednak nie zmienia to faktu, że z Szarańską warto się zaprzyjaźnić, a już na pewno dać jej szansę.
Najpiękniejsza powieść świąteczna! Gwarantuje dobry nastrój, szeroki uśmiech... lub nawet wybuch śmiechu...
Bohaterowie są mieszkańcami zwykłego bloku w małym miasteczku - niby przeciętni, z prozaicznymi problemami, powszednimi kłopotami i rozterkami... Jedni bardzo sympatyczni, inni w ogóle... Wszyscy szykują się do świąt...
Znają się z widzenia, mieszkają obok siebie, zdawkowo pozdrawiają, a tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą i nie bardzo interesują się tarapatami innych. Jest wprawdzie jeden wyjątek - dozorczyni pani Michalska - zgryźliwa staruszka, której ostry dowcip i cięty język dopiekły niejednemu... I właśnie ta dziarska sąsiadka postanowiła zgromadzić wszystkich w wigilijny wieczór przy chudej jodełce pod blokiem numer 5... Cel wydaje się nieosiągalny...
Autorka w cudowny sposób stworzyła magiczny świąteczny klimat - bez patosu, zadęcia. I chociaż wizja przedświątecznego czasu wcale nie jest sielankowa, to budzi serdeczność, tkliwość i życzliwość do każdego, kogo akurat się spotka... Cudowna powieść!
Cudna. Można się przy niej pośmiać i popłakać. Idealna na okres przedświąteczny.
Cztery płatki śniegu... i Joanna Szarańska... (pierwsze spotkanie z tą autorką) ze względu na bardzo wzruszające zakończenie powieści oraz postać niezwykłej pani Michalskiej, która jest dobrym duchem daję 4 gwiazdki. Historia najważniejsza opowiedziana dopiero pod sam koniec wzrusza... zmusza do refleksji. Zakręciła mi się łezka, ale i uśmiech też się pojawił...
Cała książka to kolejna powieść obyczajowo-świąteczna, trochę komediowa, charakterystyka kilku historii różnych ludzi, mieszkających w w jednym budynku, razem a jednak osobno.
Dam jeszcze szansę autorce i za jakiś czas sięgnę jeszcze po "coś"
Ciepła i pełna humoru książka, idealna na czas przedświąteczny.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Mieszkańcy niewielkiego miasteczka przygotowują się do świąt, robią zakupy, porządki, plany, a my mamy możliwość zajrzenia przez okno do kilku mieszkań i przyjrzenia się mieszkającym w nich ludziom.
W ten sposób poznajemy małżeństwo Kwiatków, którym niedawno urodził się synek, a jego mama, czując się niepewnie w nowej roli, otoczyła się mnóstwem poradników typu "Jak wychować geniusza", "Jak być przyjaciółką dziecka" itp. Wierzy w nie ślepo i idąc za ich radami urządza pokój i organizuje życie swojego synka. Ku jej wściekłości, mąż zaprasza do ich mieszkania swoją matkę - osobę, która krytykuje każdy krok młodej mamy i oczywiście wszystko wie najlepiej.
Na innym piętrze mieszka Anna i Waldemar - cicha kobieta i przerażający sknerus, którego największą namiętnością jest przemierzanie marketów w celu porównania cen i kupienia cukru czy mąki taniej o 10 groszy. Swoim skąpstwem niszczy radość żony, która nie może cieszyć się świętami, wysłuchując przy stole utyskiwań na drożyznę i wydatki.
Ich sąsiadami są Zuzanna i Kajetan, którzy na skutek głupiego nieporozumienia zaczynają podejrzewać siebie nawzajem o zdradę małżeńską i próbują wytropić rywala/rywalkę.
Wśród plejady bohaterów spoktamy też małą Stasię, która nienawidzi swojego imienia i jej pracującą w markecie mamę, która pewnego dnia pozna przystojnego mężczyznę.
Będziemy świadkami powstawania nietypowej szopki, w której świadkami narodzin Jezuska będą: krówka, tęczowy kucyk, owieczka z Zakopanego i... lew i przekonamy się, że czasem trzeba naprawdę niewiele, żeby zmienić życie naszych bliskich i sąsiadów: życzliwy uśmiech, dobra rada, uważne wysłuchanie...
Osobą, która spaja wszystkie piętra jest sąsiadka - starsza pani, która na co dzień groźnie wymachuje miotłą i odstrasza intruzów, ale w środku jest pełną ciepła i życzliwości samotną kobietą, która pragnie po prostu poczuć czyjąć bliskość.
Książka jest ciepła, słodka i wzruszająca - taka, jak święta, które opisuje. Polecam wszystkim, którzy lubią świąteczny nastrój i nie mogą się doczekać choinki oraz tym, którzy czasami mają ochotę zamordować swoją teściową, męża czy żonę.
Fantastyczna książka świąteczna, która posiada kilku bohaterów. Każdy jest inny, ale łączy je jeden dom ( oprócz Macieja i księdza Wojtka). Każde z nich ma swoje problemy, ale spotykają się w ten szczególny dzień pod choinką. Autorka porusza też ważne problemy- samotnoć niektórych ludzi w Wigilię i znęcani się nad zwierzątami. Dodatkowo znowu możemy spotkać Kalinę z serii Kalina w malinach. I Młynka i Marka. I Kalina spodziewa się dziecka, ale dalej jest szalona.
Pełna humoru historia o tym, że szukając zagubionego czworonoga, można wpaść na trop" miłości! Pech od dawna prześladuje Piotra. Kiedy mężczyzna traci...
To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Kaliny… ups! To już chyba było? Nie szkodzi! Kalina przygotowuje się do ślubu z Markiem i robi wszystko...
Bo w życiu nie chodzi tylko o pieniądze ! Nie wszystko można na nie przeliczyć ! Nie wszystko da się wycenić i przelać na lokatę długoterminową !
Więcej