,,Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna.
Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna".
To nie jest książka o znanym i modnym malarzu, który malował dziwne i straszne obrazy. To nie jest książka o jego mrocznym synu, który fascynował się śmiercią i tak długo próbował popełnić samobójstwo, aż mu się udało. Ani też książka o obsesjach, natręctwach, fobiach i artystycznych szałach. Ani też o karierze, pieniądzach, wystawach i krytykach. To nie jest książka o dziwnych uczuciowych związkach, fascynacji muzyką i filmem oraz nowymi technologiami. To nawet nie jest książka o ludziach, którzy pisali dużo listów.
To książka o miłości - o jej poszukiwaniu i nieumiejętności wyrażenia. I o samotności - tak wielkiej, że staje się murem, przez który nikt nie może się przebić. O tym, że czasem bardzo chcemy, ale nie wychodzi. O tym, że życie czasami przypomina śmierć, a śmierć - życie.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2014-02-19
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 480
Język oryginału: polski
Biografie i życiorysy zawsze mnie pociągały. Lubiłam zagłębiać się w żywoty cezarów, świętych i nieświętych, naukowców, polityków. Czytałam je chętnie. Tak było i tym razem, gdy sięgnęłam po „Beksińskich. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej. Książka wprawdzie odleżała się nieco na dysku, bo trafiła do mnie w wersji elektronicznej, a ja ostatnio staram się ograniczać obcowanie z ekranami, bo po prostu moje oczyska tego nie wytrzymują. Po godzinie gapienia się w monitor wyglądam jak zoombie, a oczu mało sobie nie wydrapię. Ale to taka dygresja. Tym razem też wyglądałam jak zoombie, zakraplałam sobie oczy, byle jeszcze trochę doczytać, byle się tylko nie oderwać od lektury. Zwyczajnie mnie pochłonęła i przepadłam z kretesem. Ach, jak ja lubię, tak zagubić się w historii i zapomnieć o Bożym świecie. A tym razem spodobała mi się zarówno treść, jak i forma. W przypadku biografii zawsze zastanawiało mnie, jak to w ogóle możliwe pokazać prawdziwą osobowość, prawdziwą twarz drugiego człowieka. Przecież zdarzało się, że sama opisywana osoba potrafiła się nie zgadzać z własną biografią, potrafiła kwestionować fakty, podważać sposób ujęcia. Mam tu oczywiście na myśli osoby, których biografie ukazały się jeszcze za ich życia. Czyli obraz danej osoby może być jednocześnie prawdziwy i nieprawdziwy. Ale może to jest właśnie ten element, który mnie w biografiach pociąga? Ot, taka moja przewrotność.
O Beksińskich lub chociaż o Beksińskim-artyście chyba każdy słyszał. W książce Grzebałkowska przedstawiła portret i ojca, i syna (stąd w tytule mowa o portrecie podwójnym). To na nich się przede wszystkim skupiła, choć do najbliższej rodziny należała też przecież Zofia – żona Zdzisława i matka Tomasza. Zdzisław Beksiński to jeden z bardziej rozpoznawalnych współczesnych malarzy. Uważa się go za kontrowersyjnego z uwagi na dominującą w jego twórczości tematykę. Pełno w niej kościotrupów, zdeformowanych ciał, erotyczno-pornograficznych podtekstów, wieje śmiercią i grozą. Artysta w wieku 76 lat został zamordowany w swoim mieszkaniu. Natomiast Tomasz Beksiński, syn Zdzisława i Zofii, tłumacz, prezenter radiowy, miłośnik i znawca muzyki oraz filmu, kilkakrotnie próbował popełnić samobójstwo, raz o mało nie zginął w katastrofie samolotowej. Życie odebrał sobie skutecznie mając 41 lat.
W opisie zamieszczonym na okładce Wydawnictwo Znak podkreśla, że jest to książka o miłości. Pewnie też, choć czytając ją, bardziej miałam wrażenie, że jest to historia samotności. Odmian miłości jest wiele. Te przedstawione tutaj raczej zakwalifikowałabym do relacji trudnych. Każda z przedstawianych osób, nawet Zofia, której jest na kartach tak niewiele, to oryginał. Utalentowany ojciec, inteligentny syn, wyrozumiała do granic kobieta i… ta ustawicznie utrzymująca się poprawność. Między nimi jest tak wyczuwalny dystans, jakby w pewnych zakresach fal nie wchodzili między sobą w interakcje. Przecież rozmawiali ze sobą często, nierzadko dyskutowali, a jednak brak między nimi spoiwa emocjonalnego, jakby nigdy nie rozgrzali emocji do granic możliwości, a pewne tematy pozostawały poza skalą. Każdy z nich był dla siebie tak bardzo odrębny, że chyba nigdy nie byli dla siebie naprawdę razem. Mimo że łączyło ich tak wiele, to jeszcze więcej od siebie oddzielało. Żyjąc w swych fascynacjach, nie żyli ze sobą.
Grzebałkowska doskonale wychwyciła tę osobność, jednostkową odrębność każdego z nich. Najpierw wprowadza nas w świat Zdzisława, potem gdy pojawia się i dorasta Tomasz, stopniowo on skupia na sobie uwagę, aż do kulminacyjnego efektu rozstania się z życiem poprzedzonego okresem rozczarowań i miłosnych zawodów. Zarysowują się podobieństwa i różnice osobowościowe między ojcem i synem, ich fascynacje, manie, niemal fobie. W ostatnich latach daje się odczuć gorączkowość charakteru Tomasza, duszące go lęki, szarpanie się z uczuciami. Rzadko jednak obszary ich współistnienia się zazębiają, zadziwiają ich obawy o naruszenie sfery wolności drugiego.
Grzebałkowska niewiele zostawia sobie miejsca do własnej interpretacji faktów. Tylko czasami pozwala sobie na pokazanie własnego stosunku do tego, co działo się w życiu każdego z nich. Tak jest na przykład w przypadku fragmentów dot. zasztyletowania Beksińskiego. W przeważającej jednak mierze daje pole materiałom źródłowym o Beksińskich. Książka jest wręcz nimi naszpikowana. Wypowiadają się osoby, które znały rodzinę, np. Maria Turlejska, Henryk Waniek, Jerzy Lewczyński, Anja Orthodox. Dodatkowo autorka zamieściła mnóstwo urywków korespondencji, zwłaszcza Zdzisława, który namiętnie wymieniał listy ze znajomymi. Są obszerne wyimki z dziennika fonicznego artysty. Znajdziemy też sporo opatrzonych podpisem fotografii zarówno z życia rodziny, jak i reprodukcje dzieł Zdzisława Beksińskiego. Tak zebrany materiał pozwala czytelnikowi zestawić obraz i dokonać własnej oceny faktów. Autorka mówi tym samym, masz tu, czytelniku, wsad merytoryczny, a jakie wnioski z niego wyciągniesz, to już twoja indywidualna sprawa. Twarze obu Beksińskich pokazuje odbite po obu stronach lustra, zestawia kontrastujące fakty, przez co czasami może wprowadzić czytelnika w skonfundowanie.
Grzebałkowską świetnie się czyta. Ma wyrobiony warsztat, wie, co chce powiedzieć i świadomie zmierza do celu. W „Beksińskich. Portrecie podwójnym” oscyluje na granicy biografii, reportażu i powieści. Budzi zaciekawienie przedstawieniem nieprzeciętnych osobowości oraz oddaje nabrzmiały ładunek emocjonalny, skrywany przy kolejnych kontaktach ojca i syna, niemal podobnie jak warstwy na obrazach Beksińskiego, które żmudnie zamalowywane przez artystę pokrywały poprzednie wersje dzieła. Ale Grzebałkowską czyta się świetnie nie tylko ze względu na temat i obiekty zainteresowania, jakie sobie obrała, lecz także ze względu na jej styl. Zatrzymuje uwagę czytelnika na z pozoru nic nie znaczących drobiazgach, które pokazując Beksińskich w codziennych sytuacjach, składają się bardziej na obraz zwykłych ludzi niż lewitujących w obłoczkach natchnienia twórców. Niczym paparazzi, acz dość dyskretny (czy słowa „paparazzi” i „dyskrecja” się aby wzajemnie nie wykluczają?), podpatruje ich przez obiektyw kamery, przesuwa oko po biurku z rozłożonymi pędzlami, zagląda do szafek w kuchni, wepchnie nos między półki z płytami. Wielki artysta, wybitna osobowość schodzą wtedy z piedestału i ze swoimi słabościami czy obsesyjnymi rytuałami stają się nam zwyczajnie bliżsi.
Zdzisław Beksiński powiedział kiedyś, że dla niego „znaczenie jest (…) bez znaczenia”*) a „sztuka jest maską”. Może więc czytając biografie, należałoby zastosować podobny klucz? Dla Beksińskiego liczyła się jego twórczość jako taka, twórczość, która sprawiała mu przyjemność, inspirowała do poszukiwań, bo (również cytując starszego Beksińskiego) „(…) nie jest ważne, co się ukazuje, lecz co jest ukryte.” Szukajmy więc ukrytego tak w jego sztuce, jak i w książce Magdaleny Grzebałkowskiej pt. „Beksińscy. Portret podwójny”.
Książka pt. „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej ukazała się pod auspicjami Wydawnictwa Znak.
*) cytat z książki „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej
„Beksińscy. Portret podwójny” to książka, którą dostałam w prezencie. Nie przepadam za biografiami, zwłaszcza ludzi, którzy jakoś specjalnie mnie nie intrygują (a przyznam, że ogólna „moda na Beksińskich” mnie nie ogarnęła), a jednak coś mnie do tej książki ciągnęło. Przeczytałam pierwszą stronę – tak, żeby się przekonać, że to nudy i zupełnie nie dla mnie – i… nie mogłam się oderwać! Jak to możliwe, że biografię czyta się tak, jakby była to książka sensacyjna?! Początek jest po prostu niesamowity – autorka zastosowała ciekawy chwyt, zaczynając biografię od… śmierci bohatera. I ten chwyt jest zabiegiem, który przyciąga czytelnika i sprawia, że chcemy poznać życie człowieka, który odszedł w taki sposób.
Książka napisana jest bardzo ciekawym językiem, a poza tym autorka stosuje świetne zabiegi, wplatając w biografię opinie różnych ludzi (często sprzeczne), wspomnienia bliskich i dalekich znajomych artysty, fragment jego dziennika, opowieści rodziny. Powstaje z tego bardzo fascynująca historia – historia człowieka, ale też – historia Polski, bo przecież dostajemy tutaj obraz zarówno pierwszej, jak i drugiej wojny światowej, czasy wczesnego komunizmu, socrealizm, antysemickie wystąpienia, no i tworzenie się wolnej Polski. To wszystko sprawia, że biografię Beksińskich czyta się jednym tchem. Powiem więcej: czyta się ją nie jak biografię, ale jak powieść sensacyjną, czy nawet thriller. Zakończenie jest wstrząsające, a środek – porusza i zapada w pamięć! To także opowieść o wielkiej samotności, o wyobcowaniu, poszukiwaniu własnej tożsamości, o obsesjach, fobiach i lękach.
Książka bardzo mi się podobała – przede wszystkim dlatego, że autorka wykonała ogromną pracę badawczą, aby poznać wszystkie szczegóły życia Beksińskich, ale też – że szczegóły te i cała pracę potrafiła ubrać w taką formę, że czytelnik siedzi jak zahipnotyzowany, przerzucając kolejne strony. Ktoś może powiedzieć – nie sztuka napisać ciekawą książkę o życiu interesującego człowieka- to się samo pisze. To nieprawda. Bardzo łatwo jest z intrygującego tematu zrobić zwyczajny gniot. Łatwo zmarnować potencjał, pisząc tylko o suchych faktach, datach i wydarzeniach, które kształtowały znaną osobistość. Autorka zechciała zrobić coś więcej – chciała poznać nie tylko artystów – ale przede wszystkim: osoby. Ich marzenia, plany, relacje, myśli. I myślę, że to właśnie wszystkie te elementy sprawiają, że powstała książka tak niezwykła i pełna treści.
Biografia jest bardzo obszerna, a jednak czyta się ją błyskawicznie. Mnie zajęło to, co prawda, cały tydzień – ale tylko dlatego, że mam tendencję do czytania kilku książek równocześnie i robienia przerw na przemyślenie – jeśli temat mocno mnie porusza i przemyśleń wymaga. A w tym przypadku tak właśnie jest.
Komu ta książka może się spodobać? Myślę, że każdemu, kto lubi historie niebanalne, głębokie – historie o życiu intrygujących ludzi, napisane w niezwykły sposób. Nie musicie być fanami Beksińskich – ba! możecie ich nawet w ogóle nie znać – a jednak gwarantuję, że wciągnie Was ta lektura. Jeśli nie wierzycie, przeczytajcie pierwszą stronę.
Biografie to gatunek, po który sięgam bardzo rzadko. Zwłaszcza, jeśli są to biografie osób, których twórczość nie jest mi szczególnie bliska – a tak jest w przypadku Beksińskich. Ta książka sprawiła, że po prostu musiałam przyjrzeć się bliżej tym postaciom i ich dziełom – bo nie sposób pozostać obojętnym, kiedy przeczytało się takie historie…
Podsumowując: to nie jest biografia, tylko fascynująca opowieść o życiu, twórczości, historii, marzeniach i ludziach uwikłanych w przedziwne historyczne i polityczne uwarunkowania. O ludziach niezwykłych i niezwykłych życiach – na tle historii Polski. Polecam!
Po przeczytaniu ostatniej strony i zamknięciu książki „Beksiński” kołacze się w głowie niezmierzona ilość emocji i przemyśleń. Właśnie tak napisała ją Magdalena Grzebałkowska: nie interpretując zdarzeń lecz pozostawiając wnioski do wysnucia czytelnikowi. Według mnie na tym właśnie polega wysoki poziom dziennikarstwa, który cenię. W celu napisania obszernej biografii Zdzisława i Tomasza Beksińskich autorka zebrała i przeanalizowała ogromną ilość dowodów: listy, artykuły, audycje, wypowiedzi znajomych i przyjaciół (a także „przyjaciół”). Zebrało się to na obraz dwóch nieszablonowych postaci ojca i syna.
Test w książce płynie wolno i tak samo powoli, ale skutecznie wciąga czytelnika w przeszłość do domu i życia państwa Beksińskich nie pozwalając się oderwać od lektury.
Zbigniew Beksiński był moim zdaniem malarzem genialnym. Nie interpretuję jego twórczości pod kątem stosowanych technik, sposobu nakładania farby czy doboru kolorów, bowiem zupełnie się na tym nie znam i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Najważniejszym jest dla mnie fakt, że obrazy mistrza Beksińskiego poruszają ogromnie wywołując emocje: niepokój połączony z zachwytem. Obrazy jego są bowiem niesamowite: magiczne, budzące grozę, stawiające masę znaków zapytania i jednocześnie piękne w wykonaniu. Takie, od których nie można oderwać wzroku. Niewielu twórców potrafi osiągnąć taki efekt.
Jego syna Tomasza, dziennikarza muzycznego i tłumacza filmów oraz wyjątkowej osobowości radiowej wcześniej nie znałam.
Książka „Beksińscy” zaintrygowała mnie możliwością poznania charakteru Zdzisława Beksińskiego oraz tematem samobójstwa jego syna. Ciekawa byłam relacji w rodzinie wybitnego artysty.
Nie zawiodłam się, ponieważ biografia jest bardzo dokładna (momentami nawet za bardzo) i przedstawia w pełni postaci obu głównych bohaterów książki. Dzięki niej można dokonać analizy psychologicznej, poznać np. głębię skomplikowanej osobowości Tomasza Beksińskiego i prywatne życie malarza, który przenosił na obrazy mroczne wizje. Nie zdradzę jednak tego, co można wyczytać w wierszach (w sensie: w liniach) i pomiędzy nimi oraz jakie są moje przemyślenia dotyczące życia i charakterów panów Beksińskich, ponieważ możliwość odkrywania tego i poznawania bohaterów samemu jest ogromną wartością książki.
Powiem jedynie, że warto. Szczerze polecam.
Rewelacyjna biografia, wywarzona, ale i prawdziwa. Udało się uchwycić złoty środek, bez zabiegów "upiększających". Bardzo rzetelna.
Polecam miłośnikom Beksińskich, ale nie tylko.
Wiele pracy kosztowało autorkę poznanie ludzi po ich odejściu. Niebanalne postacie pozostawiły po sobie niesamowitą historię w obrazach i dźwiękach.
Przeczytałam książkę w drugim podejściu - przyznam, że w zeszłym roku lektura mnie znużyła i nie dokończyłam jej. Przeplatana biografia dwóch mężczyzn, ojca i syna, malarza i radiowca, każdy będacy wielką indywidualnością. Pomiędzy nimi Zofia Beksińska - żona i matka, której losu chyba nie da się zazdrościć (oczywiście patrząc z boku i w świetle tej lektury). Mężczyźni jej życia wymagali całkowitego poświęcenia się, ona była satelitą. Wbrew tytułowi i intencji książki to właśnie postać Zofii mnie zainteresowala najbardziej.
Wojna? Nikt nam tutaj szyj nie sprawdza i nie każe mówić pacierza na dobranoc. Do szkoły chodzić nie trzeba i nikt nie pilnuje, kiedy kładziemy...
Nieznane oblicze ?księdza od biedronek?.Wszyscy znamy księdza Jana Twardowskiego, ale niewiele o nim wiemy.Jaki był naprawdę? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć...