Wydawnictwo: Alfa-Zet
Data wydania: 2014-12-19
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
Dziwny meteor spada na Radom. Gdy z jego wnętrza wypełza żmija, a następnie przybiera postać ogromnego i przerażającego potwora, całe miasto przestaje istnieć. Bez żadnych obrażeń ze spotkania z diabłem wychodzi tylko Józef Biały, były pracownik biblioteki watykańskiej, profesor fizyki, a aktualnie pijak po licznych odwykach. Jak to się stało, że z pogromu całego miasta to właśnie jemu udało się ujść z życiem? Czy nadzieja na uratowanie świata leży właśnie w jego rękach?
Początek książki intryguje czytelnika. Moment pojawienia się bestii na ziemi i jej nie odkryte jeszcze zamiary, budzą niepokój, który przemienia się w przerażenie, gdy cała ludność miasta zostaje zabita przez czarny pył, rozpylony przez potwora. Śledzimy zmagania trzech prezydentów (Polski, Rosji i USA), którzy chcą pozbyć się problemu. Jednak szybko odkrywają, że ta walka jest z góry przegrana, a ich narzędzia nieskuteczne. Z pomocą przychodzi im pijak, Józef Biały.
Mam wiele zastrzeżeń do tej historii. Główny bohater jest irytujący. Niby wie co się po kolei wydarzy, ale zamiast zacząć działać i zapobiec tym straszliwościom, on woli się przechwalać i drwić z prezydentów. Ponad połowa powieści skupia się właśnie na dialogach między głowami trzech państw oraz pijaczkiem, którzy już mają ustalony plan, ale czekają aż przepowiednia się wypełni. A dialogi te również nie są porywające. Pełno w nich przekleństw, pogardy i przemądrzania się. Kompletnie nie widać, aby panowie chcieli ze sobą współpracować. Może i miały być śmieszne i pełne ironii, jednak dla mnie są po prostu słabe i zbyteczne.
Sama walka z potworem również nie wzbudza żadnych emocji. Wygląda ona tak, że Józef idzie do bestii, pije kilka flaszek wódki, dźga bestię sztyletem i wraca by znów się urżnąć. I tak kilka razy. A cała walka opisana jest w dwóch zdaniach.
Z książki również przebija ciekawa teza odnośnie pieniędzy. Józef dzieli się z towarzyszami myślą, że pieniądze wprowadził właśnie Czarny, mając w tym swój cel. Chciał skłócić ludzi i to mu się udało. Zdaniem Białego również komputery, a co za tym idzie wirtualne pieniądze, są pomysłem diabła. I tutaj muszę powiedzieć, że ta wizja w powieści brzmiała dość spójnie i logicznie.
Jednak cała powieść mnie nie przekonała. Czytając miałam wrażenie, że autor ma nam coś ważnego do powiedzenia, jednak ta myśl szybko została zduszona przez formę w jakiej powieść została nam podana. Nie mój klimat. Może w męskim świecie ta książka znajdzie wiernych czytelników, ale do mnie nie przemawia.
Zwykły dzień, taki jak każdy. Ludzie pracują, chodzą do szkoły lub nic nie robią. Niczym się nie różni od innych. Bo niby dlaczego miałby się różnić? Jednak coś spada na ulicę Radomia. Prawdopodobnie jest to meteoryt, jednak jest on inny. Posiada zerową temperaturę, ale z powodu zimna nie da się go dotknąć. Nie niszczy go nawet laser. Co to jest? Gdy naukowcy z całego świata próbują dowiedzieć się tego, Józef wraca ze szpitala, spotykając przy tym swoich kolegów od wódki i trafia na coś wyjątkowo dziwnego – węża, który zamienia się w byka, a następnie w dziwne zwierzę, które jednym tchnieniem morduje wszystkich oprócz Józefa. Wniosek z tego, że nie powinno łączyć się leków z alkoholem. Ale czy na pewno są to tylko halucynacje? Czemu prezydent Polski spotyka się z głowami tak potężnych państw jak Stany Zjednoczone i Rosja?
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce. Jednak opis z tyłu bardzo mnie do niej zachęcił. Nie zdradził nic z fabuły, jak to jest często w tego typu opisach. Lecz ta krótka notka pokazała wszystko, co najlepsze w książce. Czy się myliła? Nie, raczej nie. Choć to nie było do końca to, czego oczekiwałam. Powieść jest dla mnie dwupoziomowa. Jeśli czytelnikowi nie przeszkadza pierwszy poziom, drugi otwiera przed nim całą swoją duszę.
Pierwszym poziomem jest sytuacja, zdarzenia, oględnie mówiąc fabuła powieści. Jest ona bardzo nietypowa, czasami wręcz groteskowa. Wydarzenia w książce nie mają odwzorowania w rzeczywistości, pomijając fantastykę występującą w "666 do mroku". Ludzie w takich sytuacjach nie odnoszą się w ten sposób do siebie. Sam wątek fantastyczny jest też bardzo przekoloryzowany. To trochę jak stara baśń, w którą wierzyli starzy, zastraszeni ludzie. Przebiera dokładnie taką właśnie postać, która niestety często zniechęcała mnie do książki. Po co czytać coś, co można opowiedzieć w pięciu zdaniach?
"Nauka jest czymś wspaniałym. I nawet nie kłóci się z religią. Powinna pomagać wszystkim ludziom, a nie tylko wybranym."
I w tym momencie pojawia się drugi poziom, który bardzo mnie zaskakuje. Mimo że powieść jest groteskowa, nierealna i często przesadnie wulgarna, ukazuje nam sprawy ważne, z którymi spotykamy się na co dzień. Ostrzega nas przed złem i zagładą, którą sami na siebie niesiemy. Pod zasłoną alkoholizmu, pieniędzy jest głęboka refleksja na temat ludzkości i jej poczynań. Najlepszym przykładem jest główny bohater – Józek. Profesor, który wykładał na Harvardzie, jeden z wyższych pracowników w Watykanie, jednym słowem człowiek, który wszystko osiągnął. Czym jesteś wyżej, tym upadek bardziej boli. Alkohol zniszczył go. Zniszczył wszystko, co osiągnął i z wykształconego człowieka stworzył cień dawniejszej potęgi. Powieść tym przykładem pokazuje nam wiele. Jak łatwo upaść, dać się skusić pokusom. Jednakże pokazuje również, że jak raz w życiu coś się osiągnęło, nie da się spaść na samo dno.
Muszę również przyznać, że mimo oczywistych wad książkę czytało się bardzo dobrze. Jest ona krótka i napisana lekkim piórem, co pozwala na przeczytanie jej w jeden wieczór. Nie posiada ona całej gamy cytatów, które można później wykorzystać w różnego typu pracach, czy po prostu w życiu. Jednak ma coś w sobie. Często irytował mnie ten wcześniej wymieniony poziom pierwszy, ponieważ lubię książki barwne, pełne cytatów, metaforycznych opowieści. A ta powieść była jedną kiepską, ale prawdziwa metaforą.
Jeśli lubicie lekkie książki na wieczór, ale wnoszące coś do Waszego życia, "666 do mroku" nadaje się idealnie. Jak wcześniej wspomniałam, czyta się ją szybko. Uważam, ze warto poświęcić jej te kilka godzin.
Radomozaur
Radom i okolice w czasach wyglądających na jak najbardziej współczesne. Ma miejsce coś w rodzaju gigantycznego ataku terrorystycznego liczonego tysiącami ofiar. No bo jak nazwać pojawienie się nad miastem dziwnej, ciemnej chmury i natychmiastową śmierć jego mieszkańców? Takie wytłumaczenie jest bardzo na czasie, wiarygodne i racjonalne. Racjonalne do bólu. Prezydent kraju, nadobywatel Kowalski, przystępuje do działania. Przede wszystkim skrywa się w solidnym bunkrze przeciwatomowym i nakłada knebel mediom. Po pierwsze życie pana prezydenta jest wyjątkowo cenne. Po drugie, prawda to rzecz straszna, stale zagrażająca bytowi narodu. Prawdę trzeba skrywać przed tymi, którzy mogą jej nie zrozumieć wcale lub zrozumieć źle. Pozornie chodzi o powstrzymanie paniki, w istocie o powstrzymanie świadomości.
Atak zaczął się od przybycia z kosmosu małego obiektu i małej żmii wypełzającej ze studzienki kanalizacyjnej. Zmieniła się ona w końcu w dziwaczne monstrum atakujące ludzi... próżnią i zerem absolutnym. Przeżył tylko jeden człowiek, nałogowy alkoholik od lat bezskutecznie leczący swą ulubioną chorobę, siedemdziesięciopięcioletni profesor Józef Biały. Radomozaur, bo takie według Józefa imię ma bestia, nie robi krzywdy pijakowi. Dlaczego? Bo w jego rękach leżą losy świata i nadzieje potwora.
Do bunkra przybywają wezwani w pośpiechu przywódcy USA i Rosji by wraz z polskim prezydentem ratować świat, jeśli nie cały, to przynajmniej ten ich. Ratowanie świata najlepiej bowiem zaczynać od ratowania własnej... osoby. Wydaje się, że jedynym człowiekiem, który coś wie i może coś zdziałać jest będący od lat w niekończącym się ciągu alkoholowym Józef. Po kolejnej kuracji odwykowej sięgający po ulubione procenty bez specjalnych wyrzutów sumienia.
- Bo ten potwór może z wami zrobić, co zechce, i jesteście nawet gotowi słuchać takiego menela jak ja, aby tylko ocalić te swoje tłuste, przyzwyczajone do luksusu tyłki - zauważa profesor, lecz zgadza się ratować świat. Dysponuje tajną wiedzą i pewnymi mało znanymi przedmiotami, które mogą przydać się w walce z nieziemskim potworem.
Powieść 666 do mroku Roberta Gonga odbieram jako czarną groteskę, groteskę pełną czarnego humoru. Groteskę tak naprawdę bardzo smutną w wymowie. Książkę kończą bowiem stwierdzenia sugerujące, że zło nie tylko jest coraz silniejsze, ale, że ma szansę zwyciężyć. Robert Gong sięga po różnorakie elementy: fantastyczne, religijne, polityczne czy socjologiczne. Pozytywnym bohaterem jest w powieści pijak, który przeprowadza krytykę nie tyle czystego rozumu co zakłamanego świata i żyjących w nim ludzi. Rzuca jednak „kamieniami” nie we wszystkich, tylko gdzieniegdzie dostrzegając okropną hipokryzję. On, stale pijany i nie potrafiący zmienić czegokolwiek w swoim egoistycznie ukierunkowanym życiu zdaje się być jedynym szczerym, autentycznym, gotowym do poświęceń i do bohaterskich czynów. No, może poza kilkoma żołnierzami gotowymi naprawiać świat dosyć radykalnymi metodami.
Sam pomysł na powieść jest oryginalny: sięgnąć po tematykę dobra i zła w odcieniu manichejskim; włączyć w to Boga i diabła (zwanych tutaj neutralnie światopoglądowo Białym i Czarnym) potraktowanych w sposób mało ortodoksyjny, mało biblijny; dodać tajemnicze, widziane magicznie przedmioty z czasów Chrystusa i sekrety wykradzione z watykańskich podziemi. Zamieszać trochę jak Dan Brown, nie przesadzając przy tym z wyrafinowaniem formy czy językiem. Trafić do przeciętnego czytelnika modną, nie wykraczającą poza polityczną poprawność krytyką i narzekaniem. Główną postacią uczynić człowieka chorego, ale ukazanego jako jedyny sprawiedliwy. Trochę gorzej jest z wykonaniem tych zamierzeń. Mamy w książce dużo wulgaryzmów, dialogi miejscami brzmiące sztucznie, powtarzające się, przydługawe monologi. Mamy lejący się strumieniami alkohol, który innych już by uśmiercił w dużo mniejszej dawce, a skacowanemu profesorowi rozjaśnia umysł. Mamy wybiórczą krytykę tyleż słuszną, co nie zawsze dotykającą sedna sprawy. Humor jest w sumie dosyć ciężki tak jak tematyka książki. Autor wyznał w jednym z wywiadów, że napisał ją w przeciągu półtora miesiąca. Zgadza się, nie jest to proza dokładnie przemyślana i dopieszczona. Z drugiej strony prostota języka, dynamika wydarzeń, wyrazistość oraz groteskowość postaci i sytuacji mogą spodobać się mniej wymagającym od strony literackiej czytelnikom. Mnie zmęczyło wielokrotne powtarzanie tych samych myśli i liczne, czasami mocno irytujące uproszczenia. To, co nieźle sprawdziłoby się w przypadku dłuższego opowiadania (właściwie to materiał na nie) w powieści staje się jej słabością.
Postać Józefa Białego jest mało wiarygodna, psychologicznie wydumana. Iluż bowiem alkoholików potrafi tak naprawdę poświęcić się dla innych? Iluż z nich ma prawo do gorzkich słów i krytyki cudzego postępowania niszcząc życie nie tylko osób najbliższych, zamieniając je w piekło? Sam Józef podobno kocha swoją Bellę. Na czym zatem polega ta miłość? Na ciągłym sprawianiu zawodu, niedotrzymywaniu słowa, liczeniu na pomoc i wyrozumiałość? Także prezydenci w książce są jak wycięci z kartonu, potraktowani nie całkiem jak żywi ludzie, a jak ucieleśnienie zbioru pewnych wyobrażeń. Wiele rzeczy jest w powieści trochę zbyt proste, jasne, jednoznaczne, bez światłocienia, niuansów. I wyrażane mało wyrafinowanym czy eleganckim, naturalistycznym językiem. A skoro język wyraża wszystko co pomyśli głowa...
Tytuł książki miał chyba zaniepokoić i zaciekawić czytelnika, w każdym razie zaintrygować. Z pewnością zwraca uwagę choć jest niejasny. Trochę szkoda niezbyt dobrze wykonanej okładki. Rynek jest bardzo pod tym względem wymagający, i słusznie. Wymowa powieści jest ponura: ludzie są zakłamani, świat zmierza do zagłady, a jedynym światełkiem w mroku wydaje się być miłość, i to ta do jednej, konkretnej osoby. Tylko, że ta miłość tak mało przypomina to, co w miłości ważne: wzajemną wierność, cierpliwość, życzliwość, wsparcie, ufność, obecność w dobrej i złej doli. Tutaj owa miłość to ze strony głównego bohatera przede wszystkim branie, bez dania czegoś od siebie. To nie tyle stałość, co chwilowe uniesienia.
Kokainowa miłość to trzecia sensacyjna powieść Roberta Gonga.Autor ukazuje toksyczne uczucie sławnego amerykańskiego pisarza.Tłem tej miłości do pięknej...
Jeśli spodziewasz się, że ta książka odpowie na twoje najważniejsze pytania lub ukoi twoje widzenie siebie i świata, to się mylisz. To w najwyższym...
Przeczytane:2020-02-16,
Na Radom spada meteoryt z którego wykluwa się żmija i ucieka do studzienki. Połówki tego meteorytu zostają przewiezione do laboratorium, gdzie żaden naukowiec nie jest w stanie wyjaśnić skąd się wziął ani tego czym jest. Chwilę później żmija wychodząc z kanalizacji zmienia się w bestię, która niszczy wszystko co napotka na swej drodze, a jedynym wyjątkiem jest osoba, którą każdy uważa za pijaczynę, która uchodzi z życiem i która jak się okazuje jest jedyną nadzieją dla świata. Pytanie tylko czy jej się uda pokonać bestię pomimo swoich słabości?
Książka jest bardzo dobrze napisana i nie nudzi, ma bardzo dużo trafnych uwag dotyczących funkcjonowania ludzkości, gdzie bardzo ważna rolę odgrywa funkcja jaką się pełni, gdzie wszystko jest stawiane na własne korzyści i wygodę, mając większość społeczeństwa za nic, a jak się później okazuje, że dużo więcej rozumu mają ci, których na co dzień uważamy za kompletne zero. Bardzo szybko mi się ją czytało i z zapartym tchem, choć zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu może przypaść do gustu zważywszy na to jaki mamy gatunek. Jest to również moje pierwsze spotkanie z autorem i mam nadzieję, że nie ostatnie.
Myślę jednak, że warto ją przeczytać, by zrozumieć, że nie zawsze wszystko jest takie jakie byśmy chcieli. Bardzo często los bywa przewrotny i wystawia nas na ciężką próbę, na którą nie zawsze jesteśmy gotowi odbyć. Potrafi nam pewne rzeczy odebrać i uświadamiamy sobie wtedy, że tak naprawdę nic nie jest dane nam na całe życie, a pieniądze nie zawsze są w stanie kupić wszystkiego. Dlatego pamiętajmy zatem by doceniać to co się ma, bo zawsze w każdej chwili może nam zostać to odebrane, nawet w bardzo często w drastyczny sposób.
Książkę na pewno skieruję do osób lubiących klimaty science - fiction oraz każdemu, kto pragnie spędzić miły czas z dobrą książką. Za przyjemność przeczytania dziękuję portalowi czytam pierwszy.