Najważniejsze to mieć w swoim życiu miejsce, w którym będzie robiło się rzeczy naprawdę potrzebne. Miejsce, które najpierw będzie marzeniem, utkanym z ulotnych myśli i nadziei, a potem, dzięki niewytłumaczalnym, a jakże potrzebnym splotom okoliczności, przemieni się w dotykalną rzeczywistość. Już niedługo usiądę we własnym domu, słuchając pękania drewnianych ścian. Będzie wiosna. Otworzę szeroko drzwi i wpuszczę trochę świata. Powietrze zagra szpakami, w górze odezwie się klangor żurawi. A potem przejdzie lato i złote nawłocie w ukłonie do ziemi obwieszczą jego koniec. I ja w tym wszystkim pogodzona z naturą, światem, przemijaniem. Pochłonięta codzienną magią tego świata. Marzenia naprawdę się spełniają. Pełna wdzięku i świeżości współczesna powieść, będąca hołdem dla uroków polskiej prowincji, w której splata się wątek Mazur dzisiejszych i przedwojennych, czyli byłych Prus Wschodnich. Główną bohaterką jest dziennikarka lokalnego czasopisma, której los stawia na drodze paskudnego szefa, a zaraz potem Niemca poszukującego rodzinnych korzeni. Przedwojenna historia, która zresztą wydarzyła się naprawdę, uruchamia lawinę wydarzeń współczesnych. Wśród przepięknego krajobrazu mazurskiego rozgrywają się wielkie i małe historie.
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2009-07-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 368
Prawie przeczytałam, gdyż jakieś dwie trzecie a resztę przekartkowałam. Powieść może i nie jest zła, ale jej bohaterka jak na 36 latkę irytująco rozedrgana jeżeli chodzi o związki z mężczyznami.
Po prostu to już nie moja tematyka. Dlatego odpuszczam resztę Prowincji które mam. Chociaż ich dużym walorem oczywiście są Mazury.
„Prowincja pełna marzeń” to pierwsza część tryptyku „prowincjonalnego” Katarzyny Enerlich. Autorka przenosi nas do Mrągowa, gdzie w starej kamienicy, w której niejeden słyszał ponoć tajemnicze szepty przeszłości, mieszka główna bohaterka – Ludmiła Gold.
Losy tej trzydziestokilkuletniej kobiety są nierozerwalnie związane z Mazurami i z biegiem czasu Ludmiła coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że właśnie ten region to jej miejsce na ziemi. Poznajemy ją, gdy pracuje w miejscowym wydawnictwie, gdzie pisze artykuły do lokalnej gazety. Zdążyła już się też pozbierać po nieudanym związku i zamierza korzystać z życia i samotności. Jej rodzice zmarli, gdy była jeszcze młodą dwudziestojednolatką i poza ulubionym kotem Mietkiem i czterema przyjaciółkami z dzieciństwa nie ma nikogo. Ludmiła bardzo lubi swoją pracę, która pozwala jej na poznawanie nowych ludzi, ciekawych miejsc w okolicy i dopinguje do zagłębienia się w historię i tradycję Mazur.
Przypadkowe spotkanie z Martinem – fotografem z niemieckiej gazety, który przy okazji służbowego wyjazdu odwiedził Mrągowo w poszukiwaniu domu, gdzie urodził się i wychował jego ojciec Hans Ritkowski spowodowało, że życie Ludmiły uległo całkowitej zmianie. Mężczyzna ten bardzo jej się spodobał i przyciągał swoją wrażliwością i dążeniem do poznania kraju dzieciństwa jego ojca. Ludmiła znając nieźle język niemiecki chętnie pomagała mu w wyjaśnianiu zagadek z przeszłości, pokazywała niezwykłe piękno mazurskiego krajobrazu, opowiadała historie miejsc, które w dzieciństwie odwiedzał ojciec Martina.
Wspólnie udało im się odnaleźć mieszkanie, w którym mieszkał z rodzicami mały Hans Ritkowski. Znajdowało się ono na parterze tej samej kamienicy, gdzie mieszkała Ludmiła i jako jedyne w tym budynku posiadało zachowany mazurski piec z charakterystycznymi zdobionymi kaflami. To pod deską w podłodze tego mieszkania mały Hans ukrył swój dziecięcy skarb – puszkę z żołnierzykami. Zrobił to, gdy podczas II wojny wraz z matką i rodzeństwem musieli wyjechać do Niemiec, ufając, że dzięki temu jeszcze kiedyś wróci do swego rodzinnego domu…
Te wszystkie wydarzenia bardzo zbliżyły do siebie Ludmiłę i Martina, który przedłużył nawet swój pobyt w Polsce. Przed wyjazdem do Niemiec oświadczył się Ludmile i zapewnił,że wróci do niej, niebawem przeprowadzi się do Mrągowa, gdy tylko pozałatwia swoje sprawy w rodzinnym kraju.
Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej skomplikowana, niż początkowo zakładali bohaterowie…
Po zmianie kierownictwa w redakcji Ludmiła miała coraz więcej kłopotów ze swoim nowym szefem, którego zachowanie w konsekwencji doprowadziło do jej odejścia z pracy. Do tego ukochany Martin ukrył przed nią istotne szczegóły ze swojego dotychczasowego życia i obdarował malutką istotką, która rozwijała się pod jej sercem. Dość niespodziewanie wokół Ludmiły pojawił się kolega z redakcji – Piotr i wyznał jej swoje uczucia do tej pory skrzętnie skrywane za ekranem monitora… Przeszłość także odcisnęła swoje piętno na życiu głównej bohaterki, która będąc dotąd sama na świecie, w dość zaskakujący sposób dowiedziała się, że posiada przyrodnie rodzeństwo.
Problemów pojawiało się wiele…, coraz więcej…
Ktoś się pogubił, ktoś nie wyjaśnił, urażona ambicja, zranione serce i w konsekwencji mnóstwo niedopowiedzeń, złe emocje, konflikty, którym można było zaradzić, zanim wybuchnęły…
Czy uda się jeszcze poskładać to co się rozsypało? Czy Ludmiła i Martin odnajdą się w nowej dla siebie rzeczywistości? Czy popełnione na początku błędy będą miały wpływ na dalsze życie bohaterów?
O tym wszystkim przeczytamy w powieści Katarzyny Enerlich, która w charakterystyczny dla siebie sposób łączy życie bohaterów z historią i tradycją Mazur, z dawną przeszłością, która powraca do nich w najmniej spodziewanym momencie. To ciekawa lektura na jesienne i zimowe wieczory, którą zdecydowanie można polecić miłośnikom Mazur i wszystkim ceniącym sobie powroty do korzeni, lubiącym historię i tradycję, na którą możemy spojrzeć przez pryzmat życia bohaterów w małej mazurskiej społeczności.
O małym Hansie Ritkowskim, który gubiąc się w tłumie uratował życie sobie, swojej mamie i rodzeństwu autorka wspomina we wcześniejszej swojej powieści pt.:” Kwiat Diabelskiej Góry”.
Polecam.
Książka, którą trzymacie w rękach jest przesycona zapachem ziół, pasją ich zbierania i przetwarzania oraz praktyką uważności nad tygielkiem...
Rok 1922. Większość mieszkańców Zełwąg w pobliżu Mikołajek, tworzących niezwykle zżytą społeczność, staje się mormonami. Rok 1998. W podmrągowskich...