Żywego ducha Pilcha to – chciałoby się powiedzieć – wariacja na temat apokalipsy i czasów postapokaliptycznych.
Oto on, dziewięćdziesięcioletni mężczyzna, zostaje na świecie sam. Budzi się na całkowitym pustkowiu, wokół niego żywego ducha, kotów przejmujących władzę nad światem nawet nie uświadczysz. W takiej sytuacji nie sposób uciec od refleksji i pytań, poczynając od oczywistych: Gdzie się wszyscy podziali? poprzez Dlaczego tylko ja przeżyłem?, a na Cóż może robić ostatni człowiek na świecie i właściwie po co ma to czynić? skończywszy.
Pilch skłania swojego bohatera (w wielu aspektach wykazującego czytelny rys autobiograficzny) do refleksji na temat kolejnych problemów egzystencjalnych. Jego bohater zastanawia się nad sensem istnienia w ogóle, pyta o sens istnienia w pojedynkę, o to jak przebiegała zagłada, czemu on sam jej uniknął i dlaczego nawet jej nie zauważył; dlaczego nie pozostawiła ona żadnych śladów? Bohater musi wreszcie pogodzić się z tym, że został na ziemi całkiem sam – jak sobie z tym poradzi? Czy owa samotność stanie się wyzwoleniem czy brzemieniem, radością czy udręką?
Wyobraźcie sobie świat, w którym wsztystko możecie robić bezkarnie, a do waszej wyłącznej dyspozycji pozostaje wszystko – najdroższe hotele, najlepsze restauracje, produkty z najwyższej półki, markowe ubrania, wszystkie dostępne książki, przekąski – po prostu wszystko. Czy życie ma jeszcze sens, gdy na wyciągnięcie ręki jest dosłownie każda rzecz, a radością z jej posiadania nie można dzielić się z innymi, bo „innych" najzwyczajniej nie ma? Czy człowiek w ogóle istnieje bez drugiego człowieka?
Wyjątkowo wiele pytań rodzi ta pozornie błaha i z pozoru sztampowa historia. Z pozoru – bo w przypadku powieści sztampowej raczej nie byłoby miejsca na nawiązania do Boscha i wielu innych artystów, których możecie na stronicach tej książki odnaleźć, a na dzieła których po lekturze spojrzycie zupełnie inaczej.
Pilch w zupełnie nowym wydaniu, coraz bardziej odczuwający już przemijający czas, borykający się z dojmującą samotnością, ba – może nawet osamotnieniem – i te doświadczenia filtrujący przez swoją artystyczną wrażliwość, po czym przelewający na papier w formie, która nas – wiernych jego czytelników – zaskakuje. Językowo niepodrabialny, wyróżniający się i do ropoznania zawsze – mylący może być jedynie temat. Wyjątkowo refleksyjny i inspirujący do przemyśleń nad ludzką kondycją.
Polecam gorąco.
„Zuza albo czas oddalenia” to zapis szaleńczej miłości sześćdziesięciolatka do dwudziestokilkuletniej blond piękności, odnaleziony przez Jerzego...
,,Inne ochoty", czyli co Pilchowi w głowie siedzi? Jerzy Pilch i Ewelina Pietrowiak przeszło rok od rozpoczęcia swojej wspólnej literackiej przygody...