Żywy duch i duchy
Oto Jerzy Pilch jakiego nigdy dotąd nie czytaliśmy! Ostatni na statku szaleńców
Zagłada cicha jak kot? Potop bez opadów? Terrorystyczny atak z nieba? Globalne wyludnienie? Apokalipsa rozgrywa się w języku. Świat kończy się, bo milknie. Dalekie głuche pożary. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Przed aniołem śmierci, który przeszedł przez Warszawę, uchodzi jedynie pisarz -- odludek . Można powiedzieć trafił żywy duch na swego. Po kolejnych próbach nawiązania kontaktu z kimkolwiek i gdziekolwiek nie może się dłużej łudzić. Został sam. I to sam w sensie ścisłym.
Co może robić ostatni człowiek na świecie? Wyruszyć przed siebie? Spać w najlepszych hotelach? Bezkarnie wynosić książki z księgarń i markowe ubrania z najlepszych butików? To co zwykle: łudzić się kasą? Pielęgnować samotność, czyli życie? Gorączkowo upajać się własną wyjątkowością? Tylko właściwie po co? A przedtem było po co? Czy przedtem i potem to jest aż tak wielka różnica? Widziadła coś do niego mówią -- nie wie co, bo nie wie, czy są z tego świata? A my? Jesteśmy jego urojeniami? -- Jerzy Pilch
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2018-07-04
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 240
„Człowiek, który został sam na ziemi, nie ma lekko. Ale erotoman, który został sam na ziemi, ma prawdziwie ciężko.”
Jerzy Pilch dość długo kazał swoim czytelnikom czekać na nową książkę. A jak się już doczekaliśmy, dostajemy… przedziwny materiał. Intrygujący temat – ludzkość nagle zniknęła bez śladu, został jeden jedyny człowiek; niezwykłe wykonanie – bo stylu Pilcha nie da się podrobić: „Jak człowiek interesuje się kobietami – nigdy nie traci nadziei. Interesuje się nimi zawsze – i jako rozdygotany młokos, i jako zobojętniały starzec, i jak jest napalony, i jak jest wypalony, i jako samiec alfa, i jako straceniec omega. (…). Nie traci nadziei ani na bezludnej wyspie, ani na ziemi zamienionej w bezludną wyspę”. Napisana w formie monologu bohatera, który zastanawia się nad swoim życiem, wspomina to, co było, zastanawia się nad tym, co się mogło stać, mówi o swoich fascynacjach literackich, o sztuce, o życiu… Często cytuje czytane książki, przywołuje myśli innych pisarzy, prowadzi wyimaginowane dialogi.
Nie jest to na pewno typowy obraz apokalipsy: nie ma paniki, strachu, chaosu, krwi, wokół nie leżą ciała zabitych. Bohater przyjmuje to, co się stało nad wyraz spokojnie – co nie znaczy: obojętnie.
Jak wygląda świat przedstawiony w powieści? Dziwnie. Jest bezludny: został tylko pisarz zawsze stroniący od ludzi. Wszyscy inni zniknęli – odlecieli; unicestwił ich anioł śmierci; padli ofiarą jakiegoś eksperymentu, który wymknął się spod kontroli; a może po prostu wyparowali? Pisarz nie wie, co się z nimi stało, ale ma pewność, że jest na ziemi sam. Ale… czy na pewno? Bo niekiedy jednak czuje czyjąś obecność; ma wrażenie, że ktoś go obserwuje, nawet słyszy jakieś odgłosy, chichot? Tylko czy to są prawdziwe odczucia – czy tylko zwidy? Może to jego umysł próbuje czymś wypełnić pustkę?
Jaki jest bohater? Samotny – to oczywiste. Niepewny – nie wie, dlaczego to on ocalał – a może właśnie nie: może zginął i tak wyglądają zaświaty? A może to wszystko jest tylko jego urojeniem? W końcu przyznaje, że lubi pić… Stracił poczucie sensu: bo czy może mówić o sobie jako o pisarzu, skoro nie istnieją żadni czytelnicy, krytycy, wydawcy? I co ma robić? Najpierw poszukuje innych ocalałych – chodzi w różne miejsca, daje sygnały świetlne, telefonuje… Nic. Dostaje tylko potwierdzenie, że wokół niego jest pustka. Spaceruje po pustych ulicach, śpi w luksusowych hotelach, „częstuje się” najlepszymi trunkami w sklepach i restauracjach, wynosi książki z księgarń; chodzi nago po mieście albo odwiedza galerie handlowe i wybiera sobie ubrania w najbardziej luksusowych butikach (choć z czasem zaczyna tęsknić za nowymi trendami, nowymi tkaninami, pomysłami projektantów, kolekcjami). Może robić, co tylko chce. No i nareszcie jest sam, tak jak tego chciał. Tylko… czy na pewno tego właśnie chciał? Dotąd unikał towarzystwa innych ludzi, ale był to jego wybór – miał świadomość, że kiedy zechce, będzie mógł wrócić „na łono społeczeństwa”. Teraz ta świadomość zniknęła – jest tylko on. Z nikim nie podyskutuje, nie pokłóci się, nikt nie przeczyta jego książki, nie naniesie poprawek, nie zleci zmian, nie skrytykuje ani nie pochwali…
Bohater zastanawia się nad tym, czy – skoro jako jedyny przetrwał – nie on ponosi odpowiedzialność za tę cichą zagładę ludzkości. Może to dlatego, że pił? Albo stronił od ludzi? Albo dlatego, że był kobieciarzem?
Myśli też o tym, jakie ma obowiązki – czy powinien opisać to, co się dzieje dla jakichś przyszłych pokoleń? Ale… czy będą jakieś przyszłe pokolenia? I czy język polski przetrwa? Czy ktoś w ogóle jego notatki odczyta, zrozumie?
Książka Jerzego Pilcha jest bardzo oryginalna, napisana w charakterystycznym dla autora stylu: ironicznym, prześmiewczym, z dużym dystansem do świata i siebie. Trudno opowiedzieć komuś, o czym jest: studium samotności? Monologiem pijaka? A może kluczem do interpretacji jest okładka – czy raczej zamieszczony na niej fragment obrazu Hieronima Boscha „Statek szaleńców”? Może nasz bohater oszalał i to, co widzimy dzieje się tylko w jego chorej głowie? Odpowiedzi musimy udzielić sobie sami.
„Historie takie zdarzają się rzadko – raz, dwa, góra trzy razy za życia, ale zdarzają się każdemu. Tak, każdemu! Każdemu? Każdemu! No...
Metafizyczny dystans. Niepowtarzalny styl. Pilch w najlepszej literackiej formie. Jego powieść pełna jest przewrotnego humoru i celnych obserwacji. Przyjemność...