Na wsi życie płynie jakby wolniej i spokojniej. Podobno też na wsi łatwiej jest otworzyć się na prawdę ukrytą w baśniach. Opublikowane nakładem Wydawnictwa Adamada Złociejowo to właśnie baśń, w której miłość jest na wyciągnięcie ręki (no, może trochę trzeba się postarać), przyjaźń warta jest zachodu, dobroć zachęca do spełniania szlachetnych uczynków, a przy okazji i marzenia się spełniają. Zatem… czas zatrzymać się w Złociejowie.
Babcia Tekla pomachała ręką wysrebrzającemu pnie brzóz księżycowi i udała się do Pacynki: ojjj, nieraz się zasiedziały nad naparstkiem kakaowego likieru. W tym samym czasie Licho, które – jak wiadomo – nigdy nie śpi, czuwało i tym razem. Dobrze, że w celu jego schwytania odpowiednie osoby udały się we właściwą noc do stóp wzgórza, gdzie pod osłoną ciemności za sprawą splotu tajemniczych wydarzeń historia potoczyła się tak, a nie inaczej. A gdy na posterunku straży miejskiej pojawiła się wymowna ekspozycja czarnych charakterów (co jeden, to bardziej spod ciemnej gwiazdy) z poszukiwanym Mariuszem Szlugerem o pseudonimie „Profesor” na czele (wraz z informacją o milionie złotych nagrody za jego schwytanie), akcja nabrała zawrotnego tempa.
Warte uwagi jest złożone z ludzi i zwierząt spektrum bohaterów. Jest oddelegowane na wakacje do ciotki Anny-starej-panny rodzeństwo Filip i Weronika, mieszkająca przy ulicy Dobrych Czarów Bajanna, malująca piękne obrazy Pacynka, 91-letnia Babcia Tekla (nie bez powodu w widocznym miejscu stał syrop GINGKO. ŻEGNAJ SKLEROZO), a także rudowłosa księżniczka Rudolfina. Są chodzące parami dzieci z kolonii oraz biegający w firmowych dresach adidasa dziadkowie Ramol i Rupol. Ci ostatni, tworząc słynną na całe Złociejowo i okolicę brygadę RR, pojawiają się zawsze w odpowiednim momencie (choć sprzątanie świata zaplanowano na wrzesień, brygada RR natychmiast zabrała się za oczyszczanie miasta z elementu przestępczego). Wśród bohaterów są również dzielący się na dwie grupy (jedna z nich miała w zwyczaju sypiać do południa) mieszkańcy Złociejowa oraz długowłosy wnuk Dziadka Ramola, który z uporem maniaka powracał myślą do czekającej go wrześniowej sesji poprawkowej. Całości dopełnia służbowy pies komendanta straży miejskiej i mówiące (nie tylko „dzień dobry”) koty: duży, gruby czarny kot Pacynki, organizująca cotygodniowe zebrania kotka Miaulina Babci Tekli (poduszka, miseczki i ogromna puszka z chrupkami zawsze stały na swoim miejscu), wreszcie: przybierający kocie postaci – serwująca najsmaczniejsze kremówki zielonooka Madzia, odpowiedzialny za swoje czyny naczelnik poczty oraz Pacynka (czy już zawsze ślina będzie napływać jej do ust na widok otwartej puszki kociej karmy? Oby nie!).
Każdy rozdział Złociejowa to nowe przygody – zabawne i ciekawe, które dzięki obrazowym opisom oraz zabawnym dialogom sprawiają, że czytelnik czuje się, jakby osobiście w nich uczestniczył (często stosowany przez autorkę zwrot „tymczasem” przenosi odbiorców w sam środek kolejnych, równie zabawnych, perypetii). Jest w lekturze mnóstwo zwrotów akcji, wśród których są i te najbardziej niespodziewane. W tle przewija się piątek trzynastego (i jak tu nie wierzyć w przesądy!), po niebie leniwie płyną chmury w kolorze śmietanki 18% (przynajmniej tak uważały koty). Wszystko w Złociejowie zaskakuje, bo czyż nie może zbić z tropu kotka, wdzięcznie przeglądająca się w lusterku, torebka zwisająca z jej ramienia (każdemu przecież przyda się kosmetyczka) czy picie kawy z gęstą śmietanką w towarzystwie gadających kotów? A tak w ogóle, to jakie działanie miała herbatka ziołowa przyrządzana przez Babcię Teklę według receptury prababci znalezionej na strychu Kociamy? Pojawiają się pytania, zaskakują odpowiedzi, czytelnik niecierpliwie przewraca kartkę za kartką.
I chociaż Złociejowa nie można znaleźć na żadnej mapie świata, opowiedziana przez Katarzynę Ryrych historia pobudza do refleksji. A o refleksję właśnie chodzi w życiu zmuszającym do gonitwy za trudami codzienności.
Pan Apoteker to po części opowieść o Tadeuszu Pankiewiczu, człowieku, który zdecydował się pozostać na terenie getta krakowskiego i nieść pomoc...
We wrześniu 1939 roku wszystkim wydawało się, że wojna potrwa tylko parę tygodni, a już z pewnością nie dotrze do niewielkiej willi stojącej przy jednej...