Nie było jeszcze książki Danuty Noszczyńskiej, obok której czytelnik mógłby przejść obojętnie. Autorka sprawnie tworzy powieści lekkie, zabawne i przyjemne, ale też świetnie radzi sobie z tematami bolesnymi, drażliwymi czy po prostu trudnymi. Sięgając po kolejne powieści Noszczyńskiej, możemy mieć pewność, że autorka drobiazgowo przeanalizuje temat, który w danej publikacji wzięła na warsztat. Nie inaczej jest w przypadku otwierającej serię Siedem grzechów głównych powieści Zła miłość.
Marzena urodziła się po to, by spełnić marzenia swojej matki Joanny, nigdy nie zrealizowane przez samą kobietę. Może początkowo nie wszystko szło zgodnie z planem – o szczegółach czytelnik dowie się podczas lektury Złej miłości – jednak niemal cała egzystencja Marzeny została dokładnie przez matkę zaplanowana. Gdy dziewczynka skończyła pięć lat, w prezencie urodzinowym otrzymała od rodziców pianino. To właśnie ten instrument miał stać się – zgodnie z wyobrażeniami Joanny – celem i środkiem do osiągnięcia światowej muzycznej sławy.
Marzena poddaje się presji matki, starannie ćwicząc i doskonaląc się w grze na pianinie. Dopiero z upływem lat, gdy dzieciństwo minęło już bezpowrotnie, a beztroska młodość również zbliża się ku końcowi, dziewczyna stopniowo zaczyna się buntować. Nie jest to jednak bunt na wielką i poważną skalę – żadnego farbowania włosów, tatuowania imion ulubionych rockowych wokalistów, palenia papierosów czy wagarowania. Marzena od czasu do czasu za namową mieszkającej z rodziną babci podpija łyczek cytrynóweczki – bardziej w celu rozluźnienia rozdygotanych wymaganiami matki nerwów niż w celu upicia się. Czasami też spotyka się z koleżankami z lat przedszkolnych by trochę poplotkować i dowiedzieć się, co też dzieje się w wielkim świecie ich małego miasteczka. Dziewczyna wie, że nie sprosta oczekiwaniom matki – nie planuje zagranicznej, muzycznej kariery, nie chce wyjść za mąż za syna bogatych znajomych matki. Marzena, chociaż nie ma na swoje życie jeszcze jasno ułożonego planu, wie jedno – że tylko ona może decydować o swojej przyszłości.
Pierwszym grzechem – który stanowi wstęp do serii Siedem grzechów głównych – jaki analizuje Danuta Noszczyńska, jest pycha. I – o dziwo – czy raczej należałoby powiedzieć „właściwie” – u każdej z zaprezentowanych w powieści postaci można ten grzech zobaczyć. Nie byłoby w tym nic zaskakującego - wszystkie grzechy dotyczyć mogą każdego z nas - Danuta Noszczyńska jednak dodatkowo porusza inny problem - pisze o tym, czy chcemy sobie z nimi poradzić i w jaki sposób to czynimy. Babcia Marzeny, chociaż uważa się za osobę głęboko wierzącą i praktykującą katoliczkę, jest wyniosła i nieuprzejma wobec własnego zięcia. Krytykuje wszystko, co ten robi, dokucza mu i śmieje się z niego. Marzenie nie podoba się taka postawa babci, ale ponieważ jest to jedna z niewielu osób, z którymi może porozmawiać i którym może się zwierzyć, wybacza jej ten grzech. Uosobieniem pychy jest, oczywiście, matka Marzeny, Joanna. Kobieta stawia się ponad innymi, jest pewna siebie, wyniosła, ma bardzo dobre mniemanie o sobie, bardzo wysoko się ceni. Podziwu domaga się od całej rodziny, uważa że jej domniemana „światowość” pozwala jej krytykować innych – skromniejszych, uboższych, nie wykształconych – ludzi i zadawać się tylko z przedstawicielami „wyższych sfer”. Takiego „światowego”, opływającego w luksusy życia pragnie dla swojej córki, jednak nie dlatego, by to Marzena była szczęśliwa, ale przede wszystkim by sama Joanna mogła na tym skorzystać. Materialnie czy towarzysko – ważne, by wszyscy usłyszeli o jej „wyższości” i społecznym awansie.
Mamy zatem w powieści kontrast pomiędzy prostymi potrzebami młodej dziewczyny a wysokimi wymaganiami, jakie stawia jej matka. Marzena w zasadzie nigdy nie miała okazji poczuć, czym jest prawdziwa miłość matki – jej oddanie, bezinteresowna pomoc w każdej sytuacji, drobne gesty świadczące o bezgranicznym poświęceniu się dziecku, bez względu na własne dobro. Gdyby nie babcia i „mentalnie” nieobecny ojciec, dziewczyna mogłaby czuć się przy własnej matce jak sierota. Joanna odgradza się wysokim murem od wszystkich i wszystkiego, co nie spełnia jej „norm”. Co nie jest wykwintne (na codzienne posiłki w domu regularnie serwuje owoce morza), co nie jest modne (ubiera się elegancko, choć jest tylko kelnerką w miejscowej restauracji) czy nie stawia jej w lepszym towarzyskim świetle (na wieczorki zaprasza miejscową elitę – dyrektorów, kierowników i wpływowych ludzi wraz z ich rodzinami). Chociaż sama niewiele w życiu osiągnęła, nie jest też nikim ważnym w mieście, uważa, że ma prawo decydować i od początku do końca układać życie własnej córce.
Zła miłość utrzymana jest w konwencji pamiętnika, który główna bohaterka – Marzena – spisuje, by rozliczyć się raz na zawsze ze wszystkimi demonami przeszłości i wrzucić go ostatecznie na dno szuflady. Dziewczyna na kartach powieści przytacza wydarzenia z całego dotychczasowego życia. Opowiada o porażkach, rozczarowaniach, ale też o drobnych i przyjemnych rzeczach, jakie stały się jej udziałem.
Tytułowa Zła miłość sięga korzeniami uczuć, jakimi babcia Aniela darzyła swoją córkę, Joannę. Nie mogąc zapewnić córce wszystkiego – z biedy, z braku wykształcenia – skorzystała z pomocy pianistki, u której była gospodynią. Relacja pianistki i Joanny tak się potoczyła, że dziewczyna zaczęła wstydzić się, a nawet wypierać własnej matki. Patrząc przez pryzmat tego, co mogła dać Joannie pianistka, a czego nie dostała od własnej matki, kobieta zaczęła budować sobie skrzywiony obraz rodziny, rodzicielstwa i macierzyństwa. Joanna żyła w wyobrażeniach, że miłość można sobie kupić, że miłość jest umową, ustaleniami, kwestią biznesową, formą wymiany handlowej, w której „ja daję tobie to, a ty w zamian oddasz mi tamto". W kalkulacjach Joanny wobec własnej córki zabrakło emocji i uczuć, których nie można kupić za żadne pieniądze. Dobre wykształcenie, dbałość o wygląd, higienę czy edukację dziecka to, owszem, przejaw troski, który jednak w żadnym razie nie zastąpi gestów miłości - takich jak spontaniczne pochwały, zachwyt nad postępami, przytulenie, wsparcie czy dodanie otuchy.
Kochać kogoś – kochać dziecko – to pozwalać mu popełniać błędy, jednocześnie zawsze otwierając ramiona, by maluch miał gdzie „przeżyć” swoją troskę. Matką nie uczyni kobiety fakt urodzenia dziecka, ale miłość – ta dobra, bezinteresowna – włożona w wychowanie go.
Dotychczas w powieściach Danuty Noszczyńskiej niewiele było tematów czy wątków stricte związanych z kościołem czy osobami stanu duchownego. W przypadku Złej miłości jednak – pewnie po trosze z uwagi na serię, po trosze także ze względu na fakt, że pycha to grzech, od którego początek biorą wszystkie inne grzechy – pewien przedstawiciel stanu kapłańskiego odgrywa w powieści niebagatelną rolę. Jest to, niestety, „czarny charakter", dość często pojawiający się we współczesnej literaturze. Nie umniejsza to jednak wartości książki. Widocznie po prostu przyszła pora, by i ten temat Danuta Noszczyńska wzięła na swój warsztat. A że pycha dotknęła niemalże „świętości” – tym lepiej. Jak bowiem wiadomo, zazwyczaj najciemniej bywa pod latarnią.
Jedyne więc, co zarzucić można Złej miłości to słaba korekta. Wiele zdań zaczyna się małą literą, w tekście znaleźć można literówki i powtórzenia. To nieco drażni i wybija czytelnika z rytmu.
Zła miłość to książka wciągająca, choć zdecydowanie bardziej przewidywalna niż wcześniejsze powieści Danuty Noszczyńskiej. Może to kwestia tematu - życia dziewczyny rodem z matczynego scenariusza (tu krok po kroku jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, co pojawi się za kolejnym zakrętem), może - pamiętnikowej formy. A może to po prostu kilka zdradzonych już na samym początku faktów odnoszących się do dalszego życia Marzeny sprawia, że układanka bardzo szybko składa się w spójną, ale przez to przewidywalną całość. Nie ma w Złej miłości dramatycznych zwrotów akcji, nie ma wielkich zaskoczeń. Ot, życiorys przeciętnej, małomiasteczkowej dziewczyny. Jest jednak w tej przewidywalności przestroga. Nie dla tych młodych dziewczyn, które niejednokrotnie popełnią błędy młodości - takie, jakie popełniła Marzena. To przestroga dla wszystkich matek, by nigdy nie reżyserowały życia swoim dzieciom. Nieważne, jak piękną przyszłość, karierę czy osiągnięcia wyobrażają sobie dla swoich pociech – bezgraniczna miłość, wspieranie dzieci i nauka samodzielnego podejmowania decyzji to najcenniejsze, co mogą ofiarować swojemu dziecku.
Zarówno dobro, jak i zło wraca do człowieka ze zdwojoną mocą. Sandra wychowała się w małym miasteczku. Tam życie płynie zupełnie inaczej. Za czym...
Powieść o poszukiwaniu siebie, o tym, że możemy się odnaleźć zupełnie nie w tym obszarze i nie w tym kierunku, w jakim od zawsze zmierzało nasze życie...