Narratorr książki, David, jest typowym nieudacznikiem. Wprawdzie mieszka w Stanach (Zjednoczonych), ale niewiele jest w stanie (zrobić). Od najmłodszych lat ma w życiu pod górkę. Jego ojciec, zagorzały fan muzyki, chciał z niego zrobić słynnego gitarzystę i zmuszał go do chodzenia na lekcje, absolutnie nie przejmując się jego kompletnym brakiem talentu w tej dziedzinie. Gdy w końcu nadzieje prysły, tato miał nadzieję, że David odkryje w sobie zamiłowanie do jakiejkolwiek sztuki. Rezultaty są jednak opłakane, choć naszego bohatera w pewnym stopniu interesowało malarstwo. Miał bowiem nadzieję, że będzie pracował z nagimi modelami (płci męskiej - był bowiem homoseksualistą). Jednak zapałem nie nadrobi się braku uzdolnień. Trudno zresztą było się u niego doszukać jakiegokolwiek talentu. W szkole należał do przeciętniaków. Nauczycieli cieszyło jedynie jego bogate słownictwo. Zawdzięczał je... wadzie wymowy. Nie potrafił bowiem wymówić wyraźnie litery "s". Ćwiczenia z logopedą nic nie dawały. Chłopak wpadł więc na świetny pomysł - postanowił unikać wyrazów z kłopotliwą literką. Zamiast "pies" mówił na przykład "najlepszy przyjaciel człowieka" lub "czworonóg", zamiast "Sylwester" - "dzień kończący rok" itd. Po ukończeniu szkoły nasz bohater nigdzie nie mógł znaleźć na długo miejsca. Rezultaty przygody ze sztukami pięknymi były śmieszno-straszne, jednak jakimś cudem udało mu się ukończyć Instytut Sztuki. Zaproponowano mu posadę nauczyciela prowadzącego warsztaty z pisania. Problemy były dwa. Po pierwsze, nie potrafił być autorytetem. Po drugie, nie miał żadnego pomysłu na prowadzenie zajęć... W końcu po różnych przygodach w ojczystych Stanach Zjednoczonych David w poszukiwaniu lepszego losu wyjechał do Francji. Barierą była oczywiście nieznajomość języka. Nasz bohater nie miał zresztą zdolności lingwistycznych. Kupił sobie wprawdzie zestaw do nauki słówek, ale okazało się, że wszystkie są z zakresu medycyny! Zapisał się więc na kurs dla obcokrajowców, prowadzony przez sadystyczną (jedną z dziewczyn za nieznajomość odpowiedniej formy gramatycznej dźgnęła zaostrzonym ołówkiem w oko!) nauczycielkę. Czy to coś pomoże i David znajdzie wreszcie swoje miejsce w obcym kraju? Nie zdradzę tajemnicy. Książka na pierwszy rzut oka jest przekomiczna. Jednak czystego śmiechu nie ma tu za wiele. Najczęściej po zastanowieniu stwierdzamy, że dana scena mimo pozorów komizmu jest dość gorzka. Do fragmentów wyłącznie zabawnych możemy zaliczyć opisy przygód ze sztuką czy rozmowy na kursie językowym, przy których wyrażenie "Kali ukraść krowę" jest wyjątkowo poprawne. Najczęściej jednak ogarnia nas gorycz i / lub przerażenie. Ojciec - zwariowany fan muzyki i sztuki - wydaje się niby śmieszny, ale nie dla tych, którzy mają rodziców chcących ustawić życie dziecka według własnego widzimisię nie licząc się z jego potrzebami. Bardzo gorzka i wymowna jest scena, gdy David podczas jednej z prób podjęcia kontaktu ze studentami mówi, że płacą mu za bycie na tej sali. Młodzi ludzie pytają o kwotę. Gdy nasz bohater szczerze odpowiada, sala wybucha śmiechem... To tylko dwa przykłady pozornie zabawnych sytuacji. Całość jest napisana lekkim, znakomitym stylem. Postacie są wyraziste i bardzo wiarygodne. Potrafimy się przejąć losem bohatera, który mimo występowania na kartkach wcale nie jest papierowy, a wręcz przeciwnie - pełnowymiarowy. Polecam zarówno tym, którzy potrzebują dawki humoru, jak i osobom skłonnym do głębszej refleksji. Kalina Beluch
„Jestem najważniejszą osobą w życiu niemal każdego, kogo znam, i sporej liczby ludzi, których nigdy nawet nie spotkałem” – rzucił...