Joanna Chmielewska – „Zapalniczka”. Pisarki tej nikomu nie trzeba przedstawiać. Słyszymy: „Chmielewska”, myślimy: „Kryminał!”. Tak też jest w tym przypadku. „Zapalniczka” to wydane w 2007 roku rozwinięcie opowiadania o tym samym tytule, znanego ze zbioru „Trupy polskie”. W książce tej można znaleźć wszystko to, co pozwala skutecznie zabić nudę – jest wartka akcja, humor, zbrodnia, zagadka, nieoczekiwane zbiegi okoliczności i mnóstwo ironii. Czytelnikowi, który przyzwyczaił się do pomysłowości Joanny Chmielewskiej i jej niebanalnego stylu, może tu jednak czegoś zabraknąć. Sama dosyć długo zastanawiałam się w czym tkwi „ułomność” fabuły i doszłam do jednego wniosku: w jej prostocie. Porucznik Colombo stał się w erze CSI i W11 banalnie myślącym dziwakiem, więc wybredny, współczesny czytelnik oczekuje od kryminału, że ten dobitnie zaaferuje jego szare komórki i podgrzeje zwoje mózgowe.
Pani Chmielewska w tej materii się nie spisała. Po raz kolejny poraziła nas jednak lekkością, z jaką potrafi posługiwać się słowem i szafować ironią – nie bez powodu jest nazywana autorką gatunku „kryminał ironiczny” (tytuł ten zawdzięcza fanom zza wschodniej granicy). Dialogi w „Zapalniczce” są zabawne, swojskie, jakby żywcem wyjęte z codzienności, a pierwszoosobowa narracja urzeka kpiarskim, żartobliwym tonem. Postaciom nie da się zarzucić „papierowości” – zarówno komisarz Wólnicki, jak i znajomi głównej bohaterki, to charaktery o dużej dozie autonomiczności, osoby niebanalne i ciekawe, a jednocześnie niebywale autentyczne. Być może zostały scharakteryzowane nieco zbyt powierzchownie – z narracji niewiele się o nich dowiadujemy, głównym źródłem informacji są dla czytelnika dialogi i monologi bohaterów, można to jednak zrzucić na karb ciągłości pisarstwa Chmielewskiej. Wiele wymienionych w książce osób pojawiło się już we wcześniejszych publikacjach autorki; być może w tej sytuacji uznała, że nie warto dublować pewnych faktów.
To, co najbardziej rzuca się w „Zapalniczce” w oczy, to operowanie konkretem, uszczegółowienie opisów przedmiotów, miejsc, sytuacji. Tytułowa zapalniczka niemal staje nam przed oczami po przeczytaniu pierwszych zdań książki. I to właściwie jej zostaje podporządkowana cała akcja. Przedmiot ten staje się w gruncie rzeczy głównym bohaterem powieści, to jemu zostają zadedykowane działania każdej postaci. Jest ponderabiliem, na którym skupia się uwaga wszystkich – czytelnika i bohaterów. Poszukujemy go razem z Joanna, Julitą, Witkiem i Małgosią, śledzimy każdy szczegół, który może nas przybliżyć do rozwiązania zagadki tajemniczego jego zniknięcia; dzięki Chmielewskiej urastamy do rangi domorosłych detektywów.
Polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę trochę się pouśmiechać do wertowanych kartek, odprężyć się i przenieść do świata, który wprawdzie nie odbiega radykalnie od tego, którego doświadczamy na co dzień, jest od niego jednak zdecydowanie radośniejszy. Pomimo zbrodni, które zdają się dziać na naszych oczach. Sabina Kwak
Joanna wypoczywa w Danii u swojej przyjaciółki Alicji, która kolekcjonuje kocie worki – są to paczki ze zgubionymi przez pasażerów...
Jak znaleźć trupa, nie zaglądając do kostnic, piwnic, starych krypt i nie zapuszczając się w ciemne zaułki dzielnic cieszących się złą sławą? Joanna, ulegając...