Po lekturze najnowszej książki Jakuba Małeckiego zatytułowanej „Zaksięgowani” mam, przyznaję się, mieszane uczucia. Niedawno ukazały się dwie jego powieści „Błędy” i Przemytnik cudu”, a teraz przyszedł czas na zbiór opowiadań, zawierający teksty już wcześniej publikowane w różnych czasopismach, ale i te premierowe. Wszystkie one zostały spięte klamrą rozgrywki szachowej - od pierwszego opowiadania zatytułowanego „Szach…”, na ostatnim noszącym tytuł „…mat” kończąc. Elementy, czy też atrybuty związane z tą grą, zostały rozsypane po innych opowiadaniach jak rodzynki w cieście.
Wchodząc w odrealniony świat prozy Małeckiego, przez cały czas usilnie zastanawiałem się, cóż takiego tkwi w szachach, że często stają się metaforą rzeczywistości. W jaki sposób ta wymagająca od graczy wielkiego wysiłku intelektualnego gra, może stać się bramą, przejściem do świata duchów? Otóż bardzo prosto. Już w otwierającym zbiór opowiadaniu dowiadujemy się od Nietuzinkowego Przewodnika po ulicy Słowackiego w Poznaniu, iż każdy z nas w swojej głowie ma rozłożoną planszę z biało-czarnymi polami, na której dwoje graczy toczy ze sobą śmiertelny pojedynek, zaś cały ten turniej rozgrywany jest w starym budynku nieczynnego kina „Amarant” pod nadzorem Najstarszego Japiszona w mieście. Wystarczy? O ile porównanie jest trafne: szachy to nasza wewnętrzna walka ze swoimi myślami o to, co jest białe, a co czarne, co jest dobre, a co złe, co prawdziwe, a co nie, o tyle cała reszta jest dla mnie mało przekonująca.
Jak wspomniałem wcześniej, różne elementy związane z grą będą się pojawiać podczas dalszej lektury. Tak jest na przykład w opowiadaniu „Strach przed Malarzem”. Mały chłopczyk z kredkami (tytułowy Malarz) zjawia się w chwili czyjejś śmierci i maluje najróżniejsze przedmioty, wśród których są również pionki szachowe. Co ciekawe, człowiek, po którego przychodził malec, natychmiast po śmierci staje się kolejnym Malarzem. Perspektywa takiego życia pozagrobowego nie napawa lękiem. Jeśli chodzi o postacie magiczne, czy też fantastyczne, w utworach Małeckiego znajdziemy ich całkiem sporo. Prócz wyżej wymienionych wspomnę jeszcze tylko kilka: Biały Chłopiec lecz jednak starzec z deskorolką i ogromna Bestia z kudłatym ogonem i trzema głowami („Pocałunek Białego Chłopca”), diabeł Jurek znudzony owczarek niemiecki oraz diabeł szalony włóczęga w różowych okularach straszący dzieci na ulicach („Pan Pianista i czarty”). I na zakończenie mój ulubiony betonowy pies z tykającym zegarem zamiast serca, który swym dotykiem wymusza na ludziach szczerość, tym samym „wywleka rzeczywistość na lewą stronę”, ukazując jej prawdziwą twarz („Warszawa”). Wszystkie te postaci przenikają się ze światem prawdziwym, realnym, w którym prym wiodą wszelkiej maści młode wilczki, dorobkiewicze z branży ubezpieczeniowej gotowi za ostatni grosz sprzedać własną matkę aby tylko mieć lepsze wyniki w pracy, a tym samym - wyższą premię. Jak mówi jedna z bohaterek, Marta: „ludzie to diabły”, a najgorsi są agenci ubezpieczeniowi, którzy okradają ludzi z uśmiechem na ustach. Takich postaci jak ona znajdziemy tutaj bez liku. Będą to Rafały, Leszki, Doroty, Roberty, Gosie, itd. Nie zapominając o osobie łysego, wyżyłowanego księdza Damiana (w skrócie „Dymo”), który chadzał w dresie.
Określając prozę Jakuba Małeckiego, najtrafniej byłoby użyć określenia "realizm magiczny" - z tym małym wyjątkiem, że z tendencją ku mimetyczności. Bardzo często w opowiadaniach na plan pierwszy wysuwa się rzeczywistość sama w sobie, świat, którego tylko częścią są żyjący w nim ludzie. Bo nawet jeśli bohaterem opowiadania jest konkretny, mieszkający w Poznaniu czy w Warszawie pan Piotr, to treścią dzieła nie są jego losy, tylko dzieje całej społeczności podobnych mu jednostek. Zupełnie jak na szachownicy - postaci są tylko pionkami w grze, dodajmy grze o określenie naszej rzeczywistości i jej kondycji w dniu dzisiejszym. A jaka ona jest? Najtrafniej ujął to Igor Sitkowski („Warszawa”), mówiąc, iż „podszewka rzeczywistości jest czarna i spływa gównem i krwią”. Tylko, że przenikające się światy nie zawsze są ze sobą spójne, a w przeważającej mierze wręcz kłócą się ze sobą. Wówczas mamy wrażenie dysonansu wypływającego, nie z ich zetknięcia się, lecz z doboru składających się na nie konkretnych obrazów („Pocałunek Białego...”). Dlatego jeśli zamiarem Małeckiego było odrealnienie rzeczywistości, obecny w jego dziełach realizm jest wciąż zbyt wyraźny i prymitywny, a magia za bardzo oscyluje w stronę taniej i dziecinnej baśniowości. W końcowym rozrachunku zamiast powiedzieć o świecie coś więcej, autor nie mówi nić ponad to, że składa się on z rzeczy namacalnych i bytów mentalnych, czy też - jak chcą tego inni - duchowych.
Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie? Mężczyzna z dzieckiem w ramionach uciekający przez zamarznięty Bałtyk. Zakochany Feliks i jego listy...
Tata tanczy za szyba. Podnosi rozmazane przez deszcz rece i kołysze rozmazana przez deszcz głowa, ma zamkniete oczy i ja w koncu też zamykam swoje, i spie...