Zadra to trzeci tom serii z Bernardem Grossem. Po dobrze przyjętych Wadzie i Skazie nadszedł czas na kolejne śledztwo. W podchełmżyńskim lesie wojskowi szukający dzików znajdują ludzkie zwłoki. Pada deszcz, jest zimno, upiornie ciemno, ponuro. Ta aura ma znaczenie, bowiem od razu wyznacza cały temat Zadry. Zwłoki są już w stanie rozkładu, jednak można z nich jeszcze sporo wyczytać. Gross i Skalska ruszają do akcji, choć danych jest niewiele, co zapowiada długie i żmudne śledztwo. Przyzwyczajony do szybkiej akcji czytelnik nie znajdzie tu wielu intrygujących scen. Należy raczej nastawić się na dziesiątki stron rozważań, ciągnących się domysłów, poszukiwań, przetykanych opisami życia prywatnego Grossa i Skalskiej. A w tym wymiarze dzieje się sporo, bowiem i Gross ma poważne kłopoty rodzinne, i jego partnerka, której kochanek odebrał sobie życie, mają sporo czytelnikowi do opowiedzenia. Chwilami zresztą może nawet za... sporo. Gęsto tu od postaci, nazwisk, osób przepychających się ze swoimi sprawami na pierwszy plan, męczących czytelnika, który szuka prostszych, przykuwających uwagę, linii fabularnych. Ale takie prawo narratora, jego wola. Jeśli chce, nawet każda z postaci może mieć ciekawe i niebanalne tło. Moim zdaniem tego tła jest za dużo – zamiast kolejnego opisu pustej lodówki i odgrzewanego obiadu Grossa wolę akcję związaną ze zbrodnią.
Zbrodnia jest, zagadka zaś okazuje się zawikłana, wielopoziomowa, pełna twistów i zakrętów. Niepokoi jednak to, że za łatwo się tu wszystko spina. Tak, jakby zabójstwo zdarzyło się na oczach wszystkich, wszyscy byli w nie uwikłani, wystarczyło tylko popytać. Nie do końca też przekonuje wątek połączenia zbrodni sprzed lat z tym, co Gross znalazł w lesie. Po wielu skomplikowanych układankach można by było oczekiwać czegoś bardziej wyrafinowanego. W końcu Chełmża i Toruń to spore miejscowości, wystarczyłoby mieszkańców na obdzielenie ich odpowiedzialnością za zbrodnię. Tymczasem każdy jest tu czyimś krewnym, znajomym, a przynajmniej kolegą z pracy. I dosyć to... podejrzane. Skoro tak prosto można trafić do celu, dlaczego Grossowi zajmuje to tyle czasu? Może za wiele uwagi poświęca sprawom nie związanym ze śledztwem? Niby nic w tym złego, ale podobne zabiegi stosuje się w kryminałach od przeszło dwudziestu lat i czas na jakieś przełamanie konwencji. Polska prowincja daje wiele możliwości, nie tylko osobiste depresje i rozważania na tematy damsko-męskie.
Cały cykl z Grossem jest stworzony w podobnej konwencji, zatem trzeba przyznać, że Małecki jest w swojej twórczości konsekwentny. Ale taka forma ma już swoich mistrzów. Tym razem polecam tylko zainteresowanym.
Zmarli zawsze zabierają tajemnice do grobu. Tym razem zrobili wyjątek. Gdyby to był idealny związek, Anna jeszcze długo nie wyszłaby z żałoby po wypadku...
Jeśli lubisz mocne thrillery, to koniecznie musisz przeczytać bestsellerową książkę "Wstyd". Milczenie na temat problemów jest najgorszym z możliwych wyborów...