Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dziennikarz zamierza szybko odnaleźć jego zwłoki i rozbroić własną, wciąż tykającą bombę problemów. Parę miesięcy wcześniej dostał zdjęcie, które zrujnowało go psychicznie, a teraz trzyma w rękach kolejne.
Owładnięty strachem i sparaliżowany niemocą powinien stanąć do walki, której stawką będzie prawda o losie jego zaginionej żony. Ale Bener sam już nie wie, czy – w obliczu nowych faktów – woli poznać tę prawdę, czy śnić wciąż na nowo te same koszmary…
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 424
Piliście już w tym roku grzane piwo na rozgrzewkę? Jeśli nie, to przy lekturze trzeciej części cyklu z toruńskim dziennikarzem Markiem Benerem na pewno przyjdzie Wam na nie chęć.
A mi zaraz po zakończeniu tomu drugiego przyszła chęć na ciąg dalszy tej historii. Tu już nie było szans na ociąganie, odkładanie na później, bo ciekawość nie pozwoliła mi na chwilę przerwy.
Poruszając się po mroźnym i mrocznym Toruniu towarzyszymy Benerowi w poszukiwaniu zaginionego nauczyciela. Czy chory na depresję mężczyzna mógł targnąć się na swoje życie? Czy za jego zniknięciem może kryć się coś więcej?
Sprawa ta niespodziewanie kieruje go do prowadzonych od siedmiu lat poszukiwań jego zaginionej żony. Emocje Benera ewoluowały w tym czasie od bezdennej rozpaczy, do złości, wręcz nienawiści. Co wpłynęło na tak drastyczną zmianę? Czy nie zależy mu już na odkryciu prawdy? A może boi się z nią zmierzyć?
Dopiero w trzecim tomie widać jak misterną intrygę uknuł autor, jak drobiazgowo zaplanował każdą z historii, które tu właśnie znalazły niespodziewane powiązania dając pełny jej obraz. Tu też możemy ocenić jak wyrazistego bohatera autor stworzył. Polubiłam tego długowłosego mężczyznę z krwi i kości, ze zwykłymi ludzkimi słabościami, popełniającego błędy i ponoszącego ich konsekwencje, zmieniającego się pod wpływem lat i doświadczeń. Z zaangażowaniem śledziłam jego losy, jego poszukiwania i bardzo mu w nich kibicowałam.
Czy tom trzeci kończy przygodę z Markiem Benerem? Autor wyjaśnia w nim wszystkie wątki, które stanowiły niewiadomą, ale otwiera też nową furtkę dającą nadzieję na kontynuację. Jeśli się pojawi, przeczytam ją z wielką przyjemnością.
Dziś nie będzie felietonistycznych wstępów. Dzisiaj przeklinam i rwę włosy z głowy. Leczę ślady po paznokciach i usta przygryzane przez kilka godzin. Próbuję opanować złość. Nie, nie złość – wściekłość. Próbuję też opanować drżenie rąk, które suną po klawiaturze w zupełnie przeciwne strony niż bym chciała. Dobrze, że przynajmniej ta łza z oka zniknęła…
Przed chwilą skończyłam czytać Koszmary zasną ostatnie Roberta Małeckiego. Dosłownie kilka minut temu zamknęłam książkę. Ta recenzja powstaje w przypływie tak ogromnych emocji, że musicie wybaczyć każdy błąd, bo nie zamierzam tego tekstu poprawiać w nieskończoność. Dziś przeczytałam, dziś napiszę i dziś to opublikuję.
Na ostatnią część trylogii o Marku Benerze czekałam z niecierpliwością od momentu, w którym przeczytałam Porzuć swój strach. Już wtedy Małecki pokazał, że związanie życia z pisaniem nie było tylko wymysłem, a po prostu dobrym wyborem – szczególnie dla czytelników. Chwaliłam wówczas postać Benera oraz cudownie przemyślaną historię. Pisałam o mapowaniu myśli i sprytnej zabawie z czytelnikiem. Jednak to, co Małecki zaserwował tym razem, przeszło moje oczekiwania i czuję, że dzisiaj to ja zasnę ostatnia, bo to, co podziało się w mojej głowie podczas czytania tej książki, zostanie ze mną na długo.
Marek Bener, redaktor naczelny jednej z toruńskich gazet, po raz kolejny prowadzi śledztwo w sprawie zaginionego mieszkańca miasta. Tych, którzy nie mieli okazji przeczytać poprzednich części trylogii, uspokajam: Małecki tak je skonstruował, że nie musicie nadrabiać (choć ja polecam!). Jednak, jeśli to jest rzeczywiście Wasze pierwsze spotkanie z pisarzem, to musicie wiedzieć, że Bener już tak ma – do rozwiązywania kryminalnych zagadek nadaje się lepiej niż niejeden policjant. Wątkiem łączącym trzy książki jest zaginięcie jego żony i właśnie na nim skupia się autor w Koszmarach….
Żeby była jasność: uważam tę część za ewidentnie najlepszą ze wszystkich. Choć wydawało mi się, że poprzednia była bardzo dobra, to podczas lektury niezmiennie nachodziła mnie myśl, że Małecki dokonał wręcz niebywałego postępu. Tempo, którego nie brakowało wcześniej, teraz narzuciło szalony pęd. O ile w recenzji Porzuć swój strach pisałam o zakończeniu, które wywołuje tachykardię, o tyle tutaj mogę mówić o hiperwentylacji przez co najmniej sto ostatnich stron. Gdyby można było tracić kalorie i spalać tłuszcz poprzez szybkie oddychanie, to po upływie dwóch dni byłabym szczuplejsza o jakieś dziesięć kilogramów! Do tego dochodzi fakt, że dobrze skonstruowane postacie stały się jeszcze lepsze. Nie ukrywam, że kreacja głównego bohatera podobała mi się już wcześniej, jednak teraz miałam wrażenie szczególnie pogłębionego rysu psychologicznego tej postaci. Czułam się bardzo blisko jego tragedii, miotałam się razem z nim, cierpiałam i klęłam na cały świat. A klęłam sporo – nie tylko na losy bohaterów, ale i na samego Małeckiego. Dlaczego? Bo bardzo umiejętnie stosowane przez niego cliffhangery nie pozwalały ugotować obiadu, zająć się dziećmi czy choćby zaparzyć kawy. Zdradzę Wam nawet sekret (bo wierzę, że nikomu o tym nie powiecie): czytając tę książkę miałam w głowie gotowe zakończenie. Jedno, jedyne i absolutnie konieczne. I wiecie co? Autor udowodnił mi, że mieć to ja sobie mogę, ale rządzi tutaj on. Efektem jego rządzenia jest stan, o którym napisałam na początku tej recenzji. Właściwie to ja wszystko rozumiem. Akceptuję, że celem pisarza jest zadziwić, zainteresować, wciągnąć do zabawy, podsuwać tropy, zwodzić. Jest to dla mnie jasne. Ale żeby łza się zakręciła w oku w trakcie czytania kryminału? To chyba jakiś żart, Panie Małecki!
Na koniec powiem Wam jedno: żal mi. Tak strasznie mi żal, że to już koniec! Marek Bener osiągnął swój cel, trylogia to trylogia. Zawsze mówię: jak cykl, to tylko trzyczęściowy, bo potem robi się telenowela. Chyba pierwszy raz miałabym ochotę przeczytać tetralogię… Ale nic to! Małecki jest coraz lepszy, a ja jestem cierpliwa. Poczekam na kolejną jego książkę – nie mam wątpliwości, że mnie nie zawiedzie.
Jesienią 2016 roku, poznaliśmy pierwszą odsłonę powieściowego cyklu kryminalnego Roberta Małeckiego, opowiadającego o wielce dramatycznych losach toruńskiego dziennikarza śledczego - Marka Benera. Poznaliśmy, zachwyciliśmy i zakochaliśmy się bez reszty w tej opowieści, łączącej w sobie tak sprawnie rasowy kryminał z mrocznym thrillerem w jedną, niezwykle intrygującą całość. Dziś oto mamy okazję poznać ostatnią część tej świetnej trylogii - powieść pt. "Koszmary zasną ostatnie", która zamyka wszelkie niedokończone sprawy, jak i też odpowiada na wszelkie nurtujące nas pytania o losy bohaterów tego cyklu...
Fabuła książka przenosi nas sobą raz jeszcze do urokliwego, tym razem zimowego Torunia, gdzie to wraz z Benerem i jego najbliższymi współpracownikami zagłębimy się meandra kolejnej skomplikowanej sprawy. Sprawy zaginięcia chorującego na depresję byłego urzędnika miejskiego - Jana Stemperskiego, który przed kilkoma dniami zaginął bez śladu. Wkrótce w toku śledztwa Benera okaże się, iż sprawa ta wiąże się także z zaginięciem innego mężczyzny, który przed kilkoma miesiącami przepadł w równie zagadkowych okolicznościach. Obie te sprawy prowadzą krok po kroku do odpowiedzi na najważniejsze pytanie w życiu toruńskiego dziennikarza - co stało się przed ośmiu laty z jego będącą w ciąży żoną Agatą...? Odpowiedzi, która może zakończyć, ale też i rozbudzić na nowo najgorsze koszmary...
Najnowsza powieść Roberta Małeckiego znamionuje swoją fabułą te oto trzy zasadnicze fakty: 1. - Stanowi ona sobą najlepszą, najbardziej intrygującą i najlepiej napisaną pod kątem warsztatowym książkę w dotychczasowym dorobku tego autora. 2. - Oferuje najmroczniejszą, najbardziej poruszającą i najmocniejszą pod względem zawartych tu emocji, odsłonę całej trylogii o toruńskim dziennikarzu. 3. - Kończy ten cykl w niezwykle inteligentnym, barwnym i porywającym stylu, który znamionuje wielką dojrzałość i mądrość twórczą tego autora. To fakty, które nie podlegają dyskusji i które to z pewnością znajdą uzasadnienie w oczach każdego czytelnika, który dobrnie do ostatniej strony tej książki, zamknie ją i raz jeszcze wspomni emocje i wrażenia, jakie towarzyszyły mu przez te dwa ostatnie lata, gdy to emocjonował się i tak naprawdę żył losami Marka Benera i jego zaginionej żony...
W powieści tej znajdziemy absolutnie wszystko to, czego tylko moglibyśmy oczekiwać od intrygującej historii spod znaku kryminału, sensacji i thrillera. Począwszy od bardzo złożonej, świetnie poprowadzonej i absolutnie nieprzewidywalnej osi wydarzeń, poprzez charakterne postacie, tak z pierwszego, jak i drugiego planu, a skończywszy na umiejętnie dozowanej proporcji scen natury statyczno-psychologicznej, wobec scen wypełnionych akcją, walką, stawianiem oko w oko ze śmiercią. To z kolei przekłada się na niesamowity klimat tej zimowej opowieści, w którym to dominuje nie biel, lecz przede wszystkim czerń i szarość... A całości dopełnia niezwykły realizm przedstawianej tu historii, dzięki czemu też jej odbiór przez czytelnika jest tak mocny i emocjonalny...
Lektura niniejsze powieści, oferuje nam także fascynujące spotkanie ze wspaniałymi bohaterami, których z jednej strony tak dobrze już znamy, z drugiej zaś jednak wciąż potrafią nas oni czymś zaskoczyć. Najdobitniej widać to na przykładzie samego Marka Benera, który tylko czasami przypomina tego, mimo tak wielkiej życiowej tragedii, wciąż pogodnego człowieka z pierwszego tomu cyklu, zaś znacznie częściej niezwykle samotnego, zmęczonego, zgorzkniałego i gotowego poddać się w swej walce mężczyznę. I choć ostatecznie "robi on co powinien", to jednak samo to zderzenie obecnego Benera z tym sprzed kilka lat, wywiera na nas piorunujące wrażenie. Jednak w tym właśnie tkwi realizm, prawda i siła tej książki, na której to stronach poznajemy ludzi z krwi i kości, nie zaś nierealnych herosów... Bardzo ciekawie jawią się tu także pozostali z głównych uczestników tych wydarzeń, a więc dzielna i świetna w swej dziennikarsko - śledczej robocie oraz pałająca ciepłym uczuciem do Benera - Aldona, jak i też jego wierny przyjaciel - redakcyjny fotograf Rak, który raz jeszcze okaże się niezwykłym wsparciem. Oczywiście - raz jeszcze wielkie ukłony za postać komisarza Brodzkiego - "pożyczonego" bohatera z innego kryminalnego cyklu o Toruniu!
Skoro już mowa o tym pięknym mieście..., to nie sposób nie wyrazić tu zachwytu nad jego zimową, mroczną i tak bardzo realistyczną wizją, jaką to poznajemy w tej książce. Przemierzanie poszczególnych dzielnic, ulic i zakątków tego miasta u boku bohaterów tej opowieści, sprawia nam ogromną przyjemność, gdyż chyba żaden inny polski autor nie potrafi pisać tak ciekawie o miejscu akcji książki, jak Pan Robert. I choć powtarzałam to już dwukrotnie przy okazji recenzji poprzednich odsłon tego cyklu, to powtórzę to raz jeszcze - jeśli zwiedzać Toruń, to tylko przy pomocy fabuły tych trzech książek! Jednak nie tylko opisy miasta nas tu intrygują, gdyż nie mniejsze wrażenie wywiera także obraz współczesnej Polski i Polaków, jaki to rysuje się na kartach tej lektury. Obraz, który to jest aż do bólu prawdziwy, przez co też nie zawsze dla nas przyjemny. Tacy jednak jesteśmy i w takim kraju żyjemy...
Co niesie nam sobą lekturą tej książki...? Otóż wspaniałą ucztę czytelniczą spod znaku mrocznego kryminału, która intryguje, fascynuje i bawi nas sobą od pierwszej, do ostatniej strony. I tak jak miało to miejsce w przypadku poprzednich opowieści o Marku Benerze, tak i tym razem opowiadana tu historia pochłania nas sobą bez reszty, wciąga w tę toruńską scenerię, rysuje przed naszymi oczyma sceny opisywane na jej stronach i nie pozwala zapomnieć o sobie choćby na krótką chwilę. To literackie mistrzostwo w zakresie współczesnego kryminału, które powinno służyć za wzór dla wszystkich innych autorów w kontekście tego, jak owa opowieść wina wyglądać, by łączyć w sobie to co atrakcyjne literacko, z tym co jest ze wszech miar prawdziwe, realne, z życia wzięte...
Myślę, że chyba nie można było wyobrazić sobie lepszego zamknięcia trylogii Roberta Małeckiego, aniżeli to zaoferowane nam lekturą powieści "Koszmary zasną ostatnie". To niezwykle wymowne, spektakularne i przede wszystkim udane zamknięcie pewnego etapu z życia samego autora, jak i też naszego - czytelników, którzy to od dwóch lat pasjonowaliśmy się tą historią. Etapu, który w mym przypadku stanowił jedną z najpiękniejszych i najprzyjemniejszych literackich przygód, jakie tylko było dani mi zaznać. Polecam!
"Koszmary zasną ostatnie" Roberta Małeckiego to tom finalny jego debiutanckiej trylogii z dziennikarzem Markiem Benerem, która pierwotnie, po raz pierwszy na rynku ukazywała się w 2016-2018, a latem sześć lat później Wydawnictwo Literackie wydało ją w całości ponownie. Zbudowana jest tak, że każdy tom da się czytać niezależnie, jednak jest też wątek łączący je wszystkie w jedno - zagadka zaginięcia żony Marka Benera, ze względu na którą sama polecam jednak zapoznawać się z serią w kolejności chronologicznej. Tom trzeci przynosi w końcu odpowiedzi na najważniejsze pytania serii i robi to w sposób bardzo satysfakcjonujący, jednak jest też zagadka właściwa tylko dla tego tomu - zaginięcie nauczyciela, która kilka lat temu był jedną z ofiar afery mobbingowej. Akcja toczy się tempem umiarkowanym, czuć w niej zakorzenienie w kryminale detektywistycznym, nie w powieści sensacyjnej, jak było w tej serii do tej pory. Jednak fani dynamizmu też nie powinni się zniechęcać, jest kilka scen, które i ich usatysfakcjonują, a które równocześnie fajnie wpisują się w finał tej powieści. Mam wrażenie, że cały ten tom jest lepiej zbalansowany niż poprzednie dwa, jest tutaj miejsce na wszystko - ciekawe rozmowy z potencjalnymi świadkami, chwilę oddechu podczas obserwowania spadającego śniegu, jak i dobre kreacje psychologiczne - Marek przechodzi małą przemianę, jest mniej nakręcony, trochę przytłoczony niewiedzą co do losu żony i marzący o powrocie do normalności. Całość jest spójna, akcja jest dobrze rozpisana, od początku do końca historia przykuwa uwagę czytelnika. Gdybym czytała ją w 2018, to z pewnością z niecierpliwością czekałabym co po tej serii autor czytelnikom zaprezentuje! To naprawdę był obiecujący start w gatunku kryminału!
Mroźny luty 2017. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dziennikarz zamierza szybko odnaleźć zwłoki, by zmierzyć się z własnymi problemami. Parę miesięcy wcześniej dostał zdjęcie, które zrujnowało go psychicznie, a teraz trzyma w rękach kolejne. Owładnięty strachem i sparaliżowany niemocą powinien stanąć do walki , której stawką będzie prawda o losie jego zaginionej żony. Ale Bener sam już nie wie, czy -w obliczu nowych faktów - woli poznać tę prawdę, czy śnić wciąż na nowo te same koszmary....
Upalne lato ustąpiło siarczystej zimie, a Bener idzie na całego, bo tym razem zajął się od razu trzema (w tym tej jednej cały czas mu ciążącej) sprawami zaginionych torunian, ale w końcu to finał cyklu i musi być ciekawie.
A ciekawość zżera człowieka z każdym akapitem...
Bener rozpoczyna śledztwo w sprawie zaginięcia ofiary mobbingu Jana Stemperskiego. Ślady i przeszłość zaginionego doprowadzają dziennikarza do nowych faktów związanych z jego żoną. Czy Bener jest gotowy poznać prawdę? Czy mimo wszystko znajdzie w sobie iskierkę nadziei? Cały cykl gorąco polecam.
Ostatnia częć powieści kryminalnej odsłania w końcu wszystkie tajemnice. Nie sa one takie na jakie wyglądaly a final poszukiwań zaginionej przed siedmioma laty Agaty jest zaskakujący dla czytelnika.Jednak czy to napewno koniec tej opowieści?
Najsilniejsza jest nienawiść do samego siebie Drugi tom nowego cyklu kryminalnego Roberta Małeckiego z policjantami Archiwum X Marią Herman i Olgierdem...
Zło czai się w każdym z nas. Dlatego wszyscy jesteśmy podejrzani.Spokojna podtoruńska wieś i kapryśne lato 2019 roku. Znany pisarz powieści obyczajowych...
Przeczytane:2021-05-21, Ocena: 4, Przeczytałam, Kryminał/sensacja ,
Po wydarzeniach z ostatniego tomu mija kilkanaście miesięcy. W tym czasie Marek Bener doskonale prowadził swój tygodnik ,,Echo Torunia", dzięki niemu był bardzo dobrze rozchodzącą się gazetką. Mimo to w ostatnim czasie trochę zaniedbał swoje obowiązki naczelnego. Po części odpowiedzialna za ten stan rzeczy, jest jego druga praca. Bener otworzył bowiem niezarejestrowaną agencję detektywistyczną, która tak naprawdę stała się przykrywką do jego ciągłych poszukiwań Agaty.
Pewnego dnia dostaje zlecenie od kobiety, która twierdzi, że jej mąż zniknął. W toku śledztwa wychodzą na jaw okoliczności, które sprawiają, że Bener wątpi we wszystko, a najbardziej w przyjaźń. Najgorsze, że wszystkie informacje i dowody kierują Benera w stronę zaginionej przed laty Agaty.
Czy Benerowi uda się znaleźć zaginionego mężczyznę? Czy dowie się w końcu co się stało z Agatą? W jaki sposób oba te porwania łączą ze sobą?
Trzecia część trylogii okazała się być też całkiem niezłą lekturą. Styl pisania autora nie zmienił się, jedynie co w tej części jest inaczej, to fakt, że nie ma tu rozdziałów. Są tylko widocznie odznaczone wątki. Fabuła wg mnie trochę pogmatwana była i trzeba się wczytać, żeby się nie pogubić.
Jak we wszystkich częściach i tu też przez całą książkę przewija się wątek Agaty. Czytając strasznie byłam ciekawa jak Małecki go zakończy. Domyślałam się, że ostatecznie skończy się to właśnie tak, choć okoliczności tych zdarzeń zostały odkryte dopiero w trakcie czytania.
Ostatecznie uważam, że cała trylogia jest w porządku, ale jak dla mnie bez wielkiego wow. Można poczytać, a nawet trzeba, ale nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Wiem, że Robert Małecki napisał jeszcze kilka książek i po nie też muszę sięgnąć, żeby zobaczyć jak autor się rozwinął. Bo przecież ta trylogia to jego debiut literacki. A czytałam, że późniejsze jego powieści mają bardzo dobre recenzje. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak poczytać kolejne tytuły autora.