Recenzja książki: Zabójcza kuracja

Recenzuje: soap

Robin Cook ma przewagę nad innymi autorami thrillerów medycznych. Dlaczego? A dlatego, że studiował medycynę na Uniwersytecie Columbia, a także ukończył studia podyplomowe na Harvardzie. Zgodnie z prawidłami sztuki medycznej, już od pierwszych zdań rysuje przed nami niezwykle realistyczny (czytaj: możliwy do zaistnienia) świat przedstawiony - historię młodego małżeństwa Dawida i Angeli Wilsonów, lekarzy, którzy po zakończeniu studiów w Bostonie, przenoszą się wraz z córeczką Niki do Bartlet – małego miasteczka, gdzie funkcjonuje całkiem nowoczesne centrum medyczne. Rozpoczynają pracę, kupują dom, słowem nowe życie w raju. Jednak... Jak na porządny kryminał przystało, splot wydarzeń sprawia, że Dawid i Angela staną się odkrywcami przerażających faktów. Czy sprostają sytuacjom Czy będą potrafili walczy? (niczym samobójcy) z systemem reform w nowym miejscu pracy? Jak wiele przeżyją i co tak naprawdę wydarzyło się w Bartlet odkryją Państwo czytając sami niesamowitą „Zabójczą kurację”. Tu Cook szokuje, zaskakuje, sprawia, że z niecierpliwością czekamy na kolejną stronę – muszę się przyznać, że sam nie wytrzymując napięcia parę razy podglądałem stronę, czy dwie do przodu. Kuriozalnie momentami miałem wrażenie, że autor wyrafinowanie pastwi się nad czytelnikiem wydłużając epizody, plącząc losy bohaterów, przeskakując w przestrzeni i czasie – to jednak dość subiektywne odczucie. Myślę, że to świadczy tylko o mistrzostwie Cooka, który potrafi doskonale wyważyć każdy epizod, epizody łączyć w rozdziały, a z rozdziałów zbudować doskonałą opowieść. Słowem książkę oceniam na 4,5. Te 1,5 punktu zabieram jej dlatego, że momentami zbyt obciążała moje nerwy przeciągając rozwiązanie akcji. PS. Nie myślcie naiwnie, że tę książkę można czytać na raty! Ona obłapia swoimi mackami i trzyma dopóty, dopóki nie skończymy ostatniej stronicy. Konkludując – to książka na jedną noc :-) (to też wada?). Miłego czytania.