Sztokholmska zbrodnia i kara
Dobro i zło, zbrodnia i kara, grzech i odkupienie – czyż nie z tego składa się życie człowieka? Kluczową kwestią jest to, jakich dokonamy wyborów, po czyjej staniemy stronie i czy ewentualnie znajdziemy w sobie odwagę, by odmienić naszą codzienność.
Tomas Weber, bohater skandynawskiej powieści „Zabłąkania” Hjalmara Söderberga, zagubił się w swoim istnieniu i egzystuje bezrefleksyjnie. Tłem przeżywanych przez niego (trywialnych w gruncie rzeczy) dylematów jest dziewiętnastowieczny Sztokholm. Tam, przy melodii dzwonów u Św. Jakuba bijących w Vasagatan, możemy obserwować powolny upadek Tomasa i jego żałosne próby ratowania swojego honoru (choć nie jestem pewna, czy bohater wie, co oznacza to słowo).
Tomas właśnie dostał się na medycynę, za kilka lat ma szansę być wziętym lekarzem z dwudziestoma tysiącami dochodu rocznie. Tymczasem ten mieszkający wciąż z rodzicami wielbiciel kawy i holenderskich cygar spędza dni, przemierzając uliczki miasta, popijając alkohol z przyjaciółmi – utracjuszami. Znaczną część jego czasu pochłaniają także romanse, choć miłość wydaje się w nich nie istnieć.
Tomas marzy o Märcie Brem, co jednak nie przeszkadza mu równocześnie romansować z Ellen, sprzedawczynią rękawiczek. Kiedy udaje się mu omamić pannę Brem, poprzedni związek już mu ciąży. Pomiędzy nim a Ellen powstaje pustka powiększająca się z dnia na dzień, a Weber wypełnia ją myśleniem o Märcie. W uniesieniu wyprowadza się nawet z domu, wynajmuje mansardę przy Adolfa Fryderyka, która staje się gniazdkiem rozkoszy i zgubą.
I tak studia odchodzą w niepamięć, Tomas całymi dniami krąży bez celu po ulicach, wiedziony impulsem chwili, coraz bardziej niespokojny choć szczęśliwy. Sam przyznaje, że idzie z wiatrem, ale nie dostrzega swojego kursu. A zazwyczaj jego wędrówki prowadzą na śniadania, obiady i kolacje do rodziców oraz do lichwiarzy, bowiem naszemu myślicielowi-nierobowi wciąż brakuje środków finansowych. W świetle tego wszystkiego nie dziwi postępowanie Webera wobec Märty…
Nie lubię głównego bohatera, ale też i Söderberg wcale o to nie zabiega. Znacznie ciekawszym i barwniejszym osobnikiem niż nieudacznik Tomas wydaje się jego kolega, Johannes Hall. Choć też nie splamił się pracą, to właściwie żadnego konkretnego zajęcia nie potrzebuje. Jakiś czas temu dostał nieoczekiwanie pokaźny spadek po matce i teraz może z czystym sumieniem wieść życie zamożnego bawidamka. Tak naprawdę jednak należy mu współczuć. Podrzucony obcym ludziom niczym pakunek, jest człowiekiem bez korzeni. Nic dla niego nie jest stałe, do niczego się nie przywiązuje. Chce być kochany, a jednak niczego nie boi się tak jak miłości. Tak naprawdę jest najuboższym człowiekiem na świecie - nie kocha nikogo i przez nikogo nie jest kochany.
„Zabłąkania” to powieść, co do której odczucia mogą być ambiwalentne. Bronią autora nie jest fabuła, lecz umiejętność operowania słowem i zdolność do kreowania złożonych bohaterów. Plastyczność opisów jest także widoczna przy kreśleniu obrazu XIX-wiecznego Sztokholmu, gdzie spędzamy melancholijny wiosenny wieczór na placu Gustawa Adolfa, stoimy na nadbrzeżu Blasieholmen a „ciemne wody Strömmen bryzgają popielato białą pianą”. Sama historia jest na tyle nieuchwytna, ze może być interpretowana na wiele sposobów - niczym obraz, którym wydaje się być rzeczywistość. „Zabłąkania” Söderberga złożone są z emocji, grzechu i odkupienia, z decyzji nie zawsze rozsądnych i z melancholii. Nie nam oceniać natomiast bohaterów, my możemy tylko zatopić się w języku powieści i zastanowić się nad odkupieniem.
Jak było naprawdę? „Piłat zatem zapytał lud, który się zebrał: "Kogo mam wam ułaskawić: Jezusa Barabasza czy Jezusa zwanego Mesjaszem...