Fryderyka jest typową nastolatką, która, jak - przystało na jej wiek - ma muchy w nosie. Wokół jest przecież tyle powodów do niezadowolenia! Rozwiedzeni rodzice - mama zwana Batmatką, bo jej pasją są nietoperze i ojciec - wiecznie nieobecny w domu nudny prawnik. Ekscentryczna macocha. Wakacje ze wspomnianą macochą na odludziu, w brzydkiej ruderze pałacowej (swoją drogą aż dziwne, że tamtejsze pająki nie zabiły Fryderyce much w nosie). Nawet własne imię jej się nie podoba. Po prostu dramat.
Jednak w miarę trwania wakacji okazuje się, że nie jest aż tak źle. Fryderyka zaczyna się ciut lepiej dogadywać z macochą, poznaje nowych ludzi. Muchy z nosa wyfruwają niepostrzeżenie jedna po drugiej. Jest ciekawie, momentami nawet za bardzo. Występują liczne elementy rodem z horroru (nietoperze, stukanie do drzwi, cmentarz, zjawy itd.), ale ukazane humorystycznie. Prawdziwą grozę budzi jedynie żywy człowiek - chłopak, który we własnych oczach uchodzi za prawdziwego patriotę. Znamy takich, prawda?
W świecie z kartek powieści nawet przedmioty mają duszę. Nie chodzi, bynajmniej, wyłącznie o stare żelazka. Przedmioty wydają się być żywe na równi z ludźmi. Uroku lekturze dodają również piękne opisy przyrody, jak choćby ten:
Wiatr kołysze wysokimi drzewami, osłaniając dziewczyny cienistą zasłoną. Miło tu odpoczywać od letniego skwaru, mając przed sobą bezkresną zieloną przestrzeń, zalaną złocistym słońcem jak roztopionym masłem.
Wspomniane nieco nostalgiczne opisy natury, elementy grozy ukazane na wesoło, przedmioty z duszą - wszystko to sprawia, że świat przedstawiony na stronach powieści wydaje się jakby z pogranicza jawy i snu. To sprawia, że od lektury trudno się oderwać.
dr Kalina Beluch
To ja, Zosia. Ja o Was nie zapomniałam. I mam nadzieję, że Wy o mnie też nie. Lubicie zimę? Zimą to dopiero są niespodzianki! Na przykład szron na wszystkich...
Z nadejściem września rusza szkółka jeździecka. Niepozorny koń fryzyjski Aprilek zawsze marzył, żeby pracować z dziećmi. Pewnego dnia okazuje się...