Prawda jest tylko jedna. Trzeba ją szanować i czasem zachowywać dla siebie.
Prawdziwe finanse. Wielkie pieniądze. Wpływowi ludzie. Wkraczamy w świat ogromnych pieniędzy i ludzi, którzy nimi w różnoraki sposób obracają. Są nimi inwestorzy, próbujący szybko zarabiać miliony, są kontrolujący działanie rynku urzędnicy, od których decyzji zależy sukces lub klęska rekinów biznesu. Są politycy, próbujący uszczknąć z milionowego tortu, ile się da, wydawcy, których misją jest nie tyle rzetelne informowanie, co zarabianie w każdy możliwy sposób, również poprzez świadome przemilczenie.
Wyrok Mariusza Zielke jest pouczającą wycieczką do świata zupełnie obcego dla przeciętnego zjadacza chleba. Dla tego, który myśli, za co kupić świąteczne prezenty, jak spłacić kredyt zaciągnięty na przeciętny, niedrogi samochód, jak wyremontować wspaniałe mieszkanie, w którym wszystko powoli się sypie. Istnieje jednak inny świat, do którego wstępu „maluczcy” nie mają. Niektórzy spoza tej krainy mają jakąś jej istnienia świadomość, inni jej nie zauważają, a wszelkie poszlaki wskazujące na istnienie świata nieuczciwie zdobywanych fortun traktują jak mało zabawną teorię spiskową, wymyśloną przez szaleńców i oszołomów.
Rozpoczyna się wielka akcja urzędników przeciwko firmie Consulting Partners, szykującej się do giełdowego debiutu. Polecenia płyną z tzw. "góry", tak naprawdę jednak nie wiadomo, od kogo. Rusza machina urzędnicza i propagandowa. Jak lawina, mająca wywołać szok, przysypać, zmieść z powierzchni ziemi, wyrównać. Na CP sypią się gromy: złodzieje, kombinatorzy, przestępcy, mający powiązania z rosyjską mafią na Cyprze. Umiejętnie dawkowane przecieki do prasy mają zmiękczyć i pozytywnie do sprawy nastawić opinię publiczną. Dać sygnał rynkowi, jaki jest kierunek działań. Podobno w sprawę zaangażowane są ABW, CBA, Interpol i inne tajne, odmawiające jakichkolwiek komentarzy służby. Dwóch szefów CP zostaje aresztowanych na tak od lat modne w demokratycznej Polsce trzy miesiące. Bo są, podobno, wobec jakieś wielce prawdopodobne podejrzenia. W kraju, w którym wolność cenią i szanują wszyscy, szczególnie przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, wyrazem tego są zapełnione areszty śledcze z setkami podejrzanych, przeciwko którym niespiesznie próbuje zebrać się dowody winy.
Jakub Zimny, dziennikarz "Expresu Finansowego", zajmuje się „śliskimi” sprawami wielkiego biznesu. Tym razem przygląda się podejrzanej firmie Genetics i interesom związanego z nią magnata, Zenona Maciarza. Przełożeni proponują Zimnemu (oczywiście jest to propozycja z gatunku tych nie do odrzucenia) zająć się sprawą CP. Na podstawie dostępnych materiałów, w tym przecieków, powstaje artykuł oskarżający szefów Consulting Partners.
Prokurator Ewelina Talar specjalizuje się w trudnych sprawach finansowo-biznesowych. Z mozołem, dzięki ciężkiej pracy powoli pnie się w górę po szczeblach kariery. Trafia do utworzonego w pośpiechu zespołu operacyjnego w prokuraturze, zajmującego się sprawą CP. Sprawa o kryptonimie „Stalker” jest podobno od czterech miesięcy prowadzona przez ABW.
Kuba Zimny, Ewelina Talar i inni, w różny sposób zamieszani lub zawodowo powiązani z aferą firmy Consulting Partners ludzie szybko zaczynają się orientować, że cała sprawa jest naciągana i bardzo podejrzana. Aresztowanie tylko dwóch członków zarządu CP i pozostawienie trzeciego z nich, Andreasa Holdnera, na wolności; bardzo słabe merytorycznie zarzuty wobec oskarżonych; gorączkowy pośpiech działań; milczenie innych służb - coraz ciekawsze fakty, które zaczynają wypływać na wierzch, pokazują "drugie dno" afery. Pragnący dojść do prawdy Zimny traci posadę w swojej gazecie. Prokurator Talar czuje, że musi być bardzo ostrożna. Wszystko gmatwa się coraz bardziej, kiedy zostaje brutalnie zamordowana główna księgowa KDI, domu maklerskiego, który wydaje się odgrywać niemałą rolę w całej sprawie.
Powieść Mariusza Zielke nie jest wcale łatwa w lekturze, przede wszystkim we wstępnej części. Początek książki to nagromadzenie nazwisk, spraw finansowych, tajników funkcjonowania firm takich jak domy maklerskie czy firmy konsultingowe, działające w branży upadłościowej. To rozpoczęcie kilku dopiero w dalszej części książki zazębiających się wątków. Później sam styl pisania, płynność akcji i sposób opisu ulegają znacznej poprawie. Autor czuje się coraz pewniej, „łapie wiatr w żagle”. Doświadczenie dziennikarskie Zielkego z pewnością mu w tym pomaga. Z dużą wprawą autor opisuje kulisy funkcjonowania prasy, firm z branży finansowej, urzędów związanych z giełdą, prokuratury. Nie jest to obraz przyjemny. To świat ludzi, dla których własny interes stoi ponad wszystkim. Wyrafinowana i trudna do sformułowania prostych oskarżeń korupcja; podejrzane powiązania personalne, zwane "relacjami biznesowymi" pomiędzy prywatnymi biznesmenami a ważnymi urzędnikami; wpływanie na funkcjonowanie urzędów i spraw służbowych, motywowane ochroną interesów własnych i znajomych; „zamiatanie pod dywan” rzeczy niewygodnych; działanie na pograniczu prawa i poza jego granicami - Zielke pokazuje funkcjonowanie III RP, odrodzonego po 1989 roku polskiego państwa. To obraz pełen podejrzanych interesów, łapówkarstwa, kolesiostwa, manipulacji, złodziejstwa na wielką skalę. Ci, którzy biorą udział w całym procederze, nie są (bo nie mogą) być "czyści". Człowiek kierujący się wzniosłymi zasadami nie ma tu czego szukać. Tu liczą się interesy, lojalność tylko wtedy, kiedy coś z niej wynika. Wrogiem staje się ten, kto przeszkadza, przyjacielem ten, który daje zarobić. Korupcja jak rak toczy państwo i wielkie firmy, również te renomowane, audytorskie. Nie liczy się prawda, tylko zyski.
Taki system nie powstaje z dnia na dzień, wymaga sprzyjających warunków, pomocy osób wpływowych. Ciekawa jest pewna obserwacja, wyrażona na stronach powieści: z osób niewygodnych czyni się "oszołomów" i wariatów. Czy to nie przywodzi na myśl sposobu funkcjonowania mediów? Dlaczego jednych za lżejsze słowa się kamieniuje, innych za nieskrywaną pogardę i chamstwo szanuje i stawia za wzór? Wszystko zdaje się zależeć od tego, co w danej chwili przynosi zysk. Od tego, co chce się ukryć i kogo chce się zdyskredytować.
Odgrywający w Wyroku ważną rolę nadkomisarz Stańczyk zauważa, że ten świat jest chory. Kiedy patrzy na swoje otoczenie, dochodzi do niepokojących wniosków: jaki sens ma praca w policji, jeśli przełożeni i decydenci sami są przestępcami? Często na większą skalę niż ci, których policja może łapać bez obaw.
Powieść jest rzeczywiście dobra, ale nie idealna czy na najwyższym światowym poziomie, jak głosi się na okładce. Nieco jej brakuje do stylu najwybitniejszych przedstawicieli gatunku. Dialogi często są mało autentyczne, zwłaszcza na początku. Nie przepadam w literaturze za wulgaryzmami, jednak sposób wyrażania się bohaterów powieści jest raczej literacki niż życiowy. Tak mówią ludzie kultury, a i to w naszych szybko prymitywizujących się w sferze języka czasach nie wszyscy. Sylwetki postaci są miejscami przerysowane, zwłaszcza tych dobrych. Są oddani sprawie, pracowici, gotowi do poświęceń, popełniający błędy, ale mający na to jakieś wygodne uzasadnienie. Ci źli to kombinatorzy do kwadratu, osobnicy pozbawieni skrupułów i zasad, poza jedną: więcej szmalu. Trochę ten czarno-biały obraz łagodzi sposób przedstawiania niektórych sytuacji z punktu widzenia konkretnej postaci, pewnej, że to ona właśnie ma rację i jest pozytywnym bohaterem wydarzeń. Nie najlepiej rozwiązany został wątek romantyczny. Psychologicznie jest zrozumiały, ale niezbyt trafnie opisany. Relacje międzyosobowe są dziwnie przedstawiane, na przykład prokurator Talar żyje z osobą, której praktycznie nie zna i się tym za bardzo na co dzień nie przejmuje. Wystarcza jej udany seks raz na jakiś czas. Ale może to kwestia optyki. Może w świecie pracocholików relacje międzyludzkie schodzą na plan dalszy, a potrzeby kobiet i mężczyzn sprowadzają się do zwykłej biochemii i fizjologii? Wątek przebiegłego seryjnego mordercy jest ciekawy lecz ma się wrażenie, że służy on przede wszystkim skomplikowaniu i dodatkowemu urozmaiceniu fabuły. Próba wniknięcia w jego umysł jest raczej materiałem na osobną książkę, mało pasuje do reszty powieści. Trochę z mojego punktu widzenia niepotrzebnym zabiegiem są niektóre nazwiska postaci: Stańczyk, Zimny, Klasyk. Mają być symboliczne, tylko tak naprawdę nie jest to chyba niezbędne.
Powieść można czytać jako historię osadzoną w realiach Polski współczesnej, można również potraktować jako wymyśloną, sensacyjną opowieść, rozgrywającą się w jakimś dziwnym europejskim kraju. W obu wypadkach czas poświęcony lekturze nie będzie stracony.
Pewne niedociągnięcia nie sprawiają, że powieść czyta się źle. Jest tak, że im dalej, tym fabuła bardziej wciąga, akcja nabiera tempa i z coraz większą ciekawością oczekujemy kolejnych wydarzeń. Wyrok to powieść, którą zdecydowanie warto przeczytać. Można spojrzeć dzięki niej z nowej, nieco mniej naiwnej perspektywy na otaczający nas piękny, nowoczesny i sprawiedliwy świat, na spływające na nas co dnia pełne nadziei medialne doniesienia. To powieść o mechanizmach władzy i wielkiego biznesu. O cenie, jaką tak naprawdę płacimy wszyscy za „sukces” niewielu.
Ona, On i ten trzeci – manipulator i morderca. Jaką grę prowadzi? Dlaczego Oni stali się celem? Czy na pewno są bez winy? Kto przekroczy granicę...
Roman Wolak bez wątpienia jest draniem, który dzięki dobrym kontaktom z dawną esbecją, układom i łapówkom dorobił się fortuny na kontraktach z państwem...