Bywają książki kiepskie, które - rozdmuchane nachalną reklamą - stają się bestsellerami. Ale są też książki dobre, które omija promocja, a są warte przeczytania. Jedną z takich właśnie książek jest Winda Magdaleny Knedler, autorki o niesamowicie ostrym piórze. Jej powieść jest złożona z fragmentów biografii mieszkańców pewnego wrocławskiego wieżowca. Bohaterowie spotykają się w windzie i niejako wymieniają doświadczeniami, a ich pokrętne losy splatają się ze sobą.
Na uwagę zasługuje przede wszystkim zmysł obserwatorski autorki, umiejętność szkicowania postaci, która sprawia, że ci zapadają w pamięć. Magdalenę Knedler cechuje też doskonały słuch, co pozwala jej na doskonałe oddanie sposobu wypowiadania się postaci, co także stanowi znakomity element charakterystyki.
Winda pokazuje, że mieszkając w bloku, jesteśmy skazani na towarzystwo innych - zgodnie z zasadą: nikt nie jest samotną wyspą. Czasem wystarczą przelotne spojrzenia, mamrotane niewyraźnie „dzień dobry”. Czasem rodzą się prawdziwe przyjaźnie, wybuchają zmysłowe romanse i wielkie miłości. A wszystko to w zamkniętym środowisku stworzonym przez architekta. To dziwne, jak przypadkowi ludzie, którzy znaleźli się w jednym budynku, zaczynają budować ze sobą relacje. W innych okolicznościach być może nigdy by się do siebie nie zbliżyli, tak bardzo się bowiem różnią. Pochodzą ze skrajnie odmiennych środowisk, a jednak coś ich łączy. Może przede wszystkim to, że są ludźmi. Człowiek to rzeczownik, a rzeczownikami rządzą przypadki...
Obserwując mijanych codziennie sąsiadów, próbujemy dopisywać im biografie, odkrywać tajemnice przeszłości, zainteresowań, wykonywanych zawodów. Magdalena Knedler na przykładzie spotkań w windzie pokazuje, że pozory mogą mylić. Wypracowany wizerunek może być jedynie na pokaz, na potrzeby pracy. W sercu mogą czaić się zupełnie odmienne pragnienia. Stąd ciekawy zabieg obserwacji bohaterów z różnych perspektyw. Opinie bywają skrajnie odmienne, co każe nam nieustannie modyfikować sposób odbierania danej postaci. W efekcie okazuje się, że nie ma jednej charakterystyki. Postaci zmieniają się zależnie od tego, kto na nie patrzy i z kim są w relacji. Stała jest tu jedynie winda, która na szczęście „rzadko się psuje”. Jest to jedyne miejsce, w którym bohaterowie mogą się spotkać. Ograniczona przestrzeń wymusza przekroczenie pewnej granicy intymności, nawiązanie kontaktu wzrokowego, poprowadzenie dialogu, bycie ze sobą. To tu rodzą się prawdziwe przyjaźnie i miłości między sąsiadami.
Bohaterowie walczą o prawo do szczęścia, do życia w zgodzie ze sobą, co wcale nie jest takie oczywiste choćby ze względu na presję ze strony otoczenia, rodziny, współpracowników. Nie zawsze udaje im się też pokonać największą bolączkę współczesnego świata – samotność w tłumie. Tytułowa winda pozwala uświadomić im, że zmiany są nieuniknione, że należy walczyć o siebie, inaczej pozostaje tylko pusta egzystencja, pozbawiona głębszego sensu.
To nie jest łatwa lektura. Autorka zmusza czytelnika do wysiłku, do głębszej refleksji. Nie daje mu gotowych rozwiązań. Nie o tanią rozrywkę tu bowiem chodzi.
...I wreszcie prosisz setny raz. Wstajesz, zwijasz dłoń w pięść i czujesz już tylko agresję. A przecież prosiłaś. Prosiłaś grzecznie. Moim zdaniem tak...
W poszukiwaniu życiowego azylu większość z nas wyjechałaby na Południe. Adela Henert wybiera przeciwny kierunek - sprzedaje położony na skale domek, z...