Fani twórczości Davida Walliamsa, zanim jeszcze otworzą kolejną książkę tego autora, z pewnością domyślają się, że będzie on chciał czytelnikom – czasem w prosty, a czasem w bardziej zawoalowany sposób – przekazać najważniejsze życiowe prawdy. Tak bowiem było w Demonicznej dentystce i Panu Smrodku. Tym samym sposobem budowania narracji posłużył się też autor w Babci Rabuś, Chłopaku w sukience i Szczuroburgerze. Nie inaczej jest w najnowszej, opublikowanej nakładem Domu Wydawniczego Mała Kurka, publikacji Walliamsa – w Wielkiej ucieczce Dziadka.
Tytułowy Dziadek, Arthur Bunting, jest rzeczywiście człowiekiem w podeszłym wieku. Chociaż fizycznie nie brakuje mu wigoru, to pamięć i umysł zaczynają mężczyźnie płatać coraz większe figle. Na początku problemy dotyczyły spraw błahych, na które zarówno Dziadek, jak i jego rodzina, mogli machnąć ręką. Jednak gdy Dziadek przestał odróżniać przeszłość od teraźniejszości – czy należałoby raczej rzec: zaczął traktować przeszłość jako teraźniejszość - sytuacja zaczęła się komplikować. Arthur Bunting w trakcie II wojny światowej służył w RAF-ie – Królewskich Siłach Powietrznych. Był podpułkownikiem, pilotem spitfire’a, zasłużonym i odznaczony medalem bohaterem Bitwy o Anglię. Wojenne wspomnienia mocno odcisnęły się w świadomości Dziadka – do tego stopnia, że z wiekiem stały się one jedyną, oczywistą teraźniejszością. Wnuczek Arthura, Jack, chłopiec nieśmiały i skryty, podziwia i najbardziej na świecie kocha swojego Dziadka. Fascynują go samoloty – sam skleja i maluje modele, które następnie zawiesza w swoim pokoju. Chłopczyk zdaje sobie sprawę z tego, że ze zdrowiem Dziadka jest coraz gorzej, ale za nic w świecie nie chce dopuścić do tego, by Arthur Bunting znalazł się w domu starców. Jednak nocnych eskapad Dziadka, wspinania się po dachach budynków i ucieczek z domu nie można ignorować. Za namową podejrzanego i niezwykle bogatego pastora, rodzice Jacka postanawiają przeprowadzić Dziadka do „Zmierzchu Życia” – domu (podobno) spokojnej starości.
W swojej kolejnej książce, kierowanej przede wszystkim do młodych odbiorców, David Walliams naświetla kilka bardzo ważnych i towarzyszących na co dzień wielu czytelnikom problemów. Lekko, ale też bardzo bezpośrednio opisuje starość, która zazwyczaj nie przypomina usłanej różami emerytury, spędzanej na Karaibach, ale z którą zazwyczaj związana jest przede wszystkim walka z chorobami – w przypadku Dziadka najprawdopodobniej z Alzheimerem – i z samotnością. Barry, syn Dziadka, a ojciec Jacka, raczej nie odwiedza swojego „szalonego” taty. „Podrzuca" mu tylko wnuka, który tak naprawdę jako jedyny w tej rodzinie jest w stanie stanąć murem za Dziadkiem, wyczuć jego pragnienia i wesprzeć go w potrzebie.
Kolejnym problemem naświetlonym przez autora są kwestie spadków i pieniędzy należących do staruszków, po które wyciągają ręce osoby najmniej z nimi związane. Oszustwa, z jakimi wiąże się często realizacja testamentów, wyłudzanie pieniędzy, mamienie obietnicą solidnej opieki w zamian za powierzenie spadku – to problemy aktualne i powszechne w naszych czasach.
Może zabrzmi to banalnie, ale Jack jako jedyny rozumie swojego Dziadka właśnie dlatego, że jest dzieckiem, a dziecko wiele spraw przyjmuje za pewnik, nie zastanawia się nad „drugim dnem" wielu kwestii, nie doszukuje się aluzji. Nie traktuje Dziadka jak zdziecinniałego tetryka, starca, któremu brakuje piątej klepki, czy też ciężaru, z którym trzeba sobie jakoś „poradzić”. Chłopiec kocha Dziadka bezwarunkowo i jest gotowy zrobić dla niego wszystko. Bo tylko Dziadek ma dla niego czas, Dziadek zaraził go pasją do samolotów, tylko u Dziadka może poczuć się jak w domu. Opowieści o walkach podczas wojny, o podniebnych lotach i misjach spitfire’a przekazywane przez Dziadka fascynują Jacka. Chłopak bez trudu odnajduje się w historiach Dziadka, słucha ich z otwartymi ustami i marzy, by kiedyś wraz z Dziadkiem wznieść się w spitfire’rze w niebo. Leć, leć w przestworza! – to ulubione powiedzenie Dziadka.
W książce nie zabrakło, oczywiście, elementów humorystycznych i żartów sytuacyjnych – związanych zwłaszcza z perypetiami staruszków podczas ucieczki z domu starców czy też licznych, zabawnych sytuacji w sklepie Raja. Zresztą już choćby dialogi, jakie Dziadek prowadził z panią Bagatelą – mieszkanką „Zmierzchu Życia” – czy z Rajem – właścicielem kiosku ze słodyczami – wprawią czytelników w dobry nastrój.
Wielka ucieczka Dziadka to także niezwykła szata graficzna. Oprócz bardzo dobrze komponujących się z treścią powieści fotografii dziadka Davida Walliamsa i samego autora na tle spitfire’ów, w książce znalazły się także znakomicie oddające nastrój publikacji czarno-białe ilustracje Tony’ego Rossa. To jednak nie wszystko! Wnętrze okładki (druga i trzecia jej strona) są kolorowe i przedstawiają panoramę miasta – współczesnego i dawnego – wraz z pędzącymi nad nią spitfire’ami. „Smaczku" dodaje ułożona na kształt samolotu nota zawierająca dane techniczne i informację o prawach autorskich do książki. Udanym, zastosowanym także w poprzednich książkach Walliamsa, zabiegiem jest zastosowanie zróżnicowanego liternictwa – różnych czcionek i ich wielkości – w przypadku wielu słów – zwłaszcza tych dźwiękonaśladowczych.
Wielka ucieczka Dziadka to opowieść chwytająca za serce. Tym bardziej, że przedstawione w niej wydarzenia – te przeszłe i te współczesne – będą bliskie wielu czytelnikom, których dziadkowie czy pradziadkowie walczyli podczas drugiej wojny światowej. Dziadek Jacka powoli odchodzi – chociaż fizycznie jeszcze radzi sobie nieźle, mentalnie jest już z głową w chmurach. To powolne umieranie – właściwie jeszcze za życia – bardzo dotyka Jacka, ale dotknie także wielu czytelników. David Walliams pięknie opowiada o przemijaniu, o tym, że wszystko ma swój czas i miejsce (nie szkodzi, jeśli czasami pomyli się nam chronologia). Najważniejsze to doceniać i cieszyć się wspólnymi chwilami spędzonymi z najbliższymi, bo tak naprawdę nie wiemy, ile nam tego czasu jeszcze zostało.
Zaprzyjaźniliście się z najgorszymi dziećmi świata. Robiliście psikusy najgorszym nauczycielom. A teraz rozśmieszą Was do łez najgorsi rodzice! Rozejrzyj...
Najlepsza brytyjska książka dla dzieci w roku 2014! Ciotka Alberta to najstraszniejsza ze wszystkich cwanych ciotek, jakie chodziły po ziemi. Nosi czapkę...