„Wędrowiec z tundry” Jiro Taniguchiego składa się z siedmiu krótkich opowiadań. Pierwsze trzy opowieści łączą się ściśle z twórczością Jacka Londona. Dwie z nich nawet nawiązują bezpośrednio do autora i jego powieści. No i jak to u Jacka Londona, akcja oczywiście toczy się na Alasce, podczas srogiej zimy.
Bohaterowie zmagają się z nieprzyjaznymi warunkami i jednocześnie ze słabościami swoich charakterów. Taniguchi ilustruje to zmaganie się z przyrodą, walkę z nią i próby jej okiełznania, naszą małość i bezsilność wobec sił natury, niejednokrotnie bardzo okrutnych; bezradność wobec tych paru prostych zasad, którymi kieruje się świat przyrody i do których człowiek musi się dostosować chcąć w niego wtargnąć. Niestety wejście w świat przyrody z całkowitą akceptacją zasad nią rządzących powoduje nieodwracalne konsekwencje. Czasem okazuje się, że najgroźniejszym wrogiem nie są dzikie zwierzęta czy ekstremalny mróz, lecz towarzysz podróży.
Przyroda potrafi złamać człowieka, podporządkować go sobie, zmusić do uległości i czasem jedynym sposobem żeby zachować człowieczeństwo jest nie walka, ale ucieczka. Taką drogę wybiera zresztą sam Jack London, bohater tytułowej opowieści. Pamiętam, że jako chłopiec zaczytywałem się w powieściach Jacka Londona. Świat w nich przedstawiony był mi całkowicie obcy, wręcz egzotyczny, ale jego surowość i okrucieństwo niezmiernie przyciągały. Ludzkie charaktery przedstawiane przez Londona, poddane okrutnej próbie trudnych warunków na długo zapadały w pamięć młodego chłopca. Bardzo się ucieszyłem, gdy w drugiej historii zilustrowanej przez Jiro Taniguchiego rozpoznałem fragment „Białego Kła”.
Pomyślałem, że przyjemnie będzie powrócić choć na chwilę do jednej z ulubionych książek z dzieciństwa. Nie spodziewałem się jednak, że po tylu latach londonowski epizod z książki przygodowej wywrze na mnie tak duże wrażenie. Opowiadanie „Biały zew” bezlitośnie obrazuje jak bezradny potrafi być człowiek, gdy musi poradzić sobie bez pomocy różnorodnych zdobyczy techniki, pozostawiony sam na sam z dziką naturą. Jednocześnie we wszystkich tych opowiadaniach przeraża okrucieństwo i zimna logika, która rządzi prawami świata przyrody. Doskonale w dwie pierwsze historie wspisuje się trzecia pt. „W góry”. Różni się od poprzednich, gdyż tym razem autor przenosi nas do Japonii, do początku XX wieku.
Taniguchi udowadnia nam, że nie jest ważne, gdzie żyjemy i w jakim świecie przyszło się nam wychować, gdyż wszędzie człowiek staje przed tymi samym wyzwaniami. Autor ilustruje pojedynek ludzkiego sprytu i inteligencji ze zwierzęcym instynktem i ogromną siłą. Podstarzały myśliwy musi zmierzyć się z własnymi lękami i zmorami z przeszłości. Z przeżyciami przed którymi nie można ucieć, lecz którym prędzej czy później trzeba stawić czoło. W sytuacji, gdzie pozostaje wybór pomiędzy egzystencją w marazmie a szansą na rozliczenie z przeszłością, rzuca na szalę swoje życie, by pokonać największe lęki i tkwiące w sercu zadry. Opowiadanie zachowuje wszelkie prawidła londonowskiego stylu: bohater o niezwykłej sile charakteru, srogie zimowe warunki, próba pokonania swoich słabości nie tylko fizycznych ale może przede wszystkim psychicznych.
Rysowniczy kunszt Jiro Taniguchiego najbardziej ujawnia się w opowiadaniu „Wyspa Kaiyose”. Autor perfekcyjnie oddaje za pomocą rysunku to czego nie sposób ująć słowami – uczucia. Te czasem tak ciężko uchwytne i trudne do opisania momenty, gdy przez naszą głowę przebiegają dziesiątki skojarzeń i setki myśli, on potrafi uchwycić w jednym wyrazie twarzy, w jednym grymasie, w błysku oka, opuszczonej głowie, spojrzeniu, ułożeniu ciała. Z całego zbiorku nad tym opowiadaniem zatrzymałem się najdłużej i zdecydowanie najwyżej je oceniam.
W „Powrocie do morza” młody badacz wielorybów obserwuje uważnie życie tego coraz mniej licznego gatunku. Stara się poznać dokładnie zwyczaje tych olbrzymów. Podąża nawet za jednym z nich w owiane legendą miejsce zwane cmentarzyskiej wielorybów, chce za wszelką cenę pojąć jak zwierzę odnajduje drogę do dziwnego miejsca i czym się przy tym kieruje? Chce zgłębić istotę rytuału odejścia. Jednak czy człowiek ze swoimi ograniczeniami będzie w stanie kiedykolwiek pojąć niepojęte tajemnice przyrody? Czy może pozostanie mu tylko rola zdziwionego obserwatora, który nie będzie potrafił przełożyć swoich obserwacji na zrozumiały dla innego człowieka język? Może czasem jedyne co pozostaje, to niemy zachwyt?
We wszystkich opowiadaniach Jiro Taniguchiego przewija się refleksja nad przemijaniem i jednoczesnym odradzaniem się życia. Nad zmaganiem się człowieka z przyrodą i próbą zrozumienia jej, ujęcia w stworzone przez nas ramy. Od niepamiętnych czasów staramy się zgłębić tajemnice, które w sobie chowa, a które człowiek może zaledwie musnąć, ale z pewnością nie zrozumieć. „Wędrowiec z tundry” to wspaniała lektura, którą gorąca polecam. To kolejny komiks na naszym rynku, który przeczy stereotypowemu podejściu do tej formy sztuki traktowanej jednak ciągle jako niezbyt poważna rozrywka dla dzieciaków.
LUCEK
U progu Ery Meiji dwóch samurajów - Manzo Shiotsu i Hikosaburo Soma wyrusza do Stanów Zjednoczonych, by tam zacząć wszystko od nowa...
Nakahara Hiroshi jest businessmanem mieszkającym z żoną i dziećmi w Tokio. W drodze do domu wsiada do niewłaściwego pociągu, który zamiast do stolicy zmierza...