Huragan Katrina to jedna z największych klęsk żywiołowych, jakie nawiedziły Stany Zjednoczone. Zniszczenia, których dokonał żywioł, wielomilionowe straty, dramaty ludzi i ich niewyobrażalne tragedie za sprawą mediów mogliśmy śledzić w drugiej połowie 2005 roku. Prawdopodobnie żadna relacja nie ukaże tego niszczycielskiego zjawiska w pełni. Autor książki W uścisku Katriny przeżył jednak huragan na własnej skórze i chce opowiedzieć czytelnikom swoją historię.
Kuba Kucharski, autor i narrator książki W uścisku Katriny, marzył o tym by zwiedzić, a może i na stałe pozostać w Stanach Zjednoczonych. Pragnienie to udaje mu się urzeczywistnić w czerwcu 2005 roku, gdy wraz z Markiem, swoim przyjacielem ze studiów, a także poznanymi na targach pracy dziewczynami – Asią i Martą – wyruszył do Nowego Orleanu, gdzie miał podjąć pracę w parku rozrywki Six Flags. A wszystko to w ramach wyjazdu Work&Travel.
Program studencki pozostawia wiele do życzenia. Zarobione pieniądze nie mogą pokryć kosztów wyjazdu, utrzymania, zakwaterowania, wyżywienia, nie mówiąc już o podróżowaniu czy zwiedzaniu Stanów Zjednoczonych. Także Nowy Orlean niespecjalnie przypada autorowi do gustu. Chociaż jest ponad półmilionowym miastem, to wydaje się, jakby czas zatrzymał się tam pod koniec ubiegłego wieku. Wszechobecne śmieci i zupełnie inne podejście mieszkańców niż chociażby w przypadku nowojorczyków – nie przekonują autora, nie pragnie raczej pozostać tu dłużej, niż to konieczne. Kuba jednak zaczyna się wahać, gdy rodzi się w nim uczucie do Sylwii. Autor decyduje się zostać w Nowym Orleanie, tam kontynuować pracę i budować szczęśliwy związek z piękną dziewczyną. Jednak do południowowschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych zbliża się huragan. Uderza w Nowy Orlean w nocy 28 sierpnia. Na szczęście autor wraz z grupą polskich kolegów i koleżanek zdołał ukryć się na stadionie Superdome, mającym zapewnić bezpieczne schronienie mieszkańcom miasta, którzy nie mieli możliwości bądź środków, by na czas się ewakuować.
To, co przeżywają autor i jego przyjaciele na stadionie w następstwie huraganu, jest prawdziwą gehenną. Strach, niepewna przyszłość, brud, brak wody, rosnące zniecierpliwienie, rozgoryczenie i rozpacz stłoczonych w Superdome ludzi – w przeważającej mierze Afroamerykanów – rodzą agresję i najpodlejsze zachowania. I chociaż autorowi i grupie jego znajomych udało się przeżyć potężny huragan, to ich życie wciąż wisi na włosku. Strzelaniny, kradzieże, bójki i morderstwa stają się w Superdome codziennością. Autor wraz z przyjaciółmi marzy już tylko o tym, by za wszelką cenę i jak najszybciej opuścić stadion…
Trudno w książce doszukiwać się kwiecistych metafor czy wysublimowanego języka. Nie takie zresztą było założenie autora. Kuba Kucharski relacjonuje to, co na kilka tygodni stało się jego codziennością, swą walkę o przetrwanie. Książka aż wrze od emocji i dynamicznych zdarzeń. Autor opisuje wszystko, czego doświadczył, co przeżył na własnej skórze, a czyni to potocznym językiem, nie unikając wulgaryzmów. Kuba Kucharski pisze to, co myśli, opisuje, co zobaczył i czego nigdy nie zapomni. Wytyka błędy, ale także przyznaje się do własnych przewinień. Igra z poprawnością polityczną, ale kto myśli on niej w chwili największego zagrożenia?
Obok relacji autora znalazło się w książce także sporo fotografii z prywatnego archiwum Kuby Kucharskiego czy ogólnodostępnych źródeł. Zdjęcia przedstawiają Nowy Orlean przed i po przejściu huraganu Katrina. Fotografie świetnie współgrają z bogatą, obfitującą w wydarzenia narracją, dając czytelnikowi dobre wyobrażenie opisywanych miejsc i sytuacji.
W uścisku Katriny to szczegółowa relacja, niemalże dziennik z podróży i tragicznych wydarzeń spowodowanych huraganem. Gdyby opisywane wydarzenia nie miały miejsca w rzeczywistości, można byłoby powiedzieć, że stanowią to świetny materiał na wciągającą i trzymającą w napięciu powieść akcji. Książkę czyta się błyskawicznie, z zapartym tchem śledząc losy opisywanych osób. Trudno oderwać się od lektury. Autor udowadnia, że chociaż spełnianie marzeń warte jest poświęceń i niewygód, to zawsze warto wcześniej chłodno i zdroworozsądkowo podejść do proponowanych rozwiązań. Nie zawsze bowiem dopisywać nam będzie szczęście.