Alison wraz z siostrą Tracy i ich partnerami spędzają, miły, beztroski wieczór przy grillu. Żadne z nich nie podejrzewa, że to ostatnie spotkanie w tym gronie i że już następnego dnia ich świat rozsypie się na milion kawałków. A to będzie dopiero początek..
Gdy dowiedziałam się, że książka "W obronie kłamstwa" to debiut autorki, nie chciało mi się w to uwierzyć. Paulina Kosznik wie jak zszargać nerwy czytelnika. Cóż to za wyśmienity kryminał, trzymający w napięciu do samego końca. Książkę czytałam zachłannie. To słowo najlepiej odzwierciedla stan moich emocji. Strona po stronie, czułam coraz większe napięcie, a gdy już wydawało się, że sprawa zaczyna się wyjasniać, wtedy bum i pojawiał się kolejny powód do nerwów. Dosłownie czułam razem z Alison te niesamowite skoki adrenaliny, stresu, rozchwiania emocjonalnego. Ta historia hipnotyzuje i sprawia, że czytelnik nią żyje. A od czego się to wszystko zaczęło? Od jednego kłamstwa z przed lat, które niczym lawina śnieżna zbierało ze sobą wszystko co napotkało na drodze. Zakończenie wcale nie sprawiło, że poczułam się usatysfakcjonowana. Wręcz przeciwnie, mało mi, chcę więcej. Bo musi być ciąg dalszy...